Anioły, z natury pogodne, lubiły zabawę. Z ziemskiego punktu widzenia bardziej odpowiednio byłoby nazwać ją “teatrem”, gdyż polegała na przybieraniu różnych postaci i form, tworzeniu nieskończonej liczby rzeczywistości, które stanowią scenę dla tych spektakli. Najbardziej lubiły bawić się w ludzi. Może dlatego, że ich kochały?
Człowiek nosił imię Emmanuel, mieszkał w krainie chłodnej, pełnej śniegu i zimnego wiatru – opowiadał Gabriel. – Nie wiem, czemu Anioły akurat jego wybrały do zwierzeń. Może ze względu na imię? Imię Emmanuel wiele zapowiada, dużo obiecuje. Anioły ukazały mu się pewnego dnia i zaczęły z nim rozmawiać. Był wśród nich jego Anioł Stróż oraz cała liczna anielska gromada.
– Dlaczego to zrobiły? Przecież to zabronione! – zaczęły przekrzykiwać się niecierpliwie młode Anioły.
– Mogę się tylko domyślać. Jak wiecie, unikam ukazywania się ludzkim Istotom w jakiejkolwiek postaci, a jeśli już muszę to czynić, wybieram Powietrze, którego nie widać – wyjaśniał Gabriel, zwany przez niektórych Najwyższym Archaniołem. – Otóż były to czasy, gdy ludzka wiara, a jak wiecie, utrzymuje ona Światłość, Niebo i Moc, stawała się jałowa. Trochę się ludziom znudziła i spowszedniała. Nie było w niej entuzjazmu i ciekawości, lecz obowiązek i przyzwyczajenie. Modlitwy recytowano na pamięć, więc utraciły siłę. Anioły musiały więc wytrącić ludzi z monotonii i jałowości…
– Jak to zrobić, powiedz, Gabrielu? – zaszemrały niespokojnie młode Anioły, aby zaspokoić ciekawość.
– Trzeba sprawić cud – odparł Gabriel.
– Cud… Cud… – przytaknęli ze zrozumieniem jego słuchacze.
– Anioły wybrały Emmanuela. Wśród swoich był on uważany za istotę bez wyobraźni i nudną, ale uchodził za człowieka pracowitego i solidnego, a więc godnego zaufania. Właśnie dlatego Anioły były pewne, że Emmanuelowi współbracia uwierzą bez zastrzeżeń, że nie posądzą go o fantazjowanie. On po prostu by tego nie potrafił. Wiedząc, iż jest pracowity, miały pewność, że spisze swe rozmowy z Aniołami, a jego księgi ludzkie Istoty czytać będą przez długie pokolenia, wzmacniając swoją wiarę w Światłość.
– Co więc nasi bracia opowiadali Emmanuelowi? – dopytywały się Anioły.
Gabriel uśmiechnął się pobłażliwie.
– …że, tak jak ludzie, mamy w Niebie swoje domy i rodziny, że nasza postać przypomina ludzką i nosimy szaty podobne ludzkim.
Anioły wybuchnęły śmiechem, ale Gabriel dokończył z powagą:
– I że posiadamy Moc, jakiej nie ma żaden z ludzi.
Ave, przypominając sobie tamte rozmowy i opowieści, domyślał się więc, że ludzkim Istotom wolno ujawniać co najwyżej cztery cząstki Prawdy o Drabinie: pierwszą – że Anioły w ogóle istnieją; drugą – że potrafią rozmawiać z ludźmi; trzecią – że gdzieś, choć nie wiadomo gdzie, jest Niebo i Drabina; czwartą – że Anioły posiadają jakąś Moc. Bliższych szczegółów na jej temat nie należało zdradzać.
Ave właśnie zdradził zakazaną cząstkę Prawdy. Co powiedzieliby na to jego współbracia z anielskiej gromady?
– Mógłbym się dowiedzieć, ale to będzie trudne – szepnął Vea, patrząc na swego bliźniaczego brata. Pragnął znów spytać, czy Ave mógłby go polubić, ale już wiedział, że w ten sposób nie zdobywa się braterskiej miłości. Właśnie zaczął za nią tęsknić, gdyż w swym dotychczasowym istnieniu Vea nie zaznał jeszcze tego uczucia. Chciał je poznać, nim przystąpi do gromady.
Annie tej nocy przyśniła się nieznajoma, która uwolniła ją z żelaznych wnyków i podarowała jej przypowieść o Rzece, kamieniu, gałęzi i piasku. Nieznajoma siedziała na pniu w głębi lasu, lecz nie był to las jesienny, lecz pełen słońca i ciepła, bez jednej, nawet najmniejszej plamy mroku. Na ramieniu nieznajomej siedział Czarny Ptak, ale nie rzucał cienia, ona zaś najwyraźniej się go nie bała, choć nie było też między nimi widać przyjaźni. Anna wyczuła, że jest to raczej rozejm, i to rozejm wymuszony przez kobietę, gdyż Czarny Ptak objawiał niepokój, który aż pulsował w jego czarnych piórach, wyzwalając jaskrawość tęczowych barw.
Nieznajoma była znów jakby przeźroczysta, ale widać było przez nią Blask i Płomienie, których w rzeczywistości nie było.
“Spalą ją!”, przeraziła się Anna, ale Blask i Płomienie nie tylko nie czyniły kobiecie żadnej krzywdy, lecz wydawało się, że dodają jej siły. Anna zrozumiała, że siła Blasku obezwładnia Czarnego Ptaka.
Ptak i kobieta toczyli rozmowę, której słów Anna nie zrozumiała, choć słyszała wszystkie dźwięki.
“Kiedy nie można zrozumieć czyjejś rozmowy, mimo że jest się w pobliżu? Ktoś coś mi mówił na ten temat, i to niedawno temu…”, myślała śniąca Anna.
Tymczasem Ptak zakrzywionym dziobem przeczesał lśniące pióra, strzepnął skrzydłami i odfrunął. Anna odetchnęła z ulgą, lecz zaraz wyczuła, że wraz z Czarnym Ptakiem nie uleciały wszelkie niebezpieczeństwa. Blask i Płomień otaczały nieznajomą, wirowały wokół niej, dotykały jej włosów, twarzy, ramion, ona zaś gestykulowała smukłymi dłońmi, jakby przemawiając do nich błagalnie. Po chwili westchnęła, pokiwała głową, uśmiechnęła się przelotnie, bez odrobiny radości i…
…spojrzała na Annę. Nieokreślone w kolorze, przejrzyste oczy znalazły się blisko jej twarzy, a ich wejrzenie było tak intensywne, że Anna zrozumiała, iż to nie sen. Leży oto w ciemnym pokoju w swoim domu, nieznajoma zaś nachyla się nad łóżkiem i patrzy na nią. Zniknęła rozświetlona słońcem polana, zniknęły Blask i Płomienie. Widziała tylko te coraz większe i większe oczy, które zajęły wreszcie całą przestrzeń pokoju.
– Powiedz mu, że nie będziemy przeszkadzać, byle nie przekroczył następnej granicy. Przekaż mu też, że poniesie karę, która będzie trwać nieskończenie długo, ale jednak się skończy – Anna usłyszała głos, który rozbrzmiewał w jej głowie jak głęboki i dźwięczny zaśpiew dzwonu. Ten dźwięk był tak potężny i natarczywy, że zerwała się z łóżka i chciała biec przed siebie.
Dotknięcie stopami chłodnej podłogi rozbudziło ją, uprzytomniła sobie, gdzie jest i co robi. Stała boso na środku ciemnego pokoju, a obok spokojnie spał Jan. W oddali usłyszała odległe bicie dzwonów.
– Dzwonią w nocy? – zdziwiła się i podeszła do okna. Na niebie połyskiwały gwiazdy i stał w pełni księżyc, od którego lśnienia noc nabrała srebrzystych barw. “Czyżbym była lunatykiem?”, pomyślała, a potem, senna i półprzytomna, powtórzyła szeptem:
“Powiedz mu, że nie będziemy przeszkadzać, byle nie przekroczył następnej granicy. Przekaż mu też, że poniesie karę, która będzie trwać nieskończenie długo, ale jednak się skończy”. Zamyśliła się: “Powiem mu. Ale komu?” Rano, przy śniadaniu, spytała Jana:
– Jaką postać przyjmują Anioły, poza znaną nam, skrzydlatą? Co pisze o tym Emanuel Swedenborg?
– Według niego, mogą przyjąć każdą postać, jaką zechcą.
– A ubranie? – drążyła Anna.
– Swedenborg pisał na ten temat bardzo dziwne rzeczy. Twierdził, że Anioły wewnętrznego Nieba są całkiem nagie i nigdy nam się nie pokazują, będąc najdoskonalszymi Istotami, i że przynależą wyłącznie do Boga. Te natomiast, które nam się ukazują, noszą szaty podobne do naszych. Anioły najbardziej rozumne mają ubrania przejrzyste i zarazem połyskujące, jakby zrobione z płomienia lub światła. Anioły niższych szczebli noszą szaty białe.
– Boże, toż to cała rewia mody! – zaśmiała się Anna, lecz zaraz spytała z powagą: – Więc istnieją Anioły bardziej i mniej rozumne? Myślałam, że wszystkie są doskonałe!
– A jednak Swedenborg pisze o nich tak, jakby i one podlegały rozwojowi, według niego niektóre są już w pełni ukształtowane, a inne przypominają nieopierzone pisklęta – mówił Jan. Przed oczami mimo woli zobaczył łabędzie, ujrzał ich lot nad stawem, usłyszał muzykę ich skrzydeł i zatęsknił do tego widoku. “Pójdę tam jutro”, postanowił.
– Może nasz Bezdomny Anioł jest właśnie takim anielskim pisklęciem i dlatego przydarzyła mu się ta nieszczęsna przygoda? – zadumała się Anna i odruchowo dodała: – Na szczęście mój Anioł jest rozumny, widziałam jego przejrzystość…
Jan zerknął z ukosa na żonę i udał, że nie słyszy.
– A teraz słuchaj… – zaczęła Anna z naciskiem, po czym dobitnie wyrecytowała: – “Nie będziemy przeszkadzać, byłeś nie przekroczył następnej granicy”. Czy to jest przesłanie dla ciebie?
– Powtórz – zażądał Jan, Anna zaś powoli, jeszcze raz powtórzyła zdanie, które słyszała we śnie.
Jan pokręcił głową.
– To nie dla mnie – odparł, o nic więcej nie pytając. Czuł, że dla dobra jego córki będą teraz w tym domu tajemnice, których nie należy dociekać.
– Chyba wiem, komu mam to powtórzyć – stwierdziła po namyśle Anna.
Włożyła płaszcz i wyszła.
Wokół opustoszałej zazwyczaj łąki, koło zrujnowanego domostwa, kłębił się tłumek mieszkańców osiedla i już z daleka dobiegł Annę gwar ich głosów. Wybijał się zdecydowany, ale zdesperowany alt babci. Zaniepokojona Anna przyśpieszyła kroku i gdy podeszła bliżej, ujrzała, że przed ruderą stoi karetka pogotowia. Bezdomny jak zwykle siedział na progu, lecz obok niego w białym kitlu stał ich osiedlowy sąsiad i zarazem lekarz z tutejszego rejonu. Z namaszczeniem, powoli mierzył Bezdomnemu tętno, patrząc równocześnie na swój zegarek, a tymczasem jego małżonka spierała się głośno z babcią. Niestety, Anna wyczuła, że pozostałe osoby – sąsiedzi z pobliskich domków, sekundują lekarskiemu małżeństwu, a nie jej matce. Może tylko Pani Sama była po jej stronie, ale nie umiała tego wyrazić inaczej, jak tylko nerwowym splataniem i rozplataniem rąk, no i swą obecnością.
– …nie wolno tego robić wbrew jego woli! – krzyczała starsza pani.
– Nie można go tu zostawić na kolejną zimę. Podobno idą ostre mrozy. Zamarznie – odpierała argumenty babci żona lekarza.
– Tu nawet nie ma pieca! – krzyknął dentysta. – A gdyby był, to przecież ten biedny głupek wywoła pożar i spłonie! Dziwię się, że do tej pory jeszcze nic takiego się nie stało!
– Właśnie – przytaknęła żona właściciela supermarketu. – Nie słyszała pani, ilu bezdomnych zamarzło ostatniej zimy, a ilu wznieciło pożary, choćby na działkach? A ten tkwi tu od tylu lat, i nikt się nim nie interesuje, ani opieka społeczna, ani władze… To bardzo dobry pomysł, proszę mi wierzyć.