Dziewczynka zadrżała, opuściła głowę.
— Niespodzianko — głos Yennefer zmienił się nieznacznie. - Zaufaj mi.
Ramię czarodziejki było ciepłe. Czarny aksamit sukni aż prosił się o dotknięcie. Zapach bzu i agrestu rozkosznie oszałamiał. Uścisk uspokajał i koił, odprężał, łagodził podniecenie, uciszał złość i bunt.
— Poddasz się testom, Niespodzianko.
— Poddam — odpowiedziała, rozumiejąc, że wcale nie musiała odpowiadać. Bo to wcale nie było pytanie.
— Ja już nie rozumiem nic a nic — powiedziała Ciri. - Najpierw mówisz, że mam zdolności, bo mam te sny. Ale chcesz robić próby i sprawdzać… To jak to jest? Mam zdolności, czy nie mam?
— Na to pytanie odpowiedzą testy.
— Testy, testy — wykrzywiła się. - Nie mam żadnych zdolności, mówię ci, gdybym miała, tobym chyba wiedziała, no nie? No, ale… A gdybym, zupełnym przypadkiem, miała zdolności, co wtedy?
— Są dwie możliwości — zakomunikowała obojętnie czarodziejka, otwierając okno. - Zdolności trzeba będzie albo wygasić, albo nauczyć cię panować nad nimi. Jeśli jesteś uzdolniona i zechcesz tego, spróbuję dać ci nieco elementarnej wiedzy o magii.
— Co to znaczy "elementarnej"?
— Podstawowej.
Były same w dużej komnacie, którą Nenneke przeznaczyła dla czarodziejki, położonej obok biblioteki, w bocznym, nie używanym skrzydle budynku. Ciri wiedziała, że komnatę tę udostępniano gościom. Wiedziała, że Geralt, ilekroć był w świątyni, mieszkał właśnie tutaj.
— Będziesz chciała mnie uczyć? - usiadła na łóżku, przesunęła dłonią po adamaszku kołdry. - Będziesz chciała mnie stąd zabrać, tak? Nigdzie z tobą nie pojadę!
— Odjadę więc sama — powiedziała zimno Yennefer, rozwiązując rzemienie juków. - I zaręczam ci, nie będę tęsknić. Mówiłam przecież, edukować będę cię tylko wówczas, gdy tego zechcesz. I mogę to robić tu, na miejscu.
— Jak długo będziesz mnie edu… Uczyć?
— Jak długo zechcesz — czarodziejka schyliła się, otworzyła komódkę, wygarnęła z niej starą skórzaną torbę, pas, dwa obszyte futrem buty i gliniany, opleciony wikliną gąsiorek. Ciri usłyszała, jak klnie pod nosem, uśmiechając się jednocześnie, zobaczyła, jak chowa znaleziska z powrotem do komódki. Domyśliła się, do kogo należały. Kto je tam zostawił.
— Co to znaczy, jak długo zechcę? - spytała. - Jeśli mi się znudzi albo nie spodoba ta nauka…
— To zaprzestaniemy nauki. Wystarczy, jeśli mi to powiesz. Albo okażesz.
— Okażę? Jak?
— Gdybyśmy zdecydowały się na edukację, będę żądała absolutnego posłuszeństwa. Powtarzam: absolutnego. Jeśli zatem zbrzydnie ci nauka, wystarczy, że okażesz nieposłuszeństwo. Wtedy natychmiast nauka się skończy. Jasne?
Ciri kiwnęła głową, łypnęła na czarodziejkę zielonym okiem.
— Po drugie — kontynuowała Yennefer, rozpakowując juki — będę wymagała absolutnej szczerości. Nie wolno ci będzie niczego przede mną ukrywać. Niczego. Jeśli więc poczujesz, że masz dosyć, wystarczy zacząć kłamać, udawać, pozorować albo zamknąć się w sobie. Jeżeli cię, o coś zapytam, a ty nie odpowiesz szczerze, będzie to również oznaczało natychmiastowy koniec nauki. Czy mnie zrozumiałaś?
— Tak — mruknęła Ciri. - A czy ta… szczerość… Czy to działa w obie strony? Czy będę mogła… zadawać pytania tobie?
Yennefer spojrzała na nią, a usta skrzywiły jej się dziwnie.
— Oczywiście — odpowiedziała po chwili. - Rozumie się samo przez się. Na tym polegać będzie nauka i opieka, którą mam zamiar nad tobą roztoczyć. Szczerość działa w obie strony. Możesz zadawać mi pytania. W każdej chwili. A ja na nie odpowiem. Szczerze.
— Na każde pytanie?
— Na każde.
— Od tej chwili?
— Tak. Od tej chwili.
— Co jest pomiędzy tobą a Geraltem, pani Yennefer?
Ciri omal nie zemdlała, przerażona własną zuchwałością, zmrożona ciszą, jaka zapadła po pytaniu.
Czarodziejka powoli zbliżyła się do niej, położyła ręce na ramionach, spojrzała w oczy, z bliska, głęboko.
— Tęsknota — odpowiedziała poważnie. - Żal. Nadzieja. I lęk. Tak, wydaje się, że niczego nie pominęłam. No, teraz możemy już przystąpić do testów, ty mała zielonooka żmijko. Sprawdzimy, czy się nadajesz. Chociaż po twoim pytaniu zdziwiłabym się bardzo, gdyby okazało się, że nie. Idziemy, brzydulko.
Ciri żachnęła się.
— Dlaczego mnie tak nazywasz?
Yennefer uśmiechnęła się kącikiem ust.
— Przyrzekłam ci szczerość.
Ciri wyprostowała się, zdenerwowana, niecierpliwie zawierciła na krześle, twardym i uwierającym w tyłek po kilku godzinach siedzenia.
— Nic z tego nie będzie! — warknęła, wycierając o stoi ubrudzone węgielkiem palce. - Przecież nic… Nic mi nie wychodzi! Nie nadaję się na czarownicę! Wiedziałam o tym od samego początku, ale nie chciałaś mnie słuchać! Nie zwracałaś uwagi w ogóle!
Yennefer uniosła brwi.
— Nie chciałam cię słuchać, powiadasz? Interesujące. Zwykle poświęcam uwagę każdemu wypowiedzianemu w mojej przytomności zdaniu i notuję je w pamięci. Warunkiem jest, by w zdaniu była choć krztyna sensu.
— Ciągle sobie kpisz — Ciri zgrzytnęła zębami. - A ja chciałam ci tylko powiedzieć… No, o tych zdolnościach. Bo widzisz, tam, w Kaer Morhen, w górach… Nie umiałam zrobić żadnego wiedźmińskiego Znaku. Ani jednego!
— Wiem o tym.
— Wiesz?
— Wiem. Ale to o niczym nie świadczy.
— Jak to? No… Ale to jeszcze nie wszystko!
— Słucham w napięciu.
— Ja się nie nadaję. Czy nie rozumiesz tego? Jestem… za młoda.
— Byłam młodsza, kiedy zaczynałam.
— Ale pewnie nie byłaś…
— O co ci chodzi, dziewczyno? Przestań się jąkać! Chociaż jedno pełne zdanie, bardzo proszę.
— Bo… — Ciri opuściła głowę, zarumieniła się. - Bo Iola, Myrrha, Eumeid i Katje, gdy jadłyśmy obiad, śmiały się ze mnie i powiedziały, że do mnie czary nie mają przystępu, a ja nie zrobię żadnej magii, bo… Bo jestem… dziewicą, to znaczy…
— Wyobraź sobie, że wiem, co to znaczy — przerwała czarodziejka. - Pewnie znowu poczytasz to za złośliwą drwinę, ale z przykrością komunikuję ci, że pleciesz bzdury. Wracajmy do testu.
— Jestem dziewicą! - powtórzyła Ciri zadziornie. - Po co te testy? Dziewica nie może czarować!
— Nie widzę wyjścia — Yennefer odchyliła się na oparcie krzesła. - Idź więc i strać dziewictwo, jeśli aż tak ci przeszkadza. Ja poczekam. Ale pospiesz się, jeśli możesz.
- Żartujesz sobie ze mnie?
— Zauważyłaś? - czarodziejka uśmiechnęła się lekko. - Gratuluję. Zdałaś wstępny test na bystrość. A teraz test właściwy. Wytęż uwagę, proszę. Spójrz: na tym obrazku są cztery sosenki. Każda ma inną ilość gałązek. Narysuj piątą, taką, która pasuje do tych czterech, która powinna znaleźć się w tym pustym miejscu.
— Sosenki są głupie — zawyrokowała Ciri, wysuwając język i rysując węgielkiem lekko koślawe drzewko. - I nudne! Nie rozumiem, co sosenki mają wspólnego z magią? Co? Pani Yennefer! Obiecałaś odpowiadać na moje pytania!
— Niestety — westchnęła czarodziejka, biorąc arkusz i krytycznie przyglądając się rysunkowi. - Zdaje mi się, że przyjdzie mi żałować tej obietnicy. Co sosenki mają wspólnego z magią? Nic. Ale narysowałaś prawidłowo i w czasie. Zaiste, jak na dziewicę, bardzo dobrze.
- Śmiejesz się ze mnie?
— Nie. Ja się rzadko śmieję. Muszę mieć naprawdę istotny powód, by się śmiać. Skup się na nowym arkuszu, Niespodzianko. Narysowane są na nim szeregi złożone z gwiazdek, kółek, krzyżyków i trójkątów, w każdym szeregu inna ilość każdego elementu. Zastanów się i odpowiedz: ile gwiazdek powinno być w ostatnim rządku?
— Gwiazdki są głupie!
— Ile, dziewczyno?
— Trzy!
Yennefer milczała długo, zapatrzona w sobie tylko wiadomy szczegół na rzeźbionych drzwiach szafy. Złośliwy uśmieszek na ustach Ciri zaczął powolutku znikać, aż wreszcie zniknął całkiem, bez śladu.
— Zapewne ciekawiło cię — powiedziała bardzo wolno czarodziejka, nie przestając podziwiać szafy — co się stanie, gdy udzielisz mi bezsensownej i głupiej odpowiedzi. Myślałaś może, że nie zauważę, bo twoje odpowiedzi wcale mnie nie interesują? Źle myślałaś. Sądziłaś może, że po prostu przyjmę do wiadomości, że jesteś niemądra? Źle sądziłaś. A jeśli znudziło ci się być testowana i chciałaś dla odmiany przetestować mnie… No, to chyba ci się udało?
Tak czy inaczej, ten test jest zakończony. Oddaj mi arkusz.
— Przepraszam, pani Yennefer — dziewczynka opuściła głowę. - Tam oczywiście powinna być… jedna gwiazdka. Bardzo cię przepraszam. Proszę, nie gniewaj się na mnie.
— Spójrz na mnie, Ciri.
Uniosła oczy, zaskoczona. Bo czarodziejka po raz pierwszy zwróciła się do niej jej imieniem.
— Ciri — powiedziała Yennefer. - Wiedz, że ja wbrew pozorom gniewam się równie rzadko, jak śmieję. Nie rozgniewałaś mnie. Ale przepraszając, dowiodłaś, że nie myliłam się co do ciebie. A teraz weź następny arkusz. Jak widzisz, jest na nim pięć domków. Narysuj szósty domek…
— Znowu? Naprawdę nie rozumiem, po co…
— … szósty domek — głos czarodziejki zmienił się niebezpiecznie, a oczy błysnęły fioletowym żarem. - Tu, w tym pustym miejscu. Nie każ mi powtarzać, proszę.
*****
Po jabłuszkach, sosenkach, gwiazdkach, rybkach i domkach przyszła kolej na labirynty, z których należało bardzo szybko znaleźć wyjście, na faliste linie, na kleksy przypominające rozgniecione karaluchy, na inne dziwne obrazki i mozaiki, od których oczy zezowały, a w głowie wirowało. Potem była błyszcząca kulka na sznurku, w którą należało długo się wpatrywać. Wpatrywanie się było nudne jak flaki z olejem, Ciri regularnie przy tym usypiała. Yennefer, o dziwo, wcale się tym nie przejmowała, choć kilka dni wcześniej nakrzyczała na nią groźnie za próbę drzemki nad jednym z karaluszych kleksów.
Od ślęczenia nad testami rozbolały ją kark i plecy i bolały z dnia na dzień coraz dotkliwiej. Zatęskniła do ruchu i świeżego powietrza i w ramach obowiązku szczerości zaraz powiedziała o tym Yennefer. Czarodziejka przyjęła to tak gładko, jakby czekała na to od dawna.