Литмир - Электронная Библиотека
A
A

— Nieźle rozwinięta — Yennefer nie spuszczała z niej oczu. - Przechodziła w dzieciństwie jakieś zakaźne choroby? Ha, o to pewne też jej nie pytałaś. U ciebie nie chorowała?

— Nie.

— Migreny? Omdlenia? Skłonność do przeziębień? Bolesne menstruacje?

— Nie. Tylko te sny.

— Wiem — Yennefer odgarnęła włosy z policzka. - Pisał o tym. Z jego listu wynikało, że w Kaer Morhen nie próbowano z nią żadnych… eksperymentów. Chciałabym wierzyć, że to prawda.

— To prawda. Dawali jej wyłącznie naturalne stymulanty.

— Stymulanty nigdy nie są naturalne! — podniosła głos czarodziejka. - Nigdy! To właśnie stymulanty mogły nasilić u niej objawy… Cholera, nie posądzałam go o aż taki brak odpowiedzialności!

— Uspokój się — Nenneke spojrzała na nią zimno i nagle jakoś dziwnie bez szacunku. - Mówiłam, to były naturalne, absolutnie bezpieczne środki. Wybacz, kochana, ale w tej dziedzinie jestem większym niż ty autorytetem. Wiem, że niezmiernie trudno przychodzi ci akceptować czyjś autorytet, ale w tym przypadku jestem zmuszona ci go narzucić. I nie mówmy już o tym.

— Jak chcesz — Yennefer zacisnęła usta. - No, chodź, dziewczyno. Czasu za dużo nie mamy, grzechem byłoby go tracić.

Ciri z trudem opanowała drżenie rąk, przełknęła ślinę, spojrzała pytająco na Nenneke. Arcykapłanka miała twarz poważną i jakby zmartwioną, a uśmiech, którym odpowiedziała na nieme pytanie, był brzydko sztuczny.

— Pójdziesz teraz z panią Yennefer — powiedziała. - Przez pewien czas pani Yennefer będzie twoją opiekunką.

Ciri opuściła głowę, zacisnęła zęby.

— Z pewnością zdziwiona jesteś — ciągnęła Nenneke — że nagle bierze cię pod opiekę Mistrzyni Magii. Ale ty jesteś rozsądną dziewczynką, Ciri. Domyślasz się, co jest powodem. Odziedziczyłaś po przodkach pewne… właściwości. Wiesz, o czym mówię. Przychodziłaś do mnie, wtedy, po tych snach, po nocnych alarmach w dormitorium. Ja nie umiałam ci pomóc. Ale pani Yennefer…

— Pani Yennefer — przerwała czarodziejka — zrobi to, co należy. Idziemy, dziewczyno.

— Idź — kiwnęła głową Nenneke, nadaremnie próbując nadać uśmiechowi choćby pozory naturalności. - Idź, dziecko. Pamiętaj, że mieć za opiekuna kogoś takiego, jak pani Yennefer, to wielki zaszczyt. Nie przynieś wstydu świątyni i nam, twoim nauczycielkom. I bądź posłuszna.

Ucieknę dziś w nocy, postanowiła Ciri. Z powrotem do Kaer Morhen. Ukradnę konia ze stajni i tyle mnie będą widzieli. Ucieknę!

— Akurat — powiedziała półgłosem czarodziejka.

— Słucham? — kapłanka podniosła głowę. - Co mówiłaś?

— Nic, nic — uśmiechnęła się Yennefer. - Zdawało ci się. A może to mnie się zdawało? Spójrz no na twoją podopieczną, Nenneke. Zła jak kotka. Iskry w oczach, tylko patrzeć, jak parsknie, a gdyby umiała położyć uszy, zrobiłaby to. Wiedźminka! Trzeba będzie ostro wziąć za karczek, spiłować pazurki.

— Więcej wyrozumiałości — rysy arcykapłanki stwardniały wyraźnie. - Proszę, okaż jej serce i wyrozumiałość. Ona naprawdę nie jest tą, za kogo ją uważasz.

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Ona nie jest twoją rywalką, Yennefer.

Przez chwilę mierzyły się wzrokiem, obie, czarodziejka i kapłanka, a Ciri poczuła drganie powietrza, jakąś dziwną, straszną moc tężejącą między nimi. Trwało to ułamek sekundy, po czym moc znikła, a Yennefer roześmiała się, swobodnie i dźwięcznie.

— Zapomniałam — powiedziała. - Zawsze po jego stronie, co, Nenneke? Zawsze pełna troski o niego. Jak matka, której nigdy nie miał.

— A ty zawsze przeciw niemu — uśmiechnęła się kapłanka. - Jak zwykle obdarzasz go silną emocją. I bronisz się z całych sił, by emocji tej nie nazwać przypadkiem właściwym imieniem.

Ciri znów poczuła rosnącą gdzieś w dole brzucha wściekłość, tętniącą w skroniach przekorę i bunt. Przypomniała sobie, ile razy i w jakich okolicznościach słyszała to imię. Yennefer. Imię, które budziło niepokój, imię będące symbolem jakiejś groźnej tajemnicy. Domyślała się, co to za tajemnica.

Rozmawiają przy mnie otwarcie, bez skrępowania, pomyślała, czując, jak ręce znowu zaczynają jej dygotać ze złości. Zupełnie się mną me przejmują. W ogóle nie zwracają uwagi. Jakbym była dzieckiem. Rozmawiają o Geralcie przy mnie, w mojej obecności, a przecież nie wolno im, boja… Ja jestem…

Kim?

— Ty zaś, Nenneke — odparła czarodziejka — jak zwykle zabawiasz się analizowaniem cudzych emocji, na domiar złego inerpretując je na własną modłę!

— I wtykam nos w cudze sprawy?

— Nie chciałam tego mówić — Yennefer potrząsnęła czarnymi lokami, a loki zalśniły i zwinęły się jak węże. - Dziękuję, że zrobiłaś to za mnie. A teraz zmieńmy temat, proszę. Bo ten, który roztrząsamy, jest wyjątkowo głupi. Aż wstyd przed naszą młodą adeptką. A co do wyrozumiałości, o którą mnie prosiłaś… Będę wyrozumiała. Z okazywaniem serca mogą być trudności, bo przecież powszechnie uważa się, że nie posiadam takiego organu. Ale jakoś sobie poradzimy. Prawda, Niespodzianko?

Uśmiechnęła się do Ciri, a Ciri wbrew sobie, wbrew złości i rozdrażnieniu, musiała odpowiedzieć uśmiechem. Bo uśmiech czarodziejki był niespodziewanie miły, życzliwy, serdeczny. I bardzo, bardzo piękny.

*****

Wysłuchała przemowy Yennefer, demonstracyjnie odwrócona plecami, udając, że całą uwagę poświęca trzmielowi buczącemu w kwiecie jednej z malw rosnących pod murem świątyni.

— Nikt mnie o to nie pytał — burknęła.

— O co nikt cię nie pytał?

Ciri zakręciła się w półpiruecie, ze złością trzasnęła pięścią w malwę. Trzmiel odleciał, bucząc gniewnie i złowrogo.

— Nikt mnie nie pytał, czy chcę, byś mnie uczyła! Yennefer oparła pięści o biodra, oczy jej błysnęły.

— Cóż za zbieg okoliczności — syknęła. - Wyobraź sobie, że mnie również nikt nie pytał, czy mam ochotę cię uczyć. Ochota nie ma tu zresztą nic do rzeczy. Ja nie biorę do terminu byle kogo, a ty, wbrew pozorom, możesz jeszcze okazać się byle kim. Proszono mnie, bym sprawdziła, jak to z tobą jest. Bym zbadała, co w tobie siedzi i czym ci to grozi. A ja, choć nie bez oporów, wyraziłam zgodę.

— Ale ja jeszcze na to nie wyraziłam zgody! Czarodziejka uniosła rękę, poruszyła dłonią. Ciri poczuła, jak zatętniło jej w skroniach, a w uszach zaszumiało, tak, jak przy przełykaniu śliny, ale znacznie silniej. Poczuła senność i obezwładniającą słabość, zmęczenie usztywniające kark, zmiękczające kolana.

Yennefer opuściła dłoń i sensacje ustały momentalnie.

— Posłuchaj mnie uważnie, Niespodzianko — powiedziała. - Mogę cię bez trudu zauroczyć, zahipnotyzować lub wprowadzić w trans. Mogę cię sparaliżować, przemocą napoić eliksirem, rozebrać do naga, położyć na stole i badać przez kilka godzin, robiąc przerwy na posiłki, a ty będziesz leżeć i patrzeć w sufit, nie będąc w stanie poruszyć nawet gałkami ocznymi. Postąpiłabym tak z pierwszą lepszą smarkulą. Z tobą nie chcę tak postąpić, bo na pierwszy rzut oka widać, że jesteś dziewczyną inteligentną i dumną, że masz charakter. Nie chcę ani ciebie, ani siebie narażać na wstyd. Przed Geraltem. Bo to on mnie prosił, bym zbadała twoje zdolności. Bym pomogła ci poradzić sobie z nimi.

— Prosił ciebie? Dlaczego? Nic mi o tym nie mówił! Nie pytał mnie wcale…

— Wracasz do tego z uporem — przerwała czarodziejka. - Nikt cię nie pytał o zdanie, nikt nie zadał sobie trudu, by sprawdzać, czego chcesz, a czego nie chcesz. Czyżbyś dała asumpt, by uważano cię za przekornego, upartego smarkacza, któremu nie warto zadawać takich pytań? Ale ja zaryzykuję, zadam ci pytanie, którego nikt ci nie zadawał. Czy poddasz się testom?

— A co to będzie? Co to są te testy? I dlaczego…

— Tłumaczyłam ci już. Jeśli nie zrozumiałaś, trudno. Nie mam zamiaru szlifować twojej percepcji ani pracować nad inteligencją. Przetestować mogę równie dobrze rozumną, jak głupią.

— Nie jestem głupia! I wszystko zrozumiałam!

— Tym lepiej.

— Ale ja nie nadaję się na czarownicę! Nie mam żadnych zdolności! Nigdy nie będę czarownicą i nie chcę być! Jestem przeznaczona Geral… Jestem przeznaczona na wiedźminkę! Przyjechałam tu tylko na krótko! Niedługo wrócę do Kaer Morhen…

— Uporczywie wpatrujesz się w mój dekolt — powiedziała zimno Yennefer, mrużąc lekko fiołkowe oczy. - Widzisz w nim coś niecodziennego, czy to tylko zwykła zazdrość?

— Ta gwiazda… — mruknęła Ciri. - Z czego ona jest? Te kamyczki się poruszają i tak dziwnie świecą…

— Pulsują — uśmiechnęła się czarodziejka. - To są aktywne brylanty, zatopione w obsydianie. Chcesz zobaczyć z bliska? Dotknąć?

— Tak… Nie! — Ciri cofnęła się, ze złością potrząsnęła głową, chcąc odpędzić od siebie lekki zapach bzu i agrestu bijący od Yennefer. - Nie chcę! Po co mi to? Nie interesuje mnie! Nic a nic! Jestem Wiedźminką! Nie mam żadnych zdolności do magii! Na czarownicę się nie nadaję, to chyba jasne, bo jestem… A w ogóle…

Czarodziejka usiadła na stojącej pod murem kamiennej ławeczce i skupiła się na obserwacji paznokci.

— … a w ogóle — dokończyła Ciri — to muszę się zastanowić.

— Chodź tu. Usiądź obok mnie.

Usłuchała.

— Muszę mieć czas do namysłu — powiedziała niepewnie.

— Słusznie — Yennefer kiwnęła głową, nadal wpatrzona w paznokcie. - To poważna sprawa. Wymaga zastanowienia.

Obie milczały przez chwilę. Spacerujące po parku adeptki zerkały na nie ciekawie, szeptały, chichotały.

— No?

— Co… no?

— Namyśliłaś się?

Ciri zerwała się na równe nogi, prychnęła, tupnęła.

— Ja… ja… — sapnęła, z wściekłości nie mogąc złapać tchu. - Żartujesz sobie ze mnie? Potrzebuję czasu! Zastanowić się muszę! Dłużej! Przez cały dzień… I noc!

Yennefer spojrzała jej w oczy, a Ciri skurczyła się pod tym spojrzeniem.

— Przysłowie głosi — powiedziała wolno czarodziejka — że noc przynosi radę. Ale w twoim przypadku, Niespodzianko, noc może przynieść jedynie kolejny koszmar. Znowu obudzisz się wśród krzyku i bólu, zlana potem, znowu będziesz się bać, bać tego, co widziałaś, będziesz się bać tego, czego nie będziesz sobie mogła przypomnieć. I nie będzie już snu tej nocy. Będzie zgroza. Do świtu.

52
{"b":"88000","o":1}