— Ooooo!
— Jest różnica? Odrobina cienia nie zaszkodzi nawet tak ładnym oczom jak twoje. Elfki wiedziały, co robią, wymyślając cienie do powiek.
— Elfki?
— Nie wiedziałaś? Makijaż to wynalazek elfek. Wiele pożytecznych rzeczy przejęliśmy od Starszego Ludu. Cholernie mało dając w zamian. Teraz weź kredkę, obrysuj cieniutko górną powiekę, przy samych rzęsach. Ciri, co ty robisz?
— Nie śmiej się! Powieka mi drży! To dlatego!
— Rozchyl lekko usta, przestanie drgać. Widzisz? Gotowe.
— Oooo!
— Chodź, pójdziemy teraz, by naszą urodą wprawić wiedźminów w osłupienie. Trudno o przyjemniejszy widok. A potem weźmiemy sanki i rozmażemy sobie makijaż w głębokich zaspach.
— I umalujemy się znowu!
— Nie. Każemy Lambertowi napalić w łaźni i wykąpiemy się.
— Znowu? Lambert mówił, że zużywamy za dużo opału na te kąpiele.
— Lambert cńen me a'baeth aep arse.
— Co? Tego nie zrozumiałam…
— Z czasem opanujesz również idiomy. Do wiosny mamy jeszcze dużo czasu na naukę. A teraz… Va'en aesledde, me elaine luned!
*****
— To, na tej rycinie… Nie, psiajucha, nie na tej… Na tej. To jest, jak już wiesz, ghul. Posłuchajmy, Ciri, czego nauczyłaś się o ghulu… Ej, spójrz no na mnie! Co ty, u diabła starego, masz na powiekach?
— Lepsze samopoczucie!
— Co? A, mniejsza z tym. No, słucham.
— Hmm… Ghul, wuju Vesemirze, to potwór, który pożera trupy. Napotkać go można na cmentarzyskach, w okolicach kurhanów, wszędzie, gdzie grzebie się zmarłych. W nek… nekropoliach. Na pobojowiskach, na polach bitew…
— Niebezpieczny jest więc tylko dla nieboszczyków, tak?
— Nie, nie tylko. Żywych ghul również napada. Jeśli jest głodny lub gdy wpadnie w szał. Jeśli na przykład jest bitwa… Dużo poległych ludzi…
— Co ci jest, Ciri?
— Nic…
— Ciri, posłuchaj. Zapomnij o tamtym. Tamto już nie wróci.
— Ja widziałam… W Sodden i na Zarzeczu… Całe pola… Leżeli tam, gryzły ich wilki i zdziczałe psy. Dziobały ich ptaki… Na pewno były tam i ghule…
— Dlatego uczysz się teraz o ghulach, Ciri. To, co znane, przestaje być koszmarem. To, z czym umie się walczyć, nie jest już aż tak groźne. Jak walczy się z ghulem Ciri?
— Srebrnym mieczem. Ghul jest wrażliwy na srebro.
— Na co jeszcze?
— Na ostre światło. I na ogień.
— A zatem można z nim walczyć za pomocą światła i ognia?
— Można, ale to niebezpieczne. Wiedźmin nie używa światła ani ognia, bo to przeszkadza widzieć. Każde światło powoduje cienie, a cienie utrudniają orientację. Trzeba zawsze walczyć w ciemności, przy świetle księżyca albo gwiazd.
— Bardzo słusznie. Dobrze zapamiętałaś, jesteś pojętną dziewczynką. A teraz spójrz tu, na tę rycinę.
— Eeeueeeuuueee…
— Cóż, faktycznie nie jest to piękny skur… stwór. To graveir. Graveir to odmiana ghula. Jest do ghula bardzo podobny, ale znacznie większy. Różnią go też, jak widzisz, te trzy kościste grzebienie na czaszce. Resztę ma jak każdy trupojad. Zwróć uwagę. Pazury krótkie i tępe, przystosowane do rozgrzebywania mogił, do rycia w ziemi. Mocne zęby, którymi druzgocze kości i długi, cienki ozór, służący do wylizywania z nich szpiku uległego rozkładowi. Taki dobrze zaśmierdziały szpik to dla graveira przysmak… Co ci jest?
— Nnnnic.
— Cała jesteś blada. I zielona. Za mało jesz. Śniadanie jadłaś?
— Thaaaak. Jhaaadłam.
— O czym to ja… Aha. Byłbym zapomniał. Zapamiętaj, bo to ważne. Graveiry, tak jak i ghule i jak inne potwory z tej grupy, nie mają własnej niszy ekologicznej. Są reliktami okresu przenikania sfer. Zabijając je, nie narusza się układów i powiązań, jakie panują w przyrodzie, w naszej obecnej sferze. W naszej obecnej sferze te potwory są obce i nie ma tu dla nich miejsca. Czy rozumiesz to, Ciri?
— Rozumiem, wuju Vesemirze. Geralt mi to wyjaśnił. Wszystko wiem. Nisza ekologiczna to…
— Dobrze, dobrze. Ja wiem, co to jest, jeśli Geralt ci to objaśnił, to nie musisz mi już tego recytować. Wróćmy do graveira. Graveiry występują dość rzadko, na szczęście, bo są to cholernie niebezpieczne sukinsyny. Najmniejsze skaleczenie w walce z graveirem oznacza zakażenie jardem trupim. Którym eliksirem leczy się zakażenie jadem trupim, Ciri?
— "Wilgą".
— Prawidłowo. Ale lepiej unikać zakażenia. Dlatego walcząc z graveirem nie wolno zbliżyć się do drania. Walczy się zawsze z dystansu, a cios zadaje się z doskoku.
— Hmm… A w które miejsce najlepiej go ciachnąć?
— Teraz przejdziemy właśnie do tego. Spójrz…
*****
— Jeszcze raz, Ciri. Przećwiczymy to wolniutko, tak byś mogła opanować każdy ruch. Zobacz, atakuję cię tercją, składam się jak do sztychu… Dlaczego się cofasz?
— Bo wiem, że to finta! Możesz pójść w szeroki sinister albo uderzyć górną kwartą. A ja się cofnę i sparuję kontrwypadem!
— Czyżby? A jeśli zrobię tak?
— Auuu!!! Miało być wolniutko! Co zrobiłam źle? Powiedz, Coen!
— Nic. Jestem po prostu wyższy i silniejszy.
— To nieuczciwe!
— Nie ma czegoś takiego jak uczciwa walka. W walce wykorzystuje się każdą przewagę i każdą sposobność, jaka się nadarza. Cofając się, dałaś mi możliwość włożenia w cios większej siły. Zamiast się cofać, należało zastosować Półpiruet w lewo i spróbować ciąć mnie z dołu, kwartą dexter, pod brodę, w policzek albo w gardło.
— Akurat byś mi pozwolił! Zrobisz odwrotny piruet i sięgniesz mnie w lewą stronę szyi, zanim zdążę złożyć paradę! Skąd mam wiedzieć, co zrobisz?
— Musisz wiedzieć. I wiesz.
— Akurat!
— Ciri. To, co robimy, to walka. Jestem twoim przeciwnikiem. Chcę i muszę cię pokonać, bo tu idzie o moje życie. Jestem od ciebie wyższy i silniejszy, będę więc szukał okazji do ciosów, którymi zbiję i przełamię twoją paradę, tak jak to przed chwilą widziałaś. Po co mi piruet? Jestem już w sinistrze, zobacz. Cóż prostszego, jak uderzyć sekundą, pod pachę, na wnętrze ramienia? Jeśli rozetnę ci tętnicę, umrzesz w ciągu kilku minut. Broń się!
— Haaaa!!!
— Bardzo dobrze. Piękna, szybka parada. Widzisz, jak przydaje się gimnastykowanie przegubu? A teraz uważaj — wielu szermierzy popełnia błąd w statycznej paradzie, zamiera na sekundę, a wtedy można ich zaskoczyć, uderzyć — tak!
— Haa!!!
— Pięknie! Ale odskakuj, natychmiast odskakuj, wchodź w piruet! Mogę mieć sztylet w lewym ręku! Dobrze! Bardzo dobrze! A teraz, Ciri? Co zrobię teraz?
— Skąd mam wiedzieć?
— Obserwuj moje stopy! Jak mam rozłożony ciężar ciała? Co mogę zrobić z takiego ustawienia?
— Wszystko!
— Wiruj więc, wiruj, zmuś mnie do rozwinięcia! Broń się! Dobrze! Nie patrz na mój miecz, mieczem mogę cię zmylić! Broń się! Dobrze! I jeszcze raz! Dobrze! I jeszcze!
— Auuuu!!!
— Niedobrze.
— Uff… Co zrobiłam źle?
— Nic. Jestem po prostu szybszy. Zdejmij ochraniacze. Usiądźmy na chwilę, odpocznijmy. Musisz być zmęczona, biegałaś na Szlaku cały ranek.
— Nie jestem zmęczona. Jestem głodna.
— Cholera, ja też. A dzisiaj dyżur Lamberta, on nie umie gotować niczego prócz klusek… Żeby chociaż umiał je dobrze gotować…
— Coen?
— Aha?
— Ciągle jestem za mało szybka…
— Jesteś bardzo szybka.
— Czy będę kiedyś tak szybka jak ty?
— Wątpię.
— Hmm… No tak. A czy ty… Kto jest najlepszym szermierzem na świecie?
— Nie mam pojęcia.
— Nigdy nie znałeś takiego?
— Znałem wielu, którzy się za takich uważali.
— Ha! Kim byli? Jak się nazywali? Co potrafili?
— Wolnego, wolnego, dziewczyno. Nie znam odpowiedzi na te pytania. Czy to takie ważne?
— Pewnie, że ważne! Chciałabym wiedzieć… kim tacy szermierze są. I gdzie tacy są.
— Gdzie są, to ja wiem.
— Ha! Więc gdzie?
— Na cmentarzach.
*****
— Uważaj, Ciri. Teraz podwiesimy trzecie wahadło, z dwoma dajesz już sobie radę. Kroki będziesz wykonywać tak samo jak przy dwóch, zrobisz tylko jeden unik więcej. Gotowa?
— Tak.
— Skoncentruj się. Odpręż. Wdech, wydech. Atakuj!
— Uch! Auuuuu… Psiakrew!
— Nie klnij, proszę. Mocno oberwałaś?
— Nie, tylko mnie zawadziło… Co zrobiłam źle?
— Biegłaś w zbyt równym rytmie, zbyt przyspieszyłaś drugi Półpiruet, a zwód zrobiłaś za szeroko. W rezultacie wniosło cię wprost pod wahadło.
— Och. Geralt, tam zupełnie nie ma miejsca na unik i obrót! Za blisko siebie wiszą!
— Jest mnóstwo miejsca, gwarantuję. Ale odstępy są tak pomyślane, by wymusić ruch arytmiczny. To jest walka, Ciri, nie balet. W walce nie wolno poruszać się w rytmie. Ruchem musisz dekoncentrować przeciwnika, mylić go, zakłócać jego reakcje. Gotowa do następnej próby?
— Gotowa. Rozbujaj te cholerne bale.
— Nie klnij. Odpręż się. Atakuj!
— Ha! Ha! No i jak? Jak, Geralt? Nawet mnie nie musnęło!
— Ty również nawet nie musnęłaś mieczem drugiego worka. Powtarzam, to walka, nie balet, nie akrobacja… Co tam mamroczesz?
— Nic.
— Odpręż się. Popraw bandaż na przegubie. Nie zaciskaj tak dłoni na rękojeści, to dekoncentruje, zakłóca równowagę. Oddychaj spokojnie. Gotowa?
— Tak.
— Jazda!
— Uuuuch!!! A żeby cię… Geralt, tego się nie da zrobić! Jest za mało miejsca na zwód i zmianę nogi. A gdy uderzam z obu nóg, bez zwodu…
— Widziałem, co się dzieje, gdy uderzasz bez zwodu. Boli cię?
— Nie. Nie bardzo…
— Usiądź tu przy mnie. Odpocznij.
— Nie jestem zmęczona. Geralt, ja tego trzeciego wahadła nie przeskoczę, choćbym odpoczywała przez dziesięć lat. Szybciej nie mogę…
— I nie musisz. Jesteś wystarczająco szybka.
— Powiedz mi więc, jak to zrobić? Jednocześnie Półpiruet, unik i uderzenie?
— To bardzo proste. Nie uważałaś. Mówiłem, zanim zaczęłaś — konieczny jest jeden unik więcej. Unik. Dodatkowy półpiruet jest zbędny. Za drugim razem robiłaś wszystko dobrze i przeszłaś przez wszystkie wahadła.