Литмир - Электронная Библиотека

Dopiero, gdy zaczął pocieszać się myślą, że zapewnili swemu gatunkowi przetrwanie, uzmysłowił sobie, o czym mówili obcy. Zmroziło go na myśl, że mogą w systemie Kennedy’ego odnaleźć jakieś informacje na temat Ziemi. Wstał z fotela, skupiając na sobie uwagę Diamentowych. Gdy stwierdzili, że nie ma wrogich zamiarów, wrócili do prowadzenia dyskusji.

Håkon podszedł do głównego mechanika, stanął tyłem do obcych, a potem odchylił nieco konchę, by móc mówić.

– Gideon… – zaczął, czując się jak lekarz ogłaszający zgon bliskiego. – To koniec.

– Co?

– Chcą nas zniszczyć – dodał Lindberg przyciszonym głosem. – I obawiam się, że osiągnęli co do tego konsensus.

– Mówisz, że…

– Szkoda czasu na użalanie się nad sobą – zestrofował go Håkon. – Zanim nas opuszczą i poślą w diabły, natkną się w kriokomorach na pozostałych.

– Kurwa – skwitował pod nosem Gideon, łypnąwszy na Diamentowych.

– Jak tylko zobaczą ludzkie twarze, nie będą potrzebowali dostępu do komputera pokładowego.

– I tak by go nie uzyskali.

– Jesteś tego pewien?

– Mniej więcej.

– Mniej więcej to za mało, Gideon – odparł Håkon, kręcąc głową. – Siadaj do stanowiska i zrób wszystko, żeby zniszczyć banki danych. Zrozumiano?

– Przecież nie znają języka.

– Co nie znaczy, że nie wyciągną z nich takich informacji, jak choćby trajektorie lotu.

Główny mechanik spojrzał na niego powątpiewająco.

– Możesz to zrobić? – zapytał Lindberg.

– Może… przy odrobinie szczęścia mogę wszystko zniszczyć, ale…

– Świetnie – uciął astrochemik. – Potem pozostanie nam tylko unicestwienie tych Diamentowych.

– Co masz na myśli?

– Zamierzam odejść w chwale, Gideon – odparł ciężko. – Zniszczymy wszystkie dane, na wszelki wypadek, a potem zadbamy o to, by nasi goście nigdy nie przekonali się, kto jest na pokładzie.

Hallford wpił w niego wzrok, unosząc brwi.

– Chcesz nas wszystkich zabić?

– I zabrać ze sobą Kennedy’ego – potwierdził astrochemik.

Przez moment milczeli. Håkon słyszał, jak jeden z Diamentowych próbuje dostać się do komputera pokładowego i odnaleźć interesujące ich informacje.

– Nie mamy innego wyboru, Gideon.

– Wiem… ale w takim razie po co mam niszczyć dane?

– Bo jakiś ich statek z pewnością się tu zjawi, by zbadać miejsce zdarzenia. Jeśli będą potrafili wyłowić coś ze szczątków…

– Nie sądzę – zaoponował mechanik. – Przynajmniej jeśli chcemy odejść z hukiem.

– Co masz na myśli?

– Mogę rozsadzić kolektory neutrin. Wybuch będzie tak wielki, że obróci nas w kosmiczny pył. Dosłownie.

– To nie wchodzi w grę.

– Dlaczego nie?

– Bo mój diamentowy kolega musi przeżyć – odszeptał Lindberg. – Jeśli go omyłkowo zabijemy, nigdy nie spotkam go na rachitycznej planecie, nigdy nie znajdę się w jego jaskini i nigdy nie uciekniemy z Rah’ma’dul.

– Skoro i tak umrzemy…

– I nigdy nie zawrócimy statków, które przetrwały, łącznie z Leavitt.

– No tak – przyznał Hallford, pocierając czoło. Przestawał się dziwić, że rozum odmawia mu posłuszeństwa. Za moment mieli rozpocząć procedurę, która zakończy się śmiercią całej załogi Kennedy’ego. Obiektywnie rzecz biorąc, Ellyse i reszta mieli szczęście. Pozostali nieświadomi widma śmierci, jakie nad nimi zawisło. Håkon chętnie by się z nimi zamienił.

– Bierz się do roboty – polecił.

Gideon skinął głową, po czym obrócił się do panelu i zaczął wprowadzać algorytm do systemu.

– Ile ci to zajmie?

– Usunięcie danych to nie problem, wystarczy aktywować odpowiednią procedurę awaryjną.

– Jest taka?

– Musi być. Na wypadek, gdyby trzeba było wyczyścić komputer pokładowy w razie infekcji.

– Wcześniej nie zadziałała.

– Bo wcześniej mieliśmy do czynienia z czymś znacznie przekraczającym nasz poziom rozwoju technologicznego.

– W porządku – odparł Håkon, sprawdzając, czy nie przykuwają uwagi obcych. – A eksplozja?

– To nieco bardziej skomplikowana sprawa, ale masz szczęście, że został z tobą główny mechanik.

– Niewypowiedziane.

– Przypuszczam, że nikt inny nie wiedziałby, jak obejść kilkanaście zabezpieczeń, które muszą nawalić, by doszło do reakcji.

– O jakiej reakcji mowa?

– Skorzystamy z generatora cząstek w napędzie. Krótko mówiąc, stworzymy obieg zamknięty w miejscu, gdzie powinien być otwarty.

– Nie uszkodzimy ich statku?

– Nie. Wskutek zamkniętych emitorów dojdzie do implozji, nie eksplozji. Kennedy zapadnie się w sobie, nie zagrażając niczemu, co jest w okolicy.

– Świetnie.

– Nie wiem, czy tak świetnie, ale innej możliwości chyba nie ma.

Lindberg pokiwał głową.

– Potrzebujesz mnie jeszcze do czegoś? – zapytał Skandynaw, przygotowując się do naciągnięcia maski.

– Tylko do tego, byś jeszcze raz potwierdził, że decydujemy się na samobójstwo.

– I tak zginiemy, Gideon. Lepiej zabrać ze sobą dane, które mogłyby zaszkodzić ocalałym.

– OK – odparł Hallford, obracając się do niego na moment. – Ale może się okazać, że zanim te diamenty zejdą z pokładu, my padniemy trupem.

– Zadbaj o to, by Kennedy zrobił, co trzeba. Dasz radę?

Główny mechanik przez moment się zastanawiał, a potem ostatecznie skinął głową.

– Jak obejdę zabezpieczenia, ustawię automat – powiedział. – Gdy ich prom odcumuje od kadłuba, wszystko pójdzie w ruch. Nie zdążą nic zrobić.

– Więc nie pozostaje nam nic innego, jak czym prędzej ich stąd przegonić.

Hallford przytaknął, nie odrywając wzroku od wyświetlaczy. Lindberg wziął głęboki oddech, a potem naciągnął konchę. By jego plan zakończył się sukcesem, musiał wyeksmitować nieproszonych gości, zanim zaczną węszyć po pokładzie i trafią na załogantów pogrążonych w diapauzie.

Wcześniej obawiał się, że przedwcześnie podpisze wyrok na siebie i Gideona, ale skoro wszystko miało odbyć się automatycznie, nie był to wielki problem. I tak za moment wszyscy zginą, nieważne, w jaki sposób.

Założywszy maskę, odczekał, aż Hallford da mu znak, że dopiął wszystko na ostatni guzik. Spojrzeli sobie w oczy, przez moment niepewni, czy w istocie są gotowi zabić siebie i pozostałych.

W końcu Håkon obrócił się i podszedł do fotela dowódcy. Otworzył schowek i złapał za berettę, która się w nim znajdowała. Absurd polegał na tym, że nie mógł ranić żadnego z obcych. Skoro był wśród nich Ev'radat, istniało spore prawdopodobieństwo, że za jakiś czas wszyscy wejdą w skład grupy, która wyda wojnę dotychczasowemu porządkowi.

Skandynaw obejrzał się na mechanika. Ten również sięgnął po broń.

Niełatwo było podjąć ostateczną decyzję, mimo że innego wyjścia nie mieli. Lindberg ścisnął mocniej rękojeść broni i poczuł, że zaczyna się trząść. Kilkoma strzałami miał sprawić, że wszyscy załoganci umrą.

Ale przynajmniej nie znikną bez śladu, powtarzał sobie. Wieronika Romanienko otrzymała ich listy, imiona, nazwiska, biogramy… kiedy wróci na Ziemię, przedstawi wszystkim ocalałym piątkę ludzi, którzy sprawili, że cywilizacja przetrwała.

Marne pocieszenie, jeśli nie można będzie tego zobaczyć.

Håkon przełknął ślinę i na moment zamknął oczy.

Gdy je otworzył, wiedział, że musi działać teraz.

25

W ostatniej chwili Lindberg uzmysłowił sobie, jak karygodny błąd popełnił. Wszystko działo się jednak tak szybko, że nie był w stanie nadążyć za swoimi myślami. Dopiero gdy założył la’derach, pewne elementy zaczęły układać się w logiczną całość.

Usiadł na fotelu, po czym dokonał kilku modyfikacji systemu podtrzymywania życia. Obrócił się do Gideona, który posłał mu pytające spojrzenie. Håkon wskazał na wyświetlacz przy jego stanowisku, który teraz wskazywał, że za dwie minuty Kennedy zacznie stopniowo usuwać atmosferę z pokładu.

Hallford pobladł, ale skinął głową.

Był to jedyny sposób, by mieć pewność, że Diamentowi w porę uciekną.

W przeciwnym wypadku mogliby zabić jego i mechanika, a potem rozejść się po statku. Wiele różniło ich od ludzi pod względem fizjologii, ale do życia niezbędny był im tlen.

85
{"b":"572671","o":1}