Литмир - Электронная Библиотека

– I co z tym zrobimy? – zapytał Dija Udin.

– Zajrzymy bestii do gęby.

– Czasem nie łapię twoich metafor.

Skandynaw podszedł do głównego panelu ambulatorium, a potem aktywował go i spróbował nawiązać połączenie z komputerem pokładowym. Nie okazało się to przesadnie trudne. Wszystkie nienewralgiczne dane były ogólnie dostępne.

– Tak myślałem – powiedział Lindberg.

Alhassan spojrzał na wyświetlacz.

– Niech go chuj – skwitował. – Wchodzimy na orbitę geostacjonarną.

– Nie wiem, czy tak to można nazwać w przypadku planety, która nie obraca się wokół własnej osi.

Dija Udin spojrzał na niego spode łba.

– Po pierwsze, ta planeta się obraca. Musi to robić, by jedna strona pozostawała zawsze zwrócona do tego czerwonego karła, podczas, gdy ona go obiega. To jest istota rotacji synchronicznej.

– Zaufam ci, bo jesteś nawigatorem.

– Właśnie. Po drugie, to jest orbita geostacjonarna.

– Nie będę polemizować.

– I prawidłowo.

– Co nie zmienia faktu, że Reddington chce zejść na powierzchnię.

– Dziwisz mu się? – zapytał Alhassan. – Nawet mnie interesuje, co tam jest, a z natury mam wszystko głęboko w dupie.

– Co ma niby tam być?

– Nie wiem, ale z pewnością coś. Chyba nie sądzisz, że te wszystkie statki ściągnięto tutaj bez powodu? Chodzi o Drake-Omikron, cholera wie z jakiego powodu.

Lindberg skinął głową. To założenie miało ręce i nogi, choć nie bardzo podobało mu się, że zostali wyłączeni ze wszelkich planów.

Alhassan nagle ruszył w kierunku wyjścia, wprawiając przyjaciela w konsternację. Obróciwszy się w progu, spojrzał na niego ponaglająco. Håkon nie musiał długo się zastanawiać, chciał wreszcie uzyskać kilka odpowiedzi. I nie miał zamiaru dowiadywać się wszystkiego z drugiej ręki.

19

Na mostku załoganci wpatrywali się w główny wyświetlacz ponad ich głowami. Gdy Lindberg i Dija Udin przekroczyli próg, również podnieśli wzrok. Na ekranie widniała ciemna strona Drake-Omikron i nie ulegało wątpliwości, że jej powierzchnia znajduje się coraz bliżej.

– Myślałem, że posadzą tam wahadłowiec, a nie cały statek – burknął Alhassan.

Reddington oderwał wzrok od procedury podejścia i obrócił się na krześle. Posłał nieproszonym gościom długie spojrzenie i Håkon przypuszczał, że dowódca poleci Channary Sang, by usunęła ich z pokładu dowódczego. Po chwili jednak pułkownik wrócił do kontemplowania ekranu.

Skandynaw dał krok do przodu. Kątem oka dostrzegł, że Nozomi na niego spojrzała.

– Dlaczego sadzacie Accipitera? – odezwał się. – Rozumiem, że zamierzacie sprawdzić planetę, ale równie dobrze można byłoby…

– Nie będziemy ryzykować – uciął Jeffrey.

– Na moje oko, właśnie w ten sposób ryzykujecie.

– To twoja zawodowa opinia? – zapytała Sang.

Håkon zbliżył się do dowódcy.

– Chcę po prostu powiedzieć, że nie…

– Nie interesuje mnie pańskie zdanie – przerwał mu Reddington.

– Sadzamy okręt, by zapewnić grupie zwiadowczej bezpieczeństwo – dodał Gideon koncyliacyjnie.

Lindberg nie był przekonany, choć sytuacja miała też swoje plusy – jeśli Accipiter siądzie na powierzchni, łatwiej będzie mu zbadać planetę, niż gdyby znajdowali się na orbicie.

– Panie pułkowniku – odezwała się nerwowo Ellyse.

Astrochemik obrócił się do niej zaniepokojony.

– Co się dzieje? – zapytał Jeffrey.

– Wykrywam dwie kolejne jednostki na obrzeżach systemu. Wedle moich danych, trajektorie lotu odpowiadają temu, czego się spodziewaliśmy. Oba okręty zmierzają w kierunku Drake-Omikron.

– Skurwysyny naprawdę ściągają tutaj całą flotę Ara Maxima – odezwał się Dija Udin.

– Zidentyfikuj te jednostki, Ellyse – powiedział Jaccard.

– Jedna podchodzi od drugiej strony, podobnie jak wcześniej Hawking, więc nie jestem w stanie odczytać kodu transpondera. Ale druga to ISS Nowosybirsk.

– A zatem mamy ostateczne potwierdzenie – odparł Loïc.

Håkon pomyślał, że żadnego potwierdzenia nie potrzebowali, ale może chodziło o wojskową skrupulatność. Nie ulegało wątpliwości, że przez następne lata będą tutaj zlatywać kolejne jednostki – zapewne wszystkie, jakie wyleciały z Ziemi.

Starał się poukładać to wszystko w głowie, ale nadal miał mętlik. Założenie, że podjęto próbę kontaktu, wydawało się trafne. Nie mógł go zweryfikować, ale o co innego mogło chodzić? Potem był sprawdzian. Obcy zostawili trop i czekali, aż odnajdzie go załoga Accipitera. Ale w jakim celu to wszystko? I po co gromadzić tutaj jednostki Ara Maxima? Być może odpowiedź była najprostsza z możliwych.

Lindberg potoczył wzrokiem po swoich towarzyszach.

– Komuś zależało na tym, byśmy nie rozprzestrzenili się pośród gwiazd – odezwał się.

Kilka osób spojrzało na niego, jakby trafił w sedno. Nikt jednak się nie odezwał. Accipiter nadal podchodził do lądowania, pilotowany przez Gideona, zaś na mostku trwała ciężka cisza. W końcu Reddington oczyścił gardło, skupiając na sobie uwagę załogantów.

– Być może to trafne spostrzeżenie.

– W pańskich ustach brzmi to jak najwyższa pochwała.

– Ale niech pan ma uwadze, że to tylko gdybanie – zastrzegł Jeffrey. – Może i trafne, ale gdybanie. Nie mamy żadnych dowodów na poparcie jakiejkolwiek tezy. Jest pan naukowcem, więc…

– Więc wiem, że dowody nie są niezaprzeczalnymi, niepodlegającymi dyskusji odkryciami – wszedł mu w słowo Håkon. – Dowód często powstaje drogą dedukcji i logiki, niech pan to ma na uwadze.

Pułkownik w milczeniu odwrócił się do stanowiska radiooperatorki.

– Masz jakieś oznaki życia na Nowosybirsku, Ellyse?

– Nie mogę stwierdzić.

– Dlaczego?

– Sytuacja jest podobna jak w przypadku Hawkinga… tyle że wtedy udało się otworzyć podstawowy kanał komunikacyjny. Z Nowosybirskiem nie mogę ustanowić żadnego połączenia.

– Powtórka z rozrywki, jeśli chodzi o pobór mocy? – włączył się Alhassan.

– Może.

– Trzeba przyjąć, że sytuacja jest tam taka, jak na innych statkach – dodał Loïc.

Lindberg pokręcił głową. Miał dosyć niepewności, piętrzących się pytań i mętnych odpowiedzi. Od kiedy wybudził się z pierwszej diapauzy, wszystko było relatywne, we wszelkich równaniach były jedynie zmienne, żadnej stałej.

Koniec. Wystarczy tego.

– Sadzajcie ten statek – odezwał się. – Nowosybirskiem zajmiemy się później. A jeśli ktoś tam przeżył, skontaktuje się z nami.

Reddington uśmiechnął się blado, jakby rozbawiło go, że ktoś na jego mostku uzurpuje sobie prawo do wydawania rozkazów.

– To jedna sprawa – zakończył Håkon. – Natomiast druga jest bardziej drażliwa. Jeśli jeszcze raz ktoś spróbuje odciąć nas od…

– Nie zmuszaj mnie, bym kazał Channary cię stąd wyprowadzić – rzekł Jeffrey.

– Posłuchaj…

– Jesteście potencjalnie niebezpiecznym elementem – odparł Reddington, przechodząc do sedna. – Możecie stanowić narzędzie w rękach obcej cywilizacji, nawet nie będąc tego świadomi. Odkładając na bok wszystko inne, po prostu nie mogę wam zaufać. I wy sobie również nie.

– Będziesz musiał – odparł Lindberg, nie siląc się na zwyczajowe formułki. – Bo jeśli wydaje ci się, że możesz ot tak zejść na planetę, to jesteś w błędzie. Potrzebujesz tam astrochemika.

Reddington nie odezwał się słowem, ale Håkon dostrzegł cień uśmiechu na twarzy siedzącego obok pierwszego oficera.

– A tak się składa, że jedyny astrochemik, jakiego masz na podorędziu, nie zejdzie na powierzchnię bez swojego przydupasa – dodał Skandynaw.

– Co? – wypalił Dija Udin.

– Wiedziałeś, że mam ciebie na myśli? – spytał cicho Håkon.

– Goń się, Lindberg. Pomijając wszystko inne, nigdzie się nie wybieram.

– Pewnie, pewnie – uciął, po czym na powrót wpił wzrok w profil dowódcy. – To jak będzie, pułkowniku?

Wiedział, jaka odpowiedź w końcu padnie. Astrochemik był niezbędny podczas badania obcego świata – szczególnie takiego, na którym przeżyć można jedynie na wąskim odcinku pomiędzy dwiema strefami, gdzie jednocześnie pada światło z czerwonego karła i wieją mocne wiatry planetarne.

32
{"b":"572671","o":1}