Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Wejherowo – mruknął Pater i odłożył swoje karty do talii. Potem patrzył jeszcze, jak profesor wymienia żetony na żywe pieniądze.

– No to tym razem mi się udało. – W niebieskich oczach profesora dostrzegł wesoły błysk. – A za tym Czekańskim się rozejrzę.

Popełniłem błąd. Gdzieś popełniłem błąd. Gdzie? Pater nie myślał o pokerze. Znów myślał o niedzielnym południu w „Edenie". Była dwudziesta trzecia. Upał zelżał i zrobiło się nawet przyjemnie. W klubach na Monciaku didżeje rozkręcali imprezy.

Gdańsk, 20.06.2006, 13:10

Jarosław Pater dopijał właśnie drugą kawę i kończył czytać protokół z przesłuchania. Musiał przyznać, że Kulesza nie miał wiele do roboty. Sprawa zamurowanych w mieszkaniu zwłok była dość banalną kombinacją chciwości i ludzkiej wyobraźni, które dość często – jak uczyło Patera doświadczenie – szły w parze. Może w tej sprawie miałby jeszcze coś do powiedzenia psychoanalityk – pomyślał Pater w momencie, gdy otworzyły się drzwi. W progu stal niski blondyn z wyraźną nadwagą i rumieniem na policzkach.

– Ostatnie wyjaśnienia, kierowniku. Chciałby pan go dosłuchać czy co…

Kulesza często formułował zdania tak, że nie bardzo było wiadomo, czy zadaje pytanie, czy coś po prostu oznajmia. Tym razem, jak wywnioskował Pater, była to zachęta. Nadkomisarz podniósł się. Nie ma co się spieszyć z tą sprawą. Zamknięcie jednej oznaczało powrót do rozgrzebanych śledztw albo nowe, bardziej skomplikowane. Tymczasem uwaga nadkomisarza skupiała się na wierzchołkach trójkątów, którymi pokrył leżącą na biurku kartkę. Dwa wierzchołki pozostały bez zmian, zaznaczone nazwiskami Maziarskiego i Czekańskiego. Trzeci szczyt bywał opisany jako „skalp", ale równie często pojawiał się przy nim skrót ABW. I wyraźny, pogrubiany za każdym razem znak zapytania. Nadkomisarz czekał. Dopóki nie dowiem się więcej, mam związane ręce. Błądzę jak we mgle, skazany na niedorzeczne domysły – myślał, podążając za Kuleszą.

Za stołem siedział mężczyzna w podkoszulku, z którego dawno już wyblakła naturalna zieleń. Był dziesięć lat starszy od Patera, ale sine wory pod oczami, zmarszczki i kilkudniowy zarost czyniły z niego zaawansowanego emeryta. Kolejny emeryt w ostatnich dniach – przemknęło Paterowi przez głowę.

– Wymyślił pan bardzo nietypowy sposób pochówku, panie Tchórzewski – zaczął nadkomisarz. Mężczyzna zamrugał oczami.

– No, wie pan, ma się ten fach w ręce. – Pater usłyszał w jego głosie coś w rodzaju dumy. – Trzydzieści lat w murarce robię. Może i pana mieszkanie postawiłem.

– To akurat świadczyłoby o pańskich kwalifikacjach nie najlepiej – mruknął Pater. – Sam pan to wymyślił?

– Panu i księdzu to szczerą prawdę powiem. – Mężczyzna uderzył się w wyblakły podkoszulek. – No to jak teściowa umarła, szybką kalkulację żem zrobił. Jak na budowie. No i wyszło, że pogrzeb to będzie kilka kół, państwo potem coś odda, ale po co ma oddawać. Tylko kłopot niepotrzebny. No i popatrzyłem na kaloryfer, tam, wiecie, w większym pokoju. Teściowa nieduża kobita, wszystko oszacowałem, no i do roboty

– A zimą?

– Co zimą? – Tchórzewski zamrugał oczami.

– Czy bez kaloryfera zimno nie było? – Pater zobaczył, jak Kulesza odwraca się plecami i próbuje zdusić śmiech.

– Dało radę. Poza tym ściana pogrubiona. A resztę już powiedziałem. Pieniądze z ZUS-u na nieboszczkę co miesiąc przychodziły. Listonosz zostawiał za pokwitowaniem, bo ciężko chora to podpisać sama nie mogła. Przez ponad dwa lata szło. – Wyblakły podkoszulek westchnął. – Ja bym nie chciał, żeby pan sobie pomyślał, że ja zły człowiek jestem. Że niby co? Na wódkę z kolegami wydałem? Córka w Anglii. Na naukę szło wszystko. No, prawie…

Pater zastanawiał się, czy nie warto doprecyzować, co to znaczy „prawie", ale zrezygnował.

– A pańska żona? Przecież to była jej matka. Zgodziła się, by zamurować ją w domu?

– Początkowo nie. Ale od czego przekonywanie? – Tchórzewski uśmiechnął się. Pater zobaczył, że mężczyzna ma na kostkach prawej dłoni wytatuowane cztery litery układające się w słowo LOVE. Nie wiedzieć czemu przypomniała mu się piosenka T.Love, Pocisk miłości. Sapiący mężczyzna w podkoszulku rzeczywiście miał w ręce pocisk miłości. I siłę argumentów. Przeszła mu ochota na dalszą pogawędkę.

Gdy wracali korytarzem, Kulesza nagle się ożywił.

– Ludzie to mają nasrane, panie nadkomisarzu. – Widząc spojrzenie Patera, poprawił się: – No, nie mają równo pod sufitem. Wie pan, co on mi powiedział? Że jak było Święto Zmarłych, to kupował kwiaty teściowej. I znicze. I wie pan co? – Kulesza zrobił nieznaczny ruch głową. – Tam je kładł.

Pater pomyślał, że specjalista od murarki ze słowem LOVE nie był złym człowiekiem.

Gdańsk, 20.06.2006, 13:55

Kartka z trójkątami przykryta była aktówką. Na biurku leżały materiały z archiwum. Pater otworzył teczkę i w pierwszej chwili pomyślał, że zaszła pomyłka. Na wierzchu znalazł kilka kserokopii z „Faktu" i „SuperExpressu". Wszystkie artykuły były ozdobione fotografiami znanej aktorki. Na nielicznych zdjęciach z uśmiechem, odbierała jakieś nagrody. Ale większość przedstawiała twarz zmienioną niemal nie do poznania. Gdyby nie podpisy, można by pomyśleć, że chodzi o inne osoby. Po chwili Pater zrozumiał, że to jednak nie pomyłka. Zaczął przeglądać artykuły.

Gdy skończył, spojrzał na puste krzesło po drugiej stronie biurka. Komisarz Andrzej Światło był na urlopie w Grecji. A właśnie teraz przydałby się Paterowi wspólnik, czyli ktoś, z kim można by omówić sprawę.

Światło był starszy od Patera o pięć lat i przeklinał swoje nazwisko, które wielu wciąż kojarzyło się z czasami stalinizmu i oficerem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, który w 1953 roku uciekł na Zachód. Ironią losu było to, że komisarz Światło miał na drugie imię tak samo jak postać z czasów Polski Ludowej. „Józef – Pater wielokrotnie słyszał sapiącego Światłę: to po marszałku. Nie po Stalinie. To na cześć Piłsudskiego".

Ale i tak mało kto w to wierzył.

Wszyscy wiedzieli jednak, że Światło jest nadzwyczaj sprawnym policjantem i teraz jego doświadczenie przydałoby się Paterowi. Zwłaszcza że wycinki z gazet spowodowały, że coś w sprawie „Edenu" drgnęło.

– Nie sądziłem, że gustuje pan w takich gazetach. – Kulesza patrzył nadkomisarzowi przez ramię.

– Ja też nie – odpowiedział Pater.

Wreszcie zaczęło coś się dziać. Nadkomisarz czekał jeszcze na jedną wiadomość.

Telefon zadzwonił o siódmej.

Gdańsk, 21.06.2006, 11:45

Spotkanie miało wyglądać na przypadkowe. Umówili się w centrum rozrywki dość wcześnie. Nie była to pora zakochanych, umawiających się tu na randki, ani godzina eleganckich dwudziesto- trzydziestolatek na szpilkach i w pełnym makijażu, traktujących centrum jako wybieg dla modelek. Pater żałował, że doktor Paweł Kwieciński chciał się spotkać tak wcześnie.

Poznali się sześć lat temu. Pater do dziś pamiętał tę sprawę. Gwałt i morderstwo szesnastolatki. Jak się później okazało, ofiara była sąsiadką doktora. Pater pamiętał stalowy uścisk Kwiecińskiego na swoim nadgarstku i zapamiętał słowa anatomopatomorfologa: „Czasem pożegnanie z bliskimi następuje na tym stole. Niech pan, komisarzu, złapie tego skurwysyna. Obieca mi to pan?"

Pater wówczas niczego nie obiecał. Rozwiązał sprawę. Od tamtego czasu z Kwiecińskim spotykał się nie tylko zawodowo. Okazało się, że doktor jest fanatykiem rocka i jazzu. Nie jakiejś tam udziwnionej alternatywy, ale starego, dobrego Milesa i Coltrane'a. Od czasu znajomości z doktorem jazzowa dyskografia Patera znacznie się rozrosła.

– Nie mam dla ciebie kolejnego bootlegu wielkiego Trane'a – powiedział Kwieciński wczoraj, kiedy zatelefonował punktualnie o siódmej. – Ale mam coś, co cię chyba bardziej zaciekawi.

Teraz siedzieli obaj przy kawie z mlekiem. Ekspres do kawy co chwila zagłuszał dźwięki telewizora, gdzie eksperci analizowali kolejny raz mecze Polaków na mundialu.

8
{"b":"269463","o":1}