Литмир - Электронная Библиотека
A
A

- Jasne, ale jeśli zechcesz skorzystać z moich kont, daj mi znać, okej?

Uśmiechnąłem się martwo i zastawiłem pułapkę.

- Jasne, chociaż ja się tym nie param. Ostatnią rzeczą, o której musimy pogadać, jest zarządzenie kontem firmowym Duke’a. Można to robić na dwa sposoby: z pozycji długiej albo z krótkiej. Oba mają swoje plusy i minusy. Nie będę wchodził w szczegóły i powiem krótko. - Uśmiechnąłem się rozbawiony tą niezamierzoną grą słów. - Jeśli będziesz zarządzał kontem z pozycji długiej, zarobisz o wiele więcej niż z krótkiej. Pozycja długa sprowadza się do tego, że przetrzymujesz na koncie duże pakiety akcji, bo wtedy zawsze możesz podbić cenę: podbijasz cenę i masz zysk. Jeśli grasz z krótkiej i cena akcji pójdzie w górę, tracisz kupę kasy. W pierwszym roku działalności wasze akcje powinny zwyżkować, więc jeśli chcesz dobrze zarobić, musisz grać z długiej. Dobrze zarobić, czyli, wiesz, rozbić bank. Nie przeczę, że wymaga to odwagi i czasem może być nerwowo, bo brokerzy nie zawsze mogą wykupić cały zapas akcji. Słowem, będziesz musiał często zamrażać kapitał. Ale jeśli starczy ci odwagi i pewności siebie, jeśli to wszystko przewidzisz, kiedy okres zastoju minie, zarobisz fortunę. Nadążasz? To nie jest strategia dla słabeuszy. To strategia dla silnych i obdarzonych zdolnością przewidywania.

Z tymi słowami uniosłem brwi i pokazałem mu wnętrze dłoni, jakbym pytał: „Rozumiemy się?”. Zaczekałem kilka sekund, by sprawdzić, czy Pustak załapie, że dałem jego kumplowi najgorszą radę w historii Wall Street. Prawda jest taka, że handlowanie akcjami z pozycji długiej to najprostsza recepta na klęskę.

Handlowało się z krótkiej, dzięki czemu zawsze miało się gotówkę. To prawda, że kiedy cena akcji wzrastała, traciło się kasę, ale był to odpowiednik płacenia składki ubezpieczeniowej. Kapitałem Stratton Oakmont zarządzałem tak, że dopuszczałem do stałych strat w operacjach codziennych, co zapewniało firmie mocną pozycję finansową w dniu kolejnego debiutu. Innymi słowy, handlując z pozycji krótkiej, traciłem milion dolarów miesięcznie, ale zarabiałem dziesięć. Było to tak proste i oczywiste, że nie wyobrażałem sobie, żeby ktoś mógł pracować inaczej.

Nie wiedziałem tylko, czy Pustak i Chińczyk zwietrzą podstęp, czy też ego Victora pchnie go od razu w sam środek szaleństwa gry z długiej. Nawet Danny, ostatecznie bystry chłopak, nigdy tak do końca tego nie załapał, a może załapał, ale jako urodzony ryzykant za kilka milionów zysku ekstra gotów był narazić na szwank całą firmę. Trudno powiedzieć.

Teraz jak na umówiony znak spojrzał na mnie i włączył się do rozmowy.

- Powiem ci prawdę, Jordan: na początku zawsze się denerwowałem, kiedy handlowałeś z długiej, ale z czasem... Wiesz, jak zobaczyłem, ile można na tym zarobić... - Pokręcił głową, żeby uwiarygodnić te brednie. - Niesamowite. Ale tak, do tego potrzeba odwagi.

- Tak - wtrącił idiota Kenny. - Zarobiliśmy tak fortunę. To najlepszy sposób.

Boże - pomyślałem - co za ironia. Po tylu latach Kenny wciąż nie miał zielonego pojęcia, jak - mimo licznych problemów - udawało mi się utrzymywać firmę w najwyższej formie finansowej. Nigdy nie handlowałem na długo - ani razu! Oczywiście z wyjątkiem dnia debiutu, kiedy to przez kilka starannie wybranych minut, gdy ceny jednostek gwałtownie wzrastały, z całą premedytacją graliśmy na długo. Ale zawsze wiedziałem, że w każdej chwili może nadejść potężna fala i nas zmieść.

- Lubię ryzyko - odpowiedział Victor. - Ryzykuję przez całe życie i nigdy się nie bałem. Tym różni się mężczyzna od chłopca. Dopóki akcje będą zwyżkowały, wyłożę na nie ostatniego centa. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa, prawda? - Panda uśmiechnęła się i znowu zniknęły jej oczy.

- Otóż to, Vic, otóż to. Poza tym gdybyś kiedykolwiek wpadł w tarapaty, zawsze pomogę ci stanąć na nogi. Traktuj mnie jak polisę ubezpieczeniową.

Znowu trąciliśmy się miseczkami i wypiliśmy toast.

*

Godzinę później szedłem przez salę z mieszanymi uczuciami. Jak dotąd wszystko szło zgodnie z planem, ale co z moją przyszłością? Jak miał skończyć słynny Wilk z Wall Street? Czułem, że kiedyś cała ta przygoda - ta zwariowana jazda - stanie się odległym wspomnieniem, czymś, o czym będę opowiadał Chandler. A opowiedziałbym jej, że dawno, dawno temu jej tatuś był wielkim graczem, że miał największą w historii firmę brokerską. Opowiedziałbym jej o tych młodych chłopakach, o Strattonitach, którzy biegali po Long Island, wydając nieprzyzwoite pieniądze na bezsensowne rzeczy...

Głęboko odetchnąłem i wziąłem się w garść. Musiałem skupić się na moich brokerach, na Strattonitach! Tak, to oni byli rozwiązaniem! Przecież miałem plan: wycofywać się powoli i stopniowo, działać tylko za kulisami, uspokajać żołnierzy, dotrzymywać kroku innym firmom, trzymać Chińczyka na wodzy.

Wchodząc do sekretariatu, zauważyłem, że Janet ma ponurą minę. Oczy otwarte trochę szerzej niż zwykle, usta lekko rozchylone - to wróżyło kłopoty. Siedziała na brzegu krzesła i kiedy tylko spotkaliśmy się wzrokiem, wstała i wyszła zza biurka. Zastanawiałem się, czy jakimś cudem nie dotarły do niej plotki o moim układzie z SEC. Wiedzieliśmy o tym tylko my: Danny, Ike i ja, ale Wall Street to zabawne miejsce, gdzie wieści rozchodzą się niezwykle szybko. Krążyło tam nawet stare powiedzenie: „Dobre nowiny rozchodzą się szybko, a złe błyskawicznie”.

Janet zacisnęła usta.

- Dzwonili do mnie z Visual Image, chcą z tobą rozmawiać. Koniecznie dzisiaj, mówią, że to bardzo pilne.

- Visual Image? Co to, kurwa, jest? Nigdy o nich nie słyszałem.

- Słyszałeś. Kręcili film z waszego ślubu, pamiętasz? Zawiozłeś ich na Anguillę. Było ich dwoje: kobieta i mężczyzna. Ona miała jasne włosy, on brązowe. Ona była w...

- Tak, tak, już pamiętam. Nie musisz podawać mi rysopisów. - Pokręciłem głową, zdumiony jej pamięcią do szczegółów. Gdybym jej nie przerwał, powiedziałaby mi pewnie, jaki kolor miały majtki tej baby. - Kto dzwonił, on czy ona?

- On. Był zdenerwowany. Powiedział, że jeśli nie porozmawia z tobą w ciągu najbliższych kilku godzin, mogą być kłopoty.

Kłopoty? Jakie, kurwa, kłopoty? To nie miało sensu. Czego aż tak pilnego mógł chcieć ode mnie facet, który kręcił film z naszego ślubu? Coś się wtedy stało? Na ślubie? Szybko przeszukałem pamięć. Nie, to mało prawdopodobne mimo tego, że gubernator tej malutkiej karaibskiej wyspy udzielił nam ostrzeżenia. Przywiozłem tam trzystu najbliższych przyjaciół (przyjaciół?) i zakwaterowałem ich - all inclusive - w najlepszym hotelu na świecie: w Malliouhana. Kosztowało mnie to ponad milion dolarów i pod koniec tygodnia gubernator poinformował mnie, że jedynym powodem, dla którego nie aresztowano nas wszystkich za posiadanie narkotyków, było to, że dzięki mnie wyspa zarobiła dużo pieniędzy, dlatego przymkną na to oko. Ale ostrzegł mnie jednocześnie, że wszyscy moi goście znajdą się na czarnej liście i jeśli zechcą kiedyś wrócić na Anguillę, lepiej niech przyjadą bez prochów. Ale od tamtego czasu minęły trzy lata, więc to nie mogło być to - czy mogło?

- Połącz mnie z nim - powiedziałem. - Odbiorę w gabinecie. - Ruszyłem do drzwi i przez ramię rzuciłem: - Jak on się nazywa?

- Steve Burstein.

Telefon zapiszczał już kilka sekund później. Podniosłem słuchawkę i szybko się z nim przywitałem; był szefem małej rodzinnej firmy z południowego wybrzeża Long Island.

- Chodzi o to, że... - zaczął zatroskany. - Nie wiem, jak to powiedzieć, bo był pan dla nas taki dobry, traktował pan nas jak gości, i w ogóle... Pan i pana żona byliście naprawdę mili, to był najfajniejszy ślub, jaki widziałem, dlatego...

Nie wytrzymałem.

- Niech pan posłucha, Steve. To bardzo fajnie, że się panu podobało, ale jestem trochę zajęty. Mógłby pan powiedzieć, o co chodzi?

- Było tu dzisiaj dwóch agentów FBI i zażądali kasety z pana ślubu.

I już wiedziałem, że od tej chwili zmieni się całe moje życie.

57
{"b":"259563","o":1}