Warszawy z zagranicą, co stanowi pierwszą połowę mego projektu i jedno
źródło zysku dla krajowych kapitałów. Drugim źródłem jest handel z Rosją.
Znajdują się tam towary poszukiwane u nas i tanie. Spółka, która zajęłaby się
nimi, mogłaby mieć piętnaście do dwudziestu procentów rocznie od wyłożonego
kapitału. Na pierwszym miejscu stawiam tkaniny...
- To jest podkopywanie naszego przemysłu - odezwał się oponent z grupy
kupieckiej.
- Mnie nie obchodzą fabrykanci, tylko konsumenci... - odpowiedział Wokulski.
Kupcy i przemysłowcy poczęli szeptać między sobą w sposób mało życzliwy
dla Wokulskiego.
- Otóż i dotarliśmy do interesu publicznego! zawołał wzruszonym głosem
książę. - Kwestia zarysowuje się tak: czy projekta szanownego pana
Wokulskiego są objawem pomyślnym dla kraju?... Panie mecenasie... - zwrócił
się książę do adwokata, czując potrzebę wyręczenia się nim w kłopotliwej nieco
sytuacji.
- Szanowny pan Wokulski - zabrał głos adwokat - z właściwą mu gruntownością
raczy nas objaśnić: czy sprowadzanie owych tkanin, aż z tak daleka, nie
przyniesie uszczerbku naszym fabrykom?
- Przede wszystkim - rzekł Wokulski - owe nasze fabryki nie są naszymi, lecz
niemieckimi...
- Oho!... - zawołał oponent z grupy kupców.
141
- Jestem gotów - mówił Wokulski - natychmiast wyliczyć fabryki, w których
cała administracja i wszyscy lepiej płatni robotnicy są Niemcami, których
kapitał jest niemiecki, a rada zarządzająca rezyduje w Niemczech; gdzie
nareszcie robotnik nasz nie ma możności ukształcić się wyżej w swoim fachu,
ale jest parobkiem źle płatnym, źle traktowanym i na dobitkę
germanizowanym...
- To jest ważne!... - wtrącił hrabia zgarbiony.
- T e k... - szepnął Anglik.
- Jak Boga kocham, doświadczam emocji słuchając!... - zawołał marszałek. -
Nigdym nie myślał, że tak można zabawić się przy podobnej rozmowie... Zaraz
wrócę...
I opuścił gabinet, aż uginała się pod jego stopami podłoga.
- Czy mam wyliczać nazwiska? - spytał Wokulski.
Grupa kupców. i przemysłowców złożyła w tej chwili dowód rzadkiej
powściągliwości nie domagając się nazwisk. Adwokat szybko podniósł się z
Fotelu i zatrzepotawszy rękoma zawołał:
- Sądzę, że nad kwestią miejscowych fabryk możemy przejść do porządku.
Teraz szanowny pan Wokulski raczy nam, z właściwą mu jędrnością, objaśnić:
jakie pozytywne korzyści z jego projektu odniesie...
- Nasz nieszczęśliwy kraj - zakończył książę.
- Proszę panów - mówił Wokulski - gdyby łokieć mego perkalu kosztował tylko
o dwa grosze taniej niż dziś, wówczas na każdym milionie kupionych tu łokci
ogół oszczędziłby dziesięć tysięcy rubli...
- Cóż to znaczy dziesięć tysięcy rubli?... - spytał marszałek, który już powrócił
do gabinetu, ale jeszcze nie wpadł w tok rozpraw.
- To wiele znaczy... bardzo wiele! - zawołał hrabia zgarbiony.- Raz nauczmy się
szanować zyski groszowe...
- T e k... Pens jest ojcem gwinei... - dodał hrabia ucharakteryzowany na Anglika.
- Dziesięć tysięcy rubli - ciągnął Wokulski - jest to fundament dobrobytu dla
dwudziestu rodzin co najmniej...
- Kropla w morzu - mruknął jeden z kupców.
- Ale jest jeszcze inny wzgląd - mówił Wokulski - obchodzący wprawdzie tylko
kapitalistów. Mam do dyspozycji towaru za trzy do czterech milionów rubli
rocznie...
- Upadam do nóg!... - szepnął marszałek.
- To nie jest mój majątek - wtrącił Wokulski - mój jest znacznie skromniejszy...
- Lubię takich!... - rzekł zgarbiony hrabia.
- T e k... - dodał Anglik.
- Owe trzy miliony rubli stanowią mój osobisty kredyt i przynoszą mi bardzo
mały procent jako pośrednikowi - mówił Wokulski.- Oświadczam jednak, że o
ile w miejsce kredytu podstawiłoby się gotówkę, zysk z niej wynosiłby
piętnaście do dwudziestu procentów, a może więcej Otóż ten punkt sprawy
obchodzi panów, którzy składacie pieniądze w bankach na niski procent.
142
Pieniędzmi tymi obracają inni i zyski ciągną dla siebie. Ja zaś ofiaruję panom
sposobność użycia ich bezpośredniego i powiększenia własnych dochodów.
Skończyłem.
- Pysznie! - zawołał przygarbiony hrabia. - Czy jednak nie można by dowiedzieć
się szczegółów bliższych?
- O tych mogę mówić tylko z moimi wspólnikami - odpowiedział Wokulski:
- Jestem - rzekł zgarbiony hrabia i podał mu rękę.
- T e k - dodał pseudo-Anglik wyciągnąwszy do Wokulskiego dwa palce.
- Moi panowie! - odezwał się wygolony mężczyzna z grupy szlachty
nienawidzącej magnatów. - Mówicie tu o handlu perkalami, który n a s nic nie
obchodzi... Ale, panowie!... - ciągnął dalej płaczliwym głosem - m y mamy za to
zboże w spichlerzach, m y mamy okowitę w składach, na której wyzyskują nas
pośrednicy w sposób - że nie powiem - niegodny...
Obejrzał się po gabinecie. Grupa szlachty gardzącej magnatami dała mu brawo.
Promieniejąca dyskretną radością twarz księcia zajaśniała w tej chwili blaskiem
prawdziwego natchnienia.
- Ależ, panowie! - zawołał - dziś mówimy o handlu tkaninami, lecz jutro i
pojutrze któż zabroni nam naradzić się nad innymi kwestiami?... Proponuję
więc...
- Jak Boga kocham, cudnie mówi ten kochany książę - zawołał marszałek.
- Słuchamy... słuchamy!... - poparł go adwokat, silnie okazując, że stara się
pohamować zapał dla księcia.
- A więc, panowie - ciągnął wzruszony książę - proponuję jeszcze następujące
sesje: jedną w sprawie handlu zbożem, drugą w sprawie handlu okowitą...
- A kredyt dla rolników?... - spytał ktoś z nieprzejednanej szlachty.
- Trzecią w sprawie kredytu dla rolników - mówił książę.- Czwartą...
Tu zaciął się.
- Czwartą i piątą - pochwycił adwokat - poświęcimy rozważaniu ogólnej
ekonomicznej sytuacji...
- Naszego nieszczęśliwego kraju - dokończył książę prawie ze łzami w oczach.
- Panowie!... - wrzasnął adwokat obcierając nos z akcentem rozrzewnienia. -
Uczcijmy naszego gospodarza, znakomitego obywatela, najzacniejszego z
ludzi...
- Dziesięć tysięcy rubli, jak Bo... - zawołał marszałek.
- Przez powstanie! - szybko dokończył adwokat.
- Brawo!... niech żyje książę!... - zawołano przy akompaniamencie łoskotu nóg i
krzeseł.
Grupa szlachty gardzącej arystokracją krzyczała najgłośniej.
Książę zaczął ściskać swoich gości nie panując już nad wzruszeniem; pomagał
mu adwokat, wszystkich całował, a sam bez ceremonii płakał. Kilka osób
skupiło się przy Wokulskim.
- Przystępuję na początek z pięćdziesięcioma tysiącami rubli mówił zgarbiony
hrabia. - Na rok przyszły zaś... zobaczymy...
143
- Trzydzieści, panie... trzydzieści tysięcy rubli, panie... Bardzo, panie... bardzo! -
dodał baron z fizjognomią Mefistofelesa.
- I ja trzydzieści tysięcy... t e k!... - dorzucił hrabia-Anglik kiwając głową.
- A ja dam dwa... trzy razy tyle, co... kochany książę. Jak Boga kocham!... -
rzekł marszałek.
Paru oponentów z grupy kupieckiej również zbliżyło się do Wokulskiego.
Milczeli, lecz tkliwe ich spojrzenia stokroć więcej miały wymowy aniżeli
najczulsze słowa.
Z kolei zbliżył się do Wokulskiego człowiek młody, mizerny, z rzadkim
zarostem na twarzy, ale z niewątpliwymi śladami przedwczesnego zniszczenia
w całej postaci. Wokulski spotykał go na rozmaitych widowiskach, wreszcie i
na ulicy, jeżdżącego najszybszymi dorożkami.
- Jestem Maruszewicz - rzekł zniszczony młody człowiek z miłym uśmiechem. -
Wybaczy pan, że prezentuję się tak obcesowo i w dodatku przy pierwszej
znajomości będę miał prośbę...
- Słucham pana.
Młodzieniec wziął Wokulskiego pod ramię i zaprowadziwszy go do okna mówił