Tegoroczny pobyt na wsi głęboko zmodyfikował niektóre poglądy panny
Izabeli; nie sprawiło tego jednak świeże powietrze ani piękne krajobrazy, ale
wypadki i możność spokojnego zastanowienia się nad nimi.
Przyjechała tu na wyraźne żądanie ciotki, dla Starskiego, o którym powszechnie
mówiono, że odziedziczy majątek po prezesowej. Tymczasem prezesowa
przypatrzywszy się swemu ciotecznemu wnukowi oświadczyła, że co najwyżej
zapisze mu tysiąc rubli dożywotniej renty, która zapewne bardzo mu się przyda
na starość. Cały zaś majątek postanowiła zapisać na podrzutków i ich
nieszczęśliwe matki.
Od tej chwili Starski w oczach hrabiny stracił wszelką wartość. Stracił ją i u
panny Izabeli oświadczywszy pewnego razu, że nigdy nie ożeniłby się z „gołą
panną”; raczej z Chinką albo z Japonką, byle miała kilkadziesiąt tysięcy rubli
rocznie.
- Za mniejszy dochód nie warto ryzykować przyszłości - powiedział. Ponieważ
tak powiedział, więc panna Izabela przestała go traktować jako poważnego
epuzera. Ale ponieważ mówiąc to, z cicha westchnął spojrzał na nią przelotnie,
więc panna Izabela pomyślała, że piękny Kazio musi mieć jakąś sercową
tajemnicę i że szukając bogatej żony robi ofiarę. Dla kogo?... Może dla niej...
biedny chłopiec, ale trudno. Kiedyś może znajdzie się sposób osłodzenia jego
cierpień, lecz dziś należy go trzymać z daleka. Co przychodziło tym łatwiej, że
Starski począł gwałtownie zalecać się do bogatej pani Wąsowskiej i krążyć z
daleka około panny Eweliny Janockiej, zapewne dla zatarcia do reszty śladów,
że kiedyś kochał się w pannie Izabeli.
„Biedny chłopiec, ale trudno. Życie ma swoje obowiązki, które trzeba spełnić,
choć są ciężkie.”
W taki sposób Starski, może najstosowniejszy dla panny Izabeli epuzer,
wykreślony został z listy jej konkurentów. Nie mógł żenić się z panną ubogą,
musiał szukać żony bogatej; były to dwie nieprzebyte między nimi przepaście.
Drugi jej konkurent, baron, wykreślił się sam; zaręczywszy się z panną Eweliną.
Panna Izabela czuła wstręt do barona, dopóki starał się o jej względy; lecz gdy
ją tak nagle opuścił, prawie że się zatrwożyła. Jak to, więc na świecie są kobiety,
dla których można wyrzec się jej?!... Jak to, więc może nadejść chwila, w której
pannę Izabelę opuszczą nawet tak podeszłego wieku wielbiciele?...Zdawało jej
się, że ziemia drży jej pod nogami, i pod wpływem nie określonych obaw, jakie
ją wówczas ogarnęły, panna Izabela odezwała się do prezesowej o Wokulskim
dosyć życzliwie. Kto wie nawet, czy nie powiedziała tych słów:
395
- Co się też dzieje z panem Wokulskim? Bardzo żałuję, że może mieć żal do
mnie. Nieraz wyrzucam sobie, że nie postępowałam z nim tak, jak zasługiwał.
Spuściła oczy i zarumieniła się w ten sposób, że prezesowej wydało się
koniecznym zaprosić Wokulskiego na wieś.
„Niech się sobie przypatrzą na świeżym powietrzu - myślała staruszka - a
będzie, co Bóg da. On brylant między mężczyznami, ona także dobre dziecko,
więc może się porozumieją. Bo że on ma do niej słabość, to prawie bym się
założyła.”
W kilka dni panna Izabela ochłonąwszy z nieprzyjemnych wrażeń poczęła
żałować swojej wzmianki o Wokulskim przed prezesową.
„Jeszcze gotów pomyśleć, że wyszłabym za niego...”- rzekła do siebie.
Tymczasem prezesowa zwierzyła się przed bawiącą u niej panią Wąsowską, że
przyjedzie do Zasławka Wokulski, bardzo bogaty wdowiec, człowiek ze wszech
miar niepospolity, którego chciałaby ożenić i który kto wie, czy nie kocha się w
pannie Izabeli...
Pani Wąsowska bardzo obojętnie słuchała o majątku, o wdowieństwie i o
matrymonialnych kwalifikacjach Wokulskiego. Lecz gdy prezesowa nazwała go
człowiekiem niepospolitym, zaciekawiła się; dowiedziawszy się zaś, że może
kochać pannę Izabelę, rzuciła się jak rumak szlachetnej krwi, niebacznie
dotknięty ostrogą.
Pani Wąsowska była najlepszą kobietą, nie myślała powtórnie wychodzić za
mąż, a tym mniej odbierać innym paniom konkurentów. Dopóki jednak żyła na
świecie, nie mogła pozwolić na to, ażeby jaki mężczyzna mógł kochać się w
jakiejś innej kobiecie, nie w niej. Żenić się dla interesu ma prawo; pani
Wąsowska gotowa mu była nawet pomagać, ale uwielbiać - można było tylko ją.
Nie dlatego nawet, ażeby uważała się za najpiękniejszą, ale że... taką już miała
słabość.
Dowiedziawszy się, że panna Izabela dziś przyjeżdża, pani Wąsowska gwałtem
zabrała na spacer Wokulskiego. Gdy zaś na gościńcu pod lasem zobaczyła
tuman kurzu, wzniecony przez powóz jej rywalki, skręciła na łąkę i tam zrobiła
wielką scenę z siodłem, która jej się nieudała.
Tymczasem panna Izabela dojechała do dworu. Całe towarzystwo przyjęło ją na
ganku witając prawie tymi samymi wyrazami.
- Wiesz - szepnęła jej prezesowa - przyjechał Wokulski.
- Tylko pani nam brakło - zawołał baron - ażeby Zasławek był podobny do raju.
Bo już mamy tu bardzo przyjemnego towarzysza znakomitego gościa... Panna
Felcia Janocka wzięła na bok pannę Izabelę i ze łzami w głosie poczęła jej
opowiadać:
- Wiesz, przyjechał tu pan Wokulski... Ach, gdybyś wiedziała, co to za
człowiek!... Ale wolę ci nic nie mówić, bo i ty jeszcze pomyślisz, że jestem nim
zajęta... No i wyobraź sobie: pani Wąsowska kazała mu jechać ze sobą na
spacer, sam na sam... Gdybyś wiedziała, jak się biedak rumienił!... A ja za nią.
Bo i ja chodziłam z nim na ryby, ale tylko tu, do sadzawki, i jeszcze był z nami
396
pan Julian. Ale żebym miała tylko z nim jechać konno?... Za nic w świecie!...
wolałabym umrzeć...
Uwolniwszy się od witających panna Izabela poszła do przeznaczonego dla niej
pokoju.
„Drażni mnie ten Wokulsk” - szepnęła.
W gruncie rzeczy nie było to rozdrażnienie, ale coś innego. Jadąc tu panna
Izabela czuła niechęć do prezesowej za jej gwałtowne zaprosiny, do ciotki, że jej
kazała natychmiast jechać, a nade wszystko do Wokulskiego. „Więc naprawdę -
mówiła sobie - chcą mnie oddać temu parweniuszowi?... A, zobaczy, jak na tym
wyjdzie!...”
Była pewna, że pierwszym człowiekiem, który ją powita, będzie Wokulski, i
postanowiła traktować go z najwyższą pogardą. Tymczasem Wokulski nie tylko
nie wybiegł na jej spotkanie, ale pojechał na spacer z panią Wąsowską. To w
przykry sposób dotknęło pannę Izabelę i pomyślała:
„Zawsze kokietka z niej, choć już ma lat trzydzieści!..”
Gdy baron nazwał Wokulskiego znakomitym gościem, panna Izabela uczuła
jakby dumę, ale było to bardzo przelotne uczucie. Gdy zaś panna Felicja w
niedwuznaczny sposób zdradziła się, że jest o Wokulskiego zazdrosną, pannę
Izabelę ogarnął jakby niepokój, ale tylko na chwilę.
„ Naiwna jest ta Felcia” - rzekła do siebie.
Krótko mówiąc: przez całą drogę planowana wzgarda dla Wokulskiego całkiem
zniknęła wobec mieszaniny takich uczuć jak lekki gniew, lekkie zadowolenie i
lekka obawa. W tej chwili Wokulski przedstawiał się pannie Izabeli inaczej niż
dotychczas. Nie był to już jakiś tam, kupiec galanteryjny, ale człowiek, który
wracał z Paryża, miał ogromny majątek i stosunki, którym zachwycał się baron,
którego kokietowała Wąsowska...
Ledwie panna Izabela miała czas przebrać się, do pokoju jej weszła prezesowa.
- Moja Belu - rzekła staruszka ucałowawszy ją jeszcze raz - dlaczegóż to Joasia
nie chce przyjechać do mnie?
- Papo jest niezdrów, więc nie chce go opuszczać.
- Proszę cię... proszę cię, tylko tego mi nie mów. Nie przyjedzie, bo nie chce
spotkać się z Wokulskim, oto cały sekret..: - mówiła nieco wzruszona
prezesowa. - On dla niej wtedy dobry, kiedy sypie pieniądze na jej ochronę...