Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Z powodu przekonań – dumnie oświadczył Lloyd.

– Jakichże to przekonań? – zasępił się Tyłek.

– Agitacja przeciwko istniejącej postaci rządu, panie kontradmirale, sir – odpowiedział doktor szyderczym tonem. – Zwolniony z hukiem bez emerytury i stopnia. Tak więc nie jestem żadnym wywiadowcą ani oficerem. A doktorat mam prawdziwy. Wykładam. No i wybieram się w pole, kiedy mam pieniądze.

– Trzeba było powiedzieć od razu, wstępując na służbę, że zostanie pan tylko cywilnym konsultantem – współczująco powiedział Raszyn. – Nie byłoby huku ani zrywania naszywek. Znam te bydlęce ceremonie. Wyjątkowo obrzydliwie się człowiek czuje. Sam degradowany, oczywiście, najgorzej, ale wszyscy dokoła też stoją jak po uszy w gównie.

– Pana też?… – zdziwił się Lloyd.

– Nie mnie – wyjaśnił Raszyn. – Ja.

– Aa… – dotarło do doktora. – No tak, ma pan rację. Ale byłem młody i bardzo chciałem nosić mundur. I mieć pierś pokrytą medalami. A właśnie, jakoś, panie admirale, nie mogę sobie przypomnieć, żebyśmy się spotkali. Przyjęcie w admiralicji pamiętam, ale pana nie.

– Byłem wtedy kapitanem, a pan, przyjacielu, znajdował się w stanie ciężkiego upojenia alkoholowego. Bardzo mi się spodobało pańskie oświadczenie, że gdyby nie Rosjanie, to bylibyśmy teraz skośnoocy i odżywialibyśmy się tylko ryżem. Wszyscy od razu popatrzyli na mnie, a ja się nieco zmieszałem i uciekłem.

– Coś nie pamiętam takich oświadczeń – nachmurzył się Essex. – Przyjęcie pamiętam, było takie, wręczano mi Krzyż, ale co do Ruskich…

– Phil, powiem ci potem, gdzie się w tym momencie znajdowałeś.

– Co, w kiblu?

– To, że w kiblu, mniej ważne, ważniejsze, co tam robiłeś.

Tyłek zamyślił się głęboko, jakby sięgał pamięcią do poprzedniego wcielenia.

– Co, tak na dobrą sprawę, można robić w kiblu?

– Jesteś bardzo pomysłowym facetem, Phil. Zwłaszcza że ubikacja była damska.

– A! – zakrzyknął Essex. – No tak! Przepraszam, doktorze. Co za szkoda! Rano już nic nie pamiętałem. Ten Krzyż był, że tak powiem, jubileuszowy. Trzeci, więc, oczywiście, ja…

– Czy to jest to, co nazywacie Pieprzonym Lotnym Krzyżem? – zaprezentował znajomość sprawy Lloyd. – Który tak naprawdę nazywa się Za Wybitne Osiągnięcia w Służbie Lotów7.

– Ten właśnie. Proszę posłuchać, Jeffrey – zaczął Essex, zmieniając się w mgnieniu oka w promieniującego, uroczego oficera. – Niech pan rzuci tych swoich mutantów. W naszej flocie mamy taki szalony folklor… Gdzie jeszcze pan znajdzie taki kompot z tradycji morskich i lotniczych?

– Gdyby pan zobaczył, co tam wymyślają… – Lloyd wskazał palcem gdzieś za burtę. – Na pewno zechciałby pan zamienić się ze mną miejscami.

– Tam jest promieniowanie – powiedział kontradmirał. – I nie ma nic do żarcia.

– No, pożywienie się znajdzie. Tyle że trzeba się trochę za nim nabiegać.

– Szczury, tak?

– Przede wszystkim gołębie. Miejscowi je hodują. Tuczą i zabijają.

– A czym karmią?

– Karmią przede wszystkim szczurzym mięsem. Gołębie są wtedy smaczniejsze. Słowo honoru, przyzwoite jedzenie. Psy też są całkiem, całkiem… No i to wszystkie miejscowe zboczenia. W wiejskiej okolicy, gdzie promieniowanie nie jest tak wysokie, wyżyło jakieś bydło. Wygląda może nie bardzo apetycznie, ale te kawałki, co dojeżdżają do Moskwy, są całkiem zjadliwe.

– Ciekawe – powiedział Raszyn. – Jeffrey, jak pan sobie tam radzi sam? Nie chcą pana zabić?

– Poza miastem maskuję się na wędrownego myśliwego. Jestem wysoki i silny… Proszę się tak otwarcie nie śmiać, panowie. Wedle ich miar jestem naprawdę bardzo mocnym facetem. A co najważniejsze, może są i mutantami, ale też Rosjanami. Samotnego handlowca może mogą zaszlachtować, pewnie tak. Ale mężczyznę, który sam zdobywa dla siebie żywność, raczej nakarmią, niż skrzywdzą. Tym bardziej że mutanci nie ruszają swoich. No i dla miejscowych panienek jestem atrakcyjnym kawalerem…

– Fuj! – skrzywił się Essex.

– Taka praca – oświadczył Lloyd wcale nieskrępowany. – No i niektóre trafiają się sympatyczne.

– Tylko łyse, pokręcone, czasem z dwiema głowami, tak?

– No, z dwiema głowami nie spotkałem…

– Sekundę – przerwał doktorowi Tyłek. – Jak pan powiedział? Mutanci nie ruszają swoich? Czyli należy rozumieć, że są też inni, których…

Uczony myślał przez chwilę, drapiąc się przy tym pod pachą.

– Przepraszam – powiedział, gdy dostrzegł zdziwione spojrzenia oficerów. – Brzydki nawyk, ale u nich normalny. Jak by to panu powiedzieć, panie Essex? Mówiłem przecież, że tu mieszkają różni ludzie.

– Jak różni? – wtrącił się Raszyn. – Przecież uważa się, że tu nie ma normalnych ludzi. Czy może ma pan na myśli, że mają humanoidalny wygląd? Dla naszych celów to nieistotne.

– A co, zamierzacie tu wojować? – szybko i dość agresywnie zapytał Lloyd.

– Ależ skąd, wręcz przeciwnie! – roześmiał się Essex. – Chcemy tu tylko przeczekać jakiś czas. Oczywiście, pewne zagrożenie z góry istnieje, ale niedługo rzucimy na niebo maskujący obrazek. Tak więc panu nic nie grozi. I miejscowym, ee… ludziom też.

– Miejskich możecie nie uważać za ludzi – machnął ręką doktor. – Pozwalam. Nie uda wam się, nawet gdybyście chcieli. Nawet ja długo się przyzwyczajałem. Ale… Proszę mi wierzyć, panie Essex, nie wszędzie jest tak strasznie, jak głosi oficjalna propaganda Rady Dyrektorów. Tu jest bardzo dużo ludzi i pewne grupy nauczyły się już, jak efektywnie można przeżyć w tych warunkach. Poza tym nie całe terytorium Rosji jest tak mocno zapaskudzone. O pół megametra stąd na północny zachód jest taka miejscowość o dziwnej angielskiej nazwie: Well Day. Zapewniam pana, że tam jest wszystko względnie w porządku. Poziom radiacji jak w Paryżu, niemal w każdej rodzinie są dzieci, rosną na kozim mleku, dziewczęta mają piękne jasne włosy… Nawet oberwałem tam dwa razy.

– Nie wymarli przez te sto lat? – zapytał z niedowierzaniem dowódca.

– Mają nawet dodatni przyrost ludności. Na razie minimalny, ale z każdym rokiem wskaźniki rosną. Odnotowałem to, jeszcze kiedy służyłem w Langley. Nie zastanawiał się pan, admirale, dlaczego te dane nie pojawiły się w Sieci? Dlaczego nikt nie wie, że coś takiego istnieje też w Południowej Ameryce, chociaż podobno nie został tam nawet jeden krzaczek?

– Przepraszam, dlaczego ciągle stoimy? – zauważył Tyłek. – Czas nakarmić gościa i w ogóle…

– Rzeczywiście – powiedział, zastanawiając się nad czymś usilnie, Raszyn. – Proszę siadać, doktorze, zaraz każę przynieść coś do jedzenia.

– No więc, panie admirale? – zapytał Lloyd, siadając przy stole.

– Nie chcę panu wierzyć, doktorze. Po prostu nie chcę.

– I to mówi człowiek, który powstał przeciwko totalitarnemu systemowi.

– Nie powstałem przeciwko systemowi totalitarnemu. Po prostu chcieli z nas zrobić kozły ofiarne, a my się opieramy dostępnymi metodami.

– No to opierajcie się mocniej! – zawołał uczony. – Połowa Ziemi się do was modli, a wy się jeszcze zastanawiacie?!

Admirał usiadł naprzeciwko Lloyda i zastygł na chwilę oparty łokciami o stół.

– Phil, gdzie jest ten leniwiec, mój adiutant? – spytał. – Niech skombinuje coś do wypicia i zakąskę.

– Sam dopilnuję – mruknął Essex i wyszedł.

– Byle nie za dużo – powiedział doktor. – Ja wieczorem muszę iść na nabożeństwo do Czarnej Świątyni.

– Czarna Świątynia? – zapytał Raszyn.

– Stąd rozpościera się wspaniały widok, będziecie mogli oglądać – obiecał Lloyd. – Można ochujeć. To jest taka wspaniała inwersja tradycyjnej religii! Takie naigrawanie się z prawosławia! Wspaniałe! Fantastyczne! Pogański bóg zamiast Trójcy! Nawet posąg boga znaleźli!

– Nic z tego nie rozumiem – rzekł ze smutkiem admirał. – Proszę się nie uchylać od tematu, Jeffrey. Tam za burtą są na poły żywi mutanci, czczą bałwana. A pan chce mi wcisnąć, że mają przed sobą jakąś przyszłość?

– Ci… – Uczony znowu wskazał palcem ścianę. -…przyszłości raczej nie mają, nie. Moskwa umiera. Sankt Petersburg też praktycznie wymarł. Ale powtarzam, w słabiej napromieniowanych okolicach obserwuje się dodatni przyrost. Tak, to już nie są rosyjscy herosi. I nie tak wysocy, i lekko rachityczni. Ale z powodzeniem zajmują się uprawą ziemi, hodują bydło i ochraniają swoje terytoria. Nie krzyżują się z mutantami, więcej nawet, nie pozwalają tamtym zbliżać się do swoich osiedli. Prowadzą tylko wymuszony handel, a i to przez pośredników. Mięso, chleb, mleko w zamian za metale. Naturalna gospodarka. Tam wszystko jest w porządku, admirale. To dobrzy ludzie i w ciągu trzech – czterech wieków urodzi się ich tylu, by zaczęli wszystko od nowa.

43
{"b":"102796","o":1}