Литмир - Электронная Библиотека

Rozpoczęli wędrówkę po gzymsie. Miał zaokrągloną krawędź i każdy nieostrożny krok mógł ich posłać do płynącej w dole cichej i czarnej rzeki. Uczepieni ściany posuwali się ostrożnie naprzód. Rudi zatrzymywał się co parę kroków i omiatał światłem latarki gzyms przed sobą. Pająka jednak nie było i z pustymi rękami dotarli do balkonu pokoju chłopców.

Rudi sprawdził najpierw ostrożnie, czy pokój jest pusty. Następnie Elena i chłopcy przycupnęli na balustradzie, a Rudi przebadał przy świetle latarki każdy centymetr balkonu.

– Nie. Tu również nie ma pająka.

– Co teraz robimy? – zapytał szeptem Pete.

– Idziemy do środka – odpowiedział spiesznie Jupiter. – Trzeba przeszukać pokój.

Jedno za drugim rozeszli się cicho do pokoju i stanęli nasłuchując. Cisza była tak głęboka, jakby cały pałac wstrzymywał oddech. Zakłócało ją jedynie cykanie świerszcza.

– Świerszcz w pokoju zwiastuje szczęście, jak mi się zdaje – szepnął Pete. – Nam by się ono przydało.

– Mówiłeś, Bob, że biegałeś po pokoju ze srebrnym pająkiem w ręce – powiedziała cicho Elena. – Mogłeś go gdzieś upuścić. Musimy przeszukać cały pokój. Przejdziemy go na kolanach i zapalimy tylko nasze latarki. Nie możemy ryzykować, żeby zobaczyli światło z zewnątrz.

Podzielili pokój między siebie i każde zaczęło na czworakach przeszukiwać swoją część. Bob nie miał latarki, szukał więc pająka wraz z Jupe'em. Wtem coś zalśniło w świetle latarki. Znaleźli!

Bob podniósł błyszczący przedmiot i ogarnęło go tak silne rozczarowanie, że poczuł w ustach jego gorzki smak. Był to tylko kawałek folii aluminiowej z opakowania rolki filmu.

Po tym fałszywym alarmie, wrócili do dalszych poszukiwań. Bob wczołgał się nawet pod łóżko. Jupiter poświecił mu tam latarką i wtedy malutkie, ciemne stworzenie skoczyło w popłochu.

– Krik! – zacykało. – Krik!

Wystraszyli świerszcza. Jupe skierował na niego światło latarki. Zobaczyli, że skoczył wprost w pajęczynę, wciąż rozpiętą w rogu.

Świerszcz desperacko starał się wydostać z pajęczyny, ale tylko zaplątywał się w niej bardziej. Dwa pająki obserwowały go ze szpary między podłogą a boazerią. Wtem jeden z nich wybiegł, prześliznął się po pajęczynie i zaczął otaczać świerszcza lepką nicią. Po chwili więzień był bezsilny.

Bob powstrzymał się od chęci uwolnienia świerszcza. Łączyłoby się to ze zniszczeniem pajęczyny, może nawet musiałby zabić pająka, a przecież był to w Waranii symbol powodzenia.

– Mówiłeś, że świerszcz w pokoju to szczęście – szepnął do Jupe'a. – Wyraźnie nie dla niego. Miejmy tylko nadzieję, że nie podzielimy jego losu.

Jupiter milczał. Obaj wyczołgali się spod łóżka i dołączyli do reszty. Zebrali się przy szafie, którą przeszukiwali Rudi i Pete.

– Może Bob w końcu schował gdzieś srebrnego pająka – szepnął Jupiter. – Gdyby go po prostu upuścił, już byśmy go znaleźli. Chyba że gwardziści go znaleźli wczoraj.

– Nie, nie znaleźli – odpowiedział cicho Rudi. – Książę Stefan jest wściekły. Promieniałby, gdyby miał pająka. Więc chyba Bob go schował. Może chociaż pamiętasz, Bob, czy go schowałeś?

Bob pokręcił głową przecząco. Nie mógł sobie przypomnieć niczego, co dotyczyło srebrnego pająka.

– No cóż, będziemy szukać – powiedział Rudi. – Przetrząśnijmy walizki. Elena, sprawdź pod materacem i pod poduszkami. Bob mógł go tam wetknąć, jeśli nie znalazł lepszego miejsca.

Pete i Jupiter przeszukali walizki, Elena łóżko. Wciąż bez rezultatu.

– Nie ma go tu – powiedział Rudi, gdy zebrali się bezradnie na środku pokoju. – Myśmy go nie znaleźli, gwardziści go nie znaleźli, przepadł. Obawiam się, że Bob wybiegł z nim na balkon i wypuścił go, gdy wdrapywał się na gzyms. Nie rozumiem tylko, dlaczego go nie znaleziono na dziedzińcu.

– Co powinniśmy teraz zrobić, Rudi? – zapytał Jupiter. Zazwyczaj Jupe przewodził w ich poczynaniach, teraz jednak ustąpił miejsca Rudiemu. Był starszy i dobrze znał teren.

– Wszystko, co możemy zrobić, to zaprowadzić was w bezpieczne miejsce – szepnął Rudi. – Wracamy.

W tym momencie drzwi otworzyły się na oścież i pokój zalało światło, Dwaj mężczyźni w szkarłatnych mundurach straży pałacowej wbiegli do środka.

– Stać! – krzyczeli. – Jesteście aresztowani! Złapaliśmy amerykańskich szpiegów!

W pokoju zakotłowało się. Rudi rzucił się na gwardzistów.

– Elena! – wrzasnął. – Zabierz ich stąd! Mnie zostawcie!

– Chodźcie! – zawołała Elena, pędząc ku drzwiom balkonowym. – Za mną!

Bob nie mógł się przedostać do drzwi balkonowych. Kiedy Rudi rzucił się na jednego z gwardzistów z zamiarem zwalenia go z nóg, drugi chwycił za kołnierz Jupitera. Obie walczące pary upadły na podłogę, a Bob znalazł się między nimi. Ciężkie ciała mocujących się ścięły go z nóg i przygniotły. Padając, ponownie wyrżnął głową o podłogę. Dywan złagodził upadek, ale uderzenie w głowę było mocne. Bob po raz drugi stracił przytomność.

Rozdział 11. Tajemniczy Anton

Bob leżał z zamkniętymi oczami i przysłuchiwał się rozmowie Jupitera z Rudim.

– No i daliśmy się złapać niczym świerszcz w pajęczynę – mówił ponuro Jupe. – Do głowy mi nie przyszło, że wciąż będą trzymać straż pod naszym pokojem.

– Ani mnie – powiedział równie ponuro Rudi. – Myślałem, że skoro pokój był pusty, zaniechają pilnowania go. Dobrze, że chociaż Pete i Elena się wydostali.

– Czy mogą coś zdziałać? – zapytał Jupe.

– Nie wiem. Może nic, poza doniesieniem memu ojcu i innym, co się z nami stało. Wątpliwe, czy ojcu uda się nas wyratować, ale chociaż sam zdoła się ukryć. Książę Stefan będzie się mścił.

– Ma w garści nas i Djaro – mruknął Jupiter. – Przyjechaliśmy tu, żeby pomóc księciu, a skończyło się kompletną klapą.

– Klapą? Nie rozumiem tego słowa.

– Plajta. Niepowodzenie – wyjaśnił Jupiter. – Patrz, chyba Bob się ocknął. Biedna Dokumentacja, ma teraz dwa guzy.

Bob otworzył oczy. Leżał pod kocem na wąskiej pryczy. Zmrużył oczy, porażone przydymionym światłem. Powoli odzyskiwał jasność widzenia i objął wzrokiem migocącą świecę, kamienną ścianę obok i kamienny sufit. Zobaczył po drugiej stronie izby masywne drzwi z małym wizjerem. Jupe i Rudi pochylili się nad nim. Usiadł. Głowa pękała mu z bólu.

– Jak się następnym razem wybiorę do Waranii, założę kask futbolowy – powiedział, starając się uśmiechnąć.

– Dobrze, grunt że jesteś zdrów i cały! – ucieszył się Rudi.

– Bob, czy pamiętasz? – zapytał Jupiter nagląco. – Myśl intensywnie.

– Pewnie, że pamiętam – odpowiedział Bob. – Gwardziści wpadli do pokoju, ty i Rudi mocowaliście się z nimi, a ja przewróciłem się i rąbnąłem się w głowę. Do tego momentu pamiętam. A teraz jesteśmy pewnie w jakimś więzieniu.

– Nie to miałem na myśli – powiedział Jupiter. – Czy pamiętasz, co zrobiłeś ze srebrnym pająkiem? Czasami, gdy jedno uderzenie w głowę wywołuje amnezję, drugie przywraca pamięć.

– Nie – Bob potrząsnął głową – wciąż pustka.

– Może to i dobrze – powiedział gorzko Rudi. – Przynajmniej książę Stefan nie może cię zmusić do mówienia.

W tym momencie w zamku zazgrzytał klucz. Ciężkie drzwi otworzyły się i dwaj mężczyźni w mundurach gwardii książęcej weszli do celi. Każdy z nich miał w jednej ręce silną latarnię elektryczną, w drugiej miecz.

– Chodźcie – odezwał się burkliwie jeden z nich. – Książę Stefan kazał was doprowadzić do pokoju przesłuchań. Wstawajcie. Będziecie szli między nami i nie próbujcie żadnych sztuczek, bo będzie z wami źle.

Potrząsnął złowieszczo mieczem.

Chłopcy podnieśli się z wolna. Wyszli za jednym z gwardzistów na kamienny, wilgotny korytarz. Drugi gwardzista zamykał pochód. Za nimi korytarz opadał ku jakiejś niewiadomej ciemności, przed nimi wznosił się w górę. Minęli inne, zamknięte drzwi i weszli na schody. U ich szczytu stali jeszcze dwaj gwardziści.

Wepchnięto ich do długiego, oświetlonego latarniami pokoju. Bob wydał cichy jęk i nawet Jupiter pobladł. Widzieli już tego rodzaju pokoje w filmach. Była to sala tortur sprzed stuleci. I była autentyczna. Po jednej stronie stało przerażające koło tortur, na którym rozciągano przywiązane ofiary za pomocą wielkich ciężarów. Za nim drugie wielkie koło, do którego przywiązywano ofiary i młotem łamano im ręce i nogi. Były jeszcze inne masywne urządzenia z drewna, których przeznaczenia woleli się nie domyślać. Na środku sali stał żelazny posąg kobiety. Był wydrążony w środku, a jego przednia część, umieszczona na zawiasach, otwierała się. Wewnątrz sterczały zardzewiałe szpikulce. Urządzenie to zwało się Żelazna Dama. Stawiano ofiarę wewnątrz i zamykano wolno przednią ścianę, a zardzewiałe szpikulce… ale ani Jupe, ani Bob nie chcieli o tym myśleć.

13
{"b":"100824","o":1}