Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Przywołał swoje ID i ściągnął ku sobie okno kontroli teleportu. Złote litery w lewym dolnym rogu jego pola widzenia potwierdziły zidentyfikowanie i przyjęcie kodu osobistego. Zdrewniałą dłonią, zrośniętą, jakby upchnięto ją w rękawiczce z jednym palcem, było mu trudno operować po panelu. Na szczęście pokrywające go przyciski stały się teraz równie toporne i zgrubne, wystarczało ich tylko dotknąć.

Uzyskał potwierdzenie łączenia i zakręcił prawą ręką, jakby obracał korbą. Poczuł przechodzący od kręgosłupa dreszcz. W ułamku sekundy sztywność ciała i toporność pejzażu zniknęły, przestrzeń przestała być spowalniającym ruchy żelem. Powierzchnie ścian, stali i muru, trawa, kolory, układ cieni – wszystko wróciło do stanu, jaki pamiętał i do jakiego przywykł. Nie był już manekinem żołnierza, przybrał zwykłą, używaną w tamtym świecie postać swego widmowego sobowtóra z błękitnej mgły. Ciszę w uszach zastąpiła ściszona, rytmiczna muzyka, którą dawno temu ściągnął sobie z serwera miłośników muzyki elektronicznej. Na jej tle odzywały się normalne dźwięki środowiska pracy – pobrzękiwania, świergoty i alarmowe piski wydawane przez panele kontrolne studni.

Zarządzanie jego pobytem w Tamtym Świecie, dotąd z konieczności utrzymywane przez ledwie zdolny podołać takiemu obciążeniu domowy komputer Roberta, teraz przejął potężny mainframe Fortecy. Odczuł fizyczną ulgę.

Za uchylonymi drzwiami jego gniazdo wyglądało jak czekająca na pasażera kabina windy; a może raczej jak ustawiona pionowo komora grobu, zważywszy na marmurkową fakturę jej upstrzonych wielobarwnymi, rozmaitej wielkości prostokątami ścian. Pozostając w sieci lokalnej, mógł teraz jedną, zaklętą w ruch dłoni komendą przenieść się do miejsca, gdzie pożółkła tablica z trupią czachą i gotyckimi literami strzegła dostępu do kontrolera systemów operacyjnych mainframu Fortecy.

Szykował się jednak do szybkiego zejścia dalej, w sieć miejską i Skorupę. Wszedł do Studni i zaciśnięciem pięści potwierdził sprzężenie, od tego momentu otaczające go i dostarczające oparcia ściany stały się środkiem wszechświata. Tkwił w nieruchomej Studni, a pejzaż zewnętrznego świata poruszał się w odsłaniających go oknach, posłuszny wydawanym komendom.

Dopiero teraz przesunął względem siebie Fortecę i dobrał się do jej centrali. Przednia ściana Studni zniknęła, zastąpiona ogromnym oknem dialogowym.

Sprawdził aktualny stan sieci. Wszystkie główne jednostki pozostawały w niej, gotowe do pracy, ale w tej chwili nie używane. System zasygnalizował odłączenie kilku mniej istotnych peryferiów, jednocześnie zgłaszając gotowość ich natychmiastowego emulowania. Nie było aktywnego operatora systemu – na mocy nominacji kierownika firmy oficjalnie pełnił tę funkcję Strzeżewski, ale żeby uczynić pracę wygodniejszą, sieciowe uprawnienia SysOpa przysługiwały całej szóstce.

Oprócz Roberta mainframe nie obsługiwał w tej chwili żadnego innego kataryniarza. Wchodząc do sieci miał zamiar przywołać współpracowników na on-line i naradzić się nad powstałą sytuacją; spodziewał się zacząć od poinformowania ich o sprawie.

Być może było jeszcze za wcześnie. Robert wiedział, że w swoim porannym wstawaniu i kończeniu pracy wczesnym przedpołudniem jest raczej odosobniony. Większość kataryniarzy, także tych z InterDaty, pracowała wieczorami i nocą do świtu. Przede wszystkim ze względu na daleko mniejsze w tych godzinach obciążenie sieci. Dla Roberta dzienny ścisk na łączach nie stanowił problemu; zawsze jakoś udawało mu się obchodzić spowalniające węzły.

A może któryś z nich przyszedł zasiąść do sprzętu, ale zatrzymany przez bezpieczniaków przy wejściu zmuszony był teraz do wysłuchiwania przechwałek Siwawego?

To było istotne – czy zostaną potraktowani tak samo jak on, czy im także wydadzą sprzęt? Przywołał klawiaturę i wypisawszy krótki list oraz opatrzywszy go atrybutem: “Pilne” rozesłał go po domowych adresach całej piątki. Prosił o odpowiedź na węzeł Fortecy. Przywołał segmentowy FFG i kilkoma ruchami zmontował z jego modułów mały program poszukujący, który zostawiony w węźle miał mu dostarczyć każdy wysłany do niego list, gdziekolwiek Robert będzie się w danej chwili znajdować. Nie zrobił nic więcej, by nawiązać kontakt z pozostałymi. Nie użył programu telefonicznego, choć obdzwonić mieszkania researcherów InterDaty wydawało się w tej sytuacji rzeczą najoczywistszą.

Nigdy nie miał z pozostałymi pracownikami InterDaty dobrego kontaktu. Wszyscy byli o całe pokolenie od niego młodsi i bez reszty zajęci robieniem pieniędzy oraz nawiązywaniem korzystnych znajomości. Na pewno byli zdolniejsi, pilniejsi i lepiej wykształceni niż przytłaczająca większość ich rówieśników, ale nie czyniło ich to wcale wolnymi od typowego dla ich generacji zimnego pragmatyzmu, przechodzącego w krańcowy cynizm. To, co nie miało praktycznego znaczenia, co nie przekładało się na konkretne zyski, po prostu dla nich nie istniało. Był pewien, że gdyby dla kontynuowania raz obranej drogi potrzebowali uczestniczyć w jakimś łajdactwie, zrobiliby to bez wahania i nawet bez świadomości, że robią coś złego – układy, wymiany przysług, to, że elita władzy i biznesu istnieje, aby dzielić między siebie podatki ciemnoty, uważali za oczywisty i naturalny porządek świata. Wzorem popularnych osobistości nazywali ten porządek kapitalizmem i święcie wierzyli, że jakkolwiek by on był brutalny czy niemoralny, po prostu nie ma alternatywy.

Gdyby Robert zaczął im się zwierzać ze swego żalu, że wszystko poszło na marne, wymordowane pokolenia, życiorysy złamane przez uczciwość, porywy serca, już o jego młodości nie wspominając, nie powiedzieliby nic, po prostu przyjęliby do wiadomości i na przyszłość starali się omijać nudziarza.

Kazał systemowi podać historię ostatnich podłączeń. Na wyświetlonym schemacie kilka punktów podświetlonych zostało krwistą czerwienią. W dziewiątym porcie od kilku godzin pracował dodatkowy, pozasieciowy terminal. Robert przywołał backup i sprawdził historię jego pracy. Terminal połączony był ze streamerem i większość jego podłączenia zajęło zgrywanie zawartości głównego archiwum Fortecy.

Operator terminalu dysponował pełnym zestawem haseł i kodów, a po sposobie, w jaki połączył się z głównym archiwum, znać było także, iż doskonale orientował się w architekturze sieci.

Tak czy owak, nie był tym, kogo Robert szukał. To, czego szukał, znalazł chwilę później, przybliżając do oczu kolejny z podświetlonych na czerwono fragmentów sieci. Była to ruchoma stacja sieciowa klasy podstawowej, włączona biernie do sieci krótko przed dziewiątą rano i pozostająca w niej nadal, cały czas bez próby uaktywnienia. Od kilku lat producenci i dystrybutorzy hardware'u umieszczali w standardowym zestawie sieci lokalnej współpracującą z mainframem stację połączeń bezprzewodowych; ułatwiało to posługiwanie się notebookami, uwalniało od plątania się w kablach dla każdego byle drobiazgu, a przy drobnych wydatkach na abonament radiolinii umożliwiało bezpośredni kontakt ze swoją siecią lokalną wprost z podróży, narady w biurze biznespartnera czy negocjacji. Przepustowość takiego łącza była jak na potrzeby kataryniarza śmiesznie mała, spowolniała ją dodatkowo konieczność korekcji błędów na wejściu/wyjściu, tym bardziej licznych, im większa odległość dzieliła połączone bezprzewodowo jednostki. Ale dla skorzystania z lokalnej bazy danych, modyfikacji dokumentu zapisanego w głównym stosie pamięci i odebrania lub nadania poczty wystarczało ono w zupełności.

Standardowa stacja bezprzewodowa w węźle sieci lokalnej miała wśród swoich funkcji i taką, iż automatycznie nawiązywała kontakt z fabrycznym chipem łączenia bezprzewodowego każdej jednostki, jaka znalazła się w jej zasięgu. Kontakt ten, dopóki użytkownik nie zapragnął go uaktywnić, ograniczał się do rozpoznania rodzaju stacji i obsługującego ją programu komunikacyjnego. Przypomniał sobie o tym, gdy Siwawy podtykał mu pod nos ekran swojego notebooka.

Jeżeli w studni zaistniała potrzeba napisania krótkiego tekstu w ASCII, można to było zrobić na kilka sposobów. Początkujący zazwyczaj wywoływali przed sobą klawiaturę. Robert wolał używać alfabetu głuchoniemych. Składanie palców w kombinacje oznaczające poszczególne litery trwałoby chwilę, ale ponieważ wystarczała sama myśl o ich układaniu w ten lub inny sposób, napisanie tym sposobem kilku zdań w oknie dialogowym zajmowało dosłownie sekundę.

43
{"b":"100770","o":1}