– Albo żmija.
– Albo żmija. Ale wracając do najważniejszej sprawy: pisać umiesz, więc uwolnisz mnie od jednego kłopotliwego obowiązku.
– Czyli?
– Talonpoika musi codziennie wysyłać na dwór tak zwanego Cesarza meldunek o kolejnych dziesięciu krasnoludach, które poprosiły o torturę rozciągania. Niby że z patriotyzmu postanowiły zwiększyć swój wzrost, aby swoim ciałem nie budzić podejrzeń, że rzekoma mniejszość etniczna jednak istnieje. Do meldunku muszą być dołączone Radosne Protokoły Przesłuchań torturowanych. Talonpoika stwierdził, że żaden człowiek ich tak nie wymyśli, żeby w Szafirowej Kancelarii uwierzyli, że to prawdziwe protokoły. Że niby my, rzekoma mniejszość etniczna, wyrażamy się specyficznie, wiesz, tak jak to ludzie wierzą, że krasnolud to nic tylko: „Hoho, gdzież to w rzyć chędożone piwo”, albo: „Haha, łajdaki zaraz poczują mój toporek”. No właśnie, gdzież ten w rzyć chędożony pergamin… Masz. Masz i pisz. Będziesz miał jedną godzinę wolną od fedrunku na to pisańsko.
– Ale co mam pisać?
Przesłuchiwany I: Hurra! Moje w rzyć chędożone mięśnie wydłużają się w oczach!
Przesłuchiwany II: Hurra! Czuję, że ludzieję!
Komendant: A nie byłeś wcześniej człowiekiem?
Przesłuchiwany II: Byłem! Byłem, ale w błędach tkwiłem! Byłem, ale tego nie czułem!
Komendant: A teraz czujesz?
Przesłuchiwany II: A teraz czuję ból i radość, czyli to, co w każdej chwili swego istnienia winien czuć człowiek! Bo taka jest istota ludzkiego bytu! Bez bólu i radości, bez bolesnych radości i radosnych boleści człowiek nie byłby w pełni człowiekiem!
Komendant: Słucham?
Przesłuchiwany II: Nie byłby w rzyć chędożonym w pełni człowiekiem!
Komendant: Aha.
Przesłuchiwany I: Przykręcaj mocniej śrubę, dzielny komendancie! O Cesarzu! Daj mi polec w twojej służbie! Niech twoi wrogowie-łajdaki poczują mój toporek!
Komendant: A wrogowie nie-łajdaki?
Przesłuchiwany I: Ha, czujnyś, komendancie! Nie ma wrogów Cesarza nie-łajdaków, wszyscy w rzyć chędożeni wrogowie Cesarza są łajdakami!
Komendant: Dobrze… Jak tak dalej pójdzie, dostaniesz się do Rombu!
Przesłuchiwany I: Hurra! W rzyć chędożona chwała wspaniałej woli Cesarza!
Komendant: Słucham?
Przesłuchiwany I: To znaczy, na wiek nieskończona chwała wspaniałej woli Cesarza!
Komendant: Czyżby były w tobie jeszcze jakieś wątpliwości co do wspaniałości Cesarskiej chwały?
Przesłuchiwany I: Są, albowiem nikczemny ze mnie łajdak! Ale tortura mnie oczyści.
Komendant: A Romb na pewno.
Przesłuchiwany II: Niech żyje Romb!
Przesłuchiwany I: Niech żyje Cesarz!
Przesłuchiwany II: Niech nie żyję w rzyć chędożony ja, a niech żyje Cesarz!
Komendant: Bluźnierstwo! Zdradziłeś się wreszcie! Cesarz pragnie życia każdego ze swoich poddanych, nawet twojego! Dlatego, chociaż jesteś w rzyć chędożonym łajdakiem, a teraz to naprawdę będziesz w rzyć chędożony za pomocą żelaznego, kolczastego i rozgrzanego do czerwoności drąga – to nie masz prawa krzyczeć „niech nie żyję w rzyć chędożony ja!”. Kacie, rozgrzej kolcofiut!
Przesłuchiwany II: Niech żyje Komendant! Niech żyje Ceee…!!!
– Witaj w Rombie.
– Mamo… Jednak mnie odnalazłaś…
– Nigdy cię nie zgubiłem. Ale teraz mów do mnie „Tato”. Albo lepiej „Ojcze”.
– Ma… mo? Ty… Jesteś…
– Po prostu jestem. Kiedy będziesz rozmyślał nad tym, kim ja jestem, to na końcu dojdziesz tylko do tego, że ja jestem. Nic więcej nie da się powiedzieć. I ja sam, kiedy zagłębię się w sobie, nie powiem ci nic więcej. Pamiętam tylko, że zawsze byłem. I zawsze byłam. I od zawsze coś z tym próbowałem zrobić. I próbowałam. Przez całą wieczność onanizowałem się, bo ja jestem od zawsze. – Co?
– Onanizowałem się. I starałem zrobić to tak zmyślnie, żeby się zapłodnić. Ale ciągle coś się nie udawało. Musiałem bardzo szybko zmieniać płeć, zanim sperma zgnije. A to nie jest łatwe dla elfa, to jest proces instynktowny, nie dzieje się tak po prostu, na zawołanie. Aż nagle, po wieczności, udało się. Urodziłam Drugiego Elfa! Nie masz pojęcia, co to była za radość. Spłodził ze mną całą masę innych elfów. A ja wszystkim mężczyznom urodziłam dzieci i wszystkim kobietom spłodziłem. Bo okazało się, że wśród elfów tylko ja jestem płodną istotą. Tylko ze mną elfy mogły mieć dzieci. Tylko ja mogłem zapłodnić elfkę, tylko ja mogłam urodzić elfowi dziecko. Przez jakiś czas byłem mężem wszystkich kobiet i żoną wszystkich mężczyzn, ale one zaczęły łączyć się w pary między sobą. To było dla mnie bolesne doświadczenie. Ból opuszczonej matki. I ojca. Prawdziwy ból macierzyństwa i ojcostwa. Ale chciałem im pomóc… Może nawet bardziej chciałem, niż chciałam. Dlatego, gdy zrobiłem im ludzi, byłem Mistrzem, nie Mistrzynią.
– Ale zaraz… Przecież mówiłaś mi… Że mój ojciec znał cię jako kobietę… A znał też mistrza…
– Nie wiedział, kim jestem. Moje myśli czuć zupełnie inaczej, kiedy myślę jako kobieta. Czasem nawet myślałam z nim na dwa głosy, jako dziewczyna i jako Mistrz. Nie zorientował się. Póki nie urodziłam mu ciebie.
– Mamo… Skoro wiedziałaś… Gdzie jest Obraz… Dlaczego go nie skonfiskowałaś? Dlaczego nie wysłałaś żołnierzy! Mogłaś zobaczyć obraz, szybko dokonać obrzędu według tego, co tam namalowane, i zmienić ludzi z powrotem w żmije i krety!
– Ale synku… córeczko, przecież ja doskonale wiem, jak dokonać tego obrzędu. Sam go dokonałem. To przecież ja namalowałem Święty Obraz!
– To dlaczego tego nie zrobisz?! Dlaczego mnie wysłałaś po Obraz?! Po co w ogóle jest Obraz?! Po co go namalowałeś?!
– O wszystkim dowiesz się później. Najpierw tortury.
– Witaj, generale Tundu Embroja. Stary druhu. Wiedziałeś, że prędzej czy później tu się spotkamy, co?
– Wie… Wiedziałem. No bo przecież każdy tu w końcu trafi…
– Chyba że wcześniej trafi na szafot. Niestety, ze względów logistycznych okazało się, że część skazańców musi być karana na miejscu. Transport nadal nie rozwija się tak, jak powinien. A poza tym konieczny jest przykład. Przykład, dzięki któremu ludzie nie tylko podporządkują się Błogosławieństwu Moich Planów, ale także zaczną doceniać bardziej własne życie, bardziej się nim cieszyć, bardziej cieszyć się każdą jego sekundą już tylko z tego powodu, że żyją… Co jest podstawą odpowiedniego docenienia Błogosławieństwa Moich Planów. Dlatego z ciężkim sercem pozwoliłem każdemu trybunałowi na skazywanie połowy skazanych na krótkie, góra kilkudniowe egzekucje.
– Co ze mną będzie?
– Raduj się. Zostaniesz poddany Wspaniałej Cesarskiej Procedurze.
– Wybacz mi, Panie… Pani… Panie, wybacz, ale nie będę się radować.
– Dlaczegóż to?
– Bo nie ma z czego. Bo idę na tortury!!! Bo w ogóle są tortury!!! Bo w twoim Cesarstwie jest zło, samo zło, sam ból!!! Dlaczego ten ból?!!! Dlaczego ludzie mają być mordowani?!!! Może mi powiesz, zanim mnie zabijesz?!!!
– O, ja ciebie nie zabiję. Wręcz przeciwnie, zrobię wszystko, żebyś żył wiecznie.
– Co?!
– Mój drogi, mylisz się bardzo, mówiąc, że w Cesarstwie jest sam ból. W Cesarstwie jest nieskończona ilość bólu, i to bardzo dobrze. Człowiek powinien zaznać jak najwięcej bólu. Ale w Cesarstwie jest też nieskończona ilość radości. Czyż nie ma chwały Cesarza? Czyż uśmiechnięte twarze nie wykrzykują na cześć Cesarza radosnych okrzyków? Czyż serc nie przepełnia wtedy nieskończona radość?
– Nie. Na pewno nie.
– Tak. Na pewno tak. Bo nic nie może się równać nieskończonej radości człowieka, który przed chwilą myślał, że zaraz umrze, a teraz widzi, że jednak pożyje. Dlatego kiedy tłum na placu wiwatuje pod grozą łuczników, wtedy każdy w tym tłumie myśli, że to w niego strzelą, że to on może okazać się tym, co wiwatował najmniej głośno. I kiedy się okazuje, że nikogo nie zastrzelono, tłum staje się jedną, wielką, żywą, wrzącą radością… Naprawdę, warto żyć dla tej chwili, w której widzi się ich wszystkich z góry. Jak dobrą, gorącą, gotującą się zupę. Czasem myślę, że dla takiej chwili warto byłoby nawet żyć życiem śmiertelnika, nie-wiecznie…