– Ha.
– Ty miałeś kontakty z Hengistem i jego mocodawcami! Należysz do spisku.
– Ha. Obiektywnie tak.
– Przypominam ci, że już za samo odnalezienie trupa na terenie powierzonego ci budynku zostaniesz skazany na przyszycie do trupa albo raczej na zszycie z trupem. Genitaliami. Powstałą w ten sposób pokraczną ośmiornicę pędzi, a właściwie wlecze się przez miasto, do miejsca egzekucji, która zostaje wykonana przy zastosowaniu tak zwanej siedmiodniówki. Ale ponieważ kara absolutna, nieodwołalna i bezwzględnie najcięższa znosi pozostałe, to w tym przypadku Romb znosi tę łagodną karę.
– O ile nie zostanie ona zastosowana wewnątrz Rombu, bo być może istnieje taka możliwość, żeby ją włączyć do Rombowych praktyk.
– Nikt nie może nic wiedzieć o tym, co Płonąca Żarliwym Gniewem Nieskończona Miłość Cesarza przygotowała dla nas w Rombie!
– Dla nas?
– Tak. Albowiem ja jestem najwierniejszym obywatelem i najbardziej ukochanym poddanym. I że jeżeli kiedykolwiek na mojej drodze pojawi się najdrobniejsza pomyłka, ja sam pójdę do Rombu.
– A więc zakładacie, że pomyłka może się przydarzyć. A jeśli zakładacie pomyłkę, to znaczy, że o niej myślicie. Jeśli myślicie o pomyłce, to znaczy, że ją sobie wyobrażacie, a zatem – kreujecie mentalnie, określacie w szczegółach, planujecie. A zaplanowana pomyłka to nie pomyłka, to świadome sprzeniewierzenie się Wspaniałej Cesarskiej Misji!
– Ha, Barnaro, ha. I ty przypuszczasz, że ja dam się na to nabrać? Że skażę cię na kilkadziesiąt godzin tortur za szkalowanie, że to pójdzie do protokołu i zaraz ktoś zobaczy, że nie potraktowałem twojego oskarżenia przeciwko mnie bezstronnie, tak jakby to o kogo innego chodziło… Jednym słowem, że nie wsadziłem sam siebie do więzienia. O jakże przebiegli są nikczemni zdrajcy Cesarza! A jednak wobec Lśniącej Diamentowym Blaskiem Myśli Sprawiedliwych Sług Cesarza cały ogrom waszej przewrotności jest tylko mroczną nicością. Bo zaiste, nazwanie go chociażby „czymś” w porównaniu do któregokolwiek z Cesarskich Atrybutów byłoby nędznym bluźnierstwem. Widzisz, mój drogi Barnaro, były kolego, ja cię poślę teraz na kilkadziesiąt godzin z naszym kaciskiem. Ale nie za szkalowanie, nie, to byłoby zbyt proste. Pamiętaj, że ja tu jestem w szacie funkcjonariusza. Ja cię poślę do kaciska za sugerowanie, że aby pełnić służbę funkcjonariusza, funkcjonariusz musiałby być nieomylny. A jako funkcjonariusz, nieomylny być nie mogę. Nieomylny może być tylko Cesarz!
Gruby Barnaro miał kłopoty. A właściwie jeden kłopot, ale poważny. Nie miał już kogo aresztować.
Oczywiście, mógł wsadzić swoich gwardzistów, ale wtedy nie aresztowałby już nikogo więcej. Aresztowanie wymaga chrzęstu zbroi, stuku włóczni lub halabardy o bruk, marsowych min i grubych głosów. Jednym słowem, wymaga co najmniej trzyosobowej, profesjonalnej ekipy.
Mógłby zaaresztować dowolnych mieszkańców miasta Bieła Woda, ale problem polegał na tym, że w związku z tak zwaną aferą majora Hengista wszyscy zbyteczni lub nawet ewentualnie potrzebni mieszkańcy byli już uwięzieni. Pozostali tylko ci absolutnie niezbędni. Gdyby Barnaro zatrzymał ostatniego w mieście balwierza, musiałby zacząć nosić prawdziwą brodę zamiast sztucznej. Gdyby zaaresztował ostatniego w mieście medyka, nie miałby kto mu przygotować porannego wywaru konopno-makowego. A tylko ten wywar, zmieszany z winem śliwkowym, uśmierzał kaca.
Ostatecznie, Barnaro mógłby zaaresztować samego siebie. Kto wie, może taki gest uśmierzyłby trochę Święty Cesarski Gniew i wszystko skończyłoby się krótką, kilkudniową egzekucją. Ale na to Barnaro jakoś nie mógł się zdobyć. Nie mógł się zdobyć, chociaż wiedział, że w przeciwnym razie ktoś w końcu go zaaresztuje. Ktoś przyjedzie ze Lśniącego Wspaniałością Cesarskiego Miasta I Kategorii, aby dokonać wizytacji miejscowego Teatrum w Biełej Wodzie. A to się skończy uwięzieniem.
Teatrum wciąż domagało się aktorów. Jeszcze żaden z nich nie wytrzymał dłużej niż tydzień. Specjalne haczyki, wbite w różne wrażliwe punkty ludzkiego ciała i połączone z drutami, którymi operowali tak zwani Kukiełmistrze, zmuszały aresztowanych do odgrywania różnych scen z życia codziennego. Skazani, poruszani drutami, musieli co chwilę podnosić szklankę wody ze stołu albo kłaść się na łóżku. Nihońska kobieta nieustannie składała typowy dla Nihońców głęboki pokłon. Inna dziwka, z Południa, robiła na drutach, chyba sweter, a dla precyzji ruchów nie tylko ręce, ale i same druty połączono z drutami. Z drutami Kukiełmistrzów.
– Tak jest – wydzierał się co wieczór Barnaro. – Tak jest, proszę państwa, to znaczy, patrzcie i uczcie się, mieszkańcy Biełej Wody! Takie oto wspaniałe, spokojne życie codzienne wszystkim nam przeznaczył Cesarz. Ale ci oto złoczyńcy wzgardzili tym życiem. Zbuntowali się przeciwko Cesarzowi. I co robi – tu Barnaro rozdzierał się tak, że naraz osiągał zadyszkę i skrzek – i co robi Ogromna, Nieogarniona Miłość Cesarza? Nie skazuje na śmierć nędzników! Nie, skazuje ich na życie! Daje im w darze to wspaniałe codzienne życie, którym nikczemni wzgardzili!
Widownia, składająca się głównie z ostatnich przedstawicieli najpotrzebniejszych zawodów, przez większą część spektaklu milczała. Barnaro, w końcu człowiek teatru, pomyślał nawet, żeby udramatyzować trochę spektakl, wprowadzić jakąś intrygę, jakąś akcję pomiędzy snującymi się po scenie postaciami. Na przykład, ktoś mógł kopnąć w dupę tę nihońską kłaniającą się sukę. Ale po dłuższym namyśle – tego rodzaju decyzje zawsze należało dokładnie przemyśleć – doszedł do wniosku, że w ten sposób zamazałyby się czyste intencje Cesarza. Cesarz kochał ludzi i chciał im zapewnić prawdziwe, codzienne życie w czystej postaci, bez takich scenicznych wybiegów jak akcja. Cesarz był naprawdę wielki.
Problem był tylko z żywotnością skazańców. Oczywiście, kiedy któryś umierał, nie zdejmowano go z haków. Cesarz w swojej niezmierzonej miłości chciał dla ludzi życia nie tylko codziennego, ale także wiecznego. Dlatego każda śmierć nienakazana przez Cesarza była buntem, nawet śmierć naturalna, i mówiono, że już niedługo powstanie nowe Teatrum, gdzie będą grać wszystkie trupy z okolicy. Wszyscy ludzie, którzy umarliby, zostaliby z powrotem wprowadzeni w bieg codziennego życia przez Nieogarnioną Miłość Cesarza.
To oznaczałoby dla Barnara profesjonalną katastrofę. Bo trup ma ograniczoną trwałość i mimo Świętej Woli Cesarza, nie można nim manipulować dłużej niż tydzień. Można go wprowadzać w rytm życia codziennego tylko do tego momentu, w którym mięso zaczyna odpadać od kości. A nawet i w tym wypadku trzeba byłoby liczyć się z takimi potencjalnymi manifestacjami politycznymi, jak wymioty na widowni. I co wtedy zrobić? Wszelka zaś tolerancja, nawet w wątpliwych przypadkach, jest zbrodnią łagodności. Ale z drugiej strony, czy Teatrum może stracić całą widownię?
– Pamiętaj, Barnaro – mówił Cesarz podczas audiencji do dyszącego, skulonego kształtu na podłodze – powierzam ci kontrolę nad tym eksperymentem. To wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Pamiętaj, że my walczymy o życie. Oszczędzając ludzi dzisiaj, być może skazujesz na śmierć miliony tych, którzy się później narodzą. Wszelka tolerancja, nawet w wątpliwych przypadkach, wszelkie odstąpienie od kary, wszelka łagodność jest zbrodnią.
Niestety, kierując się tą zasadą, Barnaro posłał na scenę wszystkich balsamistów, uznając ich zawód za niepotrzebny. I dopiero kiedy specjaliści od mumifikowania zmarli w Teatrum, nowy komendant miasta Bieła Woda zrozumiał swój błąd. Teraz mógł mieć tylko nadzieję, że znajdzie na tyle odpornych aktorów, którzy będą w stanie żyć z haczykami i drutami. Dlatego ostatnio poaresztował wszystkich najzdrowszych, najmocniejszych i najlepiej wyglądających biełowodzian.
Podobno wszystkie haczyki, zanim wbito je w mięśnie zdrajców, zostały dotknięte przez Święte Ręce Cesarza. Dzięki temu mogły zacząć żyć własnym życiem, wrosnąć w nerwy skazańców i stać się częścią ich ciała. Dzięki temu mogły skuteczniej i dokładniej wpływać na ich ruchy i przekazywać im cesarski dar, to znaczy wspaniałe życie. Ale skazańcy i tak umierali. Choćby byli nie wiem jak mocni.