Ogłosili wynik, do Białasa nikt się nie przyczepił, aczkolwiek na rozmowę do komisji został wezwany. Zdołał się widocznie wytłumaczyć. Za Czeremchę zapłacili górą zaledwie pięć tysięcy i pan Zdzisio nie był pewien, czy już powinien triumfować.
Monika Gąsowska obejrzała paddock.
– Trudny wybór – powiedziała w zadumie. – Wyjątkowo wyrównana stawka i wszystkie średniej jakości. Sześć? W programie jest osiem?
– Dwa wycofane, nie ma jedynki i czwórki. Skoro stawka wyrównana, trzeba grać na jeźdźców. Kujawski z Włóczką na przykład, obaj lecą. Zaraz, Gomorek… Gomorek na koniu Dwójnickiego? Dlaczego nie Zameczek?
W następnych gonitwach Zameczek jechał, obniżka wagi nie wchodziła tu w rachubę, zmiana jazdy na Gomorka wydała mi się podejrzana. Albo wiedzą, że koń nie ma szans i Zameczek nie chce się kompromitować, albo przeciwnie, koń w formie ma nie przyjść i Zameczek nie chce się narażać. Zagrać go trzeba, na wszelki wypadek…
– Chyba jednak najlepszy tu jest Dominik – zdecydowała się w końcu Monika. – Zagram go z czymś… Może z tą klaczą, Bandurą.
Na Dominiku jechał Rowkowicz, przeszłam do kas i od razu zobaczyłam, że tłum go wyraźnie faworyzuje, różne rzeczy grają, ale przeważnie wszystko z piątką. Nie była to sytuacja, w której Rowkowicza można by się spodziewać na pierwszym miejscu.
– Niech im pani coś dołoży – poradziłam Monice. – Węszę tu jakiś kant, chociaż nie wiem jaki. W każdym razie grany Rowkowicz nie ma prawa przyjść i do ręki go nie wezmę. Bandurą z Włóczką, może być, Kujawski i ten cholerny Gomorek… W kółko ich zagram, a Rowkowicz niech przychodzi beze mnie.
– Ale to jest naprawdę najlepszy koń! Nawet jeśli nie wygra, dalej niż drugi nie powinien być!
– Już pani widziała przed chwilą Białasa, który nie powinien być dalej, niż pierwszy…
Pokręciła głową, pomyślała i przezornie przeniosła się do tańszej kasy. Najtańsza kasa w loży dyrekcji i tak stanowiła pięciokrotną stawkę. Spełniłam zamierzenie, w tripli miałam Bandurę i Kujawskiego, do nich zaś niepotrzebnie dostawionego Rowkowicza, ale kiedy dyktowałam triple, nie wiedziałam jeszcze, że zrobią z niego pierwszą grę. Panicznie zaczęłam się bać Gomorka i zagrałam do niego wszystkie pozostałe.
Stoliki na górze obsadzone były gęsto, głównie personelem. Wróblewski, Kapulas, Glebowski i bezczelnie pewny siebie Kalryp, każdy w innym towarzystwie, zgodnie prezentowali wiarę we własne konie. Wygrywały wszystkie. W poglądach graczy zaczęło się lęgnąć wyraźnie zamieszanie, jakiś jeden zerwał się nagle i runął na dół, do kasy triplowej. Pozostali skupili głowy, z dobiegających fragmentów rozmowy można było wywnioskować, że omawiana jest razem z końmi ostatnia sensacja.
– Są wszyscy – oznajmił radośnie Miecio po powrocie na górę. – Kwitną i owocują, zarówno łomżyńska mafia, jak i nasi kochani bukmacherzy. Bolkowi pchali szmal, czyli mamonę złudną, ale nie wziął.
– Kiedy ci to zdążył powiedzieć? – zdumiała się Maria.
– Przed chwilą, jak zjeżdżał na tor. Ale na pytanie, czy przyjdzie, wzruszył ramionami, więc nie rzucili się go grać. Włóczka splunął na prawą stronę, nie wiem, co to znaczy.
– To krótko ich trzymali…
– A po co w ogóle ich mieli trzymać? Przecież i tak im nic nie zrobią. Wydoili z nich, co trzeba, i wypuścili z kazamatów. Ale dowiedziałem się także, tak krótko, w dwóch zdaniach, że grzeczni są strasznie, żadnych gróźb, stosują tylko pokusy. Rowkowicza w tej gonitwie można sobie darować, podobno siedem milionów ich to kosztowało.
– Tak podejrzewałam – powiedziałam, kiwając głową. – Chyba że przyjdzie tak, jak kiedyś Wiśniak, co się przyznał, że płakał i wygrywał, a potem musiał im forsę zwrócić. Na najlepszym koniu jedzie.
– Ja lubię grać górą – mówiła pani Ada. – Teraz widzę, że Kapulas kompletnie nie jest grany, nie rozumiem dlaczego. Zagrałam go sobie na wszelki wypadek.
– Kapulas siedzi za nami i głośno mówi, że każdym koniem wygrywa, a po cichu się krzywi.
– Jak kapitalizm?
– Dlaczego kapitalizm?
– Była taka jedna partyjna… – zaczął pułkownik.
– Panie, na własne oczy widziałem, jak jego siostra grała! – grzmiał pan Edzio. – Ja ją znam, co pan uważa, że on rodzoną siostrę w maliny wpuści?
– Ale dżokeja nie posadził!
– Może dla zmyłki…
– …i w przemówieniu tak powiedziała: kapitalizm z przodu się do nas uśmiecha, a z tyłu zęby szczerzy. Żadna anegdota, tak było…
– …dwójka to już wisi, tylko co do niej…
– Nie, panie Waldku, prawdziwy miód w nogi wchodzi, do głowy nie uderza – tłumaczył pan Sobiesław. – Stary miód, księżowski, pamiętam, jak nas kiedyś proboszcz ugościł…
– To przed wojną chyba? Pan, partyjny, u proboszcza…?
– …a co im zrobią? Nawet podatku nie mogą z nich ściągnąć, bo nie są zalegalizowani. Prywatnie, między sobą, to pan się możesz o wszystko zakładać, nie ma zakazu. I dowodów też nie ma, przecież oni pokwitowań nie dają, na gębę tylko…
– Ruszyły – powiedział głośnik. – Prowadzi Zbójnik… Na prowadzenie przeszła Milena, drugi Zbójnik, trzecia Rozeta, czwarta Bandura, piąty Dominik, na ostatnim miejscu Toros. Do przodu przeszła Bandura, drugi Zbójnik…
– Bandura może być, a ten Gomorek niech się nie wygłupia – powiedziałam niespokojnie.
– Znów nie masz Dwójnickiego! – wykrzyknęła potępiająco Maria.
– Tylko w porządkach. W tripli nie mam i boję się go panicznie.
– Dawaj, Bolek – zachęcił Miecio.
– Gdzie Bolek, czwarty idzie…
– Już trzeci! Przechodzi!
– Dwójka przechodzi! Patrz pan, jak ich liczy!
– Prowadzi Bandura, drugi Zbójnik, trzecia Rozeta, czwarty Dominik – mówił głośnik. – Słabnie Milena, na ostatnim miejscu Toros. Konie wchodzą w zakręt, kolejność bez zmian…
– Mam tę Bandurę, ale czy ona dociągnie? – powiedziała z powątpiewaniem pani Ada.
– Dociągnie – zapewnił pan Zdzisio. – Mnie wszystko jedno, gram tu ścianą…
– Gdzie ten cholernik? – zdenerwował się pan Edzio. – Ruszy wreszcie tym koniem, czy nie?!
– Na głęboki finisz pójdzie i jeszcze dużym kołem…
– Dawaj, Bolek! – wrzasnął Waldemar.
– Na prostą wprowadza Bandura, drugi Zbójnik, polem finiszuje Dominik z Rozetą…
– Dawaj, dwójka! Już wychodzi! Dawaj, Dominik!
– Lekko idzie, chyba ich złapie – powiedział pan Rysio.
– Żeby panu język kołkiem stanął – wyraziłam serdeczne życzenie.
– Dawaj, Gomorek! – ożywiła się nagle Maria.
– Zwariowałaś? Nie mam Gomorka, już lepszy Kujawski! Dawaj, Bolek!
Na celowniku znalazły się trzy konie razem, Bandura, Rozeta i Zbójnik, Dominik był o wyraźne pół długości czwarty. Tor pogwizdał trochę, ale krótko i bez zapału, bo wyglądało to tak, jakby Rowkowicz starał się wszelkimi siłami i zwyczajnie nie dał rady. Pan Rysio miał rację, sytuacja wracała do normy.
– Dobrze mi pani poradziła – odezwała się Monika Gąsowska. – Nie grałam do Dominika, tylko do tej Bandury. Chyba jest pierwsza?
– Trudno powiedzieć. Ten jest pierwszy, który dalej pysk wyciągnął. Popatrzmy w telewizorze.
– Patrz pan, własne pieniądze traci na to swoje głupie gadanie – mówił ze zgrozą pan Edzio. – No może i racja, że nie trzeba ich słuchać, ale zawsze człowiekowi coś nabajtlują…
Ogłosili w końcu wyniki, Bandura utrzymała pierwsze miejsce, za nią była Rozeta, Zbójnik trzeci, dzięki czemu porządki przegrałam. Zapłacili za tego Kapulasa dziesięć i pół tysiąca górą, szła ładna tripla, którą kończyłam jednym koniem.
– Ciekawe, kto mi tu zrobi świństwo – powiedziałam smętnie. – Gram na widły Wągrowskiej i mam jednego konia, jak nie przyjdzie, łamie mi się wszystko. Dopiero od czwartej gram zbiorowe.
– Ona by sobie te widły może i zrobiła, też ją mam, ale tu idzie Zielnik – odparła Maria. – I Wiśniak na nim siedzi.
– Faworyt?
– A jak?
– To zaczynam mieć wielkie nadzieje. Widzisz przecież, że już znów robią swoje sztuki, ten Dominik powinien był wygrać…
Miecio wrócił z dołu już po dzwonku i z wielkim oburzeniem wytknął mi niedokładność relacji. Ominęłam różne szczegóły, które z pewnością znajdują się w zeznaniach oskarżonych i świadków. Harcapski na przykład…