Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Skąd wiedział?

– Ciotka osobiście zawiadomiła wszystkich znajomych, bo ona nie z tych, co swoje przeżycia głęboko ukrywają, i ktoś z tych znajomych powiedział o tym Bazylemu. Ale przez posły wyszło trochę niedokładnie, więc Bazyli przyleciał od razu rano, gotów zabić tę Monikę, żeby znów śladu po sobie nie zostawić. To znaczy, nie chodziło mu o Monikę, myślał, że trafi na ciotkę. I pewnie by mu się udało, żeby nie hydraulik, tego ciecia mam na myśli, który do kranu przyszedł.

– Po pierwszej mokrej robocie takiego upodobania nabrał, że zaraz zaczął pchać się do drugiej – zauważył pouczająco Miecio.

Honorata zażądała szczegółów sceny, przekazałam wszystkie. Zgodnie uznaliśmy, że nad Moniką Gąsowską czuwała Opatrzność, bo mógł się ten cięć spóźnić jedną minutę i już by jej nie było na świecie. Honorata z lekkim powątpiewaniem popatrzyła na swój amarylis, również kwitnący.

– Jednak uważam, że zgłupiał – zaopiniowała stanowczo.

– Możliwe, że ze zdenerwowania trochę go odbiegł zdrowy rozsądek – zgodziłam się. – Możliwe, że naprawdę Derczyk miał tylko dostać wycisk, pobity też by nie jechał, a jak się okazało, że trup, Bazyli wpadł w panikę.

– W nic nie wpadł – zaprzeczył Miecio energicznie. – Osobiście co prawda do tej pory fizycznej pracy nie odwalał, ale względów nie okazywał nikomu. Parę osób mu się naraziło i wszystkim zrobił coś złego, jeden taki, na przykład, dostał mocno po mordzie, obrabowali go nieznani sprawcy i dowiedział się, że słowo powie i będzie gorzej, Bazyli go ostrzega. Daję wam słowo, że nikt nie wiedział, kto to jest!

– Zawiejczyk podejrzewał. Trzy osoby tam sobie wytypował w tym notesie prywatnym szyfrem, który odczytali, w tym Podwalskiego. Z trzech osób wybrać już nie tak trudno.

Honorata kręciła głową.

– Nie do pojęcia mi się wydaje, że tak się umiał uchować w sekrecie…

– Bo on głupi nie był – wyjaśnił Miecio. – Pluskwa owszem, ale umysłowo rozwinięta. Malinowskiego, na przykład, poznał dobrze, Malinowski trochę stracił serce do Podwalskiego, bez racjonalnych powodów, taki instynkt się w nim zalągł i zaraz miał telefon od Bazylego. Bazyli mu zabronił rozmawiać z Podwalskim o koniach, no to co Malinowski zrobił? Od następnego dnia o niczym innym z nim nie gadał, nie patrzył nawet, czy Podwalski słucha, pchał w niego te konie na siłę. I czekał, co mu spróbują zrobić złego, a tu nic. On był jedyny, który tego Bazylego trochę lekceważył, inni bali się go cholernie, bo stosował wszystkie możliwe chwyty, od mordobicia po donosy z dowodami.

– Pójdzie siedzieć?

– Jeśli dowiodą mu Zawiejczyka, to owszem.

– Dowiodą – zapewniłam wszystkich. – Już o tym wiem. Kocem Moniki okręcił się przezornie, ale nie wiedział, że linieje.

– Koc…?

– Nie, Bazyli. Kłak mu ze łba wyleciał i na oparciu został, mówiłam, że te zagłówki to kretyństwo! Ręczę wam, że teraz Bazyli mnie poprze.

– Duży kłak? – zaciekawiła się Maria.

– Nie, dwa włosy, ściśle biorąc. Mieli je zabezpieczone, porównali i proszę bardzo, niech teraz Bazyli wyjaśnia, z jakiej okazji poniewierał się po zagłówku kierowcy w samochodzie Zawiejczyka.

– Może twierdzić, że Zawiejczyk zasłabł, a on go dowiózł do domu. I zostawił żywego.

– Twierdzić może, ale dużej korzyści nie zyska. Bo, po pierwsze, po jaką cholerę zawiózł ten jego samochód na dworzec Centralny, a po drugie znaleziono narzędzie.

– Jakie?!

– Ten drążek z kulą na końcu. Rzeczywiście miał coś takiego…

Ze szczerą satysfakcją wyjaśniłam, że zdenerwowany Bazyli opuścił dom ciotki i narzędzie zbrodni ulokował w samochodzie pod siedzeniem. Prawdopodobnie zamierzał gdzieś je ukryć, względnie wyrzucić, ale zgubiła go własna przebiegłość. Nie przyjechał tam swoim samochodem, tylko szwagra, Antczaka, swój zostawił pod ich willą, brakowało mu czasu na inne machinacje. Wrócił i bał się przenosić drążek z jednego pojazdu do drugiego, bo wszędzie pętali się ludzie. Była niedziela, piękna pogoda, wszyscy wylegli albo do ogródków, albo na spacery z pieskami. Drążek został u Antczaka i tam go znaleziono, odciski palców na nim były jak byk, Bazyli nie mógł przecież w trakcie pogawędki z Moniką ubierać się w rękawiczki. Notes Zawiejczyka padł mu na umysł i w rezultacie wygłupił się rekordowo, a w dodatku koc Moniki znajdował się u jego siostry. Też się przypuszcza, że zamierzał go zniszczyć, ale nie zdążył.

– Skąd to wszystko wiesz? – spytała Maria z zainteresowaniem.

– Od policji. Wyjątkowo w całej sprawie nie byłam podejrzana, a za to uzyskiwałam z boku bezcenne wiadomości. Mówili mi różne rzeczy z wdzięczności, a wczoraj wieczorem powiedzieli resztę. Najważniejsza okazała się ta wizyta u Moniki, doniosłam o niej odpowiednio wcześnie, dodali gazu i wszystko zdążyli. Gdyby się zwłóczyło, Bazyli poniszczyłby te przecudowne ślady.

– I dlaczego ty, Mieciu, tak strasznie na ten temat milczałeś? – wytknęła z wyrzutem Honorata. – Nic mi nie mówiłeś i ja się niepotrzebnie musiałam denerwować!

– Niepotrzebnie…! – prychnął Miecio z irytacją. – No dobrze, teraz wam już mogę powiedzieć. Mnie też kiedyś przyłożyli brzytwę do gardła, goryle jakieś, okropnie zamaskowane, kazali mi się odczepić od Bazylego, bo możliwe, że z początku trochę powęszyłem. A potem chyba miałem pecha albo co, bo uporczywie się nadziewałem na te jego konszachty. Już sam nie wiedziałem, gdzie oczy i uszy podziać, jeszcze ze dwa razy mnie ostrzegał przez posły, a ten ostatni incydent miał mnie zapewne usunąć z tego padołu. Miałem mówić, żeby jeszcze i was narażać! A który Bazyli, naprawdę nie wiedziałem i do tej pory nie wiem, czy to nie w niego tak się wpatrywałem na tym przyjęciu!

– W niego – przyświadczyłam. – Tak zeznał. Od pierwszego słowa przyznał się do końskich machinacji i zaczął zwalać na wszystkich dookoła, na ciebie też. Wszyscy wszystko wiedzieli i brali w tym udział, a ty go w ogóle wzrokiem przymusiłeś do czegoś tam. Wpatrywałeś się w niego spojrzeniem groźby karalnej.

– Świnia.

– Jeszcze jaka! Tylko zbrodni wypiera się z uporem, ale nic mu to nie pomoże. Mało trupem nie padł, jak się dowiedział o tych dwóch włosach i o drążku i już zaczął majaczyć, jak to Zawiejczyk w domu sam się przewrócił i walnął głową w twardy mebel. Nie udzielił mu pomocy, bo myślał, że jest zwyczajnie pijany. Bredzi, krótko mówiąc, i może liczy na rezultaty krętactwa.

– A stajenny Kalarepy? – spytała Maria. – Wyrzucą go wreszcie?

– Już go wyrzucili. Kalarepa odżył, okazuje się, że bał się go panicznie, ze strachu udawał przyjaźń i teraz z przyjemnością na niego skarży. To on dostarczył te usypiające rzeczy dla koni i wywarł presję na chłopaczków, a Czerski go złapał osobiście koło konia z wiadrem wody. Bez Bazylego stajenny się nie liczy, jeszcze mu dowalą ukrywanie zabójcy, bo wszystko wskazuje, że o Derczyku wiedział. Za to nic nie zrobią ani mafii łomżyńskiej, ani bukmacherom, bo nie ma na nich paragrafu.

– W obliczu Bazylego – powiedział Miecio uroczyście – cała mafia łomżyńska i wszyscy bukmacherzy świata to są niewinne dziatki w białych sukieneczkach z falbankami. Zdrowie niewinnych dziatek!

– Zwariował, zdrowie łomżyńskich ćwoków będę piła! – oburzyła się Maria. – Mowy nie ma! Zdrowie koni mogę.

– Zdrowie koni! – zgodził się Miecio bez oporu. – Te Figa- ty i Harcapskie też może trochę przyschną. Mogę wam powiedzieć, co jeszcze wyjdzie na jaw. Nie ma trenera, któremu ten Bazyli nie zrobił koło nogi, teraz trochę odetchną. Co wam się zdaje, że taki Rybiński. Lipecki, Czerwiak, ślepi byli? Nie mówiąc już, na przykład, o Wróblewskim i Kapulasie, oni te kanty mają w najmniejszym paznokciu! Dużo mieli do gadania, jak Bazyli mógł im zrobić każde świństwo, o konie się bali najbardziej. A tak naprawdę, to też nie wiem, czy jeszcze by się to wszystko nie rozmyło, gdyby nie to, że oni się zbuntowali. Od Bolka wiem. Nie uwierzyli w żaden przypadek, zabijać nas ten skurwysyn nie będzie, tak postanowili i odmówili wszelkich usług. I w końcu zaczęli gadać, z tym, że po cichu. Teraz może zaczną gadać jawnie.

57
{"b":"100651","o":1}