– Jaka tam mafia, nie żadna mafia, tylko wiceminister z handlu zagranicznego! Okazuje się, że trzymał ich za mordę, to jest afera na szczeblu…
– Z rolnictwa, a nie z handlu zagranicznego! Dawny dyrektor siedzi…
– Wcale nie siedzi, przeciwnie, za głównego świadka staje…!
– A tam, zawracanie Wisły kijem, łapówy brali od tych łomżyniaków i tyle, od bukmacherów też i wcale nie w ministerstwie, tylko w MSW…
– Już nie ma MSW!
– Coś tam jest, jak zwał, tak zwał, ale władza wykonawcza została, nie?
– …owszem, była mafia, proszę państwa, ale to była dawna mafia, ta milicyjna i partyjna, cicho siedzieli i tylko tutaj rządzili…
– … komisja techniczna, ja wam to mówię! Jakie tam grali, na co im było granie, szmal doili prosto od tamtych…
– To dlaczego nie siedzą?
– Opłacili się…
– No i same rozumiecie, dlaczego Honorata życzy sobie informacji bezpośrednich, dobrych czy złych, ale zawsze prawdziwych. W jej ministerstwie aż się trzęsie i nikt nic nie wie…
Pomyślałam, że do jutra wyjaśni się cała reszta i dałam się nakłonić do przyjęcia zaproszenia. W dodatku niektóre kwestie Miecio znał lepiej, niż cała policja razem wzięta, i mogłam odnieść z tego osobistą korzyść. Maria wyznała, że o paru drobnostkach usłyszała od Waldemara, który usłyszał je od Kujawskiego, który policji tego wcale nie powiedział. Nie będzie omawiać sprawy teraz, bo jest zajęta, znów jej idzie omyłkowa tripla, ale jutro proszę bardzo.
– Możliwe, że jeszcze dzisiaj pojadą uczciwie – wysunął przypuszczenie pułkownik. – Przepłoszeni są wszyscy, więc nic nie wykombinują, ale od soboty już nie wiadomo. Korzystajmy z okazji.
– A skąd pan wiesz, co to będzie to uczciwe, skoro do tej pory wszystko chowali…
– Jak Glebowski te konie zapisywał, to jeszcze nic nie było wiadomo – zwróciła mi uwagę Maria. – Zobacz, co zapisał. Grasz triple Glebowskiego?
– Gram dwie triple Glebowskiego.
– Jakie dwie?
– Jak to jakie? Czterema końmi idzie po kolei! Trzecia, czwarta, piąta i szósta. Czy ja jestem duch święty, żeby wiedzieć, którymi chce przyjść?
– O cholera! Poważnie? A ja to przeoczyłam… Czekaj, w trzeciej? Teraz? Co to jest?
– Symfonia, trójka, na paddocku się wyróżnia pozytywnie.
– Był dzwonek…?!!!
– Był, już przepadło. Nie masz jej?
– Nie, mówię ci, że przeoczyłam. Kończę nią jedną triple, tę omyłkową, ale nic dalej, ani nie przechodzę, ani nie zaczynam! Zaczynam Glebowskim dopiero w czwartej!
– I masz trzech Glebowskich?
– Tak, ale nie samych. Zapomniałam, że to ma być Glebowski i zagrałam w zbiorowej, więc mu podokładałam i mam mieszaninę. A Miecio Glebowskiego w ogóle wyrzucił…
– Jaki Glebowski, w czwartej przychodzi Prażynka – wtrącił się Miecio stanowczo. – Dawaj, Prażynka!
– Mieciu, masz pomieszanie zmysłów? Prażynka najbliżej była piąta!
– Dzisiaj będzie pierwsza. Dawaj, Prażynka!
– Prażynka, cha, cha! – powiedział drwiąco Waldemar.
– Oj, oj! – skorygował ostrzegawczo pan Rysio. – A ja tę Prażynkę podejrzewam…
– …siedemnaście procent na niego głosowało! Siedemnaście procent społeczeństwa! Te siedemnaście procent to akurat mogą być sami karani…
– Tylko niech oni nie zaczynają o polityce! – zażądała gwałtownie Maria.
– Internowanych pan też liczy?
– Dawaj, Prażynka…!
Głośnik na szczęście zawył i zagłuszył gadanie. Sztuki, jakie cała stawka zaczęła wyczyniać przed maszyną, usunęły w cień inne tematy, dwulatki, wśród nich jeden debiut. Nie było widać dokładnie, bo drzewo zasłaniało start na 1200 metrów i z migających wśród listowia kolorów można było wyciągać rozmaite wnioski. Coś czerwonego, co pałętało się w niejakim oddaleniu i budziło niepokoje, okazało się chłopakiem stajennym. Ruszyły w końcu, bardzo nierówno, debiutująca jedynka ostatnia, co najmniej o sześć długości w tyle.
– Trzeba ją zapamiętać – powiedziałam, kiedy już Symfonia z Katarem osiągnęły celownik. – Trzecia, widziałaś ten finisz? Gdyby nie straciła, mogła wygrać.
– Nie mogła, Symfonię trzymał z całej siły. Ale druga owszem. No i to jest właśnie to, skończyć, skończyłam, ale na tym koniec. Dlaczego ja się tak wygłupiłam z tym Glebowskim, jak ja go mogłam nie zauważyć w trzeciej?!
– A co tu grałaś?
– Katara. I tę kretyńską Gawroszkę, przez Miecia, zdążył mi zrobić kółko, słuchaj, ja go naprawdę zabiję…
– Nie masz czego żałować, ja to gram, więc pewnie nie przyjdzie.
– Nie, niech przyjdzie! Będę miała szansę na dalszy ciąg. Tripla Glebowskiego przyszła, czemu trudno było się dziwić, bo udało mu się do każdej gonitwy wepchnąć najlepszego konia. Zdumiewająca okazała się wysokość wypłaty, 150 tysięcy, tym razem widocznie zmyliły graczy te cztery kolejne konie. Więcej grano drugą triplę, tymczasem ta druga już nie przyszła, w szóstej gonitwie Kujawski nie popuścił, pojechał genialnie i wygrał na koniu zdecydowanie gorszym.
– Ten Glebowski jest chyba nienormalny – powiedział pan Rysio. – Popatrzcie, kogo on sadza na swoich koniach, jak już nie ma Derczyka, wydłubuje jakieś Lejby, ten Lejba to też wielki talent, czy on w ogóle wygrał kiedykolwiek?
– Nie. Najbliżej był trzeci.
– Glebowskiego żona mówi, że on zgłupiał na starość.
– I chyba ma rację. Lejbę posadzić na najlepszym koniu…!
– Drugi był. Sukces życiowy.
– …ale trzecia była o nos! Mogła wygrać? Mogła! – kłócił się Miecio o Prażynkę.
– Nie mogła!!!
– No to wygra następnym razem.
– Mieciu, przestań! Wyjechany koń w następnej gonitwie nie wygrywa!
– A Prażynka wygra! Ona jest z późno dojrzewających! Wcale nie była wyjechana!
– Nie była – powiedziała cichutko Monika Gąsowska za moimi plecami. – Ja na tę Prażynkę zwróciłam uwagę. Ledwo ją puścił i wcale się nie wysilała. Zależy z kim pójdzie, ale powinno się ją zapamiętać…
– No dobrze – zgodziła się Maria. – To na razie jeszcze go nie zabiję. Mieciu, zamknij się teraz, ja chcę zagrać, ostatnia gonitwa!
– Nie gram w ostatniej i w ogóle odjeżdżam z jednym takim.
To do jutra, panienki, o szóstej jesteście oczekiwane…
* * *
– Malinowski się nie załamał, bo jego trudno załamać, ale jest wściekły – mówił Miecio nazajutrz nad baraniną w śmietanie. – Proponuję zdrowie Malinowskiego!
Spełniłyśmy toast chętnie. Nie lubię baraniny, ale musiałam przyznać, że wyszła Honoracie genialnie, prawie była lepsza, niż w knajpie na Krymie. Klopsiki z grzybkami stanowiły arcydzieło i w obliczu takich produktów można było zdradzić wszystkie tajemnice świata.
– Ja ciągle nic z tego nie rozumiem – powiedziała Honorata. – To znaczy, może nawet trochę rozumiem, ale nie mam ciągłości. Oderwane kawałki mi z tego wychodzą i jedno przeczy drugiemu. Niech mi to ktoś powie jakoś porządnie.
– Cały czas ci mówię porządnie, kochana żono moja, ale możliwe, że posiadam obraz tylko jednej strony. To one mają tę drugą połowę księżyca, Joanna głównie.
– Joanna, może ty powiesz to jakoś po kolei…? Za protestowałam.
– Po kolei wykluczone, nie znam początków. Zakończenie owszem, ale początki zna Miecio.
– Właśnie nie znam, były przede mną ukryte!
– Mogę wam powiedzieć, bo o początkach akurat wiem – wtrąciła Maria. – Ale wcale nie wiedziałam, że to ma dalszy ciąg.
– Nie rozumiem jeszcze bardziej – oznajmiła stanowczo Honorata. – Udzielcie sobie głosu w porządku chronologicznym. Ty naprawdę wiesz, jak ta afera powstała?
– Okazuje się, że wiem, ale nic nie wiedziałam, że wiem. Nie przyszło mi to do głowy. Zaraz, zjem jeszcze kawałek i dopiero wtedy powiem.
Potrawy Honoraty miały to do siebie, że nie można było przestać ich jeść. Jak długo znajdowały się na stole, tak długo wszelka konwersacja potykała się i kulała. Na całe szczęście część baraniny Miecio pożarł wczoraj i zostało jej już najwyżej dla sześciorga gości. W wykańczaniu klopsików wzięłam żywy udział, bo chciałam usłyszeć o tym początku.