Każde jej słowo sprawiało ból.
– Pójdę do kaplicy – powiedział – i będę się modlił, aby Pan podpowiedział mi jakiś sposób. Czy zechcesz mi towarzyszyć wraz z synem?
Mlaskanie umilkło. Ninowi wydało się, że chłopiec cofnął się jeszcze bardziej, dotknął plecami ściany. Od razu przypomniało mu się, że żaden demon z własnej woli nie stanie na poświęconej ziemi, jeśliby zaś próbował, stopi się i spłonie we własnym ogniu, jak stało się z przeklętymi duchami, które ścigały Luanę, opatkę z klasztoru Brionii, w tamtą noc, kiedy ród Principi dell'Arazzo uległ zagładzie.
– Czy tylko tyle możesz mi ofiarować? – fuknęła, szeleszcząc brokatową suknią. -Jesteśmy zdrożeni – dodała łagodniej – a w nocy dzwon nieustannie wyrywał nas ze snu, zabiorę, więc raczej syna na spoczynek. I będę czekać na twoją decyzję. Jak wiele czasu dał ci Igino?
– Do jutrzejszego świtu.
– Jakże łaskawie! – zakpiła. – Zwykle nie bywa tak litościwy.
Zmilczał oczywistą odpowiedź: przed trzydziestu laty poznał łaskę czarodzieja i nie trzeba mu było o tym przypominać. Zaraz jednak przeszło mu przez myśl, że Fiametta zapłaciła znacznie więcej.
– Bądź ostrożny – podjęła za moment. – Igino rozpaczliwie potrzebuje mocy i zetrze nas wszystkich z powierzchni ziemi, aby ją dostać.
Zastanawiał się, czy Fiametta wie o chorobie maga. Była wystarczająca sprytna, aby ją odkryć i obrócić na swoją korzyść, ale też Igino zapewne ukrywał słabość przed żoną i z całych sił starał się opóźnić konanie. Nino nie potrafił ocenić, jak wiele czasu pozostało magowi – czarnoksiężnicy gaśli nagle, pokonani przez zwycięskiego konfratra, kiedy ich moc wystarczająco zwą-tlała. Zwykle jednak tak mocno czepiali się życia, że trudno było cokolwiek przewidzieć.
– Tak dobrze go znasz?
– Widziałam, co ci uczynił! – wykrzyknęła, chwytając go za rękę.
– Jestem tu szczęśliwy, Fiametto. – Delikatnie uwolnił się z uścisku. – Szczęśliwszy, niż kiedykolwiek mógłbym być w Palazzo Scarlatto.
Syknęła przez zaciśnięte zęby jak kotka.
– Skąd możesz wiedzieć?
– Bo znam siebie.
Podrzuciła gwałtownie dłońmi. Powietrze w komnacie nieomal pulsowało jej złością.
– Przez te wszystkie lata u jego boku zastanawiałam się nad jednym. Co by było, gdybym tamtego dnia, kiedy zabito naszego ojca, ja również miała moc i wiedzę czynienia zaklęć.
W tej chwili potrafił ją sobie wyobrazić bardzo dokładnie, całą w szkarłacie i złocie, z wysoką koroną czarnych włosów, które kiedyś były płomieniście rude, wciąż młodą i rozpaczliwie spragnioną magii.
– Są różne rodzaje mocy, Fiametto.
– Wiem. I przyjmę z radością każdą, która stanie pomiędzy moim synem i Iginem.
Dobrze, więc, pomyślał. Niech i tak będzie.
– Daj mi księgę, Fiametto – zdecydował. – Wiem, że masz ją przy sobie. Nie pozostawiłabyś tak cennej rzeczy niestrzeżonej.
Młoda kobieta zawahała się. Malec stał cicho u jej boku.
– Wkładam w twoje dłonie nasze życie – powiedziała wreszcie. – Cokolwiek się stanie, pamiętaj, że ci ufałam.
Wreszcie podała Ninowi księgę i pociągnęła chłopca ku wyjściu. W drzwiach zatrzymała się jeszcze.
– Pamiętaj – jej głos zmiękł, jak zawsze, kiedy mówiła o synu – że on ma tyle samo lat, co ty, kiedy cię tu przyprowadzono. Igino nie okaże mu więcej litości niż niegdyś tobie. Nie zawiedź Senzia. Poza tobą nie mamy żadnej nadziei.
* * *
Księga była lekka i doskonale pasowała do jego złożonych dłoni. Wyczuwał na grzbiecie jakieś znaki wytłoczone w oprawie. Kiedy obwiódł jeden z nich opuszką palca, miał wrażenie, że skóra stała się gorąca pod jego dotykiem. Wydzielała dziwną woń – mieszaninę ambry, piżma i jeszcze czegoś, zetlałych ziół albo kwiatów. Bał się otworzyć księgę, zarazem jednak nie potrafił jej odłożyć i schować pod siennikiem. Siedział nieruchomo w celi, trzymając ją na kolanach, owiniętą w podwójny płat materii, kiedy odnalazł go opat.
– Czy to ta księga? – zapytał staruszek, wysłuchawszy całej opowieści.
– Tak sądzę – odparł, zaciskając na niej kurczowo palce, bo nagle obudziło się w nim podejrzenie, że Fiametta zwiodła go tylko, podsuwając bezużyteczny przedmiot zamiast kodeksu magów.
– Czy pragniesz ją otworzyć?
– Ojcze, jestem ślepcem. Obojętne, jak bardzo będę tego pragnął, nie zdołam sam rozstrzygnąć, co w niej zapisano.
Stary mnich pokręcił głową.
– Żaden z nas nie posłuży ci pomocą. Ta rzecz nigdy nie powinna się była znaleźć w klasztorze i trzeba, aby stąd znikła, zanim rzuci cień na nasze dusze.
– Nie otworzyłem jej, ojcze, jeśli tego się lękasz.
– Księga jest jedynie przynętą – powiedział powoli starzec. -Lękam się tego, co jeszcze sprowadzą na nas twoja siostra i ten mag.
– Wkrótce oboje odejdą, tym czy innym sposobem.
– Któremu z nich wierzysz?
Nino bezradnie wzruszył ramionami.
– Nie wiem. W istocie Fiametta prosi mnie tylko, abym zaśpiewał jeden z moich hymnów, mag zaś pragnie zwrotu księgi będącej jego własnością. Żadna z tych rzeczy nie jest zła, jednak wzdragam się na samą myśl, że mógłbym przychylić się do którejkolwiek z próśb.
Z wysiłkiem rozprostował palce – dotąd zaciskał je tak mocno, że żelazne klamry boleśnie wpiły mu się w ciało – i odłożył księgę.
– Widzisz, ojcze – zaczął z namysłem – nigdy nie próbowałem śpiewać własnych pieśni. Dyktowałem słowa i wygrywałem melodię na harfie, lecz nie odważyłem się zaśpiewać. Nie zastanawiałem się dotąd, dlaczego. Teraz myślę, że w głębi duszy przeczuwałem, iż mnie to zniszczy.
– Nie zachęcaliśmy cię do tego. – Stary mnich pokiwał głową. – Twoja muzyka była wystarczającym darem, ale czasami, kiedy grałeś, zdawało się, że jest jak pustynny wicher, zdolny rozsadzić mury klasztoru.
Obaj pomyśleli o sirocco, wichrze, którego imię nadano demonowi, a także ukochanej córce maga, której los stał się przestrogą dla wszystkich niewiast z Półwyspu. Żaden jednak nie powiedział tego głośno.
– Tyle, że wichry wieją z różnych stron, ojcze. A niektóre z nich są demonami.
– Nie wierzę w to. – Opat dotknął lekko jego zaciśniętych dłoni.
– A kiedy jutro staniesz pośrodku Pilastri del Cielo, nie bój się i pamiętaj, że ten most jest tylko znakiem.
* * *
Furtian, który po drugiej stronie wpuszczał pielgrzymów na most, mówił później, że coś wyrwało go ze snu tuż przed świtem, w porze, kiedy niebo zaczyna szarzeć, a z otchłani rozpadliny podnoszą się mleczne mgły. Było zimno. Kiedy wyszedł z bramy i stanął na krawędzi mostu, z jego nozdrzy unosiła się para. Gdzieś z głębi gęstego tumanu dobiegł go przenikliwy krzyk kobiety:
– Co robisz?
W chwilę później Igino bezszelestnie pojawił się u jego boku, zupełnie jak gdyby poranna mgła wypluła go na skraju przepaści. Zaraz potem dobiegł ich głos Nina, czysty i dźwięczny, jakby znalazł się tuż obok:
– Mam księgę.
Nino stał na wąskim przesmyku pomiędzy dwiema kamiennymi igłami, od których wziął nazwę most. Wyglądał zwyczajnie w szarej klasztornej szacie i ciemnej przepasce na oczach, która sprawiała, że nie dało się go pomylić z żadnym innym ze współbraci. Jednak w jego posturze było coś takiego, że furtian przycisnął dłonie do piersi i zmówił szybko modlitwę. Może sprawiła to księga w rękach Nina.
– Nie umiem rozstrzygnąć, które z was mówi prawdę.
Igino wyszeptał coś pod nosem – przekleństwo albo zaklęcie – i mgielne opary rozrzedziły się nieco. Mnich przy furcie wytężył wzrok i dostrzegł na przeciwległym brzegu szczeliny kobietę w szkarłatnym płaszczu. Jej długie, kruczoczarne włosy rozwiewał wiatr. Rudowłosy chłopczyk trzymał w garści połę jej szaty.
– Ale są moce większe od magii i słowa, które sięgają dalej niż zaklęcie. Nie mnie osądzać, które z was skłamało. I nie mnie wymierzać karę. Jeśli ta rzecz prawdziwie należy do któregoś z was, niech się nie lęka i przyjdzie po nią.