„Zwariowałem – pomyślał. – Co mi strzeliło do głowy z tym zamachem na życie Ashcrofta? Co za głupi splot przypadków”.
Kiedy oddech powrócił do normy, Layne zawrócił i ruszył z powrotem. Eksplozja, która dosłownie rozniosła dom Ashcrofta, na wiele metrów wokół pokryła teren potrzaskanymi deskami i szczątkami konstrukcji. W miejscu, w którym stał, Layne był jednak zupełnie bezpieczny.
* * *
– Nie. Nie zgadzam się – powiedział Stazzi. – To dziecinne zagranie, które nas tylko ośmieszy w oczach Wernera.
Slayton westchnął ciężko.
– To jedyna rzecz, która może nam dać przewagę nad ludźmi Havoca. Przynajmniej tutaj, w ośrodku.
– Nie, Werner nigdy na to nie pójdzie…
Kelly wstał z łóżka i nachylił się nad Stazzim.
– Zrozum wreszcie, że Hutts jako kierownik naukowy skutecznie sparaliżuje wszystkie nasze poczynania. Musimy skłonić Wernera, żeby go odsunął albo zawiesił. To nasza jedyna szansa.
– Dobrze, ale nie w ten sposób. Poza tym, nawet jeśli Werner nabierze podejrzeń w stosunku do Huttsa, to przecież nigdy nie zgodzi się na użycie profesora w charakterze królika doświadczalnego.
– Mamy jeszcze Kathreen Burns – powiedział Slayton.
Stazzi obrócił fotel w jego stronę.
– To ta kobieta, którą przysłali Ashcroft i Layne? – spytał.
– Tak. Zamiast na pogotowie przywieźli ją tutaj mając nadzieję, że wykonamy badania, które wyodrębnią wreszcie cechę powodującą podporządkowanie się Havocowi.
– Co jej właściwie jest?
– Szok po porażeniu prądem o wysokim napięciu. Drobiazg. Ale Layne dołączył szczegółowy opis zajścia i wszystkie swoje uwagi. To naprawdę świetny materiał do doświadczeń.
– Ale jednostkowy – wtrącił Kelly.
– Może uda nam się zbadać Huttsa.
– Na to nie liczcie – mruknął Stazzi w zamyśleniu.
– Dobrze – podjął po chwili. – Spróbuję. Dajcie mi pół godziny i spotkamy się w gabinecie szefa.
Werner nie był ani zaskoczony, ani zdziwiony zarzutami i oskarżeniami wysuwanymi pod adresem Huttsa. Patrzył spokojnie na Kelly’ego i Slaytona paląc papierosa, którego dym prawie zasłaniał jego twarz.
– Można by uznać – powiedział wreszcie – że wszystko, co usłyszałem, brzmi dość przekonywająco, abstrahując oczywiście od zupełnie fantastycznych założeń, które poczyniliście. Ale chciałbym jednak dysponować jakimiś dowodami.
– Czy formularz, który świadczy, że to Hutts posłał chorego pielęgniarza na dyżur, nie jest dowodem? – spytał Kelly.
– Nie.
– Myślę, że gdyby pan z nim porozmawiał – powiedział Slayton – wszystko wyszłoby na jaw.
– Mam go wezwać? Nie wiem nawet, gdzie jest w tej chwili.
– Czeka przed drzwiami. Stazzi już go przyprowadził.
Werner uśmiechnął się i zdusił papierosa.
– Mam nadzieję, że nie trzyma nabitego rewolweru przy jego skroni – nachylił się nad komunikatorem i szepnął coś sekretarce.
Po chwili Hutts i Stazzi zajęli miejsca w głębokich fotelach.
– Usłyszałem przed chwilą – zaczął Werner – kilka poważnych oskarżeń dotyczących pana…
Hutts spojrzał na Slaytona, ale ten odwrócił wzrok.
– Między innymi pojawiła się kwestia pańskiej odmowy na przeprowadzenie badań zaproponowanych przez Kelly’ego i Slaytona.
– Nigdy nie zgodzę się na te badania – powiedział ostro Hutts. – Nie przyłożę swojej ręki do topienia rządowych pieniędzy w tak idiotycznym programie.
– Chciałbym usłyszeć, dlaczego?
Twarz Huttsa poczerwieniała.
– I pan mnie jeszcze o to pyta? Przecież to bzdury! Stek wyssanych z palca bajek!
Werner nie spiesząc się zapalił drugiego papierosa.
– A jak pan wytłumaczy śmierć pielęgniarza? – spytał zaciągając się dymem. – Albo to, co stało się z Woodwardem i jednym z żołnierzy…
– Wszystko ma swoje wytłumaczenie i na pewno je znajdziemy. W odpowiednim czasie.
– To wszystko?
Hutts prawie poderwał się z fotela.
– Czego pan ode mnie chce? Chciałbym poznać wreszcie…
Przerwał mu sygnał telefonu.
– Przepraszam panów – Werner podniósł słuchawkę i długo milczał przybierając coraz bardziej zaskoczony wyraz twarzy.
W końcu powtórzył kilka razy: „tak jest, panie pułkowniku” i delikatnie, jakby bał się głośniejszego trzasku, odłożył słuchawkę z powrotem na widełki.
– No cóż – podjął po chwili – myślę, że nasz problem jest przynajmniej w części rozwiązany.
– Co się stało? – spytał Stazzi.
– Nasze dowództwo – Werner ruchem głowy wskazał na telefon – zawiadomiło mnie, że Havoc został ujęty dziś w nocy.
W zapadłej ciszy słychać było ciężki oddech Huttsa.
– Pytali, czy podejmiemy się – kontynuował Werner – zbadania Havoca…
– Co pan postanowił? – spytał Hutts.
– Odpowiedź mam dać jutro. Jednak przywiezienie tutaj zbiega uzależnili od podjęcia przez nas kompleksowych badań o charakterze… no, mniej więcej takich, jakie proponowali już wcześniej Kelly i Slayton.
– Myślę, że powinniśmy się zgodzić – powiedział Hutts.
– Słucham?
– Powinniśmy przyjąć tu Havoca znowu!
– Przecież już raz stąd uciekł – Werner spojrzał zdziwiony na profesora.
– Ale będziemy mogli zacząć badania…
– Jeszcze przed chwilą był pan im przeciwny.
Hutts drżącą ręką rozpiął kołnierzyk.
– Muszę to przyznać, tak… Ale teraz sytuacja się zmieniła, będą dotacje, a poza tym myliłem się. Każdy człowiek popełnia błędy.
– Jakie jest więc ostatecznie pańskie zdanie? – wtrącił się Slayton.
– Jestem za sprowadzeniem do nas Havoca i natychmiastowym przyjęciem proponowanego przez panów programu badań.
Slayton opuścił głowę, jakby nagle zainteresował go deseń wykładziny pod ogromnym ciemnym biurkiem. Stazzi również odwrócił wzrok.
– Myślę, że powinniśmy panu coś wyjaśnić, panie dyrektorze – powiedział Kelly.
– Tak?
– Ten telefon z dowództwa to był nasz pomysł, Stazzi ma tam kilku znajomych…
– To przerażające! – krzyknął Hutts. – Jak mogliście zrobić coś takiego?
– Chcieliśmy w ten sposób wyjaśnić czy raczej udowodnić, że pan Hutts działa pod czyimś wpływem – Kelly odgarnął z czoła kosmyk włosów. – Havoc oczywiście nie został zatrzymany.
– To straszne! – Hutts podniósł się z fotela i zaczął krążyć po pokoju. – Zakpiono z nas w okropny sposób. Pan chyba nie wierzy w te bzdury, jakobym był pod wpływem Havoca? – zwrócił się do dyrektora.
– Nie.
– Mam nadzieję, że cała trójka zostanie ukarana! – Hutts podszedł do drzwi i otworzył je na całą szerokość.
– Chwileczkę, panie profesorze.
Hutts zatrzymał się w progu.
Werner dłuższy czas patrzył na niego, a potem powiedział sucho:
– Przykro mi. Zawieszam pana w pełnieniu wszystkich funkcji.
– Jak to? – wstrząśnięty Hutts odruchowo oparł się o framugę. – Przecież powiedział pan…
– Podtrzymuję to, co powiedziałem. Niemniej pańskie zachowanie jest więcej niż dziwne.
Huk wywołany trzaśnięciem drzwiami sprawił, że wypalony do filtra papieros wypadł z dłoni Wernera. Kelly wyjął z kieszeni nową paczkę i nachylił się w stronę biurka z wyciągniętą ręką. Werner odmówił ruchem głowy. Przerwał ciszę dopiero po kilku minutach.
– Chcecie prowadzić te badania?
– Wyraża pan zgodę? Tak, chcemy.
– Co jeszcze?
– Dobrze byłoby nawiązać ściślejszą współpracę z Ashcroftem i Layne’em – powiedział Slayton.
Werner skinął głową.
– Mam tylko nadzieję, że będą to kontakty o charakterze prywatnym. Nie chciałbym sporu kompetencyjnego na wyższych szczeblach.
– Chcielibyśmy też – dodał Kelly – móc sami dobrać współpracowników.
– Dobrze, przedstawcie listę, a wtedy razem coś ustalimy. To wszystko?
– Tak. Dziękujemy – Kelly i Slayton podnieśli się z foteli.
Kiedy wyszli, Stazzi spojrzał na Wernera.
– Prawdę powiedziawszy, nie sądziłem, że okaże się pan tak… tak… elastyczny.
– To pana dziwi?
– Nie… Chociaż może tak. Trochę.