Renata Palka-Smagorzewska
(e-mail:
[email protected])
121 strona, ze względu na m ó z g…
Zawsze mnie fascynował, dlatego ta strona nasycona jest niesamowitą energią i dlatego jest szczególna…
Dla mnie „S@motność…” to apoteoza mózgu.
Miłość w „S@motności…” jest pochodną mózgu.
Życzę wszystkiego niepowtarzalnie fascynującego.
Agnieszka Siedlecka, Łódź
(e-mail:
[email protected])
Jak bardzo ślepym, głuchym, intelektualnie pustym, a może zwyczajnie po ludzku podłym trzeba być, by nazwać „S@motność…” książką o cyberseksie? (Dariusz Nowacki, recenzja „S@motności w Sieci” w „Polityce” – JLW)
Ktoś nazwał ją popularnonaukową, prawda? I, u diabła, miał rację -bo ona nią jest! Wiele z historii opisywanych przez Jakuba znałem już wcześniej – szczególniej kulisy odkrycia struktury DNA czy projektu sekwencjonowania ludzkiego genomu – to wynika z moich zawodowych (i nie tylko) zainteresowań. Z kolei to, co napisałeś o losie mózgu Einsteina czy przejmujący fragment biografii Pani Candance Pert (no tak, ja też jestem doktorantem…), zasiliło moją skromną jeszcze wiedzę i stało się niczym woda na młyn refleksji. Czy nie o to również chodzi? Z bardzo formalnego punktu widzenia te wątki, przedstawione bez nadmiernych uproszczeń, wplatają się doskonale w całość historii. Idąc dalej, jeśli dodać wspaniały opis środowiska naukowców i obraz samej pracy w nauce (która z pozoru jest jakże nieefektowna i jakże odmienna od wyobrażeń reżyserów hollywoodzkich), to… w pewnym sensie możemy mówić już o literaturze popularnonaukowej.
Filip Kamiński
(e-mail:
[email protected])
Zatrzymując się na chwilę w tym miejscu przy recenzji Dariusza Nowackiego (krytyka literackiego, nauczyciela akademickiego, dziennikarza, poety), pozwolę sobie zacytować odpowiedź na jego krytykę w „Polityce” (21.09.2001). Nowacki nazwał pogardliwie „S@motność w Sieci” historią o cyberseksie. W odpowiedzi na tę recenzję pojawił się zjadliwie sarkastyczny, często dyskutowany na portalu www.onet.pl tekst (nomen omen) Katarzyny Nowackiej, który zechciała przestać go także do mnie. Cytuję bez zmian:
Dariusz Nowacki kłamie. Wielokrotnie. Nachalnie.
Nawet jeśli napisał ten tekst tylko dla wierszówki, bo spłaca mieszkanie albo chciał kupić odżywki dla swojego dziecka, to nawet to go nie usprawiedliwia. Dariusz Nowacki zszedł z Game Boya, nie udało mu się przejść do następnej rundy, mimo że miał 4 życia i za tę swoją porażkę wyżywa się na Wiśniewskim. Kłamie prawie cały czas. Ale po kolei, analitycznie. Z wypracowaniem Nowackiego na biurko, zanim wyląduje w koszu. Powoli. Skończyły się przecież wybory. Można zająć się prawdą:
1. „Jakub… to polski profesor informatyki z niemieckim paszportem w kieszeni, gwiazda światowych centrów badawczych. Zatrzymuje się w najdroższych hotelach w mieście, chodzi w nienagannych garniturach, pije tylko markowe alkohole”. Bohater powieści Wiśniewskiego nie jest profesorem informatyki. Na żadnej stronie tej książki nie można tego przeczytać. Chyba że DN ma swoją wersję. Ponieważ Nowackiego i Wiśniewskiego dzieli przepaść kultury i wykształcenia, więc nie wierzę, aby Nowacki miał inny tekst. Ale to tylko dla prawdy. Ja mam jedno podejrzenie. Nowacki nie może przeżyć wykształcenia Jakuba i Wiśniewskiego. Wiśniewski mógłby obdarować swoimi tytułami 4 osoby. Nowacki jedną. Głównie siebie. Jeśli wyszło się informatycznie poza Game Boya to można, nie ruszając się od biurka w redakcji „Polityki”, dowiedzieć się, że WSZYSTKIE wymienione w powieści Wiśniewskiego hotele to marne trzy gwiazdki. Taka Łomża w Nowym Orleanie lub Paryżu. Mieszkańcy Łomży mi wybaczą? Dla prawdy. Ja przypuszczam, że zagraniczne nazwy działają na Nowackiego tak, że ma gwiazdy w oczach, ale te hotele są po prostu marne. Zresztą Wiśniewski o tym pisze. Po prostu Nowacki nie doczytał. I chce mu przywalić bogactwem. Aby go naród nie lubił. Szczególnie ten z Samoobrony. Dla całej prawdy: Nowy Orlean: tani hotelik w downtown Nowego Orleanu; Paryż: mały hotel na pograniczu 2/3 gwiazdki; Paryż: „ La Lou-isiane ” na Saint Germain (JAKUB) – nie ma nawet strony WWW, mały hotelik, **/*** gwiazdki. Jest w większości przewodników. Nawet w Warszawie. Nie mówiąc o Łomży. Markowe alkohole: Cabernet Sauvignon i Chianti wymieniane w „S@motności…” to po prostu nazwy winogron. W Austrii można kupić CS za kilkanaście złotych w przeliczeniu. Chianti jest nawet tańsze. Nowacki nie musi o tym wiedzieć. Nie wszyscy muszą wychodzić poza gorzałę. Ale pisać o tym nie musiał. Nienaganne garnitury: w tej książce nie ma żadnych garniturów oprócz garnituru Belga ze strony 12. Jeden garnitur zupełnie bezsensownego faceta. Taki prototyp Nowackiego. Na szczęście zniknął na zawsze na stronie 16. Całe 5 stron. Na szczęście Nowacki zmieścił się na jednej.
2. Przepraszam, ale muszę. Znowu muszę zacytować Nowackiego. Wybaczcie: „Czym w e-mailowej korespondencji doprowadza kochankę do szału? Opowieściami o dokonaniach pionierów inżynierii genetycznej albo o tym, co po śmierci stało się z mózgiem Einsteina”. A prawda: Kochanka nie jest wcale kochanką. Ale ktoś zafascynowany „seksem na cyfrowo” tego nie dostrzega. Po prostu pasuje to do planu „przywalenia Wiśniewskiemu i tym prolom co go czytają”. Wspaniała opowieść o dekodowaniu genomu (str. 59) nie ma nic wspólnego z pionierami. To jest tuż przed zdekodowaniem. To jest prawie koniec harcerstwa. Ale Nowacki nie jest w stanie tego pojąć. Polecam mu niesamowitą książkę Jacob ze strony Wiśniewskiego www.wisniewski.net. Niech doczyta. Bo nawet Nowacki ma szansę, aby zrozumieć. Historią o tym, co stało się z mózgiem Einsteina, Wiśniewski nie doprowadza nikogo do szału. On tej historii NIKOMU w książce nie opowiada. JEJ także nie. Ale to nie jest cała prawda. Doprowadza do szału mnie. Gdy czytam tę bzdurę w „recenzji” Nowackiego, to czuję, że jestem na granicy szału.
3. „To co w tej powieści uderza, to zupełnie niebywała apologia nowych technologii oraz… onanizmu”. Apologia onanizmu. Szukałam w książce, bowiem nie zauważyłam tych scen przy pierwszym czytaniu. Fakt. Dwa razy Wiśniewski opisuje masturbację. Raz Jakuba. Raz JEJ. Dwie małe sceny wplecione w 316 stron. Obie uzasadnione. Jej nawet poruszająco romantyczna. Apologia, a znam to ze studiów (teatrologia plus dziennikarstwo), to trochę więcej niż dwie małe sceny. Ale „2” jest względne. Wycofuję się. Dla Talibów i Nowackiego 2 znaczy dużo, dla Gretkowskiej to ma śladowy wpływ. Wysoki Sądzie, proszę zapomnieć to „2”. Tym bardziej że w wypracowaniu Nowackiego czytamy dalej cytat z „S@motności…”: „Akt masturbacji jest jedynie dodatkiem do prawdziwego aktu, który ma miejsce w mózgu. Podbrzusze jest tylko sceną, na której się to rozgrywa”. Piękny, prawdziwy cytat. Nowacki jest po nim tak napalony, że nie może oderwać się – nawet przy tym cytacie – od podniecenia wywołanego poczuciem swojej mądrości i opowiada nieprawdy o cyberseksie. Są dwie statystyczne prawdy o mężczyznach: mają czasami mózg i na 95% (Kinsey) się onanizują. Myślałam w tym momencie o Nowackim. Nie mogłam się zdecydować, czy Kinsey ma rację.
4. Potem po prostu się zdenerwowałam. Pomyślałam, że to jest nieprawdopodobne, aby tak kłamać. Tak nie kłamią nawet politycy. To jest przecież także moja „Polityka”. Passent, Pietkiewicz, Baczyński, Pietrasik… tyle lat. I się bardzo zdenerwowałam. Nowacki pisze: „To cztery upojne dni i noce w paryskim hotelu”. Nowacki nie przeczytał tej książki. Nie mógł. To jest kulminacyjna scena. Oni spędzili jedną, jedyną noc w (***) gwiazdkowym hotelu, który Nowacki dla „proli” podniósł do „najdroższego hotelu w mieście”. To kłamstwo jest jak rzygowiny Super Mario z Game Boya. Po prostu przez 4 życia Super Mario wymiotuje. Nie cztery noce. Cztery dni. I zrobiło mi się przykro. Strasznie. Najbardziej było mi przykro, że nazywam się Katarzyna Nowacka. To samo nazwisko co ten DN. Nick „DNO”. Taki mu wymyśliłam, gdyby nie wiedział co to „nick” Mam nadzieję, że Wiśniewski nie ma czasu, aby czytać takie wymioty jak te Nowackiego vel DNO. I że mi wybaczy, że nazywam się tak samo. Bo „S@motność…” Wiśniewskiego jest dla mnie… jak… Szkoda pisać… Wy i tak tego nie opublikujecie, bo Nowacki jest na waszej wierszówce… Z wyrazami szacunku dla Wiśniewskiego