Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Z braku słońca dostałam na prawym policzku syfa. Przed okresem brzydnę. Taktyka natury. Czytałam o tym. W dawnych czasach ludzie żyli w jaskiniach i wszyscy sypiali ze wszystkimi. Kobiety są zdolne do seksu cały miesiąc, lecz naturze chodzi o zapłodnienie, nie

o przyjemność. Dlatego podczas jajeczkowania hormony czynią cuda: wydziela się podniecający zapach, oko błyszczy, włosy lśnią. Kiedy kobieta jest już niepłodna, przed okresem, wróżka natura zabiera jej dary i odstrasza zalotników, zamieniając w ociężałego, zapryszczonego, zirytowanego babona.

*

Tydzień zaczął się od szpitala i szpitalem kończy. Z mamą gorzej, dzwonił lekarz. Oczywiście, Alzheimer nie jest zarazą, jednak wracając od niej, byłam chora. Siedziałam na dworcu i trzęsłam się. Napatrzyłam się na książki u Ełki i pewnie dlatego mama, skurczona w kłębek na łóżku, skojarzyła mi się z wielkim, poronionym płodem. Jest moją matką, była nią. Teraz przez chorobę zapomniała, kim jest, i ja też muszę zapomnieć. Moja mama więcej nie wróci, wyszła ze swojego ciała i zapomniała adresu. Nie mogę jej pomóc, najwyżej ulżyć, płacąc za dobrą opiekę.

O mało nie zostałam na dworcu. W ostatniej chwili wsiadłam do ruszającego pociągu. Nie bałam się być sama w przedziale z facetem typu Schwarzenegger. Co mógłby mi zrobić? Zabić? Byłabym mu wdzięczna. Przeglądałam kolorowe pisma. Nic nie widziałam przez łzy. Tuż przed Warszawą zaczął zagadywać. Był bardzo miły. Lubimy te same filmy, te same talk-showy.

Jest dobrze ustawiony – ma dwa warsztaty samochodowe. Jeden pod Warszawą, drugi z bratem w Kielcach. Od niego wracał. Ekspresem szybciej i bezpiecznej niż samochodem w wiosenną pluchę. Coś mi się zdaje, że Wojtek szuka żony. U-mówiliśmy się w weekend na Starym Mieście.

*

Masakra. Pryszcz na policzku nie zaschnął po wyciśnięciu. Urósł i boli. Zalałam go spirytusem. Przywalony make-upem, udaje brodawkę.

Kolacja była przy świecach. Usiadłam nie na wprost, lecz obok. Prawy policzek znikał w cieniu (mam nadzieję). Wojtek cudowny. Nigdy bym nie powiedziała, że jest mechanikiem samochodowym. Szarmancki, dowcipny. Piękny, głęboki głos i najładniejsze męskie ręce, jakie widziałam. Odwiózł mnie srebrnym wozem. Stał przed drzwiami z głupią miną: wprosić się czy nie? Pocałował w czoło i się zaczerwienił. Zadzwonił nocą. Gadaliśmy do trzeciej nad ranem.

*

Przechodząc koło knajpki na Starówce, gdzie w sobotę jedliśmy kolację, wstąpiłam do salonu kosmetycznego „Fizis". Starsza kosmetyczka w wymiętym fartuchu mogłaby być salową w szpitalu u mamy. Dziwiła się, czemu życzę sobie depilować nogi woskiem. – Nie wie pani?

To grozi odwapnieniem kości! – postraszyła mnie.

Nie wiedziałam.

– Zlikwidować wągra? – pokazała na policzek. Mimo make-upu widać syfa. Nie zgodziłam się na wyciskanie. W nim nie ma już ropy.

Napuchł, gojąc się.

Byłyśmy same w gabinecie. Kosmetyczka wyjawiła sekret: – Niech pani pomyśli. Jak przed wojną kobiety się depilowaly?

– ?

– Zapałką! Bierze pani zapałkę, opala włosy i smaruje maścią na oparzenia – tormentiolem.

Pozbyła się mnie z gabinetu. Próbowałam, głupia, w domu opalić się zapałką. Skończyło się na poparzeniu łydki i skrobaniu pypci żyletką.

Z Wojtkiem lepiej, lepiej i… ciekawiej.

Byliśmy w jego własnościowym mieszkaniu -trzy pokoje, przyjemne, czyste, chociaż widać brak kobiecej ręki. Odwiózł mnie rano do pracy. Po drodze spytał, czy pojechałabym z nim nową BMW-icą na Wielkanoc do… (pomyślałam: do… Kalwarii Zebrzydowskiej), do… (jąkał się z przejęcia, do… jego rodziców, czy co?), do… MONACHIUM, na wystawę samochodów. Wygadał się, że w pociągu ośmielił się do mnie odezwać z powodu tego nieszczęsnego pryszcza. „Skoro piękne kobiety mają zupełnie ludzkie dolegliwości…"

Nareszcie zawdzięczam coś pryszczowi. Sensownego kochanka.

*

Nie było rady: poszłam do lekarza. Dermatolog wypaliła syfa płynnym azotem. Zapisała maści. Zaproponowała piling chemiczny na odmłodzenie twarzy. Zabieg polega na zerwaniu zewnętrznej warstwy tkanek – innymi słowy, obdarcie ze skóry. Potem nie można wychodzić kilka dni z domu, łatwo załapać bakterie. Rewelacyjne wyniki. Zdecyduję się po powrocie z Monachium. Nie jestem za młoda na piling. Skóra twarzy traci szybko kolagen. Po trzydziestce będzie za późno na delikatne korekty.

Spróbowałabym ujędrnić usta zastrzykiem albo wszyciem złotej nitki. Mam za wąskie wargi. Z wydętymi ustami i w długich włosach byłabym podobna do Liv Tyler.

*

Czekam na telefon od Wojtka. Waruję przy słuchawce jak pies przy kości. Kiedy w końcu dzwoni, pilnuję się, żeby nie piszczeć z radości.

*

Miszka w pracy coś kombinował. Odstawiłam go spokojnie i stanowczo. Nie obraził się.

Pobiegł po kwiaty i wino: „Za przyjaźń intelektu z urodą!" – wymyślił toast. Zaraz pozłaziło się do jego pokoju pół biura. Byłabym dłużej, gdyby nie wróciła szefowa. Mówili ciekawe rzeczy. Anglik, pracujący dla firmy wydawniczej, przyniósł stare numery czasopism i projekty nowych. Miszka zwrócił uwagę na miny dziewczyn z okładek. Na początku lat siedemdziesiątych niedomknięte usta, przymglone oczy, wyzywające pozy miały panienki z okładek soft-porno. Jeżeli takie są tendencje, to za dziesięć lat najszacowniejsze pisma kobiece będą miały okładki w stylu dzisiejszych pornosów. Czemu Miszka nie powiedział o tym, robiąc mi zdjęcia? Rozchyliłabym wargi, tego brakowało moim fotkom. Pełne, gotowe na wszystko usta dodają charakteru, nie wulgarności.

*

Czuję się okropnie. Mam gorączkę. Wezmę wolne. Muszę wyzdrowieć przed Wielkanocą. Wojtek wyjechał do Kielc. Dobrze się złożyło, nie mogłabym się z nim spotykać – te pryszcze. Ginekolog doradziła tabletki antykoncepcyjne: mało hormonów, dużo korzyści. Cera się poprawi, wzmocnią włosy. Mnie już nic nie pomaga. Ostatnim ratunkiem jest dieta. To na pewno zła przemiana materii. Przestałam jeść czekoladę i tłuste mięso.

*

Wojtek martwi się, zamiast podziwiać moją silną wolę. „Coś zmizerniałaś, chucherko," Nareszcie dochodzę do swojej normalnej wagi. 52 kilo. Tyle ważyłam na wyborach miss Kielc. Pryszcze zniknęły. Chyba nie mogę być gruba: tłuszcz odkłada mi się wtedy w wągrach i przez nie wycieka. Jem teraz wyłącznie owoce i warzywa. Żadnego alkoholu, zup, białego pieczywa, klusek. Zapisałam się na basen w hotelu Victoria. Bardzo drogo, płaci się za elegancję. Windą na samo dno hotelu. Sztuczne palmy, ciemno jak w night clubie. Solarium, zawsze wolne maszyny do ćwiczeń. Woda zimna, ale tym facetom – morświnom z wąsami i sadłem na brzuchu – nie przeszkadza. Znam ich z telewizji: politycy. Nie interesuję się polityką, oni mną też. Wchodzą do wody, przepłyną w tę i nazad i wychodzą „zrelaksowani", czyli mokrzy. Drinkują przy basenie. Robię dwadzieścia długości tego basenu rozmiarów bajorka.

*

– Zdrowa skóra i kości – narzeka Wojtek. Nie mam dla niego czasu. Praca i ćwiczenia. On też zajęty w warsztacie.

*

Niezła jestem. Oczytałam się w literaturze i sam czyjś widok wystarczy, żebym powiedziała: „Brakuje ci witaminy C albo żelaza." Na zmęczenie magnez. Miszce wypadają włosy. Poradziłam mu B z kompleksami od l do dwunastu. Też mi kłaki wychodziły garściami po myciu. Pomogła duża dawka witaminy B i krzemu.

3
{"b":"100584","o":1}