– Nie wiem, czy zwróciłyście uwagę, drogie panie – zauważył Grzegorz Wroński – ale Maciek myślał, że po prostu zadaje nam zagadkę. Nie łapał, o co chodzi.
– No i łaska boska – powiedziała stanowczo Wika. – Ma jeszcze czas na łapanie świńskich dowcipów. Panie Grzegorzu, on ma trzy lata!
– To najwyższy czas – zachichotała ponownie Ilonka i ponownie została zakrzyczana. – Coś ty, Wika, teraz tak właśnie jest. Jeszcze trochę pochodzi do tego przedszkola i nie poznasz własnego synka.
– Przestań. Słuchajcie, mówmy sobie wszyscy po imieniu, dobrze? Wiecie, kto jest kto. Częstujcie się. Macie to wszystko zjeść, bo inaczej Tosia się załamie. Agata, fajnie, że nas wszystkich zebrałaś do kupy, ale powiedz, co masz? Strasznie jestem ciekawa. Reszta pewnie też.
Agata sięgnęła do swojej gigantycznej torby i wyjęła egzemplarz „Dialogu”.
– Zrobisz nam wykład z literatury? – zaciekawiła się Lalka.
– Jak najbardziej. Temat lekcji: dramat współczesny…
– Niech zgadnę – zawołała Ilonka. – Paproch coś napisał!
Agata pokiwała głową.
– Takie genialne?
Literacko to jest nawet bardzo dobre – powiedziała Agata powoli. – Ale budzi mieszane uczucia. Moje w każdym razie. Słuchajcie, tu są takie sceny, że… no, ja po prostu nie wiem. Dlatego prosiłam, żeby pan doktor… to znaczy żeby Grzegorz na to spojrzał fachowym okiem. Przyniosłam „Dialog” i zrobiłam dla was ksero tych fragmentów, które mnie zastanowiły.
– Czemu cię zastanowiły? – Grzegorz błysnął okularami i wyciągnął rękę po „Dialog”, który wyraźnie był przeznaczony dla niego jako dla osoby najważniejszej, eksperta.
– Pamiętacie… nie, ty nie pamiętasz, Grzegorzu, bo cię tam nie było… ale wtedy, w tym dniu kiedy zginęła wasza szefowa, to znaczy wtedy, kiedy ją znaleziono w tym pudle… ten jej cały mąż stał nad nią i stał. Nad pudłem. I wyglądał tak, jakby go to fascynowało. Rozumiecie, nie żadna tam głucha rozpacz, tylko takie rzeczowe zainteresowanie. Przyglądał jej się, jakby chciał zapamiętać wszystkie najdrobniejsze szczegóły. I teraz słuchajcie uważnie. To znaczy… ja może bredzę, ale to na mnie zrobiło jakieś niesamowite wrażenie. Ten facet naprawdę umie pisać. W jego sztuce, ona się nazywa „Kanaliza” nawiasem mówiąc, dobry tytuł na nagrodę… no więc jest tam scena, w której facet udusił kochankę i patrząc na nią, mówi o tym, jak to zrobił i jak ona teraz wygląda, opisuje wyraz jej oczu, skrzywienie ust, jakieś żyłki na szyi. I jak to było, kiedy ją zabijał. Nie… jak ja wam to mówię, to nie ma tego efektu. Musicie przeczytać. Ale nie tylko ta scena jest dość obrzydliwa, aha, on tam przy okazji doznaje orgazmu… Jak dusi i jak opowiada. Jest więcej momentów, gdzie on ją maltretuje. Właściwie… oni się maltretują nawzajem, psychicznie i fizycznie. I za każdym razem jest to takie naturalistyczne napawanie się szczegółami cierpienia. Jednym słowem… moim zdaniem ten facet jest nienormalny. Chory. Poczytajcie, dobrze? Panie Grzegorzu… Grzegorz, ja tam dla ciebie pozaznaczałam te kawałki. Ale może będziesz chciał rzucić okiem na całą resztę…
Grzegorz Wroński kiwnął głową i rozsiadł w fotelu, natychmiast zatapiając się w lekturze. Pozostali poszli za jego przykładem.
Mniej więcej dziesięć minut trwała cisza, przerywana tylko pojedynczymi syknięciami znamionującymi obrzydzenie czytelnika. Lalka pierwsza odłożyła przeczytane kartki, potem Ilonka i Wika. Siedziały jednak cicho i czekały, aż Grzegorz upora się z tekstem.
Zamknął w końcu „Dialog” i pokręcił głową.
– Nie chciałbym mieć takiego przyjaciela. Ja tu widzę zaburzenie osobowości ewidentne. Stawiałbym ostrożnie na borderline… Jest takie coś. Ale niekoniecznie bohater sztuki teatralnej musi być alter ego autora. Wszystko, co tu zostało opisane, może być jedynie wytworem wyobraźni. Bardzo sprawnej. W końcu zawód autora dramatycznego polega na tym, że facet ma wyobraźnię i korzysta z niej. Lalka też kręciła głową.
– Twoim zdaniem to jest normalna wyobraźnia? Człowiek, który ma taką wyobraźnię jest normalny?
– Teoretycznie nie mogę tego wykluczyć. Siła umysłu może być dla nas niewyobrażalna. A w tym konkretnym przypadku… Tego nie mogę ci powiedzieć tak od ręki, kochana Lalu. Musiałbym z nim porozmawiać, poobserwować jego reakcje.
Ilonce zaczerwieniły się koniuszki uszu.
– A jeżeli to nie jest wyobraźnia?
– Co masz na myśli? – spytała Wika, chociaż dobrze wiedziała, co koleżanka ma na myśli i miała na myśli dokładnie to samo.
– Jak to co? – Bezpośredniość Ilonki była niezawodna. – Nie przyszło ci do głowy, że on ją udusił, a potem starannie to opisał?
– Oczywiście, że mi przyszło. Ilonko, a ty skasowałaś tę swoją ściśle fajną taśmę?…
Ilonka poderwała się z miejsca jak na sprężynie.
– Siedźcie tu! Nie ruszajcie się z miejsca! Za moment wracam! To znaczy za jakieś czterdzieści minut. Pogadajcie o czymś przyjemnym!
– Ilonka, nie wariuj! Przecież ja nie mam w domu odtwarzacza Beta!
– Ja to mam na płycie. Zrobiłam sobie na wszelki wypadek kilka kopii. Na razie!
Wypadła z pokoju jak bomba i za chwilę przez otwarte okno dobiegł warkot fioletowego Zygfryda.
– Powiecie mi, o co chodzi, moje drogie?
Lalka, cała w emocjach, napiła się herbaty z jego filiżanki.
– Zacząłeś słodzić! Grzesiu, za chwilę zobaczysz faceta. Autora. Sebastiana Procha – Proszkowskiego. Nad pudłem z nieboszczką. Ilonka jest dziewczyna z informacji, więc jak tylko mleko się wylało, to ona przyleciała z ekipą filmować. Patrzcie, jakie pożyteczne są odruchy! Wtedy się wydawało, że nic na tej taśmie nie ma!
Wika, też w emocjach, zerwała się na nogi.
– Kobiety! I ty, mężczyzno! To sztuczydło jest przecież o relacjach męsko – damskich! Mamy w studiu polonistkę, mamy profesora literatury! Dlaczego nie zaprosić wybitnego dramaturga do naszego nowego programu? Dlaczego w ogóle myśmy go od razu nie zaprosiły?
– Z delikatności uczuć – powiedziała Lalka. – Nie przyszło nam do głowy zapraszanie faceta po takich przejściach. Mógłby za bardzo przeżywać!
– Z tą delikatnością to bym jednak nie przesadzał – mruknął sceptycznie Grzegorz. – Chyba on sobie da radę ze wspomnieniami.
– O ile sam nie jest mordercą – uzupełniła Wika. – Patrz, Lalka, idzie mój mąż. Z twoim mężem.
– Niemężem – sprostowała Lalka. – Bardzo dobrze. Oni są inteligentni, pomogą nam myśleć.
Do przyjazdu Ilonki z płytą Tymon Wojtyński i Janusz Wiązowski zostali zapoznani z Agatą i Grzegorzem, a także z fascynującym tekstem i całą resztą sprawy. Kiedy więc płyta została umieszczona w czytniku i na ekranie monitora pojawiły się pierwsze ramki obrazu, siedem osób stłoczonych wokół komputera nieomal wstrzymało oddech.
Grzegorz Wroński przyglądał się uważnie wszystkiemu, co zarejestrowała kamera Pawła. Oczywiście najbardziej wnikliwie przyglądał się Prochowi – Proszkowskiemu, który co chwila pojawiał się w kadrze. Moment utraty przezeń przytomności cofał i oglądał kilkakrotnie. Mąż ofiary był dla operatora szczególnie interesującym obiektem, Paweł wracał więc do niego co chwila. Dzięki temu Grzegorz miał do dyspozycji sporo portretów dramaturga. Paweł sfilmował go również stojącego nad pudłem ze zwłokami żony. W istocie Proszkowski wyglądał raczej jak uważny obserwator niż jak świeży wdowiec. Nie był ani zbolały, ani zszokowany, ani załamany. Chyba że tak doskonale maskował uczucia.
– Albo ich nie miał. – Ta możliwość wydawała się bardzo prawdopodobna nie tylko Wice. – Co o tym sądzisz, Grzesiu?
– Niekoniecznie – odrzekł ostrożnie psychiatra, wywołując tym burzę protestów. – Ale powiem wam uczciwie: wszyscy faceci, u których widziałem taki wyraz twarzy, okazywali się socjopatami. Większość z nich spotkałem w więzieniach. Jeden był dyrektorem mojego liceum. To dzięki niemu zostałem psychiatrą, byłem ciekaw jego motywacji i jego zwichrowanej psychiki. Na szczęście dla uczniów zwolniono go z pracy za jakieś uchybienia wobec partii matki ówczesnej. Za sadyzm wobec uczniów włos z głowy mu nie spadł. Podobno pojechał pracować w jakiejś szkole specjalnej w Lubelskiem. Nigdy go już nie spotkałem i nie brakuje mi go. Moje drogie, czy mogłybyście naprawdę zaprosić pana Proszkowskiego do swojego programu?