Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Jezu, nie przy jedzeniu – jęknął Sebastian.

Basia z uwagą spojrzała na Różę.

– Do której jem owoce? – Do dwunastej.

– O rany, aż do dwunastej? – Buba wyciągnęła rękę po wino, Piotr się zerwał i z miną znawcy nalewał do wszystkich kieliszków. – No, ale jeśli wstaniesz wcześniej, to dwunastą masz już o dziesiątej.

Piotrowi zadrżała ręka.

– No, chyba że tak. – Basia podstawiła swój kieliszek. – Wezmę od ciebie tę dietę, najwyżej będę wstawać o szóstej. – Co tak na mnie patrzysz? Nalej!

Otóż Piotr nie rozumiał, że o dziesiątej może być dwunasta dla kogoś, kto zwykle zaczynał dzień o ósmej, a przy diecie o szóstej. Nie mógł tego pojąć.

Wiedział, że elektryczny przepływ zapewniał stałą pracę jego synapsom, ale czasem miał wrażenie, że Basia misternie niszczy odebrane wykształcenie i inteligencję.

Był bezbronny wobec kobiecej logiki i nie rozumiał, że południe może nastąpić przed południem, a wieczór rano, w zależności od tego, kiedy się człowiek położy.

Kątem oka zauważył, że nie tylko on ma problem z druzgocącą logiką Basi, bowiem Krzysztof, Roman i Sebastian również zamarli nad swoimi talerzami, a potem spojrzeli po sobie, jakby szukając potwierdzenia, że wszystko z nimi w porządku.

Sebastian mrugnął lekko, Piotr opuścił butelkę i udało mu się wylać parę kropli na obrus.

– Co się tak gapicie? – Basia podniosła wzrok i popatrzyła na mężczyzn. – Co oni tak się gapią, dziewczyny?

– Może nie potrafią nic innego – zaszczebiotała Buba. – Ryby też się gapią. A propos gapienia się… Romek co z twoimi obrazami? W końcu powinieneś uwierzyć, że ktoś się na tobie pozna.

– Mam nadzieję, że nie post mortem.

– Co to znaczy? – Basia nachyliła się do Piotra.

– Pośmiertnie – wyjaśnił Piotr.

Buba skrzywiła się.

– Jeśli w coś głęboko wierzysz, to dostajesz to. Naprawdę.

– Jakieś przykłady? – Krzysztof spojrzał na Bubę i starał się, żeby w jego głosie nie było słychać kpiny.

– Ja dam wam przykład. – Sebastian się podniósł i zastukał widelcem w kieliszek. – Otóż wierzę, że jak ktoś ma mnie kopnąć w tyłek, to na pewno kopnie. Innej możliwości nie ma. Przerabiałem to tysiące razy na własnej skórze i z całą odpowiedzialnością twierdzę, że tak jest.

– Jesteście niepoważni, a ty, Buba, myślisz magicznie, i to często. Otóż na świecie nie jest tak, jak chcesz, żeby było, tylko tak jak jest. I to wszystko. Należy się pogodzić z rzeczywistością.

– Nie mam zamiaru się godzić z takimi rzeczami.

– Bo nie chcesz być dorosła.

– Bo nie chcę być zmurszałym trupem za życia. – I całą swoją energię pakujesz w odmienianie się. Lepiej ci było w blond włosach. Buba, nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak będziesz cierpieć, kiedy ci wylezą.

– Teraz są świetne farby, naprawdę nie niszczą włosów.

– Masz skarb na głowie i niszczysz go. Wiesz, ile osób oddałoby dużo, żeby mieć tak piękne włosy?

– Mogę sprzedać – Buba potrząsnęła swoją rudą czupryną – komuś potrzebującemu.

– Chwila moment, panowie i panie – Piotr postanowił wziąć dyskusję w swoje ręce – chwila. Są rzeczy, które od nas nie zależą. Pamiętacie Jamesa? Otóż on przeżył huragan Andrew. Opowiadał mi, jak siedzieli trzynaście godzin w wannie razem z żoną i synem, przykryci kocami, nie wiedzieli co robić, bo nic nie było do zrobienia, i wierz mi, Buba, bardzo chcieli, żeby to się skończyło, a z nimi tego samego chciało tysiące innych osób w pogodnej Kalifornii, o której marzymy. Otóż w tym raju huragany i trzęsienia ziemi są na porządku dziennym, a my narzekamy na nasz cudowny klimat, choć nam się nic nie trzęsie, najbliższy wulkan we Włoszech, wiatry umiarkowane, jadowite węże, słownie jeden gatunek, i to pod ochroną…

– Ad rem, Piotruś!

– Nic. Po prostu chcę powiedzieć, że na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, tak jak James nie miał. A jak już wyleźli z tej wanny, to w salonie zobaczyli traka, razem z częścią olbrzymiej naczepy… No i tyle. Ale przeżyli, w przeciwieństwie do innych, którzy nie przeżyli.

Piotr zamilkł.

– A dlaczego w wannie? – spytała Róża.

– Nie mam pojęcia. Bo najbezpieczniej. Chyba dlatego. A huragan podchodził do nich i huk był nie do wytrzymania, potem wszystko umilkło i to znaczyło, że są w oku huraganu, a potem znowu…To jest skrajne przeżycie. Jamesowi światopogląd od tego czasu się całkiem zmienił, wierzcie mi.

Milczenie, które zapadło, przerwała Basia.

– A skąd wiedział, kiedy wyjść z tej wanny?

– Bo woda wystygła – Buba weszła jej w słowo i roześmiała się serdecznie.

– Masz dość dziwny sposób traktowania rzeczy poważnych. – Krzysztof spojrzał Bubie prosto w oczy. – Może powinnaś zapisać się do jakiejś partii politycznej?

– …lewej albo prawej, pieprzą jednakowo i z przekonaniem.

– O nie, tylko nie polityka, ja bardzo przepraszam. – Róża zgarnęła ze stołu resztki jedzenia. – Kawa, herbata, paltocik? Tak nie rozmawiajcie. Naprawdę nic się ważnego nie wydarzyło? Baśka, co z waszym mieszkaniem?

Basia spojrzała na Piotra i lekko skrzywiła usta. – Nic.

– O bardzo przepraszam, moja żono, powiem to przy świadkach, nie nic, tylko bardzo, bardzo dużo…

– Chwilowo jesteśmy na etapie kłócenia się o kolor kafelków, na które i tak nie ma pieniędzy. Piotruś chce żółte, a ja nienawidzę żółtych, po prostu nie-na-widzę.

Krzysztof podniósł się od stołu i podszedł do okna.

Padało. Cały dzień zanosiło się na deszcz i w końcu zaczął padać. Kocie łby błyszczały jak nasmarowane oliwą. Najładniejsza ulica w ich mieście. Żółty kolor był najpiękniejszym kolorem świata dla Krzysztofa, ale nie będzie nikogo przekonywał.

– Żółte są ła… – Róża ugryzła się w język. – No tak, ale ty…

– Nie zapominaj, że ja coś wiem na temat żółtego. – Basia wydęła usta. – I mam podstawy, żeby wierzyć temu, co usłyszałam kiedyś. Mało brakowało, a by mnie tu nie było. Proszę mi jeszcze nalać!

– Basieńka, daj spokój.

– Dlaczego ma dać spokój? Jeśli człowiek się czegoś boi, racjonalnie czy nie, to nie wolno go przekonywać, że czuje inaczej. Dobry związek polega też na tym, że szanuje się strachy partnera. – Buba wytarła usta serwetką i zmrużyła oczy.

– O, znawczyni związków! Mam nadzieję, że w tym kraju w końcu dopuszczą kobiety do ambon i zostaniesz kaznodzieją. Szanuję jej strach, ale nie szanuję przesądów. Basia, a tobie chcę powiedzieć, że zamówiłem ci dzisiaj terakotę i glazurę, i zapłaciłem, i wszystko będzie za trzy, cztery tygodnie.

Basia, trochę już zawiana, podskoczyła z radości i podbiegła do Piotra. Objęła go ramionami i tak wykręciła głowę, że Piotr zacharczał.

– To nie jest powód, żeby zrobić z siebie wdowę!

– Piotrusiu, ale jakie? Jakie?

– Baśka, a jakie mogłem wziąć, jak myślisz? – Piotrek niezręcznie uchylał się od uścisków.

– Dajcie znać, kiedy będę potrzebny – mruknął Roman – przynajmniej dwie godziny wcześniej, żebym mógł zaplanować wolny czas…

Bubie zrobiło się przykro. Wiedziała, że Roman będzie kładł kafelki razem z Piotrem, bo tylko z takich robót żył, i w tym zdaniu, które miało być dowcipne, rozpoznała swój własny smutek.

– Nie martw się, Romulus, nie od razu Rzym zbudowano… – powiedziała wobec tego szorstko i wszyscy przenieśli się na kanapę.

– To co sobie coś dzisiaj obejrzymy? Masz coś nowego, Róża?

Do tradycji należało kończenie każdego wieczoru u Róży jakimś filmem. Miała wspaniałe kino domowe i świetny sprzęt grający, czasem słuchali jazzu.

Basia przytuliła się do Piotra, Piotr spojrzał na nią, położył jej rękę na czole:

– Czy ty masz gorączkę?

Basia opuściła mu rękę na ramię i stuknęła się w czoło, Buba podciągnęła nogi pod siebie, martensy leżały obok fotela, Róża podeszła do półki i zaczęła przeglądać tytuły równiutko poukładanych filmów. Musi się trzymać, jeszcze przez chwilę, jest po prostu zmęczona, ale zaraz usiądzie i odpocznie.

– Horror poproszę. – Sebastian stanął za Różą i objął ją w pasie, Boże, jaką ta dziewczyna ma figurę!

11
{"b":"100428","o":1}