Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Aleje Jana Pawła, a w ogóle to on umarł jakoś niedawno, prawda? No tak, on sam zgłosił wniosek o opuszczenie do połowy z logiem przed firmą flagi, bo tam nikt nawet tego by nie zauważył, siedzą kolesie i łaski całymi dniami, golą się tam, współżyją, wartości żadnych, okna przyciemniane, to nie widać pór dnia i roku zmiany w ogóle co to dla nich że umarł Papież, jak w kserze skończył się papier, a ludzie płakali, znicze zapalali, w telewizji pokazywali, on był w depresji po Koni porażce, spadku zainteresowania publiczności padaczką, i wiem zaczął się zastanawiać, czemu ci ludzie tak płaczą, kupują te znicze, te flagi, tu dywany z Papieżem w oknach powywieszane, kwiaty przecież oni ich sami nie wyhodowali, oni za nie płacą, przecież o czymś to świadczy bo chociaż Papież nie był ładny ani żadny, to miał rozgłos medialny, miał i to jaki. I tu iluminacja, nagła inspiracja, trendów fekalnych kontestacja, zupełnie nowa strategia medialna, bo oto są społeczne nowe zapotrzebowania, ludzie nie chcą już dłużej zła, fekaliów, seksu z psami, małżeństw księżów z księżami, małżeństw jednych małżeństw z innymi małżeństwami, ludzie chcą teraz jakichśtam wartości, tradycjonalnych takich, dobro, zło, ojczyzna, nienawiść, bo tu facet wraca z pracy baba mu kotlet daje, telewizor włancza, a tam laski wymachują cycami, a tu ziemniaki, a tutaj z kolei w sejmie debata, czy pochwa to już są włosy pokazane, czy dopiero jak się te w środku flaki pokaże to jest to wtedy pornografia, no spokój dajcie, to się znudzić musiało i się wreszcie przejadło, on tego świadomość miał od dawna, choćby jak wtedy Retru kazał iść do szpitala z tymi pomarańczami, ale wtedy społeczeństwo nie było gotowe na takie innowacje, ale teraz wszystko jest inaczej, teraz na takiego Retra Stacha geja i masona koncert przyjdzie osób sto piętnaście, w tym polowa przez nieszczelną kratę jakichś śmierdzących starym olejem lewaków, a na Papieża pogrzebie tyle samo siedzi w jednej ławce i to bez plakatów, bez żadnej zorganizowanej promocji medialnej. Wnioski są jasne i on nie zamierza tego już zaprzepaścić, zrobi projekt taki, że wypruje sobie branża flaky i w kościele pod jego Szymonu wezwaniem złoży asparagusem przybrane i zawinięte w ozdobny papier, i to nie są ega napady bezzasadne, poniedziałek ja, wtorek ja, jak w tym wierszu znanym. Jedzie, Świętokrzyska, Tamka, Kawasaki, Yamaha, Voila. „Life and die”, spółka medialna. Wysiada, z domofonu słyszy: „halo?”, „żyrafy wchodzą do szafy” żartuje dowcipnie jak zawsze, „dzień dobry dzień dobry witam bardzo, panie Szymonie, kawa czy herbata”? „Late poproszę, dzieńkuję bardzo”, bo właśnie najbardziej lubił late, nawet do domu kupił na Allegro aukcji, kiedy jeszcze Konie były popularne, ten ekspres ciśnieniowy czy jakiś, no chyba z półtora tysiaka na to wywalił, ale on po prostu zwraca na widok sam takiej parzonej chamówy z fusami, a jak to przywieźli to jeszcze się okazało, że to jest, za przeproszeniem stodoły rozmiarów i trzeba będzie wyburzyć kawałek ściany żeby ten ekspres postawić, szczerze powiedziawszy z tego względu jeszcze nawet czy działa nie sprawdził, ale się opłacało, bo lubił late, a szczególnie tą piankę. „O, a co tu mamy?”- rozchyliwszy żaluzje pionowe jak kochanki sromowe wargi przez okno patrzy a tam przy jego aucie się czai dwóch miejskich strażników w serdakach żarwiastych o fasonie niekszałtnym, motyw fabularny to w moich utworach stały strażnicy i policjanci po dwa pakowani, w parach parami, tu konno dla odmiany z pretensjami, że nie ma za szybą tego śmiecia z parkomatu, no takiego jeszcze nie było przypadku, ci też chcą go okradać? „Przepraszam na chwilę państwa, osobista sprawa, człowieku, no ale jak ty mitu mandat wystawiasz, no co ty mitu wystawiasz? No bądźmy poważni, ja jestem człowiekiem, człowiekiem pan jest, dziecko mi się tu prawie zesrało w aucie, no sraczkę ma, jakąś salmonellę czy helikobakter na tych, na chrzcinach złapało, coo jadło? No cośtam jadło, no jakąś sałatkę śledziową czy kiełbasę, Bóg wie, co się nażarło, no to będę czterdzieści groszy do kiosku rozmieniać latał, żeby była biurokracja, jak córka na moich oczach sra, siedem miesięcy noworodek ma, a ja tu pan widzi pod spodem w garniaku, no to panowie bądźmy realni, ja jestem podatnikiem państwa, ja płacę rocznie 40 tysięcy podatku. Coo, gdzie kupiłem tą papę? A to moja stara, młodości lata, ach pan też był pankiem?! Nie do wiary a w Jarocinie był pan w osiemdziesiątym czwartym? No to bracie, a ksywę pan miał jaką? Kaka? Co, Kaka, skurwiły się czasy nie ma już szansy Ale co z Siekierą, ma pan Siekierę starą? Jeszcze bez Maliny na wokalu? Pan nie gada. A panowie tu często przejeżdżają? Bo mógłby mi pan przepalić, ja zapłacę, z góry nawet od razu. Tak? Pięć dyszek będzie się zgadzało? No to jak się umawiamy może być poniedziałek z rana? A tu jeszcze taka mała niespodzianka dla z Jarocina starych ziomali, tylko otworzę bagażnik, o właśnie, dla pana koszulka i z napisem balon, a dla pana taki – nie wiem właściwie jak to nazwać – na biurko przycisk czy gadżet, no to przyda się na pewno w domu czy w biurze do kartek, sam u siebie mam taki i bardzo się przydaje, nic nie lata, niekorzystny nie robi się bałagan. Tu domofonem pan zadzwoni, o Szymona zapyta Rybaczka, tu moja wizytówka, o, Szymon Rybaczko, specjalista spraw medialnych, no właśnie”.

„Pięć dych za płyty przegranie, która złotówkę kosztuje w Auchanie, tak się sprawy teraz mają, słyszała pani, pani Haniu?” – do sekretarki się, siedząc już w biurze, zwraca. Przez firany patrzy za strażnikami, którzy konno się oddalają i czerwony trzymając, który im dał, balon. „Pięć dych ode mnie wzięli w łapę, to pani chyba tyle za tydzień pracy dostaje, nie mam racji? No właśnie. Za tydzień pracy od ósmej do osiemnastej, codziennie, sprzątanie, ksero, upokarzanie się, usługiwanie, kobieta stara, lata stażu i tyle zarabia pani samo, co taki palant weźnie od człowieka za samochodu zaparkowanie, i to jeszcze mój znajomy stary Skurwiły się czasy naprawdę kiedyś inni byli ludzie, mieli ideały wszystko było inaczej, a dzisiaj kasa kasa kasa, masz to za co zapłacisz. Zaraz też do domu jadę i mówię swojej babie: wyskakuj z kasy tu dziesięć złotych za otworzenie bramy tu przeszedłem korytarzem, to to będzie gratis, ale tu już zjedzenie obiadu to dwanaście, a jak chcesz pogadać to z dymaniem stówa, a osiem dych bez dymania, promocja i rabat ze względu, że jestem z tobą żonaty na to. Może być gotówka, może być karta, tu, tu PIN wpisz i zielonym zatwierdź, nie miej mi za złe, ale muszę zapłacić za zeszły miesiąc za oddychanie i grawitację. Ale kawę, to pani Haniu, ja taką proszę z dwóch płaskich, taką słabszą”.

Bo ostatnio powiedział mu psychiatra, żeby nie przesadzał z kawą, właściwie to zmusiła go do tego Sandra: „ty weź idź do lekarza, ty zmieniłeś się, jesteś nienormalny ja cię nie poznaję”, jego zdaniem trochę przesadzała, trochę się odgrywała, że współżycie wygasło między nimi seksualne, no jakoś tak szczerze mówiąc śmiercią naturalną, to przecież nic z nią wspólnego nie miało, ani że się jakoś specjalnie roztyła po dziecku czy rozstępy jakieś miała, czy że ją zdradzał, no po prostu jakoś tak mu zeszło ostatnio ciśnienie z pewnych części ciała, że człowiek dojrzewa naturalna sprawa. No bo co, jak miał lat piętnaście, to sobie różne rzeczy wyobrażał, że jakby miał tak na chacie non stoper babę, to by tam siedział i czas cały trzymał u niej wewnątrz w środku bez przerw na jedzenie i spanie, były marzenia, ale bądźmy realni, raz nie ma ochoty raz ma, ale mu jakimiś rzygami pościel zapachnie, no a jak ma być inaczej, skoro ona tu dziecko kładzie, raz ma chęć sobie obejrzeć czy „Fakta”, czy jakąś sensację, bo tak jakoś ostatnio spać mu się nie chciało wcale, a obok jakieś plamy coś żółte powylewane, jemu zbiera się na pawia, tu dziecko płacze, żeby chociaż mu coś powiedziała, uciszyła je jakoś. Wszędzie nasrane, tylko toi toi tu jeszcze wstawić, a do dużego kupić dmuchane bagno i posypać wszystko od ziemniaków obierkami. No to jej mówił, zbudź się wreszcie babo, zrób z tym coś, co tu jest grane? Bo nie po to kupił stolik do przewijania tylko, żeby tam je przewijała, i to wcale nie z tych tańszych, ale z tych droższych raczej, z półeczkami dwoma taki i pojemników zestawem, ale po co to kupił teraz zadawał sobie gorzkie pytanie, skoro wszystko co się dało zasrać i tak było zasrane, oprócz rzeczy trudno zasrywalnych, takich jak sufity takich jak lampy czy ściany A ona na to: „odwal się wariacie, przestań nosić tą papę, bo mnie więcej nie zobaczysz i w ogóle idź do psychiatry”. Wiadomo: emocjonalny z jej strony szantaż, na kroku każdym mózgu pranie, psychiczne się znęcanie, ciągła choroby psychicznej sugeracja: „ty mnie przerażasz, ty kiedyś mówiłeś wolniej, normalniej, ja się ciebie boję, ja się ciebie obawiam, to przez te twoje buddyzmy sangi, kocią wiarę pogięły ci się blachy ty idź coś zrób, zjedz normalnie jak człowiek kiełbasę, a nie te kłykcie, ten czerpany papier, skup się, zrób coś, zobacz, umarł Papież”. Ale co jest źle, to, że ma gadane? No to na telefon jakąś swoją gadkę nagrał, bo miał telefon z dyktafonem wbudowanym i dotychczas w sumie mu się to nie przydawało a teraz nagle, no jakąś gadkę walnął i jak policzył ilość na minutę wyrazów, to wyszło czterdzieści z hakiem, może sporo, ale też bez przesady mówił może szybko, ale przecież głośno i wyraźnie, ale poszedł w końcu do tego psychiatry wchodzi, patrzy czarujący jakoś w jego wieku facet, może trochę starszy „O”- mówi – „super ma pan tą papę” i w ogóle od słowa do słowa się dogadali! Lekarz WiP-u okazał się działaczem, robił dla nich poligrafię, nie zdjął nigdy gaci i w ogóle dużo opowiadał, no nieważne, w każdym razie rozmowa zeszła na dzieciaki, i pierwszy raz miał się komu pożalić, bo tajemnica lekarska, to go jakoś tak otwarło, i jak za ten rodzinny poród tysiaka zapłacił! Za kurwa blada wybaczą państwo największą w życiu estetyczną jaką miał traumę tysiaka, no kosztowna sprawa, zobaczyć jak żona robi kupę i siku to mógł sobie w domu za darmo i bez innych świadków, a tu stoi konsolium lekarskie całe, latają flaki, Monty Python, niech pan ją za rękę złapie, no niech pan złapie!

21
{"b":"100383","o":1}