Siedziałem i klaskałem razem z innymi, ale miałem dziwne uczucie. Nie włączono mnie do rozpracowania tego wątku, nawet nie powiadomiono o Farleyu i o tym, że jest śledzony. Nie objęto mnie obiegiem informacji. Przez cały czas pracy w oddziale stołecznym, a spędziłem w nim kilkanaście lat, nigdy nie potraktowano mnie w ten sposób.
W głowie wciąż brzęczały mi słowa, które padły podczas odprawy: „Dyrektor zgodził się z nami”. Zadawałem sobie pytanie, od jak dawna Burns wiedział o podejrzanym w Jersey i dlaczego postanowił mi o nim nie wspominać. Dręczyło mnie poczucie zawodu oraz inne dziwne myśli i chociaż starałem się im nie ulegać, niemniej jednak… Nie czułem się dobrze, podczas gdy odprawa kończyła się do wtóru entuzjastycznych okrzyków grupek agentów.
Kłopot w tym, że coś mi nie pasowało, a nie miałem pojęcia co. Coś mi śmierdziało, i tyle.
Wychodziłem razem z innymi, kiedy niemal tanecznym krokiem podszedł do mnie Mahoney.
– Dyrektor prosił, żebyś poleciał do New Jersey – powiedział i uśmiechnął się szeroko. – Chodź ze mną na lądowisko śmigłowców. Też myślę, że się przydasz. Jeśli natychmiast nie złamiemy Farleya, to chyba nie uratujemy pani Meek.
Niecałą godzinę potem śmigłowiec wylądował w Big Sky Ayiation w Millville w New Jersey. Czekały na nas dwa czarne SUV – y. Mahoney i ja zostaliśmy pośpiesznie przewiezieni do North Yineland, jakieś dziesięć mil na północ.
Zaparkowaliśmy przed restauracją sieci IHOP. Farley mieszkał ponad milę dalej.
– Jesteśmy gotowi. Można pakować gościa – oświadczył grupie atakującej Mahoney. – Nos mi mówi, że to będzie właśnie to.
Towarzyszyłem Mahoneyowi w jednym z SUV – ów. Nie włączono nas do sześcioosobowego oddziału HRT, który pierwszy miał przypuścić atak, ale mieliśmy przesłuchiwać Rafe’a Farleya. Liczyliśmy na to, że znajdziemy Audrey Meek żywą.
Mimo wszelkich obaw udzieliło mi się podniecenie przed atakiem. Entuzjazm Mahoneya był zaraźliwy, a każde działanie było lepsze niż siedzenie z założonymi rękami. W końcu ruszyliśmy z miejsca. Zawsze jeszcze mogliśmy uratować Audrey Meek.
Minęliśmy niepomalowany bungalow. Deski werandy miał połamane. Na małym podwórku zobaczyliśmy zardzewiały samochód i piecyk kempingowy.
– Jesteśmy na miejscu – powiedział Mahoney. – Nie ma to jak w domciu. Zatrzymajmy się trochę dalej.
Przystanęliśmy sto jardów wyżej, przy drodze, obok zagajnika, w którym rosły dęby i sosny. Wiedziałem, że kilku agentów w strojach kamuflażowych już obserwuje z bliska bungalow. Obserwatorzy nie mieli uczestniczyć w ataku. Dodatkowo filmowano też bungalow i samochód podejrzanego, czerwonego dodge’a polarisa.
– Chyba śpi w środku – poinformował mnie Mahoney, kiedy biegliśmy truchcikiem przez las, aż zobaczyliśmy rozpadającą się chałupę.
– Jest prawie południe – zauważyłem.
– Farley pracuje na nocnej zmianie. Wraca o szóstej nad ranem. Jest ze swoją dziewczyną. Przemilczałem tę uwagę.
– No i co? O czym myślisz? – spytał Mahoney, gdy obserwowaliśmy dom z gęstej kępy drzew, rosnącej niecałe pięćdziesiąt jardów od domu.
– Powiedziałeś, że jest ze swoją dziewczyną. To nie pasuje do sprawy, nie sądzisz?
– Nie wiem, Alex. Według obserwatorów ona siedzi tam od wieczora. Może to nasza para porywaczy? W każdym razie jesteśmy na miejscu. Moim zadaniem jest zatrzymać Rafe’a Farleya. Bierzmy się do roboty. Tu HRT Jeden. Kieruję akcją. Gotowi! Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. Atakujemy. Atakujemy!
Ja i Mahoney obserwowaliśmy grupę atakującą, kiedy szybko pokonywała przestrzeń otaczającą wyglądający niewinnie dom. Sześciu agentów miało na sobie czarne kombinezony, kuloodporne kamizelki i maski. Teren obok domu był zagracony. Zapełniały go dwa zniszczone samochody: niewielkie auto i półciężarówka, części lodówek i klimatyzatorów. Stojący dalej urynał zapewne służył kiedyś w knajpianej toalecie.
Okna domu zasłonięte, mimo że był środek dnia. Czy Audrey Meek znajdowała się w środku? Czy żyła? Miałem nadzieję, że tak. Uratowanie jej oznaczałoby wielki przełom w śledztwie. Zwłaszcza że wszyscy uznali, iż prawdopodobnie nie żyje.
Niemniej jednak coś mnie gnębiło.
Ale teraz nie miało to już znaczenia.
Kiedy HRT wkracza do akcji, nikt nie puka grzecznie i nie przedstawia się. Nie ma czasu na rozmowy, negocjacje, polityczną poprawność. Dwaj agenci wyłamali frontowe drzwi. Przekroczyli próg.
Nagle rozległo się przygłuszone BUUM. Szturmująca dwójka upadła. Jeden agent już się nie podniósł. Drugi dźwignął się na nogi i zataczając wyszedł na zewnątrz. To był koszmarny widok, kompletny szok.
– Mina – wyjąkał Mahoney. Był zdumiony i wściekły. – Musiał zaminować drzwi.
Tymczasem czterej inni agenci wdarli się Do środka tylnymi i bocznymi drzwiami. Nie doczekaliśmy się kolejnych wybuchów. Pozostałe drzwi były wolne od groźnych zabezpieczeń. Dwaj agenci podbiegli do rannych kolegów. Odciągnęli na bezpieczną odległość nieprzytomnego.
Mahoney i ja pognaliśmy ile sił w nogach do domu. Mahoney klął bez przerwy. Nie słyszeliśmy żadnych oznak oporu.
Obleciał mnie nagły strach. A co, jeśli Farleya nie będzie w środku?, pomyślałem. Modliłem się, by nie skończyło się na tym, że znajdziemy tylko trupa Audrey Meek. Nic mi tu nie pasowało. Nie tak zorganizowałbym akcję. Ci z FBI! Nigdy nie lubiłem tych drani, nie miałem do nich zaufania, a teraz byłem jednym z nich. Nagle rozległy się okrzyki:
– Teren zabezpieczony! Teren zabezpieczony! Mamy podejrzanego. Mamy go. To Farley. I jakaś kobieta!
Jaka kobieta? Wpadliśmy bocznymi drzwiami do domu. Wszędzie unosiły się gęste kłęby dymu. Cuchnęło materiałami wybuchowymi, ale też marihuaną i przypalonym olejem. Pobiegliśmy do sypialni przy małym pokoju dziennym.
Na drewnianej podłodze leżeli mężczyzna i kobieta. Byli nadzy jak ich Pan Bóg stworzył, mieli szeroko rozłożone ręce i nogi. Tą kobietą nie była Audrey Meek. Ta była gruba, miała dobre kilkadziesiąt funtów nadwagi. Sam Rafe Farley musiał ważyć prawie trzysta funtów. Był cały porośnięty obrzydliwymi kępkami rudych włosów.
Nad wielkim pustym łożem, bez pościeli i kapy, przyklejono taśmą stary poster z Cool Hand Luke* [film z 1967 roku, poświęcony życiu więźniów w obozie pracy].
Farley, purpurowy na twarzy, wydzierał się na nas.
– Mam swoje prawa! Cholera, mam swoje prawa! Jesteście ugotowani, dranie!
Przeczuwałem, że ten rozwrzeszczany człowiek może mieć rację, a jeśli porwał Audrey Meek, kobieta może już nie żyć.
– To ty jesteś ugotowany, tłuściochu! – warknął mu w twarz jeden z agentów. – I ty też, koleżanko!
Czy to możliwe, że mieliśmy przed sobą parę zawodowców, która porwała Audrey Meek i Elizabeth Connolly?
Nie mieściło mi się to w głowie.
Więc kim, u diabła, byli ci ludzie?
Ned Mahoney i ja tkwiliśmy w ciasnej, przypominającej chlew sypialni, w towarzystwie podejrzanego, Rafe’a Farleya. Kobieta, która zapewniła nas, że jest jego dziewczyną, włożyła brudny szlafrok i została wyprowadzona do kuchni na przesłuchanie.
Wszyscy byliśmy wściekli z powodu tego, co się wydarzyło podczas szturmu. Mina zraniła dwóch naszych, a my nie osiągnęliśmy niczego konkretnego. Wielki przełom w śledztwie sprowadzał się do ujęcia Rafe’a Farleya. Nie mieliśmy żadnych innych podejrzanych.
Wszystko to było coraz bardziej dziwaczne. Zacznijmy od tego, że Farley pluł na Mahoneya i na mnie, aż mu śliny zabrakło. Było to tak dziwne i zwariowane, że w pewnej chwili spojrzeliśmy z Nedem na siebie i po prostu ryknęliśmy śmiechem.
– Co was tak, kurwa, śmieszy? – zachrypiał Farley z łóżka, na którym go umieszczono.
Przypominał wieloryba, który utknął na plaży. Zmusiliśmy go do włożenia niebieskich dżinsów i roboczej koszuli, głównie dlatego, że nie mogliśmy znieść widoku jego wałków tłuszczu i tatuaży. Były tam nagie kobiety i purpurowy smok zjadający dziecko.
– Zostaniesz oskarżony o porwanie i morderstwo – warknął na niego Mahoney. – Zraniłeś dwóch moich ludzi. Jeden może stracić oko.
– Nie macie prawa nachodzić mnie w moim domu, kiedy śpię! Mam wrogów! – zawył Farley i znów opluł Mahoneya. – Włamaliście się, bo sprzedałem trochę trawki? Albo dlatego, że rżnę zamężną dupę, która woli mnie od swojego starego?
– Mówisz o Audrey Meek? – spytałem.
Nagle się uspokoił i zagapił się na mnie. Jasnoczerwony rumieniec pokrył mu twarz i szyję. Co się stało? Nie był dobrym aktorem i nie był wcale sprytny.
– O czym ty, do diabła, gadasz? Nawąchałeś się tego mojego syfa? – wykrztusił wreszcie. – Audrey Meek? Ta porwana panienka?
Mahoney pochylił się ku niemu.
– Audrey Meek. Wiemy, że wiesz o niej wszystko, Farley. Gdzie ona jest?
Świńskie oczka Farleya zmalały jeszcze bardziej.
– Skąd, u diabła, mam wiedzieć, gdzie ona jest?
Mahoney nie dał mu złapać oddechu.
– Zajrzałeś kiedyś na stronę internetową Cztery Ulubione Rzeczy?
Farley potrząsnął przecząco głową.
– Nigdy o niej nie słyszałem.
– Mamy zapis twojej rozmowy, dupku – warknął Ned. – Będziesz miał dużo do wyjaśnienia, Lucy. Farley wyglądał na zbitego z tropu.
– Do diabła, kto to Lucy? O czym ty mówisz, facet? Lucy jak Love Lucy?* [telewizyjny serial komediowy].
Mój towarzysz dobrze sobie radził z Farleyem. Pomyślałem, że razem sprawnie nam idzie.
– Trzymasz Audrey Meek gdzieś tu w lesie, w Jersey! – wrzasnął Mahoney i tupnął nogą.
Przejąłem pałeczkę.
– Zrobiłeś jej krzywdę? I gdzie jest teraz?
– Zabierz nas do niej, Farley! – dołączył do mnie Mahoney.
– Wracasz do kicia. Tym razem już z niego nie wyjdziesz! – krzyknąłem mu w twarz.
Chyba w końcu się obudził. Zmrużył oczy i spojrzał na nas ostro. Boże, ależ on cuchnął, zwłaszcza kiedy zaczął się bać.
– Zaczekajcie chwilę, kurwa. Teraz kojarzę. Chodzi wam o tę witrynę internetową? Ja tylko się przechwalałem.
– Co ty za kit nam wciskasz?
Farley zapadł się w sobie, jakbyśmy zaczęli go bić.
– Cztery Ulubione są dla świrów mocnych tylko w gębie. Każdy tam wstawia gówna, człowieku.