Wciągnęła spodnie i wróciła do łazienki, żeby wysuszyć włosy. Z lustra spojrzała na nią kobieta na krawędzi. Czego? Prawdopodobnie załamania. Może pora odwiedzić psychiatrę? Podjąć jakąś kurację? – pytała bezgłośnie swojego odbicia w lustrze. Nie, psychoterapia nie wchodzi w grę. Jak zwykle musi się z tym uporać sama.
Przesunęła palcem po bliźnie na policzku, wyczuwając każdy kontur poszarpanej, uszkodzonej skóry i przeżywając na nowo bolesne zdarzenia z przeszłości. Nigdy nie zapomnisz – mówiła sobie. – To wszystko fałsz. Kłamstwo.
Wysuszyła włosy i chciała już wrócić do sypialni, by znowu rzucić się tam na łóżko, kiedy przypomniały się jej słowa Lisy. Nie, nie może przeżywać przez całą noc tej urazy i gniewu. Musi jeszcze raz porozmawiać z córką. A przynajmniej spróbować. Tak, pójdzie zaraz do niej.
– Witaj, Lu Ann.
Jakby ktoś zdzielił ją obuchem w głowę. Przytrzymała się framugi, bo nogi się pod nią ugięły. Patrzyła na niego ze zmartwiałą twarzą. Nie potrafiła dobyć z siebie głosu.
– Dawno się nie widzieliśmy. – Jackson odszedł od okna i usiadł na krawędzi łóżka.
Jego nonszalancja uwolniła wreszcie LuAnn z okowów bezwładu.
– Jak pan tu, u diabła, wszedł?
– Nieważne.
Dobrze znała ten głos i ten ton. Odżyły wspomnienia sprzed lat.
– Czego pan chce? – wykrztusiła.
– Zaraz do tego przejdziemy. A ponieważ zanosi się na dłuższą rozmowę, radziłbym ci coś na siebie zarzucić. – Patrzył na nią znacząco.
LuAnn nie mogła oderwać oczu od niespodziewanego gościa. Nie wiedzieć czemu wolała stać przed nim półnaga, niż odwrócić się choćby na chwilę plecami. W końcu przełamała się i wyciągnęła z szafy krótki szlafrok. Przewiązała się ciasno paskiem w talii i odwróciła. Jackson już na nią nie patrzył. Rozglądał się po imponującym buduarze, zatrzymał na chwilę wzrok na ściennym zegarze, po czym podjął oględziny. Najwyraźniej jej nagie do połowy ciało – za ujrzenie którego wielu mężczyzn oddałoby wszystko – nie zrobiło na nim szczególnego wrażenia.
– Ładnie się urządziłaś. O ile dobrze pamiętam, ostatnio gustowałaś w brudnym linoleum i gratach ze śmietnika.
– Nie podoba mi się to najście.
Odwrócił się do niej z błyskiem w oku.
– A mnie się nie podoba, że zmuszony byłem rzucić wszystko i znowu śpieszyć ci z odsieczą, LuAnn. A przy okazji, jak mam się do ciebie zwracać, LuAnn czy Catherine?
– Wszystko mi jedno – warknęła. – I nie potrzeba mi żadnej odsieczy, a już na pewno nie z pańskiej strony.
Wstał z łóżka i taksującym spojrzeniem ocenił jej zmienioną powierzchowność.
– Bardzo dobrze. Co prawda ja zrobiłbym to lepiej, ale nie bądźmy drobiazgowi – orzekł w końcu. – Tak czy inaczej, prezentujesz się bardzo szykownie, bardzo wytwornie. Moje gratulacje.
– Ostatnio widziałam pana w sukience – zauważyła LuAnn. – Poza tym niewiele się pan zmienił.
Jackson nadal miał na sobie czarne ubranie, w którym był w chacie, i ucharakteryzował się tak samo jak na ich pierwsze spotkanie, z tym że teraz nie przydał sobie tuszy.
– Czyżbyś o tym nie wiedziała? – spytał z uśmiechem, który rozlał mu się po całej twarzy. – Pomijając inne moje cudowne właściwości, nigdy się nie starzeję. – Uśmiech zgasł tak szybko, jak się pojawił. – Porozmawiajmy. – Przysiadł znowu na krawędzi łóżka i wymownym gestem zaprosił LuAnn do zajęcia miejsca przy małym antycznym sekretarzyku stojącym pod ścianą. Posłuchała.
– O czym?
– Słyszałem, że miałaś gościa. Mężczyznę, który ścigał cię samochodem.
– Skąd pan, u diabła, o tym wie? – spytała gniewnie.
– Uparcie nie przyjmujesz do wiadomości faktu, że przede mną nic się nie ukryje. Na przykład to, że pomimo mojego wyraźnego zakazu wróciłaś do Stanów Zjednoczonych.
– Dziesięć lat upłynęło.
– Ciekawe, nie przypominam sobie, żebym ustalał jakąś datę wygaśnięcia tego zakazu.
– Nie może pan oczekiwać, że będę przez całe życie uciekała.
– Wprost przeciwnie, właśnie tego od ciebie oczekuję. Właśnie tego żądam.
– Nie może pan kierować moim życiem.
Jackson rozejrzał się znowu po pokoju i wstał.
– Jeszcze do tego wrócimy. Teraz opowiedz mi o tym człowieku.
– Potrafię to sama załatwić.
– Doprawdy? O ile mi wiadomo, popełniasz jedną gafę za drugą.
– Proszę wyjść! Wynoś się pan w cholerę z mojego domu!
Jackson pokręcił spokojnie głową.
– Czas nie ostudził ani trochę twojego temperamentu. Nieograniczony dopływ gotówki nie ma widocznie wpływu na maniery i takt, prawda?
– Idź pan do diabła.
Jackson wsunął rękę do kieszeni.
W tej samej chwili LuAnn porwała z sekretarzyka nóż do papieru i zamierzyła się nim.
– Potrafię cię tym zabić z odległości dwudziestu stóp. Za pieniądze można się wiele nauczyć.
Jackson pokręcił ze smutkiem głową.
– Wyszukałem cię przed dziesięciu laty, młodą dziewczynę z głową na karku, w bardzo trudnej sytuacji życiowej. Byłaś wtedy nędzarką z marginesu, LuAnn. I stwierdzam z przykrością, że stare odruchy trudno wykorzenić. – Wysunął powoli rękę z kieszeni. Trzymał w niej karteczkę. – Odłóż tę zabawkę. Nie będzie ci potrzebna. – Patrzył na nią ze spokojem, który ją paraliżował. – W każdym razie nie dzisiaj. – Rozłożył kartkę. – No więc tak. Słyszałem, że w twoim życiu pojawili się ostatnio dwaj mężczyźni. Jednym z nich jest niejaki Matthew Riggs. Drugi pozostaje na razie niezidentyfikowany.
LuAnn opuściła powoli rękę, ale nie wypuszczała z niej noża. Jackson spojrzał na nią znad karteczki.
– W moim interesie leży, żeby twoja tajemnica nie wyszła na jaw. Prowadzę rozliczne interesy i ponad wszystko cenię sobie anonimowość. Jesteś pierwszą w rzędzie kostek domina. Kiedy raz zaczną się przewracać, nie przestaną, aż padnie ostatnia. Tą ostatnią jestem ja. Rozumiesz?!
LuAnn poprawiła się na krześle i założyła nogę na nogę.
– Tak – burknęła.
– Wracając do Stanów, niepotrzebnie skomplikowałaś mi życie. Człowiek, który cię śledzi, zdemaskował cię częściowo, docierając do twojego zeznania podatkowego. Właśnie w obawie przed tym zabroniłem ci wracać.
– Chyba rzeczywiście nie powinnam – przyznała LuAnn. – Ale niech pan spróbuje co sześć miesięcy przenosić się do innego kraju, do innego obszaru językowego. I niech pan spróbuje to robić z małą dziewczynką.
– Rozumiem twoje trudności. Założyłem jednak, że wynagrodzi je z nawiązką pozycja jednej z najbogatszych kobiet świata.
– Sam pan powiedział, że za pieniądze nie można kupić wszystkiego.
– Nigdy wcześniej nie spotkałaś tego człowieka podczas swoich wojaży? Jesteś tego absolutnie pewna?
– Tak, bo zapamiętałam wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dziesięciu lat – powiedziała cicho.
Jackson przyglądał jej się uważnie.
– Wierzę ci. Czy masz powody przypuszczać, że on wie o loterii?
– Nie – odparła LuAnn po chwili wahania.
– Kłamiesz. Mów prawdę, bo zabiję wszystkich w tym domu, poczynając od ciebie.
Ta niespodziewana pogróżka rzucona spokojnym, beznamiętnym tonem zaparła jej dech w piersiach. Przełknęła z trudem ślinę.
– Miał listę. Listę z dwunastoma nazwiskami. Moim, Hermana Rudy’ego, Bobbie Jo Reynolds i paru innych osób.
Jackson przyswoił sobie natychmiast tę informację i spojrzał na kartkę.
– A ten Riggs?
– Co Riggs?
– Jego przeszłość jest niejasna.
– Każdy ma swoje sekrety.
Jackson uśmiechnął się.
– Touché. Nie niepokoiłoby mnie to w innych okolicznościach. Ale w zaistniałych wzbudza niepokój.
– Nie rozumiem.
– Riggs ma tajemniczą przeszłość i dziwnym trafem zjawia się akurat w chwili, kiedy ty potrzebujesz wsparcia. Słyszałem, że ci pomógł.
LuAnn patrzyła na niego pytająco.
– No tak, ale on mieszka tu już od pięciu lat, sprowadził się na długo przede mną.
– Nie o to chodzi. Nie sugeruję, że jest wtyczką. Sugeruję, że mógł być kiedyś zupełnie kimś innym, niż utrzymuje. A teraz przypadkowo zderza się z twoim światem. To mnie niepokoi.
– Nie sądzę, żeby to mogło być coś innego niż przypadek. Zleciłam mu wykonanie pewnych robót. To zupełnie naturalne, że tu był, kiedy tamten człowiek zaczął mnie ścigać.
Jackson pokręcił głową.
– Nie podoba mi się to. Widziałem go dziś wieczorem. – LuAnn wyraźnie zesztywniała. – W chacie. Z tej odległości. – Rozsunął ręce na dwie stopy. – Zastanawiałem się nawet, czy go na miejscu nie zabić. Nie miałbym z tym żadnych trudności.
LuAnn pobladła. Oblizała wargi.
– Nie ma powodu, żeby to robić.
– Skąd wiesz? Zamierzam go prześwietlić i jeśli znajdę w jego życiorysie coś, co sugerowałoby, że może mi narobić kłopotów, wyeliminuję go. Po prostu.
– Mogę zdobyć dla pana te informacje.
– Słucham? – zdziwił się Jackson.
– Riggs mnie lubi. Pomógł mi już dwa razy, prawdopodobnie ocalił życie. Chyba naturalne będzie, jeśli okażę mu wdzięczność. Zbliżę się do niego.
– Nie, nie podoba mi się to.
– Riggs to nikt. Miejscowy przedsiębiorca budowlany. Po co się nim zajmować. Szkoda czasu.
Jackson przyglądał jej się bacznie przez chwilę.
– Dobrze, LuAnn, zrób tak – zadecydował w końcu. – Ale wszystko, czego się dowiesz, masz natychmiast mi przekazać, bo inaczej, z całym szacunkiem dla pana Riggsa, wezmę sprawę w swoje bardzo sprawne ręce. Jasne?
LuAnn odetchnęła.
– Jasne.
– Naturalnie tego drugiego sam muszę odszukać. Nie powinno to być takie trudne.
– Niech pan tego nie robi.
– Słucham?
– Nie musi pan go szukać.
– Obawiam się, że muszę.
LuAnn stanął przed oczyma pan Tęcza. Nie chciała mieć kolejnego trupa na sumieniu. Nie była tego warta.
– Jeśli znowu się pojawi, wyjedziemy z kraju.
Jackson złożył z powrotem kartkę, schował ją do kieszeni i złączył palce obu dłoni.
– Widzę, że nie ogarniasz w pełni sytuacji. Gdyby chodziło tylko o ciebie, twoje uproszczone rozwiązanie zażegnałoby może niebezpieczeństwo, przynajmniej tymczasowo. Jednak ten człowiek ma na swojej liście nazwiska jeszcze jedenastu osób, z którymi współpracowałem. Podejrzewam, że niemal jednoczesnej ucieczki z kraju was wszystkich po prostu nie da się zorganizować.