Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Raczej martwi – powiedział morderca. – Ale nie Bergeron. Jest zbyt cenny. Powiedz mu, żeby jechał do Aten; będzie wiedział gdzie.

– Czy mam rozumieć, że teraz ja będę pełnił rolę Parc Monceau?

– To niemożliwe. Na razie jednak przekazuj moje polecenia każdemu, kogo one dotyczą.

– A pierwszą osobą, z którą mam się spotkać, jest Bergeron. Do Aten.

– Tak.

– Więc los Lavier i tego z kolonii, d’Anjou, jest przesądzony?

– Owszem, przesądzony. Płotki rzadko uchodzą z życiem, więc i oni nie ujdą. Możesz przekazać jeszcze jedną wiadomość tym, którzy przejmą robotę Lavier i d’Anjou. Powiedz, że będę ich obserwował cały czas. Nie może być żadnych błędów.

Starszy mężczyzna milczał, dając tym samym znać, że prosi o uwagę.

– Na koniec zostawiłem, Carlosie, najlepszą wiadomość. Półtorej godziny temu na parkingu na Montmartrze znaleziono renault. Zostało postawione ubiegłej nocy.

W ciszy, jaka zapadła, mężczyzna słyszał powolny oddech siedzącej za zasłoną postaci.

– Rozumiem, że podjąłeś odpowiednie kroki, żeby je obserwowano i śledzono, nawet w tej chwili.

Niedawny żebrak roześmiał się cicho.

– Zgodnie z twoimi ostatnimi poleceniami pozwoliłem sobie zatrudnić przyjaciela, który ma dobry samochód. On z kolei zatrudnił trzech swoich znajomych i siedzą teraz przed parkingiem zmieniając się co sześć godzin. O niczym oczywiście nie wiedzą, poza tym, że mają śledzić ten samochód o każdej porze dnia i nocy…

– Nie zawodzisz mnie.

– Nie mogę sobie na to pozwolić… A ponieważ Parc Monceau już dla nas nie istnieje, nie mogłem im podać innego telefonu poza swoim, który jest, jak wiesz, w walącej się kafejce w Dzielnicy Łacińskiej. W dawnych dobrych czasach przyjaźniłem się z jej właścicielem. Mogę do niego dzwonić co pięć minut i odbierać wiadomości, nigdy nie ma nic przeciwko temu. Wiem, skąd wziął pieniądze, żeby utrzymać swój interes i kogo musiał zabić, żeby je zdobyć.

– Dobrze zrobiłeś, jesteś dla mnie cenny.

– Jestem także w kłopocie, Carlosie. Jak mogę się z tobą skontaktować, skoro nikomu nie wolno dzwonić do Parc Monceau? W razie gdy będę musiał. Powiedzmy, na przykład, w sprawie renault.

– Tak, rozumiem. Ale czy zdajesz sobie sprawę, na jakie niebezpieczeństwo się narażasz?

– Wolałbym tego uniknąć. Mam tylko nadzieję, że kiedy to się już skończy i Kain będzie martwy, nie zapomnisz o moich zasługach i zamiast mnie zabijać, zmienisz po prostu numer.

– Rzeczywiście umiesz przewidywać.

– W dawnych czasach tylko dzięki temu mogłem przeżyć.

Morderca wyszeptał siedem cyfr.

– Jesteś jedynym żyjącym człowiekiem, który zna ten numer. Nie można go oczywiście zlokalizować.

– Naturalnie. Zresztą kto mógłby podejrzewać, że zna go stary żebrak?

– Z każdą godziną zbliża się do jednej z kilku pułapek. Dostaniemy Kaina w swoje ręce, a ciało tego oszusta rzucimy zdumionym politykom, którzy go stworzyli. Liczyli na niezwykłą osobowość i nie zawiedli się. W końcu był jedynie marionetką przeznaczoną na straty. Nie wiedział o tym tylko on.

Bourne odebrał telefon.

– Słucham?

– Pokój czterysta dwadzieścia?

– Proszę mówić, generale.

– Telefony się skończyły. Nikt się już z nią nie kontaktuje, przynajmniej nie przez telefon.

– Co pan chce przez to powiedzieć?

– Nasza służba wyszła i telefon dzwonił dwa razy. W obydwu wypadkach żona poprosiła, żebym odebrał. Rzeczywiście nie była w stanie tego zrobić.

– Kto dzwonił?

– Aptekarz w sprawie recepty i dziennikarz proszący o wywiad. Nie mogła wiedzieć, kto dzwoni.

– Czy nie miał pan wrażenia, że próbuje pana zmylić, prosząc, by pan odbierał telefony?

Villiers zawiesił głos, w jego odpowiedzi wyczuwało się złość.

– Tak, i wyraźnie nie starała się być zbyt subtelna, wspominając, że może wyjść na lunch. Powiedziała, że ma zarezerwowany stolik w „Georges Cinq” i że mogę się z nią tam skontaktować, jeżeli w ogóle zdecyduje się pójść.

– Jeśli się mimo wszystko wybierze, chcę dotrzeć tam pierwszy.

– Dam panu znać.

– Mówił pan, że już nie kontaktują się z nią przez telefon. „Przynajmniej nie przez telefon”, tak się pan chyba wyraził. Co chciał pan przez to powiedzieć?

– Tak. Pół godziny temu do naszego domu przyszła kobieta. Moja żona nie chciała jej przyjąć, ale w końcu to zrobiła. Widziałem jej twarz tylko przez chwilę w saloniku, ale to wystarczyło. Była przerażona.

– Niech pan ją opisze.

Villiers zrobił to.

– Jacqueline Lavier – powiedział Jason.

– Tak też pomyślałem. Jej wygląd zdradzał, że plan się udał. Widać było, że nie spała. Idąc z nią do biblioteki, żona wyjaśniła, że to dawna przyjaciółka przeżywająca kryzys małżeński. Głupie kłamstwo: w jej wieku nie przeżywa się już kryzysów, można tylko pogodzić się z losem lub odejść.

– Nie rozumiem, dlaczego przyszła do pańskiego domu. Zbyt duże ryzyko. To wszystko nie trzyma się kupy… chyba że zrobiła to na własną rękę, wiedząc, iż nie będzie dalszych telefonów.

– To samo pomyślałem – powiedział generał. – Poczułem wtedy, że muszę zaczerpnąć powietrza i wyjść na mały spacer po okolicy. Towarzyszył mi mój adiutant. Wie pan, zgrzybiały starzec odbywający swój spacerek dla zdrowia pod czujnym okiem eskorty. Ale moje oczy także były czujne. Śledzono Lavier. Cztery domy dalej w samochodzie z nadajnikiem siedziało dwóch obcych mężczyzn. Nie byli stąd. Można to było poznać po ich twarzach, po tym, jak obserwowali dom.

– Skąd pan wie, że nie przyjechała z nimi?

– Mieszkamy na spokojnej ulicy. Kiedy przyszła Lavier, piłem właśnie herbatę w saloniku i słyszałem, jak wbiega po schodach. Podszedłem do okna i zdążyłem zobaczyć odjeżdżającą taksówkę. Przyjechała taksówką, a więc była śledzona.

– Kiedy wyszła?

– Jeszcze jest. A ci ludzie wciąż tkwią przed domem.

– Jaki mają samochód?

– Citroën. Szary. Trzy pierwsze litery na tablicy rejestracyjnej to N.Y.R.

– Ptaszki wyfrunęły. Śledzą swojego człowieka. Skąd są?

– Słucham? Co pan powiedział?

Jason potrząsnął głową.

– Nie jestem pewien. Nieważne… Spróbuję dotrzeć do pana, zanim Lavier wyjdzie. Niech pan zrobi wszystko, co w pańskiej mocy, żeby mi pomóc. Proszę przeszkadzać żonie, powiedzieć, że musi pan z nią chwilę porozmawiać. Niech pan nalega, żeby jej „dawna przyjaciółka” została; niech pan mówi, cokolwiek panu przyjdzie do głowy, proszę tylko zatrzymać ją za wszelką cenę.

– Zrobię, co się tylko da.

Bourne odłożył słuchawkę i spojrzał na Marie, stojącą przy oknie na drugim końcu pokoju.

– Udało się. Przestają sobie ufać. Lavier pojechała do Parc Monceau i była śledzona. Zaczynają podejrzewać swoich ludzi.

– Ptaszki wyfrunęły – powiedziała Marie. – Co miałeś na myśli?

– Nie wiem; nieważne. Szkoda czasu.

– Myślę, że to ważne, Jasome.

– Nie teraz. – Bourne podszedł do krzesła, na które rzucił swój płaszcz i kapelusz. Ubrał się szybko, podszedł do biurka, otworzył szufladę i wyjął broń. Przyglądał jej się przez chwilę w zamyśleniu. Pojawiły się wspomnienia, przeszłość, która była dla niego zamkniętą całością i która jednocześnie ciągle trwała. Zurych. Bahnhofstrasse i „Carillon du Lac”; „Drei Alpenhauer” i Löwenstrasse, brudny pensjonat na Steppdeckstrasse i Guisan Quai. To wszystko symbolizowała broń. Kiedyś o mało nie pozbawiła go życia w Zurychu.

Ale jest teraz w Paryżu i wszystko, co się zaczęło w Zurychu, wciąż trwa.

Znajdź Carlosa. Złap Carlosa w pułapkę. Kain to Charlie, a Delta to Kain.

Źle! Do diabła, źle!

Znajdź Treadstone! Odczytaj wiadomość! Odszukaj właściwego człowieka!

29

Jason siedział wciśnięty w kąt na tylnym siedzeniu, gdy taksówka podjechała pod dom Villiersa w Parc Monceau. Uważnie przyglądał się samochodom stojącym wzdłuż krawężnika; nie zauważył ani szarego citroëna, ani tablicy rejestracyjnej z literami N.Y.R.

Był za to Villiers. Stary żołnierz stał samotnie na chodniku cztery domy dalej.

Dwóch mężczyzn… w samochodzie cztery domy dalej.

Villiers czekał teraz w miejscu, gdzie niedawno stał samochód; był to znak.

– Proszę się zatrzymać – powiedział Bourne do kierowcy. – Zapytam tego człowieka. – Opuścił szybę i wychylił głowę.

– Mówmy po angielsku – powiedział Villiers podchodząc do taksówki; zachowywał się jak człowiek zaczepiony przez nieznajomego.

– Co się stało? – spytał Jason.

– Nie udało mi się ich zatrzymać.

– Ich?

– Moja żona wyszła z Lavier. Pozostałem jednak nieugięty. Powiedziałem jej, żeby się spodziewała mojego telefonu w „Georges Cinq”, bo mam niezwykle ważną sprawę i potrzebuję jej rady.

– Co odpowiedziała?

– Że nie jest pewna, czy będzie w „Georges Cinq”, bo jej przyjaciółka chce się koniecznie zobaczyć z księdzem w Neuilly-sur-Seine, w kościele pod wezwaniem Najświętszego Sakramentu. Dodała, że czuje się w obowiązku jej towarzyszyć.

– Czy pan protestował?

– Usilnie, i po raz pierwszy, odkąd jesteśmy razem, wyraziła moje myśli. Powiedziała: „Jeżeli chcesz mnie sprawdzić, André, dlaczego nie zadzwonisz na plebanię? Jestem pewna, że ktoś mnie zauważy i poprosi do telefonu”. Czy próbowała mnie wybadać?

Bourne starał się zebrać myśli.

– Możliwe. Ktoś tam na nią zwróci uwagę, już ona się o to postara. Ale fakt, że poproszą ją do telefonu, może mieć jeszcze inne znaczenie. O której wyszły?

– Niecałe pięć minut temu. Pojechali za nimi ci w citroënie.

– Czy wzięły pana samochód?

– Nie. Moja żona zamówiła taksówkę.

– Jadę tam – rzekł Jason.

– Przewidziałem to – powiedział Villiers. – Znalazłem adres tego kościoła.

Bourne rzucił pięćdziesięciofrankowy banknot na oparcie przedniego siedzenia. Kierowca pochwycił go szybko.

– Zależy mi bardzo, żeby być w Neuilly-sur-Seine jak najszybciej – powiedział Jason. – W kościele pod wezwaniem Najświętszego Sakramentu. Wie pan, gdzie to jest?

87
{"b":"97694","o":1}