Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ciała?

– Ciała, duchy, demony, dusze zwierząt, żołnierze japońscy, wszystkie strachy.

– Naprawdę zrzucano tam ciała? GaoLing odpowiedziała po chwili milczenia. Ruth była pewna, że wróciło do niej złe wspomnienie.

– Wtedy wszystko wyglądało zupełnie inaczej… Widzisz, nie każdy mógł sobie pozwolić na pogrzeb albo miejsce na cmentarzu. Pogrzeby kosztowały dziesięć razy więcej niż wesela. Ale nie chodziło tylko o koszt. Czasami nie można było kogoś pochować z innych powodów. Zrzucenie ciała w przepaść było złe, ale nie tak, jak myślisz, to wcale nie znaczyło, że nie zależało nam na zmarłym.

– A ciało Drogiej Cioci?

– Aj-ja. Twoja mama o wszystkim napisała! Tak, moja matka postąpiła bardzo źle. Ale wtedy oszalała ze strachu, że Bao Mu rzuci klątwę na całą naszą rodzinę. Kiedy jej ciało znalazło się na dnie wąwozu, pojawiło się stado czarnych ptaków. Miały skrzydła wielkie jak parasole. Prawie zasłoniły słońce, tyle ich było. Krążyły w górze, czekając, aż dzikie psy uporają się z ciałem. A jeden z naszych służących…

– Stary Kucharz.

– Tak, Stary Kucharz, to on zrzucił w przepaść ciało. Pomyślał, że ptaki są duszą Bao Mu, jej armią duchów, i że schwycą go w szpony i porwą, jeżeli należycie jej nie pochowa. Wziął więc tęgi kij i odegnał dzikie psy, a ptaki dalej nad nim krążyły, przyglądając się, jak usypuje na zwłokach kamienie. Mimo że to zrobił, nad naszym domem nadal wisiała klątwa.

– Wierzyłaś w to?

GaoLing zastanowiła się przez chwilę.

– Pewnie tak. Wtedy wierzyłam we wszystko, w co wierzyła moja rodzina. Nie wątpiłam. Zresztą Stary Kucharz zmarł już po dwóch latach.

– A teraz?

GaoLing długo milczała.

– Teraz wydaje mi się, że Bao Mu zostawiła po sobie dużo smutku. Jej śmierć przypominała ten wąwóz. Winę za wszystko, czego nie chcieliśmy i czego się baliśmy, zrzucaliśmy na nią.

Do kuchni wpadła Dory.

– Ruth! Ruth! Chodź prędko! Waipo wpadła do basenu. O mało się nie utopiła.

Gdy Ruth wybiegła na podwórko, Art już wychodził po schodkach z płytkiej strony basenu, niosąc na rękach matkę. LuLing kaszlała i drżała z zimna. Z domu wybiegła Sal – ly z naręczem ręczników.

– Nikt na nią uważał? – krzyknęła Ruth. Była zbyt zdenerwowana, by zachowywać się taktownie.

LuLing spojrzała na Ruth, jak gdyby te ostre słowa były skierowane do niej.

– Aj-ja, taka głupia.

– Nic nam nie jest – uspokoił Ruth spokojnym głosem.Art. – Po prostu chwila nieuwagi. Jest cała.

– Była tylko dziesięć stóp od nas – mówił Billy. – I nagle weszła do wody, zanim zdążyliśmy się zorientować. Art od razu się za nią rzucił, nie wypuszczając z ręki piwa.

Ruth owinęła matkę szczelnie ręcznikami i zaczęła energicznie rozcierać jej ciało, by pobudzić krążenie.

– Zobaczyłam ją tam – jęknęła po chińsku LuLing między jednym a drugim kaszlnięciem. – Prosiła mnie, żebym jej pomogła wydostać się spod kamieni. Potem ziemia stali się niebem i upadłam w deszczową chmurę i leciałam, leciałam, leciałam. – Odwróciła się, by pokazać miejsce, gdzie ujrzała zjawę.

Patrząc w kierunku wskazanym przez matkę, Ruth zobaczyła ciocię Gal, która przyglądała się siostrze z taką miną, jakby nareszcie wszystko zrozumiała.

Ruth zostawiła matkę u cioci Gal i następny dzień spędziła w domu LuLing, wybierając rzeczy, które należało przewieźć do Mira Mar. Zdecydowała się na większość mebli z sypialni oraz pościel i ręczniki, których matka nigdy nie używała. Co z malowidłami na zwojach, tuszem i pędzelkami? Patrząc na dowody swej dawnej sprawności, matka mogłaby odczuwać rozgoryczenie. Jednego Ruth była pewna: nie ruszy stąd rozkładanego fotela winylowego. Ten mebel pójdzie na śmietnik. Ona kupi matce nowy fotel, o wiele ładniejszy, wyściełany miękką skórą w kolorze burgunda. Na samą myśl o tym Ruth zrobiło ńę przyjemnie. Już sobie wyobrażała, jak oczy matki błyszczą zdumieniem i wdzięcznością, jak wypróbowuje skrzypiące siedzisko fotela, mrucząc: “Jak miękko, jak dobrze".

Wieczorem Ruth pojechała do klubu Bruno, gdzie miała się zobaczyć z Artem. Przed laty często tam chodzili, czyniąc z wizyty w restauracji preludium do upojnej nocy. Ciasne przegródki pozwalały im siadać bardzo blisko siebie i oddawać się ukradkowym pieszczotom.

Zaparkowała przecznicę wcześniej i zerknąwszy na zegarek, stwierdziła, że przyjechała piętnaście minut przed czasem. Nie miała ochoty sprawiać wrażenia zbyt gorliwej. Wstąpiła do księgarni Modern Times. Jak zwykle najpierw podeszła do stolika z przecenionymi końcówkami nakładów, gdzie obniżone do trzech dolarów dziewięćdziesięciu ośmiu centów ceny wypisano na jaskrawozielonych naklejkach, przypominających do złudzenia karteczki identyfikacyjne na zwłokach w kostnicy. Były tu tradycyjnie książki o sztuce, biografie i najskrytsze wyznania sezonowych gwiazd. Nagle wzrok Ruth zatrzymał się na tytule “Sieć nirwany: cyberłącza z wyższą świadomością". Ted, autor “Duchowości Internetu", miał rację. Ten temat musiał trafić w swój czas. Który widocznie już się skończył. Nie bez wyrzutów sumienia poczuła dreszcz radości. Na stoliku z beletrystyką leżał duży wybór współczesnych powieści autorów niezbyt znanych szerokiej rzeszy czytelników. Ruth wzięła cienką książeczkę, która posłusznie ułożyła się jej w dłoni, jak gdyby zapraszała, by ściskać ją w łóżku w przytłumionym świetle lampki. Wzięła drugą, przewróciła kilka stron, zatrzymując oko i wyobraźnię na przypadkowych linijkach. Przyciągały ją wszystkie, te pryzmaty innego życia i czasu. Współczuła im jak psom w schronisku, porzuconym bez powodu, które mimo to nadal miały nadzieję, że ktoś je pokocha. Wyszła ze sklepu z pięcioma książkami w torbie.

Restauracja retro była utrzymana w uroczym stylu lat pięćdziesiątych. Art siedział przy barze.

– Wyglądasz na zadowoloną – powitał ją.

– Naprawdę? – Natychmiast poczuła się skrępowana. Ostatnio Wendy, Gideon i inni wciąż jej mówili, jakie uczucia zdradza jej wygląd – że wydaje się zmartwiona, zdenerwowana, zamyślona albo zdziwiona. Za każdym razem Ruth w ogóle nie była świadoma żadnego z tych uczuć. Oczywiście, że jej twarz musiała coś zdradzać. Ale jak ona sama mogła nie wiedzieć, co czuje?

Szef sali zaprowadził ich do przegródki ze stolikiem. Kanapki obito niedawno elegancką klubową skórą. Właściwie wszystko w restauracji wyglądało tak, jakby przez pięćdziesiąt lat nic się nie zmieniło, z wyjątkiem cen oraz włączenia do karty przystawek uni i dań z ośmiornicy. Gdy przeglądali menu, zjawił się kelner z butelką szampana.

– To ja zamówiłem – szepnął Art. – Na naszą rocznicę… Nie pamiętasz? Joga bez togi? Twój kumpel gej? Poznaliśmy się dziesięć lat temu.

Ruth zaśmiała się. Nie pamiętała. Kiedy kelner zaczął nalewać, odpowiedziała szeptem:

– Wydawało mi się, że masz za ładne stopy jak na zboczeńca.

Zostali sami i Art wzniósł wąski kieliszek.

– Za dziesięć lat, z których niemal wszystkie, z dyskusyjnymi wyjątkami, były fantastyczne, i za nadzieję, że wrócimy tam, gdzie powinniśmy być. – Kładąc dłoń na jej udzie, dodał: – Powinniśmy kiedyś spróbować.

– Czego?

– Jogi bez togi.

Zalała ją fala gorąca. Kilka miesięcy mieszkania z matką sprawiły, że czuła się jak dziewica.

– Hej, maleńka, chcesz potem iść do mnie?

Na myśl o tym przebiegł ją dreszcz podniecenia.

Znów stanął przed nimi kelner, czekając na zamówienie.

– Pani i ja chcielibyśmy na początek ostrygi – rzekł Art. – To nasza pierwsza randka, więc najlepsze będą takie, które działają jak afrodyzjak. Jakie pan poleca?

– Kuamamoto – odparł bez drgnienia powieki kelner.

W nocy nie kochali się od razu. Art tulił ją w łóżku, okna sypialni były otwarte, słyszeli syreny ostrzegające statki.

– Przez te dziesięć lat – powiedział Art – chyba nie poznałem ważnej części ciebie. Trzymasz dla siebie tajemnice. Ukrywasz je. To tak jakbym nigdy nie widział cię nago i musiał sobie wyobrażać, jak wyglądasz pod tymi zasłonami.

– Nie ukrywam niczego świadomie. – Powiedziawszy to, Ruth zaczęła się zastanawiać, czy to prawda. Ale przecież kto ujawnia wszystko – każdą złość i każdy łęk? To by było nie do zniesienia. Co miał na myśli, mówiąc o tajemnicach?

– Chciałbym, żebyśmy byli sobie bliżsi. Chcę wiedzieć, czego chcesz. Nie tylko od naszego związku, ale od życia. Kiedy jesteś najszczęśliwsza? Robisz to, co chcesz robić?

Wybuchnęła nerwowym śmiechem.

– Właśnie o tym piszę dla innych, o tajnikach duszy. Potrafię opisać w dziesięciu rozdziałach, jak odnaleźć szczęście, ale wciąż nie wiem, co to jest.

– Dlaczego ciągle mnie odpychasz?

Ruth wzdrygnęła się. Nie lubiła, gdy Art zachowywał się, jakby znał ją lepiej niż ona sama. Poczuła, że lekko potrząsa ją za ramię.

– Przepraszam. Nie powinienem tego mówić. Nie chcę, żebyś była spięta. Po prostu próbuję cię poznać. Kiedy powiedziałem kelnerowi, że to nasza pierwsza randka, naprawdę tak myślałem, w pewnym sensie. Chciałbym udawać, że dopiero cię poznałem, zakochałem się od pierwszego wejrzenia i chcę wiedzieć, kim jesteś. Kocham cię, Ruth, ale cię nie znam. Chcę wiedzieć, kim jest kobieta, którą kocham. Nic więcej.

Ruth opadła na jego pierś.

– Nie wiem, nie wiem – powiedziała cicho. – Czasem czuję się jak para oczu i uszu, staram się tylko pilnować, żeby nie stało mi się nic złego, i zrozumieć, co się dzieje. Wiem, czego unikać, a o co się martwić. Przypominam dzieci, wokół których trwa ciągła strzelanina. Nie chcę bólu. Nie chcę umrzeć. Nie chcę patrzeć, jak inni wokół mnie umierają. Ale nie potrafię już ustalić, gdzie jest moje miejsce ani czego chcę. Jeżeli czegoś chcę, to wiedzieć, czego mogłabym chcieć.

W pierwszej sali Muzeum Sztuki Azjatyckiej Ruth zobaczyła, jak pan Tang całuje jej matkę w policzek. LuLing śmiała się niczym nieśmiała pensjonarka, a potem, trzymając się za ręce, przeszli wolnym krokiem do następnej galerii.

Art szturchnął Ruth w bok i podał jej ramię.

– Chodź, nie mam ochoty, żeby okazali się lepsi od nas.

67
{"b":"94968","o":1}