Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Co wieczór to powtarzała, żeby przekonać samą siebie, że to prawda. I przez chwilę rzeczywiście to była prawda. Japońscy żołnierze nie mogli przedostać się przez góry.

Woda nigdy nie popłynie pod górę, ale okazało się, że pieniądze to potrafią. Wszyscy handlarze z nizin przekradli się przez barykady i przywieźli swoje towary na górę, by ludzie z miasteczek na wzgórzach mogli wydać pieniądze, nim zostaną zabici. GaoLing, Kai Jing i ja chodziliśmy na drogę na zboczu góry, by kupować różne luksusowe rzeczy. Czasem napełniałam sobie całą blaszankę shaoping, pysznymi, puszystymi bułeczkami z ziarnem sezamowym, które uwielbiał Nauczyciel Pan. Innym razem kupowałam smażone fistaszki, suszone grzyby lub kandyzowany melon. Podczas wojny wielu rzeczy brakowało, więc każdy smakołyk, jaki udało się nam kupić, był pretekstem do urządzenia przyjęcia.

Wydawaliśmy je w salonie Nauczyciela Pana. Przy stole zawsze zasiadały GaoLing i Siostra Yu, a także naukowcy – Dong, starszy człowiek o łagodnym uśmiechu, i Chao wysoki i młody, z długimi włosami opadającymi na twarz Nalewałyśmy herbatę, a Nauczyciel Pan nakręcał patefon. Rozkoszując się pysznym jedzeniem, słuchaliśmy pieśni Rachmaninowa pod tytułem “Taniec orientalny". Wciąż mam przed oczyma Nauczyciela Pana, który wymachiwał ręką jak dyrygent, rozkazując niewidzialnym pianistom i wiolonczelistom grać raz delikatniej, raz energiczniej. Pod koniec przyjęcia kładł się na swojej wyściełanej ławce, zamykał oczy i wzdychał, wdzięczny za poczęstunek, wdzięczny Rachmaninowowi, synowi, synowej i przyjaciołom.

– Oto najprawdziwszy sens szczęścia – mówił nam.

Potem Kai Jing i ja szliśmy na wieczorną przechadzkę przed powrotem do naszego pokoju, wdzięczni sobie nawzajem za radość, jaka istnieje tylko między dwojgiem ludzi.

To były nasze małe rytuały. Dodawały nam otuchy, uwielbialiśmy je, tęskniliśmy za nimi, byliśmy za nie wdzięczni i długo o nich pamiętaliśmy.

Nawet w czas wojny i nędzy ludzie muszą mieć teatr i opery.

– To mowa i muzyka duszy – powiedział mi Kai Jing.

W każde niedzielne popołudnie występowały dla nas uczennice, wykazując przy tym prawdziwy entuzjazm. Szczerze mówiąc jednak, sztuka aktorska i muzyka nie były najwyższego lotu, czasem z trudem słuchało się tego i oglądało, więc sami musieliśmy być dobrymi aktorami, aby udawać, że jest to dla nas nieporównywalna z niczym przyjemność. Nauczyciel Pan wyznał mi, że równie złe sztuki wystawiano, kiedy sama byłam uczennicą i grałam w nich. To wydawało się tak dawno. Uginając się pod brzemieniem wieku, panna Towler zrobiła się prawie tak niska jak Siostra Yu. Kiedy grała na fortepianie, nosem dotykała niemal klawiszy. Nauczyciel Pan miał kataraktę i martwił się, że niedługo nie będzie już w stanie malować.

Kiedy nadeszła zima, dowiedzieliśmy się, ze wielu żołnierzy armii komunistów zapada na różne choroby i umiera, nie zdążywszy nawet wystrzelić. Japończycy mieli więcej lekarstw, cieplejsze ubrania i z każdej zajętej przez siebie wioski zabierali zapasy jedzenia. Wzgórz broniło coraz mniej oddziałów komunistów, więc Japończycy pięli się w górę krok za krokiem, a potem ścinali wszystkie drzewa, żeby nikt nie mógł się ukryć ani uciec. Byli coraz bliżej, a więc nie mogliśmy już bezpiecznie wybrać się na zbocze góry po zakupy.

Jednak Kai Jing i jego koledzy nadal chodzili do kamieniołomu, a ja szalałam z obawy.

– Nie idź – błagałam go zawsze. – Te kości tkwią tam od miliona lat. Mogą jeszcze zaczekać do końca wojny.

Kamieniołom był jedynym przedmiotem naszych kłótni i czasem, gdy sobie o tym przypominam, mam wrażenie, że powinnam kłócić się jeszcze zajadlej, kłócić się do skutku, aż przestałby tam chodzić. A potem myślę, nie, powinnam kłócić się mniej albo w ogóle. Wówczas w jego ostatnich wspomnieniach nie byłabym zrzędliwą żoną.

Kiedy Kai Jing nie był w kamieniołomach, uczył dziewczęta z mojej klasy geologii. Opowiadał im o starożytnej ziemi i starożytnym człowieku. Ja też słuchałam. Na tablicy rysował lodowe powodzie i ogniste wybuchy spod powierzchni ziemi, rysował czaszkę Człowieka z Pekinu tłumacząc, czym się ona różni od czaszki małpy – ma wyższe czoło i może zmieścić większy mózg. Jeśli przysłuchiwała się panna Towler lub panna Grutoff, Kai Jing nie rysował małpy i nie mówił o wiekach ziemi. Wiedział, że jego pojęcie o dawnym i wiecznym życiu odbiega od ich rozumienia świata.

Pewnego dnia Kai Jing opowiedział dziewczętom, jak to się stało, że ludzie zaczęli się różnić od małp.

– Prehistoryczny Człowiek z Pekinu umiał stać i chodzić na dwu nogach. Widać to w uformowaniu jego kości i śladach, jakie pozostawiał na błocie. Używał narzędzi. Stwierdziliśmy to, oglądając jego kości i kamienie, którym nadał taki kształt, żeby mogły ciąć i rozbijać. Człowiek z Pekinu prawdopodobnie zaczai też wymawiać słowa. W każdym razie jego mózg był w stanie stworzyć język.

– Jakie słowa? – spytała jedna z dziewczynek. – Chińskie?

– Nie mamy pewności – rzekł Kai Jing – bo wypowiedziane słowa nie mogą przetrwać. W tamtych czasach nie

istniało pismo. Pisać zaczęto dopiero kilka tysięcy lat temu. Jeżeli jednak mówili jakimś językiem, to musiał to być dawny język, który prawdopodobnie istniał tylko wtedy. Możemy jedynie przypuszczać, co Człowiek z Pekinu próbował powiedzieć. Pomyślcie, jakie mógł mieć potrzeby. Co musi mówić człowiek? Do kogo musi mówić, do jakiego mężczyzny, kobiety i dziecka? Jak sądzicie, jaki był pierwszy dźwięk, który stał się słowem i zyskał znaczenie?

– Chyba każdy powinien modlić się do Boga – powiedziała inna dziewczynka. – Powinien dziękować wszystkim, którzy są dla niego dobrzy.

Tej nocy, kiedy Kai Jing już spał, rozmyślałam o tych pytaniach. Wyobrażałam sobie dwoje ludzi, którzy nie znają słów i nie potrafią ze sobą rozmawiać. Wyobrażałam sobie potrzebę mowy w różnych sytuacjach. Kolor nieba oznaczający “burzę". Zapach ognia, który oznacza “uciekać". Odgłos tygrysa gotującego się do ataku. Kto się przejmował takimi rzeczami?

Wtedy domyśliłam się, jaki mógł być pierwszy dźwięk: ma, odgłos, który wydaje ustami niemowlę, szukając matczynej piersi. Przez długi czas jest to jedyny potrzebny dziecku dźwięk. Ma, ma, ma. Potem matka uznała, że to jej imię i też zaczęła mówić. Nauczyła dziecka ostrożności: niebo, ogień, tygrys. Początkiem zawsze jest matka. Od niej zaczyna się wszystko.

Pewnego wiosennego popołudnia uczennice urządziły przedstawienie. Dobrze je pamiętam, akurat rozgrywała się scena sztuki “Kupiec wenecki", którą panna Towler przełożyła na chiński.

– “Na kolana i módl się" – recytowały dziewczynki. W tym momencie moje życie odmieniło się. Do sali wpadł zdyszany Nauczyciel Pan, krzycząc:

– Zabrali ich!

Pomiędzy jednym a drugim rwanym oddechem opowiedział nam, że Kai Jing i jego koledzy poszli jak zwykle do kamieniołomu. Nauczyciel Pan poszedł z nimi, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i porozmawiać. W kamieniołomie zastali żołnierzy. Byli to komuniści, nie Japończycy, więc przybyli nie przejęli się widokiem wojska.

Podszedł do nich dowódca żołnierzy i spytał Kai Jinga:

– Hej, dlaczego nie wstąpiłeś do wojska?

– Jesteśmy naukowcami, nie żołnierzami – wyjaśnił Kai Jing. Zaczął opowiadać o pracy przy Człowieku z Pekinu, lecz jeden z żołnierzy przerwał mu:

– Od miesięcy nie prowadzi się tu już żadnych prac.

– Skoro pracujecie, by chronić przeszłość – rzekł dowódca, starając się, by zabrzmiało to bardziej życzliwie – moglibyście pracować dla przyszłości. Poza tym jaką przeszłość ocalicie, jeżeli Japończycy zniszczą Chiny?

– Macie obowiązek do nas dołączyć – burknął inny żołnierz. – Przelewamy własną krew w obronie waszej przeklętej wioski.

Dowódca uciszył go gestem. Potem zwrócił się do Kai Jinga:

– W każdej wsi, której bronimy, prosimy miejscowych mężczyzn o pomoc. Nie musicie walczyć. Możecie gotować, porządkować albo coś naprawiać. – Kiedy nikt nie odpowiedział, dodał ostrzejszym tonem: – To nie jest prośba, ale konieczność. Wasza wioska jest nam to winna. To rozkaz. Jeśli nie przyłączycie się do nas jako patrioci, weźmiemy was jako tchórzy.

Wszystko stało się bardzo szybko. Nauczyciel Pan powiedział, że jego też by zabrali, ale uznali, że prawie ślepy starzec przysporzy im więcej kłopotu niż korzyści. Kiedy żołnierze odprowadzali naukowców, Nauczyciel Pan zawołał za nimi:

– Jak długo ich nie będzie?

– Nie wiem, towarzyszu – odrzekł dowódca. – Sam sobie odpowiedz, kiedy wypędzimy stąd Japończyków.

Przez następne dwa miesiące bardzo wychudłam. GaoLing musiała mnie zmuszać do jedzenia, ale i tak nie czułam smaku niczego. Nie potrafiłam przestać myśleć o klątwie z Małpiej Szczęki i powiedziałam o tym GaoLing, ale nikomu innemu. Siostra Yu ciągle urządzała wspólne modlitwy o cud, błagając o rychłe zwycięstwo komunistów nad Japończykami, aby jak najszybciej wrócili do nas Kai Jing, Dong i Chao. Nauczyciel Pan wędrował po podwórkach, a katarakta zasnuwała jego oczy coraz gęstszą mgłą. Panna Grutoff i panna Towler nie pozwalały już dziewczętom wychodzić poza teren klasztoru, mimo ż walki toczyły się w innych częściach wzgórza. Słyszały okropne historie o japońskich żołnierzach, gwałcących dziewczęta. Znalazły dużą amerykańską flagę i wywiesiły ją nad bramą jak talizman, który mógłby je uchronić przed złem.

Mniej więcej dwa miesiące po zniknięciu mężczyzn modlitwy Siostry Yu częściowo się spełniły. Wczesnym rankiem przez bramę przeszło trzech mężczyzn. Panna Grutoff uderzyła w gong Ucha Buddy. Wkrótce wszyscy krzyczeli, że Kai Jing, Dong i Chao wrócili. Biegłam przez podwórko tak szybko, że o mało nie złamałam nogi w kostce. Padliśmy sobie z Kai Jingiem w objęcia i oboje zaczęliśmy szlochać ze szczęścia. Jego twarz była wychudła i bardzo brązowa; jego włosy i skóra pachniały dymem. A oczy – były inne. Pamiętam, co wtedy pomyślałam. Były wyblakłe i teraz myślę, że uszła wtedy z niego część siły życia.

– Japończycy zajmują już wzgórza – powiedział. – Odparli ataki naszych wojsk. – W ten sposób Siostra Yu dowiedziała się, że druga część jej modlitwy nie została spełniona. – Przyjdą nas szukać.

52
{"b":"94968","o":1}