Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Płakałam, niezdolna wykrztusić słowa w obronie Drogiej Cioci. Zdradziłam ją.

Następnego dnia nasza rodzina urządziła sobie ucztę złożoną z najwykwintniejszych potraw, których w tym życiu niedane już nam będzie zakosztować. Ale nikt z wyjątkiem najmłodszych dzieci nie miał apetytu. Matka wynajęła człowieka do robienia zdjęć, żebyśmy mieli pamiątkę z czasów, gdy żyliśmy w dostatku. Chciała mieć jedną fotografię tylko z GaoLing. W ostatniej chwili GaoLing uparła się, żebym i ja stanęła obok Matki, która nie była tym zachwycona, lecz nic nie powiedziała. Następnego dnia Ojciec i obaj wujowie pojechali do Pekinu dowiedzieć się, jakim odszkodowaniem będzie obciążona nasza rodzina.

Podczas ich nieobecności uczyliśmy się jeść wodnisty kleik ryżowy, urozmaicony tylko kilkoma kęsami zimnych dań. Mniej pragnąć to mniej żałować, brzmiało motto Matki. Mniej więcej tydzień później na podwórku zjawił się Ojciec, zawodząc jak obłąkany.

– Urządź następną ucztę! – krzyknął. Dołączyli do niego wujowie:

– Koniec naszego pecha! Żadnego odszkodowania! Tak postanowił sędzia – nie płacimy żadnego odszkodowania!

Pobiegliśmy do nich wszyscy – dzieci, ciotki, lokatorzy i psy.

Jak to możliwe? Słuchaliśmy wyjaśnień Ojca. Otóż gdy właściciele innych sklepów przynieśli swoje towary do kontroli, sąd odkrył, że jeden miał rzadkie książki, które skradziono z Akademii Hanlin przed trzydziestu laty. Inny, który twierdził, że ma dzieła mistrzów kaligrafii i malarstwa, w rzeczywistości handlował falsyfikatami. Potem sędziowie uznali, ze pożar był odpowiednią karą dla tych dwóch złodziei.

– Łowca Duchów miał rację – zakończył Ojciec. – Ducha już nie ma.

Tego wieczoru wszyscy jedli z apetytem, z wyjątkiem mnie. Inni śmiali się i rozmawiali, wyzbyci już wszystkich trosk. Zdawali się zapomnieć, że nasz tusz zmienił się w węgiel drzewny, a sklep w unoszony wiatrem popiół. Mówili, że ich los się odwrócił, bo Droga Ciocia waliła głową w cuchnące wnętrze słoja po occie.

Nazajutrz rano GaoLing powiedziała mi, że Matka chce natychmiast ze mną rozmawiać. Zauważyłam, że od śmierci Drogiej Cioci Matka przestała nazywać mnie córką. Nie krytykowała mnie. Jak gdyby się bała, że ja także mogę się zmienić w ducha. Idąc do jej pokoju, zastanawiałam się, czy kiedykolwiek żywiła wobec mnie ciepłe uczucia. Po chwili stanęłam przed nią. Na mój widok chyba się zmieszała.

– W czasie rodzinnych nieszczęść – zaczęła ostrym tonem – osobisty smutek jest wyrazem samolubstwa. Mimo to przykro mi, że wysyłamy cię do sierocińca.

Oszołomiły mnie jej słowa, ale nie płakałam. Nie powiedziałam nic.

– Przynajmniej nie sprzedajemy cię w niewolę – dodała.

– Dziękuję – powiedziałam obojętnie.

– Gdybyś została w domu – ciągnęła Matka – kto wie, może duch mógłby wrócić. Łowca Duchów zaręczył, że tak się nie stanie, ale to tak, jakby powiedzieć, że po suszy nigdy nie przyjdzie następna susza, a po powodzi następna powódź. Wszyscy wiedzą, że to nieprawda.

Nie protestowałam. Jednak Matka rozgniewała się.

– Co ma znaczyć ta mina? Próbujesz mnie zawstydzić? Pamiętaj, że przez te wszystkie lata traktowałam cię jak córkę. Czy inna rodzina w tym miasteczku zrobiłaby to samo? Może pobyt w sierocińcu nauczy cię bardziej nas docenić. A teraz zacznij się szykować. Pan Wei czeka już, żeby cię zawieźć.

Jeszcze raz jej podziękowałam i wyszłam z pokoju. Gdy pakowałam swój tobołek, przybiegła GaoLing z policzkami zalanymi łzami.

– Przyjadę i odnajdę cię – obiecała, dając mi swój ulubiony kaftan.

– Matka cię ukarze, jeśli go wezmę – powiedziałam.

– Nie obchodzi mnie to.

Poszła ze mną do wozu pana Weia. Kiedy po raz ostatni wyjeżdżałam z podwórka i mojego domu, żegnała mnie tylko ona i lokatorzy.

Wóz wytoczył się z Zaułka Świńskiej Głowy, a pan Wei zaczął śpiewać wesołą piosenkę o jesiennej pełni księżyca. A ja pomyślałam o tym, co Droga Ciocia kazała napisać żebraczce.

Wyje pies, wschodzi księżyc.

Gwiazdy wiecznie przeszywają ciemność.

Pieje kogut, wschodzi słońce.

Za dnia zda się, że gwiazdy nigdy nie istniały.

Spojrzałam w niebo, czyste i jasne, a moje serce wyło.

44
{"b":"94968","o":1}