– Robert umarł tej nocy – oznajmiła Joan, ujmując jednocześnie Cassi za rękę.
Cassi nawet nie drgnęła. Upływały minuty, a ona wciąż trwała w bezruchu. Jedynie przyspieszony oddech i siła, z jaką ściskała dłoń Joan, świadczyły o tym, że żyje. Był to desperacki uścisk. Joan nie bardzo wiedziała, jak się zachować. – Czy dobrze się czujesz, Cassi? – zapytała w końcu.
Wiadomość o śmierci Roberta poraziła Cassi. Oczywiście, każdy kto poddaje się operacji, musi się liczyć również z możliwością jej niepowodzenia, nikt jednak nie traktuje tego zbyt poważnie. Jeśli kupujesz los na loterii, zawsze robisz to z myślą o wygranej.
– Czy dobrze się czujesz, Cassi? – powtórzyła Joan.
Cassi westchnęła ciężko. – Opowiedz mi, jak to się stało – poprosiła.
– Nikt nie wie tego dokładnie – odparła Joan, rada, że Cassi zaczęła mówić. – Nie znam szczegółów tego, co się zdarzyło. Chyba umarł podczas snu. Pielęgniarki mówiły, że prawdopodobnie był chory na serce, czego nikt wcześniej nie podejrzewał. Przypuszczam więc, że umarł na atak serca, chociaż nie jestem tego pewna.
– O Boże! – zawołała Cassi walcząc ze łzami.
– Przepraszam, że przyszłam z tak złą wiadomością – rzekła Joan. – Wolałam jednak sama ci o tym powiedzieć, niż żeby miał to uczynić ktoś inny.
– Był wspaniałym człowiekiem – rzekła Cassi. – I potrafił być takim dobrym przyjacielem. – Czuła się zdruzgotana.
– Czy mogę coś dla ciebie zrobić? – troskliwie zapytała Joan.
– Nie, dziękuję.
Zapanowała kłopotliwa cisza. – Czy jesteś pewna, że czujesz się dobrze? – dopytywała się Joan.
– Zupełnie dobrze, Joan.
– Czy masz ochotę na rozmowę?
– Nie teraz – odparła Cassi. – Muszę najpierw pozbierać myśli. Joan poczuła, że Cassi chce zostać sama. Zastanawiała się, czy słusznie uczyniła przychodząc do niej z tą wiadomością, ale to się już stało. Przez chwilę jeszcze siedziała obejmując rękę Cassi swoimi dłońmi, a następnie wyszła życząc przyjaciółce dobrej nocy.
W drodze powrotnej wstąpiła do pokoju pielęgniarek, gdzie oświadczyła, że jest przyjaciółką doktor Cassidy, która jest teraz w stanie depresji, wywołanej wiadomością o śmierci doktora Seiberta. W związku z czym prosi, by na chorą zwrócono szczególną uwagę.
Tymczasem Cassi leżała długo w bezruchu. Nie protestowała, gdy Joan wychodziła, ale potem poczuła się strasznie nieszczęśliwa. Z chwilą śmierci Roberta odżyły jej dawne obawy przed osamotnieniem. Pamiętała, że gdy była dzieckiem, bała się, że matka może ją odesłać do szpitala w zamian za inne, zdrowe dziecko.
Czując, jak ogarnia ją uczucie paniki, nacisnęła dzwonek.
– O co chodzi, doktor Cassidy? – zapytała pielęgniarka, wchodząc po chwili do pokoju.
– Boję się czegoś – rzekła Cassi. – Proszę o zdjęcie opatrunków z oczu.
– Pani wie, że nie wolno nam tego uczynić – mamy wyraźny zakaz – odpowiedziała pielęgniarka. – Jedyne, co mogę dla pani zrobić – to wezwać doktora. Czy zgadza się pani?
– Wszystko mi jedno, co pani zrobi – wiem tylko, że nie chcę tych opatrunków – domagała się Cassi.
Pielęgniarka wyszła, a Cassi znów pozostała sama w ciemnościach. Czas wlókł się nieznośnie. Tylko od czasu do czasu do uszu Cassi docierały z korytarza kroki i głosy przechodzących pod drzwiami pokoju osób.
Wreszcie doczekała się powrotu pielęgniarki. – Rozmawiałam z doktorem Obermeyerem – oświadczyła najwidoczniej z siebie zadowolona. – Powiedział, że wkrótce panią odwiedzi. Oznajmił także, że operacja pani oka poszła znakomicie i że teraz trzeba koniecznie wypoczywać. Polecił zrobić pani zastrzyk uspokajający, proszę się więc położyć na boku.
– Ja nie chcę zastrzyku! Chcę, by mi zdjęto z oczu te opatrunki.
– Chwileczkę – pielęgniarka podeszła do łóżka i zsunęła z Cassi przykrycie.
Z największym trudem Cassi przezwyciężyła ogarniającą ją przekorę i podporządkowała się pielęgniarce.
– Już po wszystkim – stwierdziła pielęgniarka po wykonaniu zastrzyku. – Teraz pani z pewnością poczuje się lepiej.
– Co to było takiego? – zapytała Cassi.
– Proszę o to zapytać doktora. A tymczasem proszę leżeć spokojnie i wracać do zdrowia. Może włączyć pani telewizor? – Nie czekając na odpowiedź, włączyła aparat i wyszła z pokoju.
Głos telewizyjnego spikera działał uspokajająco. Zaczął również działać zastrzyk i Cassi zasnęła. Obudziła się na krótko, gdy odwiedził ją doktor Obermeyer, żeby jej opowiedzieć o przebiegu operacji. Oświadczył, że oczekuje, iż Cassi będzie widziała lewym okiem niewiele gorzej niż prawym, ale ponieważ o wszystkim zadecydują najbliższe dni, powinna jeszcze uzbroić się w cierpliwość. Nadmienił także, że w razie potrzeby zawsze może poprosić o zastrzyk uspokajający, gdyż wydał w tej sprawie polecenie.
Czując się już znacznie lepiej, Cassi znowu pogrążyła się we śnie. Kiedy obudziła się po kilku godzinach, usłyszała szepty w swoim pokoju. Jeden z nich wydawał się znajomy.
– Thomas? – zapytała.
– Jestem tutaj, kochanie – wziął ją za rękę.
– Boję się – powiedziała, czując z przerażeniem, że spod opatrunku płyną jej łzy.
– Czemu płaczesz, Cassi?
– Sama nie wiem – odparła, pamiętając o śmierci Roberta. Chciała coś powiedzieć, ale rozpłakała się tak bardzo, że nie była w stanie mówić.
– Musisz panować nad sobą. To bardzo ważne dla twojego oka.
– Czuję się taka osamotniona.
– Mówisz bzdury. Przecież ja jestem przy tobie. Masz tyle troskliwych pielęgniarek, leczysz się w najlepszym szpitalu. Spróbuj się odprężyć.
– Nie mogę – odparła.
– Myślę, że potrzebujesz więcej środków uspokajających – powiedział.
Słyszała, jak rozmawiał z kimś innym.
– Nie chcę zastrzyków – prosiła Cassi.
– Ja tu jestem doktorem, a ty jesteś pacjentką – stwierdził Thomas. Potem Cassi była mu wdzięczna, że jej nie posłuchał. Czuła jak stopniowo pogrąża się w dobrotliwym śnie, podczas gdy Thomas mówi coś do niej bez przerwy.
Gdy zasnęła, Thomas wezwał pielęgniarkę i wydał jej polecenie: – Proszę dać chorej dziś wieczorem dwie tabletki nasenne. Ostatniej nocy po zażyciu jednej błąkała się po korytarzach nie mogąc zasnąć. Nie chcę, żeby historia dziś się powtórzyła.
Po wyjściu pielęgniarki Thomas czekał jeszcze przez chwilę, żeby się upewnić, iż Cassi zasnęła. Po kilku minutach, gdy jej usta rozchyliły się lekko i dało się słyszeć gardłowe chrapanie, Thomas podszedł do drzwi, zawahał się, a następnie zawrócił. Podszedł do szafki i wysunął szufladę. Tak jak się spodziewał, materiały SSD leżały w niej nietknięte. Nie życzył sobie, by Cassi po zdjęciu opatrunków zaraz do nich zajrzała.
Szybko zgarnął wydruki i umieścił je pod pachą. Jeszcze raz ogarnął spojrzeniem śpiącą Cassi i wyszedł z pokoju, kierując się wprost do pokoju pielęgniarek. Zapytał o kierowniczkę, pannę Bright.
– Obawiam się, że moja żona źle znosi chorobę – powiedział jakby przepraszająco.
Panna Bright uśmiechnęła się do doktora Kingsley'a. Znała go dobrze od strony zawodowej. Była zaskoczona jego uprzejmością. Ogarnęło ją coś w rodzaju współczucia do tego człowieka: niewątpliwie choroba żony musiała być dla niego trudnym przeżyciem.
– Zapewnimy jej najlepszą opiekę – obiecała.
– Nie jestem lekarzem żony i nie chciałbym się wtrącać do leczenia, ale uważam, iż ze względów psychologicznych należy jej zapewnić jak najwięcej spokoju.
– Będę o tym pamiętała – odparła. – I proszę się o nic nie martwić.
Cassi nie pamiętała, czy jadła dziś kolację, chociaż pielęgniarka, która jej przyniosła pigułki nasenne, zapewniała, że tak.
– W ogóle nie mogę sobie przypomnieć – poskarżyła się.
– Nie świadczy to najlepiej o szpitalnej kuchni – odparła pielęgniarka. – Ale nie o mnie. Ja panią nakarmiłam.
– A co z moją cukrzycą? – dopytywała się Cassi.
– Żadnych problemów. Dajemy pani trochę insuliny po każdym posiłku, a poza tym wszystko jest tutaj. – Pielęgniarka stuknęła kciukiem w butelkę kroplówki, tak żeby Cassi usłyszała brzęknięcie. – A tutaj mam dla pani pigułki nasenne.
Cassi posłusznie wyciągnęła rękę i podniosła je do ust. Potem poprosiła o szklankę wody.
– Czy chce pani przyjąć również zastrzyk?
– Nie sądzę, żeby był potrzebny – odparła Cassi. – Czuję się tak, jakbym przespała cały dzień.
– To dobrze. Pani nocny stolik znajduje się tutaj. Pielęgniarka odebrała szklankę od Cassi, a następnie poprowadziła jej rękę po stoliku od szklanki do dzbanka, do aparatu telefonicznego i dzwonka.
– Czy pani życzy sobie czegoś jeszcze? Czy może coś panią boli? – pytała pielęgniarka.
– Nie, dziękuję bardzo – odparła Cassi. Sama była tym zaskoczona, że nic jej po operacji nie dolegało.
– Może wyłączyć telewizor?
– Nie, nie trzeba. – Z włączonym telewizorem było jej przyjemniej.
– W porządku, tutaj znajduje się wyłącznik. – Pielęgniarka poprowadziła rękę Cassi do znajdującego się obok łóżka przycisku. – Życzę dobrego snu, a jeśliby pani czegoś potrzebowała, proszę nas wezwać.
Po wyjściu pielęgniarki Cassi zaczęła badać po omacku otoczenie. Najpierw dotknęła stolika; pielęgniarka odsunęła go nieco od ściany, żeby znajdował się całkowicie w zasięgu jej ręki. Z trudem udało jej się wysunąć metalową szufladę i odszukać w niej swój zegarek. Był to prezent od Thomasa; zastanawiała się, czy Thomas nie powinien go zabrać do domu. Następnie natrafiła na buteleczki z insuliną i na kilka strzykawek. Zegarek umieściła pod strzykawkami – tam będzie bardziej bezpieczny.
Schowała rękę pod nakrycie. Poczuła, że pigułki zaczynają działać i nagle zrozumiała, dlaczego ludzie chętnie ich nadużywają. Rzeczywistość jakby się od niej oddaliła. Wszystkie problemy stały się odległe. Mogła myśleć o Robercie, nie odczuwając bólu po jego stracie. Przypomniała sobie, jak spokojnie spał ostatniej nocy. Miała nadzieję, że śmierć miał równie spokojną.
Nagle Cassi uprzytomniła sobie, że była chyba ostatnią osobą, która widziała Roberta żywego. Wzdrygnęła się i oprzytomniała – sen się ulotnił. Zaczęła się zastanawiać, kiedy dokładnie Robert umarł. Gdyby wtedy przy nim została, mogłaby mu pomóc. Thomas z pewnością by go ocalił.