Harry znalazł w kabinie kilka map.
– Prawie wszystkie przedstawiają zatokę o nazwie Blacks Harbour – oznajmił przejrzawszy je pobieżnie. – To chyba gdzieś niedaleko, dokładnie na granicy między Stanami i Kanadą. Myślę, że powinniśmy kierować się na stronę kanadyjską. – Po chwili zaś dodał: – Jakieś sto kilometrów na północ stąd jest miasteczko St. John. Dochodzi tam linia kolejowa. Czy płyniemy na północ?
Margaret zerknęła na kompas.
– Mniej więcej.
– Co prawda nie mam pojęcia o morskiej nawigacji, ale jeśli nie oddalimy się za bardzo od brzegu, powinniśmy trafić na miejsce. Myślę, że będziemy tam o zmroku.
Uśmiechnęła się do niego.
Harry złożył mapy i stanął przy kole sterowym, przyglądając się jej uważnie.
– Co się stało? – zapytała.
Potrząsnął z niedowierzaniem głową.
– Jesteś taka piękna… A w dodatku mnie lubisz!
Parsknęła śmiechem.
– Każdy by cię polubił, kto by cię choć trochę poznał.
Objął ją w talii.
– To wspaniałe uczucie płynąć po morzu z taką dziewczyną u boku. Moja mama zawsze mawiała, że urodziłem się w czepku. Chyba miała rację, prawda?
– Co zrobimy, kiedy dotrzemy do tego St. John? – zapytała Margaret.
– Zostawimy łódź na plaży, pójdziemy do miasta, wynajmiemy na noc pokój w hotelu, a rano wsiądziemy do pierwszego pociągu.
– Nie bardzo wiem, skąd weźmiemy na to pieniądze…
– Tak, to jest pewien problem. Mam tylko parę funtów, a będziemy musieli płacić za hotele, bilety, nowe ubrania…
– Szkoda, że nie wzięłam swojej walizeczki tak jak ty.
Harry zrobił chytrą minę.
– To nie moja walizka, tylko Luthera.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
– Po co zabrałeś nie swoją walizkę?
– Ponieważ jest w niej sto tysięcy dolarów! – odparł i wybuchnął gromkim śmiechem.