Wzruszył ramionami.
– Battersea to bardzo rozpolitykowana dzielnica. Zdaje się, że komuniści tam właśnie mają największe poparcie w całym Londynie.
Zrozumiawszy częściowo uczucia miotające ojcem przestała tak bardzo wstydzić się tego, co się stało. Naturalnie nic nie usprawiedliwiało jego zachowania, lecz mimo to wolała myśleć o nim jako o człowieku przerażonym i rozgoryczonym niż mściwym i obłąkanym. Harry Marks okazał się znacznie mądrzejszy, niż przypuszczała. Byłoby dobrze, gdyby zechciał pomóc jej w planowanej ucieczce od rodziny. Czy jednak będzie miał ochotę zaprzątać sobie nią głowę, kiedy znajdą się w Ameryce?
– Czy już wiesz, gdzie będziesz mieszkał? – zapytała.
– Wynajmę sobie jakiś pokój w Nowym Jorku. Mam trochę pieniędzy, a wkrótce powinienem zdobyć jeszcze więcej.
W jego ustach brzmiało to tak łatwo! Mężczyźni mieli chyba znacznie większe możliwości. Samotna kobieta potrzebowała opieki.
– Nancy Lenehan zaproponowała mi pracę – powiedziała, zaskakując tym samą siebie. – Ale nie wiem, czy uda jej się dotrzymać słowa, bo brat usiłuje odebrać jej firmę.
Spojrzał na nią, po czym odwrócił wzrok. Jednocześnie na jego twarzy pojawił się niezwykły dla niego wyraz wahania, jakby nagle utracił nie opuszczającą go do tej pory ani na chwilę pewność siebie.
– Wiesz… Gdybyś miała ochotę, to ja… To znaczy, mógłbym ci pomóc, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Właśnie to miała nadzieję usłyszeć.
– Naprawdę?
– Mógłbym ci pomóc znaleźć pokój.
Poczuła ogromną ulgę.
– Wspaniale! – ucieszyła się. – Nigdy nie wynajmowałam pokoju. Nawet nie wiedziałabym, gdzie pytać.
– Najlepiej poszukać w gazecie.
– W jakiej gazecie?
– Codziennej.
– Gazety informują o pokojach do wynajęcia?
– Zamieszczają ogłoszenia.
– Nigdy nie widziałam w Timesie żadnych ogłoszeń o pokojach do wynajęcia. – Times był jedynym pismem prenumerowanym przez ojca.
– Najlepsze są popołudniówki.
Zrobiło się jej głupio, że nie wie o tak prostych sprawach.
– Naprawdę potrzebuję przyjaciela, który by mi pomógł.
– Przypuszczam, że przynajmniej uda mi się ochronić cię przed amerykańskimi odpowiednikami Benny'ego Maltańczyka.
– Jestem taka szczęśliwa! Najpierw pani Lenehan, a teraz ty! Wierzę, że dam sobie radę, jeśli będę miała przyjaciół. Jestem ci tak bardzo wdzięczna, że nawet nie wiem, co powiedzieć!
Do saloniku wszedł Davy. Margaret dopiero teraz uświadomiła sobie, że co najmniej od pięciu minut samolot leciał bez żadnych wstrząsów.
– Proszę wyjrzeć przez okna po lewej stronie – powiedział steward. – Za chwilę zobaczycie państwo coś interesującego.
Margaret posłusznie spojrzała w okno, Harry zaś rozpiął pas, wstał z fotela i pochylił się nad jej ramieniem. Maszyna przechyliła się nieco w lewo. Przelatywali nad wielkim pasażerskim liniowcem, oświetlonym jak Piccadilly Circus.
– Zapalili światła specjalnie dla nas – odezwał się ktoś z pasażerów. – Od początku wojny wszystkie statki pływają w zaciemnieniu. Boją się okrętów podwodnych.
Margaret czuła fizyczną bliskość Harry'ego i nie miała nic przeciwko temu. Załoga Clippera rozmawiała chyba przez radio z załogą statku, gdyż pasażerowie liniowca wylegli tłumnie na pokład, gdzie stali z zadartymi głowami i machali przelatującemu samolotowi. Clipper leciał tak nisko, że Margaret mogła dostrzec ich ubrania: większość mężczyzn była w białych marynarkach, kobiety zaś w długich wieczorowych sukniach. Statek płynął z dużą szybkością; jego ostry dziób ciął bez wysiłku fale, wzbijając w powietrze chmury białego pyłu. Margaret była oczarowana niezwykłością chwili. Zerknęła na Harry'ego, a on uśmiechnął się do niej, jakby odgadując jej uczucia. Położył dłoń na biodrze dziewczyny tak, że nikt z obecnych w kabinie nie mógł tego zauważyć. Dotknięcie było niezwykle lekkie, dla niej jednak jego ręka miała temperaturę rozgrzanego do białości żelaza. Nie bardzo wiedziała, jak powinna zareagować, ale na pewno nie chciała, by cofnął dłoń. Statek malał coraz bardziej, a kiedy wygaszono na nim światła, zniknął im zupełnie z oczu. Pasażerowie Clippera wrócili na miejsca, Harry zaś zabrał rękę.
Coraz więcej osób postanawiało udać się na spoczynek. Wreszcie w saloniku zostali tylko gracze w karty oraz Margaret i Harry. Dziewczyna nie bardzo wiedziała, jak powinna się zachować.
– Robi się późno – wykrztusiła wreszcie. – Może poszlibyśmy spać?
Dlaczego to powiedziałam? – zbeształa się natychmiast w duchu. – Przecież wcale nie chce mi się spać!
Harry sprawiał wrażenie rozczarowanego.
– Chyba jeszcze chwilę posiedzę.
Wstała z fotela.
– Bardzo dziękuję za to, że zaproponowałeś mi pomoc.
– Nie ma o czym mówić.
Dlaczego zachowujemy się tak oficjalnie? – przemknęło jej przez myśl. – Nie chcę pożegnać się z nim w taki sposób.
– Śpij dobrze – powiedziała.
– Ty też.
Odwróciła się, ale niemal natychmiast przystanęła i spojrzała na niego.
– Mówiłeś serio, kiedy zaofiarowałeś mi pomoc, prawda? Nie zawiedziesz mnie?
Rysy jego twarzy złagodniały, a we wzroku pojawiło się coś, co można było wziąć za płomyk uczucia.
– Nie zawiodę cię, Margaret. Daję ci słowo.
Niespodziewanie zdała sobie sprawę, że ogromnie go polubiła. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, nachyliła się i pocałowała go w usta. Ich wargi ledwo zdążyły się zetknąć, ale i tak pożądanie przeszyło jej ciało niczym wstrząs elektryczny. Wyprostowała się raptownie, przerażona zarówno swoim uczynkiem, jak i tym, co poczuła. Przez sekundę lub dwie wpatrywali się sobie w oczy, po czym Margaret wyszła do sąsiedniej kabiny.
Nogi miała jak z waty. Rozejrzawszy się stwierdziła, że pan Membury zajął górną koję po lewej stronie maszyny, pozostawiając dolną Harry'emu. Percy także wybrał górne łóżko, więc szybko wskoczyła na dolne i zaciągnęła za sobą zasłonę.
Pocałowałam go – pomyślała. – Było bardzo miło.
Wsunęła się pod kołdrę i wyłączyła małą lampkę. Czuła się tak, jakby leżała w namiocie. Było jej dobrze. Mogła patrzeć przez okno, ale nie miała na co; na zewnątrz były tylko chmury i deszcz. Mimo to i tak odczuwała rozkoszny dreszcz podniecenia. Przypomniały jej się lata dzieciństwa, kiedy czasem wraz z Elizabeth rozbijały w ogrodzie mały namiot i spędzały w nim ciepłe letnie noce. Zawsze wydawało jej się, że nie zdoła zasnąć, ale zaraz potem robiło się jasno i któryś ze służących pukał lekko w płótno, czekając na zewnątrz z poranną herbatą.
Ciekawe, co teraz porabia Elizabeth – pomyślała.
W tej samej chwili ktoś zapukał lekko w kotarę.
Początkowo była przekonana, że to wywołane wspomnieniami złudzenie, ale pukanie powtórzyło się. Nie bardzo wiedząc, co robić, uniosła się na łokciu i naciągnęła kołdrę pod samą szyję.
Tap, tap, tap.
Wreszcie uchyliła nieco zasłonę i zobaczyła Harry'ego.
– Co się stało? – zapytała szeptem, choć znała już odpowiedź na swoje pytanie.
– Chcę cię jeszcze raz pocałować.
Była jednocześnie zachwycona i przerażona.
– Nie bądź szalony!
– Proszę!
– Odejdź!
– Przecież nikt nie zobaczy.
Poczynał sobie niezmiernie zuchwale, ale Margaret nie mogła oprzeć się pokusie. Doskonale pamiętała rozkoszny elektryczny wstrząs, jaki towarzyszył pierwszemu całusowi, i pragnęła doznać go powtórnie. Niemal bez udziału woli rozchyliła bardziej kotarę. Harry natychmiast wsunął do środka głowę i wpatrzył się w dziewczynę spragnionym spojrzeniem. Nie mogła mu się oprzeć. Pocałowała go w usta. Poczuła zapach pasty do zębów. Chciała skończyć na przelotnym zetknięciu warg, tak jak poprzednim razem, on jednak miał inne plany. Przytrzymał delikatnie jej dolną wargę. Sprawiło jej to ogromną przyjemność. Instynktownie rozchyliła nieco usta, a on natychmiast wsunął tam język. Ian nigdy tego nie robił. Było to bardzo dziwne uczucie, ale w gruncie rzeczy bardzo miłe. Kiedy ich języki zetknęły się, oddech Harry'ego uległ wyraźnemu przyśpieszeniu. Nagle Percy poruszył się na górnym łóżku, przypominając jej, gdzie są. Ogarnęła ją panika; jak mogła dopuścić do czegoś takiego? Całowała w publicznym miejscu mężczyznę, którego prawie nie znała! Gdyby zobaczył to ojciec, wybuchłaby straszna awantura! Cofnęła się gwałtownie. Harry wsunął głowę jeszcze dalej, pragnąc, by go znowu pocałowała, lecz ona odepchnęła go od siebie.
– Wpuść mnie – zażądał.
– Nie wygłupiaj się! – syknęła.
– Proszę…
Nie mogła mu na to pozwolić. Nie była już podniecona, tylko przerażona.
– Nie, nie! – szepnęła.
Spojrzał na nią, jakby grunt usunął mu się nagle spod stóp. Margaret natychmiast złagodniała.
– Jesteś najmilszym chłopcem, jakiego spotkałam od bardzo dawna, a może nawet w ogóle najmilszym, ale nie aż tak miłym. Wracaj do swojego łóżka.
Zrozumiał, że mówi serio, i uśmiechnął się smutno. Otworzył usta, lecz Margaret wypchnęła go szybko i zasunęła kotarę, zanim zdążył powiedzieć choć słowo. W chwilę potem do jej uszu dotarły cichnące odgłosy stawianych ostrożnie kroków.
Położyła się na wznak, oddychając raptownie. Mój Boże, to było coś niesamowitego – pomyślała. Uśmiechnęła się w ciemności, wspominając namiętny pocałunek. Teraz żałowała, że nie trwał dłużej. Sięgnęła dłonią i delikatnie zaczęła masować swoje najczulsze miejsce.
Myślami wróciła do swojego pierwszego kochanka, a właściwie kochanki. Była nią kuzynka Monica, która przyjechała do nich na letnie wakacje, kiedy Margaret miała trzynaście lat. Monica liczyła ich sobie szesnaście, była śliczna, jasnowłosa i zdawała się wiedzieć wszystko na każdy temat. Margaret od początku darzyła ją bezgranicznym uwielbieniem.
Mieszkała wraz z rodzicami we Francji i może dlatego, a może w związku z tym, że w jej domu obowiązywały mniej surowe zwyczaje, w przeznaczonych dla dzieci sypialniach i łazience chodziła zupełnie nago. Margaret, która nigdy do tej pory nie widziała nagiej dorosłej kobiety, była zafascynowana jej dużymi piersiami i gęstwiną brązowych włosów między udami; ona sama była jeszcze prawie zupełnie pozbawiona biustu i miała bardzo rzadkie owłosienie łonowe.