Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Dom odnotowany był w rejestrze zabytków historycznych – chyba jest tam w dalszym ciągu – i choć Jamie odwiedziła nas już wcześniej, wchodząc teraz do środka, wydawała się onieśmielona. Matka i ojciec byli bardzo ładnie ubrani, podobnie jak ja, i mama pocałowała Jamie na powitanie. Patrząc na nią, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że straciła dla Jamie głowę jeszcze przede mną.

Zjedliśmy niezły obiad, składający się z czterech dań, choć wcale nie tuczący, nic z tych rzeczy. Moi rodzice i Jamie cudownie ze sobą konwersowali – kłania się panna Garber – i mimo że próbowałem inkrustować rozmowę własnym poczuciem humoru, nie spotkało się to z najlepszym przyjęciem, przynajmniej jeśli chodzi o moich rodziców. Jamie jednak śmiała się i wziąłem to za dobry znak.

Po obiedzie, chociaż była zima i nie kwitły żadne kwiaty, zaproponowałem Jamie, że przespacerujemy się po ogrodzie. Założyliśmy oboje płaszcze i wyszliśmy na mroźne powietrze. Widziałem, jak nasze oddechy zamieniają się w małe obłoczki pary.

– Twoi rodzice to wspaniali ludzie – powiedziała.

Jak widać nie wzięła sobie zbytnio do serca kazań Hegberta.

– Są mili na swój sposób – przyznałem. – Zwłaszcza moja mama jest słodka.

Powiedziałem to nie tylko dlatego, że była to prawda, lecz ponieważ dzieciaki mówiły to samo o Jamie. Miałem nadzieję, że zrozumie aluzje.

Jamie przystanęła, żeby przyjrzeć się krzakom róż. Przypominały powykrzywiane patyki i nie wiedziałem, co w nich jest takiego ciekawego.

– Czy to prawda o twoim dziadku? – zapytała mnie. – To, co mówią ludzie?

Nie zrozumiałą chyba mojej aluzji.

– Tak – odparłem, starając się ukryć rozczarowanie.

– To smutne – stwierdziła. – W życiu są ważniejsze rzeczy niż pieniądze.

– Wiem.

– Naprawdę? – spytała, zerkając na mnie.

– Zdaję sobie sprawę, że to, co robił dziadek, było złe – odpowiedziałem, nie patrząc jej w oczy. Nie pytajcie mnie dlaczego.

– Jednak nie chciałbyś tego wszystkiego oddać, prawda?

– Jeśli chcesz znać prawdę, nigdy się nad tym poważnie nie zastanawiałem.

– Ale zrobiłbyś to?

Nie odpowiedziałem od razu i Jamie odwróciła się ode mnie. Znowu wpatrywała się w powykrzywiane łodygi róż i nagle zdałem sobie sprawę, że chce, abym odpowiedział twierdząco. Tak właściwie zrobiłaby ona sama, w ogóle bez zastanowienia.

– Dlaczego to robisz? – wybuchnąłem, nie mogąc się powstrzymać i czując, jak płoną mi policzki. – Dlaczego wzbudzasz we mnie poczucie winy? Przecież nie ja to zrobiłem. Ja tylko urodziłem się w tej rodzinie.

Jamie wyciągnęła dłoń i dotknęła gałązki.

– Ale to nie znaczy, że nie możesz tego naprawić – powiedziała łagodnie – kiedy będziesz miała taką sposobność.

Nawet ja zdawałem sobie dobrze sprawę, o co jej chodzi, i w głębi serca wiedziałem, że ma rację. Ta decyzja jednak, jeśli w ogóle miała zostać podjęta, była jeszcze daleko przede mną. W moim przekonaniu czekały mnie znacznie ważniejsze sprawy do załatwienia. Zmieniłem temat, poruszając kwestię, która była mi o wiele bliższa.

– Czy twój ojciec mnie lubi? – zapytałem.

Chciałem wiedzieć, czy Hegbert pozwoli mi się z nią znowu zobaczyć.

Nie od razu odpowiedziała.

– Mój ojciec – stwierdziła w końcu – martwi się o mnie.

– Chyba wszyscy rodzice martwią się o swoje dzieci.

Uciekła spojrzeniem w dół, a potem w bok i dopiero po chwili odwróciła się do mnie z powrotem.

– Moim zdaniem, w jego przypadku wygląda to trochę inaczej. Ale mój ojciec lubi cię i wie, że jestem szczęśliwa, mogąc się z tobą spotykać. Dlatego pozwolił mi przyjechać dzisiaj na obiad do twojego domu.

– Cieszę się, że to zrobił – stwierdziłem szczerze.

– Ja też.

Popatrzyliśmy na siebie w woskowym świetle księżyca w nowiu i o mało jej w tym momencie nie pocałowałem, ona jednak odwróciła się odrobinę za wcześnie i powiedziała coś, co zbiło mnie z tropu.

– Mój ojciec martwi się również o ciebie, Landon.

Sposób, w jaki to powiedziała – jednocześnie cicho i smutno – wskazywał, że martwi się o mnie nie tylko dlatego, że jestem nieodpowiedzialny, że chowałem się kiedyś za drzewami i przezywałem Hegberta ani nawet dlatego, że należę do rodziny Carterów.

– Dlaczego? – zapytałem.

– Z tego samego powodu co ja – odparła.

Nie rozwijała dalej tego wątku, lecz domyśliłem się, że coś przede mną ukrywa, coś, czego nie może mi powiedzieć i co napawa smutkiem również ją samą. Jednak dopiero później miałem poznać jej sekret.

Zakochanie się w dziewczynie takiej jak Jamie Sullivan stanowiło bez wątpienia najdziwniejszą rzecz, jaka mi się w życiu przydarzyła. Nie tylko dlatego, że przedtem w ogóle o niej nie myślałem, choć przecież razem dorastaliśmy; całkowicie inny był również sposób, w jaki rozwinęły się moje uczucia. To nie było tak, jak z Angelą, którą pocałowałem, gdy po raz pierwszy znaleźliśmy się sami. Nadal nie pocałowałem jeszcze Jamie. Nawet jej nie objąłem ani nie zabrałem do baru „ U Cecila” czy do kina. Nie zrobiłem żadnej z tych rzeczy, które normalnie robiłem z dziewczynami, lecz mimo to jakoś się w niej zakochałem.

Problem polegał na tym, że nie znałem jej uczuć w stosunku do mnie.

Oczywiście istniały pewne wskazówki i nie umknęły one mojej uwagi. Najwyraźniejszą było ofiarowanie mi Biblii, lecz również sposób, w jaki spojrzała na mnie zamykając drzwi w Wigilię, oraz to, że pozwoliła mi się trzymać za rękę, kiedy wracaliśmy z sierocińca. Według mnie niewątpliwie coś to oznaczało – nie wiedziałem tylko dobrze, jaki ma być mój następny krok.

Odwożąc ją do domu po świątecznym obiedzie, zapytałem, czy mge ja od czasu do czasu odwiedzać, a ona odparła, że owszem, proszę bardzo. Tak właśnie się wyraziła: „ Proszę bardzo”. Jej brak entuzjazmu specjalnie mnie nie zraził: Jamie miała skłonność do przemawiania jak ktoś starszy i moim zdaniem właśnie dlatego taj dobrze rozumiała się z dorosłymi.

Nazajutrz poszedłem do jej domu i od razu zauważyłem, że na podjeździe nie ma samochodu Hegberta. Kiedy Jamie otworzyła drzwi, byłem dość mądry, żeby nie pytać, czy mogę wejść do środka.

– Witaj, Landon – powiedziała jak zwykle takim tonem, jakby zadziwił ją mój widok. Miała znowu rozpuszczone włosy i wziąłem to za pozytywny znak.

– Cześć, Jamie – odparłem lekkim tonem.

– Ojca nie ma w domu – oświadczyła. – Ale jeśli chcesz, możemy usiąść na werandzie…

Nie pytajcie mnie, jak to się stało, bo nadal nie potrafię tego wytłumaczyć. Jeszcze przed chwilą stałem tam przed nią, mając zamiar przejść w róg werandy, a zaraz potem zdarzyło się coś zupełnie innego. Zamiast ruszyć w stronę krzeseł, dałem krok do przodu i sięgnąłem po jej rękę. Wziąłem ją w swoją i spojrzałem jej prosto w oczy, przysuwając się trochę bliżej. Nie cofnęła się, lecz jej oczy rozszerzyły się. Prze krótki moment myślałem, że popełniłem błąd, i zacząłem się zastanawiać, czy mogę posunąć się dalej. Uśmiechnąłem się, przechyliłem głowę trochę w bok i zanim się zorientowałem, Jamie zamknęła oczy, również przechyliła głowę w bok i nasze twarze zbliżyły się do siebie.

Nie trwało to zbyt długo i z całą pewnością nie był to pocałunek, jaki widuje się w dzisiejszych czasach w kinie, na swój sposób był jednak wspaniały. Pamiętam tylko, że już wówczas, kiedy zetknęły się nasze wargi, wiedziałem, że nigdy tego nie zapomnę.

23
{"b":"93736","o":1}