Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Więc co jest takiego ważnego? – zapytałem, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą.

Jamie pierwszy raz, odkąd ją znałem, sprawiała wrażenie zdenerwowanej. Bez przerwy splatała i rozplatała palce.

– Chciałam cię prosić o przysługę – oznajmiła poważny tonem.

– Przysługę…?

Pokiwała głową.

Z początku myślałem, że ma zamiar poprosić mnie o pomoc w udekorowaniu kościoła, o czym wspominała na balu, albo może chce, żebym pożyczył samochód od mamy i zawiózł jakieś rzeczy sierotom. Jamie nie miała prawa jazdy, a Hegbert i tak potrzebował stale ich samochodu: zawsze musiał jechać na jakiś pogrzeb albo coś innego.

Jamie westchnęła i ponownie splotła ręce. Kilka sekund trwało, zanim znalazła odpowiednie słowa.

– Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałam cię poprosić, żebyś zagrał Toma Thorntona w szkolnym przedstawieniu. – powiedziała w końcu.

Tom Thorton, jak wcześniej mówiłem, był człowiekiem, który szukał pozytywki dla swojej córki, facetem, który spotkał na swojej drodze anioła. Z wyjątkiem anioła, jego rola była w zasadzie najważniejsza w całej sztuce.

– No cóż… nie wiem – odparłem zmieszany. – Myślałem, że Toma zagra Eddie Jones. Tak nam mówiła panna Garber.

Eddie Jones bardzo przypominał Careya Dennisona. Był tak samo chudy, miał piegi na całej twarzy i kiedy z kimś rozmawiał, często mrużył oczy. Miał nerwowy tik i mrużył je, gdy tylko czymś się przejął, czyli praktycznie zawsze. Postawiony przed liczna widownią, wygłaszałby prawdopodobnie swoje kwestie niczym ślepy psychol. Na domiar złego był jąkałą i bardzo długo trwało, zanim cokolwiek z siebie wykrztusił. Panna Garber dała mu tę rolę, ponieważ sam się zaofiarował, widać było jednak, że nie powierza mu jej zbyt chętnie. Nauczyciele też są ludźmi, ale ona nie miała zbyt wielkiego pola manewru, gdyż nie zgłosił się nikt inny.

– Panna Garber nie określiła tego w ten sposób. Powiedziała, że Eddie może dostać tę rolę, jeśli nie będzie innych kandydatów.

– Czy to nie może być ktoś inny?

Prawdę mówiąc nie było nikogo innego, i dobrze o tym wiedziałem. Hegbert postawił warunek, że w sztuce mogą grać tylko uczniowie najstarszej klasy, i cała inscenizacja była z tego powodu poważnie zagrożona. Z pięćdziesięciu pięciu uczniów dwudziestu wchodziło w skład drużyny futbolowej, a ponieważ nadal braliśmy udział w rozgrywkach o mistrzostwo stanu, żaden z nich nie miał wolnego czasu na próby. Z pozostałych trzydziestu ponad połowa wchodziła w skład orkiestry, która też miała próby po lekcjach. Prosty rachunek wykazywał, że na placu boju pozostawało najwyżej dwanaście osób.

Ja oczywiście nie miałem zamiaru grac w tej sztuce, i to nie tylko dlatego, że uświadomiłem sobie, iż kurs dramatu jest chyba najnudniejszym przedmiotem, jaki kiedykolwiek wymyślono. Rzecz w tym, że byłem już z Jamie na balu, i wiedząc, że na pewno zagra anioła, nie mogłem po prostu znieść myśli, że przez cały następny miesiąc będę musiał spędzać z nią każde wolne popołudnie. Wystarczyło, że pokazałem się z nią raz… a teraz miałbym pokazywać się z nią codziennie? Co powiedzieliby na to moi przyjaciele?

Wiedziałem jednak, że to dla niej naprawdę ważna sprawa. Świadczył o tym już fakt, że mnie poprosiła. Jamie nigdy nikogo o nic nie prosiła. W głębi duszy podejrzewała chyba, że nikt nie wyświadczy jej przysługi, ponieważ była tym, kim była. Na myśli o tym zrobiło mi się przykro.

– A Jeff Banger? On mógłby zagrać – zasugerowałem.

Jamie potrząsnęła głowa.

– Nie może. Jego ojciec jest chory i dopóki nie wyzdrowieje, Jeff musi po szkole pracować w jego sklepie.

– A Darren Woods?

– W zeszłym tygodniu poślizgnął się na łodzi i złamał rękę.

– Naprawdę? Nie wiedziałem – mruknąłem, próbując grac na zwłokę.

Jamie przejrzała mnie jednak na wylot.

– Modliłam się o to, Landon – powiedziała i po raz drugi westchnęła. – Naprawdę zależy mi, żeby w tym roku przedstawienie było wyjątkowe. Nie ze względu na mnie, ale ze względu na mojego ojca. Chcę, żeby to była najlepsza inscenizacja ze wszystkich dotychczasowych. Wie, ile to będzie dla niego znaczyło, gdy obejrzy mnie w roli anioła, ponieważ ta sztuka przypomina mu moją matkę… – stwierdziła i przerwała na chwilę, żeby zebrać myśli. – Byłoby strasznie gdyby sztuka poniosła klapę akurat wtedy, kiedy ja w niej gram.

Ponownie umilkła, a kiedy ponownie się odezwała w jej głosie zabrzmiały emocje.

– Wierzę, że Eddie da z siebie wszystko, naprawdę w to wierze. I wcale nie wstydzę się z nim grac, naprawdę. To bardzo miły chłopak, jednak wyznał mi, że ma pewne wątpliwości co do swojej roli. Ludzi w szkole potrafią być czasami tacy… okrutni. Nie chcę, żeby skrzywdzili Eddiego. Ale… – Jamie głęboko westchnęła – ale prawdę mówiąc, proszę cię o to ze względu na mojego ojca. On jest takim dobry człowiekiem, Landon. Gdyby ludzie śmieli się z jego wspomnienia o mojej matce, podczas gdy ja będę grać tę rolę, złamałoby mi to serce. A z Eddiem i ze mną… wiesz, co powiedzą ludzie.

Pokiwałem głową, zaciskając mocno wargi i wiedząc, że sam należałbym do tych ludzi, o których mówiła. Właściwie to już do nich należałem. Jamie i Eddie, dynamiczny duet, nazwaliśmy ich, kiedy panna Garber ogłosiła, że to właśnie im przypadną główne role. To ja wymyśliłem to określenie i poczułem się teraz fatalnie; zrobiło mi się prawie niedobrze.

Jamie wyprostowała się trochę na krześle i rzuciła mi smutne spojrzenie, jakby domyślała się już, że jej odmówię. Nie wiedziała chyba, jak się czuję.

– Wiem, ze Pan Bóg często poddaje ludzi próbie – podjęła po chwili – ale nie chce mi się wierzyć, że jest okrutny, zwłaszcza dla kogoś takiego jak mój ojciec, który poświęcił Mu całe swoje życie i jest bardzo oddany społeczności. Stracił już żonę i musiał mnie samodzielnie wychowywać. A ja tak bardzo go za to kocham…

Odwróciła się, ale zdążyłem zobaczyć w jej oczach łzy. Po raz pierwszy w życiu widziałem, jak płacze. Mnie też chciało się chyba płakać.

– Nie proszę, żebyś zrobił to dla mnie – powiedziała cicho. – Jeśli mi odmówisz, i tak będę się za ciebie modliła. Ale jeśli zechcesz zrobić coś dobrego dla wspaniałego człowieka, który tyle dla mnie znaczy… Powiedz chociaż, że się nad tym zastanowisz.

Miała oczy cocker spaniela, który właśnie zsikał się na dywanik. Utkwiłem wzrok we własnych butach.

– Nie musze się nad tym zastanawiać – odparłem w końcu. – Zagram tę rolę.

Chyba naprawdę nie miałem wielkiego wyboru, prawda?

Rozdział 5

Nazajutrz odbyłem rozmowę z panną Garber, która po krótkiej próbie dała mi rolę Thortona. Eddie wcale się tym nie zmartwił. Odniosłem nawet wrażenie, że sprawiło mu to dużą ulgę. Kiedy panna Garber zapytała go, czy chce mi oddać swoja rolę, jego twarz jakby się rozluźniła i otworzył jedno oko.

– Ta… tak, abso… absolutnie – odparł, zacinając się. – Ro… rozumiem.

Wypowiedzenie tych trzech słów zajęło mu prawie dziesięć sekund.

Panna Garber dała mu w swej dobroci serce rolę włóczęgi i wiedzieliśmy, że świetnie sobie w niej poradzi. Włóczęga był kompletnie niemy, lecz mimo to kobieta – anioł zawsze wiedziała, co myśli. W którymś momencie sztuki stwierdziła, że Bóg będzie go zawsze strzegł, ponieważ otacza szczególną troską biednych oraz uciskanych. Była to jedna ze wskazówek dla publiczności, że kobieta – anioł została wysłana z nieba. Jak już wspominałem, Hegbert chciał jasno pokazać, kto może nam ofiarować zbawienie, i z całą pewnością nie były to jakieś rozchybotane duchy, które wylazły nie wiadomo skąd.

Próby zaczęły się w następnym tygodniu. Odbywaliśmy je w szkole, nie chciano nas bowiem wpuścić do teatru, póki nie wyeliminujemy z naszej gry „drobnych niedociągnięć”. Przez drobne niedociągnięcia rozumiem oczywiście naszą skłonność do wywracania dekoracji. Zostały one sporządzone piętnaście lat wcześniej, dla potrzeb pierwszej inscenizacji, przez Toby’ego Busha, wędrownego cieślę, który wykonał dla miejskiego teatru kilka prac. Był wędrownym cieślą, ponieważ cały dzień żłopał piwo i koło drugiej po południu miał już na ogół nieźle w czubie. Przypuszczam, że niezbyt dobrze widział, gdyż przynajmniej raz dziennie walił się przypadkiem młotkiem po palcach. Za każdym razem, gdy mu to się przytrafiało, rzucał młotek i skakał w górę, trzymając się za palce i klnąc, na czym świat stoi. Uspokoiwszy się, wypijał kolejne piwo, aby uśmierzyć ból, i dopiero wtedy wracał do pracy. Jego spuchnięte od uderzeń kłykcie miały rozmiar włoskich orzechów i nikt nie chciał go zatrudnić na stałe. Hegbert najął go wyłącznie dlatego, że był najtańszym cieślą w miasteczku.

Niestety pastor nie tolerował pijaństwa oraz wulgarnego języka, a Toby’emu naprawdę trudno było pracować w ramach tak surowych restrykcji. W rezultacie odwalił robotę byle jak, choć początkowo nikt nie zdawał sobie z tego sprawy. Dopiero po kilku latach dekoracje zaczęły się rozpadać i Hegbert osobiście zajął się ich naprawianiem. Chociaż jednak dość mocno walił o pulpit Biblią, z młotkiem szło mu o wiele gorzej. Dekoracje poprzekrzywiały się, a zardzewiałe gwoździe wystawały z dykty w tylu miejscach, że musieliśmy bardzo uważać, kiedy chodziliśmy po scenie. Przy najmniejszej nieuwadze mogliśmy się pokaleczyć albo dekoracje wywracały się, robiąc dziury w podłodze. Po kilku latach na scenie trzeba było położyć nową podłogę i chociaż nie mogli zamknąć drzwi przed Hegbertem, poprosili, żeby w przyszłości bardziej uważał. Oznaczało to, że dopóki nie wyeliminujemy „drobnych niedociągnięć”, musimy prowadzić próby w szkole.

Hegbert na szczęście nie brał w nich udziału z powodu swoich duszpasterskich obowiązków. Rola reżysera przypadła pannie Garber, która kazała nam jak najszybciej wykuć na pamięć swoje role. Nie mieliśmy tyle czasu co nasi poprzednicy, bo Święto Dziękczynienia przypadało na ostatni dzień listopada, a Hegbert nie chciał, żeby sztukę wystawiano zbyt blisko Bożego Narodzenia., ponieważ mogłoby to „zakłócić jej wymowę”. Oznaczało to, że mieliśmy na przygotowanie swoich ról zaledwie trzy tygodnie, o tydzień mniej niż zwykle.

11
{"b":"93736","o":1}