Taniec trwał. Skóra tancerzy lśniła od potu; przemieszczali się dokoła i wewnątrz okręgu. Kobiety i dzieci patrzyły na nich, klaszcząc i śpiewając. Najciężej chorzy leżeli na matach, głowy mieli podparte derkami, by móc obserwować całą ceremonię. Była bardzo kolorowa i pełna ekspresji.
W pewnym momencie wszystko się skończyło. Umilkły bębny, a tancerze i publiczność przeszli do stołów zastawionych jedzeniem. Kobiety zdjęły pokrywy z półmisków. Jupe zauważył, że tancerze mają zaczerwienione oczy. Teraz kilku z nich zaczęło kasłać.
Wkrótce zjawił się wódz, którego Daniel nazywał wujkiem, oraz starszy mężczyzna o surowym wyrazie twarzy. Przyodziani w obrzędowe pióropusze przebijali się przez tłum. Mieszkańcy wioski odnosili się do starszego mężczyzny z tak dużym szacunkiem, że Trzej Detektywi domyślili się, iż właśnie on jest szamanem, tym śpiewającym doktorem. Chociaż obaj zatrzymywali się niekiedy, by porozmawiać z tancerzami, posuwali się jednak wytrwale w stronę Daniela i trójki gości. W końcu stanęli na wprost nich.
– Nie możemy wam pomóc – oznajmił wódz, Amos Turner. – Sami musicie opuścić wioskę. Nasza decyzja jest ostateczna.