Литмир - Электронная Библиотека

Podeszli do naturalnej wielkości portretu mężczyzny we wspaniałym, czerwonym mundurze ze złotymi guzikami. W ręce dzierżył miecz wparły w podłogę końcem ostrza. Miał szlachetną twarz i orle spojrzenie. Drugą rękę trzymał wyciągniętą przed siebie, na otwartej dłoni siedział pająk. Chłopcy przyjrzeli mu się z bliska. Był istotnie ładny. Miał aksamitnoczarny odwłok ze złotymi cętkami.

– Mój przodek – powiedział z dumą Djaro. – Książę Paul Zdobywca oraz pająk, który uratował mu życie.

Chłopcy stali wpatrzeni w obraz. Za ich plecami przesuwali się turyści, którymi wypełniała się sala. Rozmawiali w różnych językach, także po angielsku. Nosili aparaty fotograficzne lub przewodniki turystyczne, przeważnie jedno i drugie. W drzwiach stali dwaj królewscy gwardziści z pikami w rękach.

Tuż za chłopcami przystanęła para Amerykanów, tęgi mężczyzna z żoną.

– Fuj! – wykrzyknęła kobieta. – Popatrz na tego wstrętnego pająka!

– Cii! – uciszył ją mężczyzna. – Nie mów tego głośno przy tubylcach. To jest ich maskotka. Poza tym pająki są o wiele sympatyczniejsze, niż się uważa. Po prostu przylgnęła do nich zła opinia.

– Nic mnie to nie obchodzi – powiedziała kobieta. – Rozdepczę każdego pająka, na którego się natknę.

Pete i Bob uśmiechnęli się. Djaro zmrużył oczy. Przeszli dalej i okrążywszy wolno salę, znaleźli się pod drugimi drzwiami. Przy nich stał również gwardzista.

– Pragnę wejść, sierżancie – powiedział Djaro.

Żołnierz zasalutował z respektem.

– Tak jest, sire – powiedział.

Odsunął się, a Djaro wyjął klucz i otworzył masywne, nabijane mosiężnymi ćwiekami drzwi. Weszli do niewielkiego przedsionka, na końcu którego znajdowały się następne zamknięte drzwi. Po otwarciu ich, ukazały się drzwi trzecie, a raczej brama z kutego żelaza. Kiedy i te zostały wreszcie otwarte, znaleźli się w pomieszczeniu wielkości około dwudziestu czterech metrów kwadratowych. Wyglądało jak skarbiec i istotnie nim było. W gablotach pod ścianą leżały insygnia królewskie – berło i korona, a także kilka naszyjników i pierścieni.

– Biżuteria dla przyszłej księżnej – powiedział Djaro. – Niewiele mamy klejnotów, bo nie jesteśmy bogaci. Za to, jak widzicie, strzeżemy dobrze tego, co posiadamy. Ale nie to chciałem wam tu pokazać.

Podszedł do gabloty, jedynej stojącej na środku pokoju. Zawierała pająka na srebrnym łańcuchu, umieszczonego na specjalnej podpórce. Chłopcy stwierdzili ze zdziwieniem, że pająk wygląda jak żywy.

– To srebro pokryte emalią – wyjaśnił Djaro. – Spodziewaliście się, że będzie cały tylko ze srebra? Nie, to czarna emalia ze złotymi cętkami. Oczy są z małych rubinów. Ale to nie jest prawdziwy pająk Waranii. Oryginał jest o wiele wspanialszy.

Pająk wydawał się chłopcom doskonale wykonaną biżuterią, ale wierzyli księciu na słowo. Oglądali pająka uważnie ze wszystkich stron, by dobrze zapamiętać jego wygląd na wypadek, gdyby udało im się odnaleźć oryginał.

– Prawdziwy pająk został zabrany stąd w zeszłym tygodniu i zastąpiony tą imitacją – mówił Djaro z goryczą. – Podejrzewam tylko jedną osobę, jest nią książę Stefan. Nie mogę go jednak oskarżyć bez dowodów. Sytuacja polityczna jest bardzo delikatna. Wszyscy członkowie Rady Najwyższej są ludźmi Stefana. Dopóki nie zostanę koronowany, posiadam niewielką władzę. Oni nie życzą sobie mojej koronacji. Kradzież książęcego pająka jest pierwszym krokiem zmierzającym do uniemożliwienia mi przejęcia władzy. Nie będę was nudził dalszymi szczegółami. Poza tym sam muszę wziąć udział w naradzie. Tak więc wyprowadzę was stąd i będę musiał was opuścić. Czeka na was samochód z szoferem. Możecie zwiedzić miasto. Zobaczymy się znowu wieczorem, po obiedzie, i wtedy porozmawiamy.

Opuścili skarbiec. Djaro pozamykał starannie wszystkie drzwi. Następnie uścisnął im ręce i objaśnił, gdzie znajdą oczekujący ich samochód.

– Kierowcy na imię Rudi. To oddany mi człowiek. – Westchnął z żalem. – Chętnie pojechałbym z wami. Być księciem to nudne zajęcie, ale nie mogę tego zmienić. Bawcie się dobrze i do zobaczenia wieczorem.

Odszedł spiesznie w głąb korytarza. Bob podrapał się w głowę.

– Jak myślisz, Jupe? Czy uda nam się znaleźć tego pająka?

– Nie wiem jak – westchnął Jupiter. – Chyba że dopisze nam nadzwyczajne szczęście.

9
{"b":"90661","o":1}