Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Nikt nie ma chyba najmniejszych złudzeń, jakiego rodzaju człowiekiem jest nasz bohater. To klasyczny przykład chorobliwego materialisty – dusigrosza, który uczucia wyższe zamienił na dewizy. Mogę coś o tym powiedzieć, ponieważ rozmawiałem z nim osobiście przez telefon; a poza tym, same fakty mówią za niego. Znam doskonale taki typ „duszpasterzy”, którzy opiekę nad powierzonym im „stadem” ograniczają do hipokryzji, wciskania tanich frazesów, a nade wszystko do „postrzyżyn”. Ksiądz Antoni jest tak daleki od postawy opiekuńczego ojca – jak cały Kościół, któremu z taką wytrwałością służy – daleki jest od nadziei pokładanej w nim przez Chrystusa, jego Założyciela. Jońcowi zabrakło nawet poczucia odpowiedzialności i elementarnej sprawiedliwości, jaką winien okazać swoim „najbliższym”.

Grażyna i jej dzieci zrozumieli, że do tego człowieka nic nie może dotrzeć. Istniały na to dwa wytłumaczenia: albo sam jest głęboko przekonany o swojej racji – robiąc z siebie ofiarę, a nie sprawcę; albo też (na co dawał wymowne dowody) celowo „rżnie głupa” przed nimi.

W każdym razie dalsze przeciąganie wizyty było bezcelowe. Być może on sam zostawił ich na dłuższy czas, aby doszli razem do tego wniosku. Korzystając z jego nieobecności, obejrzeli dokładnie jeszcze kilka oprawionych w ramkach fotografii, rozwieszonych w różnych częściach kuchni i korytarza. Na jednej z nich przewielebny proboszcz parani Salz otoczony był grupką swoich „owieczek”, które zdawały się być zachwycone swoim pasterzem. Kolejne zdjęcie przedstawiało go, jak przewodzi orszakiem ludzi świętujących żniwa. Żył tu rzeczywiście jak „pączek w maśle” (to jedno z jego ulubionych powiedzeń), mając zupełnie czyste konto. Dlaczego nie pozwala żyć innym? Tym, o których powinien troszczyć się na pierwszym miejscu!? Czy tego zabrania mu jego wiara!? Być może etyka kapłana Kościoła Rzymsko – - Katolickiego, ale: wiara, sumienie, godność!??

Z zadumy nad osobą ojca wyrwał ich jego głos: „Nie dam wam nic, bo was nienawidzę! Słyszycie: NIENAWIDZĘ WAS!!! Wasza wizyta jest napaścią na moją prywatność. Nie mieliście prawa tu przyjeżdżać…!!!” Nie pozostało im nic innego, jak tylko opuścić plebanię, co też spiesznie i w milczeniu uczynili. Ksiądz Antoni nie krył swego zadowolenia, kiedy otwierał im drzwi.

Byli wycieńczeni fizycznie i nerwowo. Głód trawił ich żołądki. Wyszli na ulicę jak wypędzone z domu psy; chociaż w Niemczech psy traktuje się o niebo lepiej. Zostali poniżeni i sponiewierani przez najbliższego im człowieka. Kapłan – ich ojciec – udowodnił im, że są przez niego nie chciani i znienawidzeni.

Gdy Rafał – który spośród nich wiązał największe nadzieje na spotkanie z ojcem – uzmysłowił sobie to wszystko co się stało, rozpłakał się jak dziecko.

Minęły trzy tygodnie od wizyty Karamarów u Jońca. Nie było godziny, żeby Rafał nie analizował jej przebiegu. Im dłużej myślał, tym mniej rozumiał swojego ojca. W ciągu swojego 23 – letniego życia nigdy nie zetknął się chyba z tak podłym człowiekiem, z taką ludzką znieczulicą! To było dla niego nie do pojęcia! Doszło do tego, iż znów zaczął wierzyć w Jońca – w jego przemianę. Łudził się, że tamten przemyślał całą sprawę. Zadzwonił do ojca, aby się więcej nie dręczyć.

„Dobry wieczór. Czy myślałeś o tym, o czym rozmawialiśmy u ciebie” – zapytał z nutką nadziei w głosie.

„Tak…Przez własną głupotę – przyjeżdżając do mnie – spowodowaliście to, że zaniżam wam wysyłaną kwotę do połowy. Zostaniecie w ten sposób ukarani” – brzmiała rzeczowa odpowiedź.

Rafał nie odezwał się na to ani słowem. Po prostu oniemiał. Zadzwonił jeszcze za kilka dni oznajmiając, iż nie zostawi tej sprawy w ten sposób; nie pozwoli niszczyć siebie i swoich najbliższych. „Jestem gotowy powiedzieć o tym całemu światu – w jaki sposób ksiądz katolicki postępuje ze swoimi dziećmi. Nie powstrzymasz mnie! Nie zastraszysz, jak moją mamę!!!” – krzyczał po raz pierwszy, w jakimś akcie rozpaczy i samoobrony.

Ten telefon spowodował niespodziewany przyjazd Jońca do Nysy. Rafał stojący przed domem nie wierzył własnym oczom. Gość bezceremonialnie zażądał spotkania z Grażyną. Chłopiec wiedział już czym to pachnie. Postanowił za wszelką cenę nie dopuścić do spotkania tych dwojga. Antoni miał nad jego matką ogromną przewagę i doskonale o tym wiedział. Wykorzystywał to wielokrotnie bez żenady. Potrafił ją zakrzyczeć i wymusić posłuszeństwo. Bazował na tym, że jest od niego zupełnie uzależniona. Było coś jeszcze, o czym Joniec nie wiedział. Grażyna w głębi serca pozostała małą, dziewięcioletnią dziewczynką, zgwałconą bezkarnie przez księdza. Ona przyzwyczaiła się być…ofiarą kapłanów, którzy – niczym dawniej greccy bogowie – robią co chcą z „córkami ludzkimi”.

Rafał przez pięć dni dosłownie ukrywał matkę przed presją Antoniego. Kapłan, przestraszony determinacją syna, chciał wymóc na Grażynie jego milczenie.

Kiedy ich sytuacja materialna stała się katastrofalna, Rafał – który w międzyczasie stracił pracę – zadzwonił po raz kolejny i ostatni. Odpowiedzią na jego poniżenie były spokojne, wyważone słowa księdza Jońca:

„Nie obchodzi mnie wasze życie. Dajcie mi spokój. Zapomnijcie o moim istnieniu”.

Czy myślał tak, kiedy chciał po torach kolejowych iść do swojej „CZARNEJ MADONNY?”

Niech ta historia będzie przestrogą dla tych wszystkich, którzy patrzą bezkrytycznie na swoich duszpasterzy, widząc w nich chodzące anioły, pozbawione ziemskich przywar i wad. Niech będzie to przestroga dla zagorzałych obrońców celibatu i innych wynaturzeń w Kościele Katolickim. To właśnie wynaturzony system tego Kościoła, płodzi wynaturzonych ludzi pokroju księdza Jońca.

Ciekawy jestem, jak wielu z Was zdawało sobie sprawę, że ksiądz może być tak podły w stosunku do innych ludzi. Ci inni – to jego dwoje dzieci i kobieta, z którą współżył bez żadnej odpowiedzialności. Ci inni – to troje ludzi znienawidzonych przez Kościół i jego kapłanów; wytykanych palcami, wyśmiewanych i poniżanych przez „prawowiernych” Katolików, którzy między innymi w taki właśnie sposób wyrażają swoją „gorliwość”.

Oby to, co zostało napisane, pobudziło do myślenia zapatrzone w swoich „księżulków” dziewczęta i kobiety, którym dobrze skrojona sutanna i ładna, „brewiarzowa” – kapłańska buzia, potrafi przesłonić cały świat.

Niech ta historia będzie w końcu przestrogą dla samego księdza Antoniego, jak i jemu podobnych. Pamiętajcie, Drodzy Kapłani – aby móc coś powiedzieć, nie trzeba wcale mówić z ambony!

* * *

Na życzenie pani Grażyny Karamara zamieszczam jej posłanie i – zarazem ostrzeżenie:

„Jeżeli ktokolwiek – nie wyłączając władz kościelnych i osób duchownych – po ukazaniu się książki, naruszy w jakikolwiek sposób moją prywatność i godność osobistą; będę zmuszona skorzystać z szeroko proponowanej pomocy mediów, aby obronić siebie i dobre imię moich dzieci. Ujawnię wówczas publicznie wszystko to, co złożyło się do tej pory na cały nasz dramat – wraz z wszelkimi szczegółami”.

Grażyna Karamara

Grażyna w ciąży z Rafałem

Ewa

Rafał

Przekaz na dwoje dzieci „po podwyżce”

ROZDZIAŁ II W SŁUŻBIE BOGU I KOŚCIOŁOWI

Podczas mojego pobytu w dwóch seminariach duchownych, a później w kapłaństwie, miałem możliwość obserwować życie i zachowanie sióstr zakonnych. Jako ksiądz wiele z nich spowiadałem. Wzajemne kontakty kleryków i księży z zakonnicami są na porządku dziennym, zwłaszcza w parafiach gdzie one pracują. Siostry są zresztą wszędzie

– prowadzą domy rekolekcyjne, uczą w szkołach religii, urzędują w kurialnych biurach, wyszywają szaty liturgiczne, sprzedają dewocjonalia, są przewodnikami po sanktuariach, pokojówkami biskupów itp. itd. Te, które są odgrodzone od świata wysokimi murami (np. kontemplacyjne Karmelitanki) muszą być niemal samowystarczalne

– hodują krowy, świnie i drób. Przede wszystkim jednak odmawiają mnóstwo najróżniejszych modlitw.

Mieszkając i pracując w parafiach (zawsze w mniejszych lub większych grupach) wykonują przeważnie prace typowo fizyczne

– sprzątają świątynie, układają kwiaty w wazonach, piorą „bieliznę” kościelną i… kapłańską, uprawiają przykościelne ogródki itp. Oczywiście za swoją pracę otrzymują od proboszczów wynagrodzenie, ale są to na ogół psie pieniądze, które i tak muszą oddać swojej „górze”.

Każda grupa sióstr ma swoją przełożoną, a wszystkie (w jednym zgromadzeniu, np. Nazaretanek czy Szarytek) podlegają tzw. matce generalnej. Daleka jest jednak droga do hierarchicznych wyżyn w zakonach żeńskich. Wszystkie siostry muszą skończyć (z reguły od razu po szkole podstawowej) kilkuletni okres przygotowania, tzw. nowicjat. Potem są wyznaczane przez matkę generalną do różnych zajęć w różnych częściach kraju, a nawet świata – tam, gdzie określone zgromadzenie czy zakon ma swoje przyczółki. Zakonnice nobilitowane do dalszej kariery i wyższych sfer habitowych kończą dzisiaj wyższe studia, uniwersytety i uzyskują tytuły naukowe. Takie nieliczne „rodzynki” są wybierane i kierowane do dalszej nauki tylko i wyłącznie według uznania swojej matki generalnej, która może zrobić wszystko z każdą siostrą – tak jak biskup z księdzem. Ulubienice „mateczki” zarabiają później znacznie więcej od swoich koleżanek; zostają zwykle przełożonymi w domach zakonnych – mają więc władzę (obok pieniędzy to najważniejsza rzecz w Kościele!), a w przyszłości jedna z nich zajmuje miejsce samej matki chlebodawczyni.

Nie sugeruję, broń Boże, że młode dziewczyny idą do zakonu dla kariery – wręcz przeciwnie! Władza absolutna nielicznych wybranek i ich nieograniczony (jak w przypadku biskupów) dostęp do zakonnej kiesy to znowu tylko konsekwencja feudalnego ustroju Kościoła. W przeświadczeniu ogromnej większości ludzi zakonnice mają po prostu „przerąbane”. I tak, obiektywnie rzecz biorąc, jest w rzeczywistości. To, że „siostrzyczki” muszą zapomnieć o dwóch, chyba największych instynktach – seksualnym i macierzyńskim – to tylko pół biedy. Druga połowa to styl życia jaki prowadzą. Przeciętne, szare zakonnice są na ogół wykorzystywane przez matki generalne, biskupów, proboszczów i własne przełożone do ciężkiej, często niewolniczej pracy. Siostry, zwłaszcza młode, są prawdziwymi popychadłami i pomiotłami. Poniża się je i przeznacza do najgorszych prac. Dopiero po latach, jeśli potrafią rozpychać się w życiu łokciami, wyrabiają sobie bardziej uprzywilejowaną pozycję i zazwyczaj… odbijają minione zniewagi na młodszych koleżankach.

15
{"b":"89366","o":1}