Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Samochód przyspieszył, zbliżali się znowu do lasu, i nagle gwałtownie zahamował. Zobaczyli przed sobą szlaban. Dwóch niemieckich żandarmów podchodziło do wozu.

– Dokumenty – powiedział jeden z nich.

– Mówiłem, żeby nas nie zatrzymywano! – krzyknął Reil.

Ci z ochrony SS już się podnosili, jeden z nich wrzasnął do żandarma:

– Otwórz szlaban, człowieku!

W tej chwili padły strzały. Żandarmi rzucili się na ziemię i otworzyli ogień. Ze wzgórza przy szosie zaterkotał erkaem. SS-mani osuwali się na ziemię, żaden z nich nie zdążył wystrzelić. Szofer oparł głowę o kierownicę, na skroni pojawiła się strużka krwi. Reil wyszarpnął pistolet z kieszeni, ale gdy odciągnął bezpiecznik, zobaczył nagle Dankę. Schodziła ze wzgórza z pistoletem maszynowym w ręku. Poczuł uderzenie, które go wcale nie zabolało, a potem usłyszał jeszcze głos Danki: „Nie strzelać!"

– Jest pan wolny, doktorze Pułkowski – powiedziała Danka, podchodząc do samochodu. Patrzyła na Reila, któremu zastygł na twarzy wyraz bezgranicznego zdumienia.

12 Dokładnie o tej samej porze, o godzinie dziewiątej trzydzieści, w mieszkaniu na drugim piętrze przy ulicy Wałowej 15 rozległ się dzwonek u drzwi. Dwaj gestapowcy, którzy grali w karty przy stole, zerwali się na równe nogi. Obaj wyszarpnęli pistolety z kieszeni.

– Tylko spokojnie – rzekł jeden z nich, zwracając się do Edwarda i Kazika. – Zastrzelę, jeśli spróbujecie jakichś sztuczek.

Edward z ogromnym niepokojem spoglądał na drzwi. Ktoś z jego ludzi? Niemożliwe, wszyscy byli widać ostrzeżeni, wszyscy wiedzieli, nikt się nie zjawił. Więc kto? Gestapowiec uderzył go kolbą w plecy i kazał otwierać. Edward powoli przekręcał klucz w zamku, potem, czując ciągle ucisk metalu na plecach, uchylił drzwi. Na progu stał listonosz.

– Czy tu mieszka pan Edward Kania? – zapytał.

W tej chwili gestapowcy zatrzasnęli drzwi. Listonosz zobaczył dwóch uzbrojonych mężczyzn.

– Panowie, co się stało?! – krzyknął. -Ja mam paczkę dla pana Kani.

– Dawaj ją tutaj – oświadczył jeden z gestapowców. Listonosz podał mu sporych rozmiarów tekturowe pudełko ze starannie wypisanym adresem.

– To ja już pójdę – powiedział. – Proszę mi tylko pokwitować.

– Zostaniesz tutaj – stwierdził gestapowiec.

– Panowie, ja mam listy.

– Poczekają – odpowiedział tamten. Wziął paczkę, położył ją na stole, zaczął zrywać sznurek, potem papier.

– Padnij! – szept listonosza zabrzmiał jak krzyk.

W tej chwili straszliwy huk wstrząsnął mieszkaniem. Zrobiło się czarno. Usłyszeli gruchot łamanych mebli i brzęk tłuczonego szkła: Kazik, Edward i listonosz, czarni i pokrwawieni, wybiegli na klatkę schodową. Z mieszkania wydobywały się kłęby dymu.

W gabinecie oberleutnanta Klossa z Abwehry zadzwonił telefon. Kloss podniósł słuchawkę.

– Ma pan długą linię życia – usłyszał głos Rioletta. -Gratuluję! Mam nadzieję zobaczyć niedługo pana porucznika. Spotka pan swych przyjaciół…

Kloss uśmiechnął się i odłożył słuchawkę. Podszedł do okna. Wygrał kolejną rundę.

62
{"b":"89354","o":1}