Ciekawi mnie, co by było, gdyby wprowadzić w nasze relacje trochę zamętu… Może wręcz chaos? Nieplanowaną ciążę, zazdrosnego chłopaka, rodziców którzy dowiedzieli się z kim sypiam. No, ale nie od tworzenia kłopotów ja tu jestem, a od niesienia przyjemności.
Marcin, który dla większośc jest ważnym Panem Marcinem, a dla mnie biegającym po pokoju na golasa napaleńcem, bierze mnie tym razem bez oralnej gry wstępnej. Zawsze za długo ją przeciąga i albo kończy w moich ustach nie nacieszywszy się innymi zakątkami mojego ciała, albo po niewielu posunięciach wstrzeliwuje we mnie swoją napaloną zawartość. Tym razem usiadł na brzegu łóżka, wziął mnie na kolana tak, bym była do niego plecami. Nie bez trudu we mnie wszedł. Czemu właśnie tak? Czemu od tyłu. Czemu nie patrzy mi w oczy jak zawsze. Na biurku fotka jego żony – od tyłu wyglądamy podobnie, może wyobraża sobie, że bierze właśnie ją? Zapracowaną Panią X, która gdy wróci nawet nie domyśli się, co działo się kilka godzin wcześniej na tym łóżku. Myśli o niej, pieprzy mnie – to prawie nie zdrada…
Tym razem wciągnęłam go w rozmowę. Wiem, że jedne kobiety są do rozmów, inne do pieprzenia. Dobrze jest, gdy z tą do pieprzenia można pogadać. Gdy było już po wszystkim i leżeliśmy na plecach czekając, aż wszystkie nasze płyny ustrojowe ustabilizują swoje stany i zakończą niekontrolowane wycieki – zaczęliśmy rozmawiać.
O "nas". "Na boku" (czyli prócz swojej oficjalnej dziewczyny) ma tylko mnie. Może nie musiałby mnie mieć, gdyby jego kobieta nie była pracoholiczką, będącą częściej za granicą niż w kraju. A gdy już w kraju, to częściej w biurze niż w domu. A gdy już w domu, to częściej półprzytomna niż przytomna. A gdy przytomna, to nie w tym miejscu w którym on by chciał, by była – w łóżku! A jak już zaciągnie ją do łóżka lub czasem jej samej uda się spontanicznie zaciągnąć tam jego, to nie robi tego wszystkiego, co on lubi. I koło się zamyka.
Ma tylko mnie, bo… nawet tylko ja jestem i tak wielkim ryzykiem. Więc nie w głowie mu kolejne podboje, skoro ma taki "skarb", którym i tak nie zawsze ma czas się nacieszyć. Lunch, ważna narada, basen – tak musi kombinować, by załatwić sobie dla mnie czas. Ma układ z kierowcą żony i zawsze wie, kiedy ona zbliża się do domu, więc nie mamy się co obawiać nakrycia. Itp. Aż strach mieć zapracowanego faceta, co nie?
Czasem naprawdę mnie korci, by wyrwać go z tej beztroski. Tak brutalnie, za łeb. By jeszcze tuż po orgaźmie poczuł szybsze bicie serca po usłyszeniu kilku moich słów. Leży przy mnie taki spokojny, taki odprężony i szczęśliwy, taki dumny, że znów mu się udało, że jest "kryty" przed swoją kobietą. Że za kilkanaście minut zniknę bez śladu, nie pozostawiając żadnego dowodu jego winy…
– Wiesz, jestem w ciąży. Wydaje mi się, że z Tobą…
A może polecacie coś innego?;)
skomentuj (35)
2004-06-13 15:31:27 ›› Kochanek czy kochanka?
Nie wiedziałam, że w naszym społeczeństwie jest taki odsetek "kochających inaczej". Tzn. wiedziałam, że są, ale że złożą mi propozycję spotkania – tego nie wiedziałam!
Co innego jest nocować jako gówniara u koleżanki, w jednym łóżku, itp. A co innego jest się umawiać z inną kobietą w oczywistym celu. I chociaż wiem, że jestem w 100% hetero, to czasem jestem ciekawa, jak byłoby z kobietą. W końcu same najlepiej wiemy, co lubimy, jak lubimy, gdzie trzeba dotknąć, jak policać, gdzie włożyć paluszek i czego nim szukać…
No spokojnie, spokojnie… Wolę facetów! Zaspokajają oni moje potrzeby w 100%. Czasami nawet w więcej niż w 100%, kiedy to po takim "zaspokajaniu" mam kilka dni spokoju hormonalnego i przychodzenia do siebie po ostrej jak żyletka jeździe. Ale przez kobiecą ciekawość korci mnie, by może kiedyś… Udając lesbijkę, może dopiero początkującą lesbijkę, poszukującą swojej seksualności lesbijkę, spotkać się z podobnie poszukującą? W pełni anonimowo, a nie poznaną np. przez tego BLOGa.
Bo postanowiłam sobie, że nie zamierzam się umawiać z nikim, kto ma namiar na tego bloga – to chyba oczywiste? Blog, spotkanie i pewnie wrażenia pospotkaniowe opisane na blogu w komentarzu, a nie w notkach!
skomentuj (20)
2004-06-17 10:12:18 ›› Jestem WIELKA!
Wytrzymałam całe trzy dni! Potrafiłam przez 3dni nie zaglądać na mojego własnego bloga!;) Pozwoliłam mu toczyć się jego własnym życiem. Kiedyś, gdy zaczynałam jego pisanie i nadeszła pierwsza fala znudzenia tą czynnością i zmaganiem się z komentującymi, pomyślałam – kolejną notkę dodam dopiero, gdy ilość gości spadnie poniżej 100 na dzień. Teraz to nierealne, bo czy piszę czy nie piszę, Wy w sile 700 osób wpadacie na imprezkę do Cichej. I chwała Wam za to!
Moi zwolennicy pewnie tłumaczyli sobie moje milczenie nauką, brakiem czasu, itp. Moi przeciwnicy pewnie myśleli: "uff, dziwka nic nie pisze, pewnie ją klient zabił".
Powód mojego milczenia jest prozaiczny. Postanowiłam oderwać się od cyberświata i w ogóle nie włączać komputera. Miałam to ułatwione, bo po twardym lądowaniu mojego laptopa na ziemi, okazało się, że zmarł on śmiercią tragiczną:(
SEX… – od niego trudniej jest się oderwać niż od stałego łącza przyklejającego mnie do komputera. Wystarczy poczuć zapach faceta, a można zacząć szaleć jak suczka z cieczką… Coś jak kobiety w reklamach dezodorantów firmy AXE. Oj, wiosna to ciężki okres dla takich jak ja niewyżytych "suczek". Może nadeszła pora na stałego partnera? Takiego dyspozycyjnego dla mnie tak, jak ja jestem dyspozycyjna dla niektórych? Takiego, który byłby dla mnie 24godziny na dobę, przemycanego na noc do domu lub nawet mającego legalne pozwolenie przenocowania u mnie. W końcu za kilka miesięcy moja 18nastka. Pewnie będzie wielka impreza, zjedzie się rodzina i zaczną się pytania – a gdzie mój chłopak? Taka ładna, mądra dziewczyna, bogata (doda moja komercyjna ciotka), a nie ma chłopaka? Może Ty wolisz dziewczyny – zapyta zapewne mój dowcipny wujek. Ja oczywiście wymyślę wymówkę inteligentniejszą niż to całe rodzinne gdybanie i jakoś przetrwam ten dzień. Ale co po tym dniu?
Ciekawi mnie, czy i Wy obiecujecie sobie, że od dnia urodzin, albo od nowego roku, albo od jakiegoś tam innego dnia rzucicie palenie, picie, zażywanie używek, zmienicie dotychczasowy tryb życia, weźmiecie się za siebie, itp. I czy Wam się to udaje? Ja obiecuję sobie to kilka razy w roku, przy różnych okazjach i… obiecanki cacanki mi z tego wychodzą. Może jednak uzyskanie pełnoletności to coś więcej niż tylko 18świeczek na torcie?
PS Do żałosnej Lee. Może Ty masz jeden numer telefonu, może nie masz go wcale. Ja mam kilka, jeden jest dla wybranych, drugi dla ciekawości, ile osób zadzwoni. Proste? Pewnie że proste, proste jak Lee;) Ty pewnie byś podała domowy…
Do Ekirm – czy jak to się tam to bazgrze. Z takim językiem Ty redagujesz witryny internetowe? Piszesz wiersze? Dla zwierząt chyba, albo dla wyborców samoobrony…
Do Denim zwanej wcześniej Ekirm. Masz zaburzenia nie tylko osobowości nie wiedząc dokładnie, kim jesteś i jak masz się podpisać. Zero u Ciebie konsekwencji i pewnie jeszcze kilka zer by się znalazło. To nie Ty jako "pisarka" czy "poetka" masz wybierać sobie czytelników, ale oni Ciebie. Zazwyczaj czyta się dzieła ludzi mądrzejszych od siebie, więc ja na pewno nie wezmę do ręki Twojej żałosnej poezji, a Ty zaglądasz na tego bloga, więc sama sobie odpowiedz, kto tu nie grzeszy IQ lub ma niższy jej poziom…
Do Kaśki: Jak Ty wieśniaro z Gorzyc chcesz mnie spotkać na Warszawskiej ulicy? No, chyba, że gdzieś na niej stoisz nocą i masz nadzieję, że ja też? Ja nie stoję na ulicy. A jeśli Ty masz 28letniego ojca, to widać, że albo dopiero co odrosłaś od cycka, albo nie do tego faceta mówisz "tato". Córka młodego sąsiada i koryntu zarazem…;›
Mam nadzieję, że jesteś głupia, bo młoda, a nie z wrodzoną głupotą…
skomentuj (31)
2004-06-20 11:29:20 ›› No i się doczekałam…
Mój numer telefonu widnieje już od dwóch miesięcy. Ostrzegano mnie przed jego umieszczeniem, by nie zaczęli wydzwaniać do mnie różnego typu zboczeńcy, frustraci, czy po prostu kretyni. Wydzwaniać mogą, to jest mój numer tylko dla tego bloga. Mam ściszony dźwięk, wyłączone wibracje…
SMSy dochodzą. Czytam je, przesyłam nawet do kompka, bo dość często zapycha się skrzyneczka odbiorcza. Są od mężczyzn, są od kobiet. Są chwalące moją odwagę, albo tylko język którym piszę. Są takie, których nadawcy chcą się ze mną umówić, oraz takie bezinteresowne, by tylko napisać, by pogłaskać Cichą po główce. No i ostatniej nocy…
1:44 "w weekendy i po 24 też pracujesz dziwko i bierzesz za to hajs?" – napisał jakiś młody człowiek, któremu pewnie krzywo wytrysnęło nasienie przy czytaniu moich notek, więc musiał jakoś sobie odreagować. Wiem, że nie zasługuje to na moją uwagę, ani notkę, ale chciałam zauważyć, że stosunek normalizmu do kretynizmu w SMSach wynosi ok 1/100. W komentarzach jest już gorszy. A za to na innym blogowym portalu, gdzie wklejam te same notki, okazało się, że znajduję pełne zrozumienie… Ot, dziwna nasza Polska cała.
PYTANIE: Co chcecie osiągnąć pisząc do mnie SMSy o 1:44? Tracąc swój czas na przesiadywaniu na moim blogu, zaglądaniu tu prawie codzień, najechaniu na mnie lub tylko kibicowaniu najazdom innych?
Do KAŚKI: Cała notka to jest o… kretyniźmie ludzkim. A tłumaczyć to jedynie muszę TOBIE, o czym jest ta notka, a nie SIĘ, że dostaję SMSy także i od kretynek;)
Wiesz, rozumiem Twoją frustrację. Żyjesz na skraju świata, w zapomnianych przez Boga i ludzi Gorzycach. PKS dojeżdża do Ciebie 2x dziennie, więc rozumiem Twoje rozgoryczenie, że o Wawie możesz sobie tylko poczytać. O tym co się w niej dzieje pomarzyć. A seksu pozazdrościć, bo o 1:44 wyzywać sms-owo od dziwek inną dziewczynę może tylko zakompleksiona, seksualna niedorajda…
A to, że Ci odpisuję jest objawem łaski. Niech i chłopstwo będzie zauważalne w Warszawie nie tylko, gdy blokuje nam drogi ciągnikami!