Było po piątej, kiedy Tertulian Maksym Alfons wrócił do domu. Tyle straconego czasu, myślał, otwierając szufladę, w której przechowywał listę, i zaczął się wahać między Ze szczęściem pod rękę i Anioły też tańczą. W końcu nie włożył ich do odtwarzacza, dlatego nigdy się nie dowie, że jego duplikat, ten bliźniaczo do niego podobny, jak by mogła się wyrazić Maria da Paz, robił za krupiera w pierwszym filmie i za nauczyciela tańca w drugim. Nagle zirytował go porządek, jaki sam sobie narzucił, oglądania filmów według chronologii produkcji, od najstarszego aż do najnowszego, stwierdził, że nie byłoby złym pomysłem trochę to urozmaicić, złamać rutynę, Obejrzę Boginię estrady, powiedział. Nie minęło dziesięć minut, a już pojawił się jego sobowtór w roli teatralnego impresaria. Tertuliana Maksyma Alfonsa ścisnęło w dołku, wiele musiało się zmienić w życiu tego aktora, skoro teraz gra jedną z pierwszoplanowych postaci, podczas gdy przez tyle lat był sporadycznie recepcjonistą w hotelu, kasjerem w banku, sanitariuszem, portierem w boite i policyjnym fotografem. Po półgodzinie nie wytrzymał, przewinął taśmę do samego końca, ale wbrew temu, czego się spodziewał, w spisie osób na taśmie nie znalazł żadnego nazwiska figurującego na jego liście. Wrócił do początku, do początkowych liter, na które z przyzwyczajenia nie zwrócił uwagi, i zobaczył. Aktor odgrywający rolę teatralnego impresaria w filmie Bogini estrady nazywa się Daniel Santa – Clara.
Odkrycia poczynione w weekendy nie są mniej skuteczne i cenne niż te dokonane albo wyrażone w jakikolwiek inny dzień, spośród tak zwanych dni roboczych. Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku autor odkrycia poinformuje o zajściu pomocników, jeśli ci pracowali po godzinach, albo rodzinę, jeśli ta znajduje się pod ręką, z braku szampana wznosi się toast za odkrycie butelką musującego wina, oczekującego na okazję w lodówce, składa i otrzymuje się gratulacje, notuje dane do patentu, a życie niezmiennie rwie naprzód, udowadniając po raz kolejny, że inspiracja, talent albo przypadek nie wybierają do ujawnienia się ani dnia, ani miejsca. Niewątpliwie rzadkie są przypadki, kiedy odkrywca, dlatego że mieszka sam i pracuje bez pomocników, nie ma w pobliżu przynajmniej jednej osoby, z którą mógłby podzielić się radością dostarczenia światu światła nowej wiedzy. Jeszcze bardziej zaskakująca, niespotykana, jeśli nie jedyna w swoim rodzaju, jest sytuacja, w jakiej w obecnej chwili znajduje się Tertulian Maksym Alfons, który nie tylko nie ma nikogo, komu mógłby zakomunikować, że odkrył nazwisko człowieka będącego jego żywym portretem, ale postanowił przemilczeć to z całą rozmyślnością. Rzeczywiście, nie można sobie wyobrazić Tertuliana Maksyma Alfonsa w te pędy dzwoniącego do matki albo do Marii da Paz, albo do kolegi od matematyki, żeby powiedzieć, słowami stłoczonymi w podnieceniu, Odkryłem, odkryłem, facet nazywa się Daniel Santa – Clara. Jeśli istnieje na świecie jakaś tajemnica, którą chciałby dobrze ukryć, aby nikt nawet nie mógł podejrzewać, że istnieje, to była właśnie ta. Obawiając się konsekwencji, Tertulian Maksym Alfons jest zobowiązany, być może na zawsze, zachować absolutne milczenie co do wyników swego badania, czy to tych z pierwszej fazy, które dzisiaj dobiegły kresu, czy też tych, które zostaną przeprowadzone w przyszłości. I jest też zobowiązany, przynajmniej do poniedziałku, do zawieszenia jakichkolwiek działań. Wie, że jego mężczyzna nazywa się Daniel Santa – Clara, ale ta wiedza przydaje mu się na tyle, na ile to, że wie, iż pewna gwiazda nazywa się Aldebaran, i nic więcej. Przedsiębiorstwo produkujące te filmy na pewno jest zamknięte dzisiaj i jutro, nawet nie warto próbować kontaktu przez telefon, w najlepszym razie odebrałby strażnik, który ograniczyłby się tylko do udzielenia informacji, Proszę zadzwonić w poniedziałek, dzisiaj się nie pracuje, Myślałem, że dla producentów filmowych nie ma ani niedziel, ani świąt, że kręcą w każdy dzień zesłany na ziemię przez Pana Naszego, szczególnie na wiosnę i w lecie, żeby nie tracić dni słonecznych, stwierdziłby Tertulian Maksym Alfons, chcąc przedłużyć rozmowę, Te sprawy mi nie podlegają, nie mam z nimi nic wspólnego, jestem tu tylko strażnikiem, Dobry strażnik powinien być o wszystkim poinformowany, Nie płacą mi za to, Szkoda, Życzy pan sobie czegoś jeszcze, zapytałby mężczyzna niecierpliwie, Proszę mi przynajmniej powiedzieć, kto może mi udzielić informacji o aktorach, Nie wiem, nic nie wiem, już panu powiedziałem, że jestem strażnikiem, proszę zadzwonić w poniedziałek, powtórzyłby rozzłoszczony mężczyzna, o ile nie przeszłoby mu przez gardło jakieś grubiańskie słowo, usprawiedliwione impertynencją rozmówcy. Siedząc na wyściełanym krześle, postawionym naprzeciw telewizora, otoczony kasetami, Tertulian Maksym Alfons przyznał sam przed sobą, Nie ma innego wyjścia, będę musiał poczekać do poniedziałku, żeby zadzwonić do producenta. Powiedział to i w tej samej chwili poczuł ściśnięcie w dołku, jakby nagły przypływ strachu. Uczucie trwało króciuteńko, ale następujące po nim drżenie trwało jeszcze przez kilka sekund, niczym wzbudzająca niepokój wibracja struny kontrabasu. Aby nie myśleć o tym, co wydawało mu się swego rodzaju zagrożeniem, zadał sobie pytanie, jak mógłby spędzić czas do końca weekendu, z którego jeszcze został dzisiejszy wieczór i cały jutrzejszy dzień, w jaki sposób wypełnić czymś tyle pustych godzin, niejakim wyjściem byłoby obejrzenie wszystkich brakujących filmów, ale to nie przyniosłoby mu żadnych dodatkowych informacji, co najwyżej ujrzałby swoją twarz w innych rolach, kto wie, czy nie nauczyciela tańca, a może strażaka, może krupiera, kieszonkowca, architekta, nauczyciela szkoły podstawowej, aktora poszukującego pracy, swoją twarz, swoje ciało, swoje słowa, swoje gesty, aż do znudzenia. Mógłby zadzwonić po Marię da Paz, zaprosić ją, by wpadła, jutro, jeśli nie może dzisiaj, ale to by znaczyło związanie siebie samego własnymi rękoma, szanujący się mężczyzna nie prosi o pomoc kobiety, nawet kiedy ona o tym nie wie, po to, żeby później odesłać ją z kwitkiem. I właśnie w tym momencie pewna myśl, która już wcześniej wysuwała się z lekka spoza innych, uprzywilejowanych myśli, zupełnie nie zauważana przez Tertuliana Maksyma Alfonsa, znienacka zdołała przedostać się na pierwsze miejsce. Jeśli zajrzysz do książki telefonicznej, powiedziała, będziesz mógł się dowiedzieć, gdzie on mieszka, nie będziesz musiał pytać w przedsiębiorstwie, a nawet jeśli poczujesz stosowny nastrój do tego, będziesz mógł pójść i obejrzeć ulicę, na której mieszka, i dom, rzecz jasna będziesz musiał zachować elementarne środki ostrożności i jakoś się przebrać, nie pytaj mnie za kogo, to twoja sprawa. Żołądek Tertuliana Maksyma Alfonsa jeszcze raz dał znak, człowiek ten nie chce zrozumieć, że emocje są mądre, że martwią się o nas, jutro się ujawnią, Przecież cię ostrzegaliśmy, ale w tym momencie, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, będzie już za późno. Tertulian Maksym Alfons trzyma w rękach książkę telefoniczną, drżąc, poszukuje litery S, kartkuje do przodu i do tyłu, oto jest. Jest trzech Santa – Clara i żaden nie jest Danielem.
Rozczarowanie jest bardzo wielkie. Takie pracowite poszukiwanie nie mogło zakończyć się ot tak sobie, byłoby to śmiesznie proste. To prawda, że książki telefoniczne zawsze były jednym z pierwszych elementów badania dla każdego prywatnego detektywa albo dzielnicowego mającego odrobinę wykształcenia, swego rodzaju papierowym mikroskopem zdolnym doprowadzić podejrzaną bakterię do krzywej wizualnej percepcji badacza, ale prawdą jest też, że z tą metodą identyfikacji związane są pewne trudności, a i niepowodzenia, są to powtarzające się nazwiska, bezduszne sekretarki automatyczne, podejrzliwe cisze oraz ta częsta i zniechęcająca odpowiedź Ten człowiek już tu nie mieszka. Pierwsza i z punktu widzenia logiki trafna myśl Tertuliana Maksyma Alfonsa była taka, że Daniel Santa – Clara nie chciał, żeby jego nazwisko znalazło się w książce telefonicznej. Niektóre wpływowe osoby, bardziej widoczne w społeczeństwie, przyjmują taki sposób zachowania, nazywa się to obroną świętego prawa do prywatności, robią tak na przykład przedsiębiorcy i finansiści, politykierzy pierwszych stron gazet, gwiazdy, planety, komety i meteoryty kinowe, genialni i refleksyjni pisarze, świetni piłkarze, kierowcy formuły pierwszej, znane modelki, także te mniej znane, i, z powodów znacznie bardziej zrozumiałych, także przestępcy, specjalizujący się w różnego rodzaju działalności kryminalnej – wszyscy oni wybrali ostrożność, dyskrecję i skromność anonimowości, która do pewnego stopnia strzeże ich przed chorobliwą ciekawością. W takim przypadku, nawet jeśli to ich czyny sprawiły, że stali się sławni, możemy być pewni, że nigdy nie znaleźlibyśmy ich w książce telefonicznej. Jednakowoż Daniel Santa – Clara nie jest, z tego, co o nim jak dotychczas wiemy, przestępcą, nie jest też, i co do tej kwestii nie może w nas pozostać nawet cień wątpliwości, choć należy do tego samego zawodu, gwiazdą filmową, więc przyczyna nieznajdowania się jego nazwiska w ograniczonej grupie posiadaczy nazwiska Santa – Clara powinna wzbudzić żywy niepokój, z którego będzie można wyjść jedynie drogą refleksji. Właśnie temu zajęciu oddał się bez reszty Tertulian Maksym Alfons, podczas gdy my, z naganną frywolnością, dywagowaliśmy o wariantach socjologicznych tych osób, które, w gruncie rzeczy, cieszyłyby się z obecności w specjalnej książce telefonicznej, konfidencjonalnej, tajnej, swego rodzaju almanachu gotajskim, który rejestruje nobilitacje wg nowych kryteriów ustanowionych w nowoczesnych społeczeństwach. Wnioski, do jakich doszedł Tertulian Maksym Alfons, choć należące do kategorii tych, które natychmiast rzucają się w oczy, i tak zasługują na oklaski, bo wszak udowadniają, że pomieszanie umysłowe, trapiące przez ostatnich kilka dni nauczyciela historii, jeszcze się nie przerodziło w zaporę uniemożliwiającą przeprowadzenie jasnego wywodu logicznego. To prawda, że Daniel Santa – Clara nie figuruje w książce telefonicznej, ale to nie znaczy, że nie może być jakiegoś związku, by tak powiedzieć, pokrewieństwa – pomiędzy jedną z trzech osób na niej figurujących i Santa – Clara, aktorem filmowym. Nie mniejsze może być prawdopodobieństwo, że oni wszyscy należą do tej samej rodziny albo nawet, jeśli pójdziemy tą samą drogą, że Daniel Santa – Clara mieszka w jednym z tych domów i że telefon, którego używa, jest jeszcze zarejestrowany, na przykład na zmarłego niedawno dziadka. Jeśli jak to się dawniej opowiadało dzieciom dla zilustrowania związku pomiędzy drobnymi przyczynami i wielkimi skutkami, bitwa została przegrana z powodu obluzowania się jednej podkowy jednego konia, trajektoria dedukcji i indukcji Tertuliana Maksyma Alfonsa, którą właśnie wyłożyliśmy, nie jawi nam się jako bardziej wątpliwa i problematyczna niż ten budujący przypadek z historii wojen, którego pierwszym czynnikiem, i ostatnim odpowiedzialnym, z pewnością była, w końcu i bez miejsca na wątpliwości, niekompetencja zawodowa kowala zwyciężonej armii. Jaki krok zrobi teraz Tertulian Maksym Alfons, oto paląca kwestia. Może zadowoli go rozwiązanie problemu i zdoła ostatecznie ustalić taktykę niefrontalnego zbliżenia, z tych roztropnych, które preferują drobne kroki i zawsze zostawiają drogę odwrotu. Kto go widzi siedzącego na krześle, na którym została zapoczątkowana definitywnie nowa faza jego życia, ze zgarbionymi plecami, łokciami wspartymi na kolanach i z głową objętą rękami, nie wyobraża sobie, jak mozolna praca odbywa się w tym mózgu, ważenie alternatyw, mierzenie opcji, ocenianie wariantów, przewidywanie zdarzeń, niczym w umyśle szachowego mistrza. Minęło już pół godziny, a on się nie poruszył. I minie jeszcze pół godziny, aż w końcu zobaczymy go, jak się podnosi, aby usiąść przy biurku z książką telefoniczną otwartą na stronie z tajemnicą. Widać wyraźnie, że podjął męską decyzję, podziwiajmy odwagę człowieka, który w końcu odrzucił precz ostrożność i postanowił uderzyć frontalnie od czoła. Wykręcił numer pierwszego Santa – Clara i odczekał. Nikt nie odpowiedział, nie było też automatycznej sekretarki. Wykręcił drugi i odpowiedział mu kobiecy głos, Proszę, Dzień dobry, proszę pani, przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałbym rozmawiać z panem Danielem Santa – Clara, mam informację, że mieszka pod tym adresem, Myli się pan, ten pan tutaj nie mieszka ani nigdy nie mieszkał, Ale nazwisko, Nazwisko to zbieg okoliczności, taki sam jak wiele innych, Sądziłem, że może pani należeć do jego rodziny i pomoże mi w odnalezieniu go, Nie znam go, ani pana też, Przepraszam, powinienem się był przedstawić, To zbyteczne, nie interesuje mnie, jak się pan nazywa, Wygląda na to, że poinformowano mnie błędnie, Najwyraźniej tak, Dziękuję pani za pomoc, Nie ma za co, Do widzenia, przepraszam za kłopot, Do widzenia. Byłoby naturalne, po tej wymianie słów, pełnej napięcia z niewyjaśnionych powodów, żeby Tertulian Maksym Alfons zrobił sobie krótką przerwę na odzyskanie spokoju i dla wyrównania tętna, ale tak się nie stało. Są w życiu sytuacje, kiedy to jest nam już zupełnie obojętne, czy przegrywamy o dziesięć czy o sto, chcemy tylko jak najszybciej dowiedzieć się, jaka jest ostateczna kwota przegranej, żeby później, o ile to możliwe, nie wracać do niej myślami. Tak więc trzeci numer został wykręcony bez wahania, męski głos zapytał z drugiej strony gwałtownie, Kto mówi. Tertulian Maksym Alfons poczuł się przyłapany na błędzie, wybełkotał jakieś nazwisko, Czego pan sobie życzy, ponownie zapytał głos, ton w dalszym ciągu był szorstki, ale w dziwny sposób nie czuć w nim było wrogości, istnieją tacy ludzie, wychodzi z nich taki głos, że wydają się źli na cały świat, a w sumie okazuje się, że mają złote serce. Tym razem, z powodu krótkości dialogu, nie dowiemy się, czy serce mężczyzny rzeczywiście zostało wykonane z tego jakże szlachetnego kruszcu. Tertulian Maksym Alfons wyraził pragnienie odbycia rozmowy z Danielem Santa – Clara, mężczyzna o złym głosie odparł, że nie mieszka tu nikt o tym imieniu, i wszystko wskazywało, że rozmowa nie ma szans dalej się rozwinąć, nie było sensu powtarzać historii o interesującym zbiegu okoliczności w kwestii nazwisk ani o możliwości istnienia więzów krwi, które może mogłyby doprowadzić zainteresowanego do jego przeznaczenia, w takich przypadkach pytania i odpowiedzi powtarzają się, są zawsze takie same, Jest taki facet, Taki facet tu nie mieszka, ale tym razem pojawiła się pewna nowa okoliczność, a był nią fakt przypomnienia sobie przez mężczyznę o rozstrojonych strunach głosowych, że mniej więcej przed tygodniem zadzwonił do niego ktoś z takim samym pytaniem, Sądzę, że nie był to pan, przynajmniej głos nie jest podobny, mam bardzo dobry słuch i znakomicie rozpoznaję ludzi po głosie. Nie, to nie byłem ja, powiedział Tertulian Maksym Alfons, nagle zmieszany, a ta osoba kim była, kobietą czy mężczyzną, Mężczyzną oczywiście. Tak, mężczyzną, co się dzieje z jego głową, nie rozumie, że bez względu na to, jak wielkie mogłyby różnice pomiędzy głosami dwóch mężczyzn, pomiędzy głosem mężczyzny i kobiety zawsze będzie tych różnic znacznie więcej, Chociaż, dodał rozmówca gwoli informacji, jak się teraz nad tym zastanawiam, to zdaje mi się, że się wysilał, żeby go zmienić. Podziękowawszy w odpowiedni sposób, Tertulian Maksym Alfons odłożył słuchawkę i wpatrzył się w trzy nazwiska w książce. Skoro ten tam mężczyzna zadzwonił i pytał o Daniela Santa – Clara, zwykła logika działania zmusiła go zapewne, tak jak zrobił to on, do zadzwonienia pod trzy pozostałe numery. Tertulian Maksym Alfons nie wiedział, rzecz jasna, czy w pierwszym mieszkaniu ktoś mu odpowiedział, a wszystko wskazywało na to, że kobieta w złym humorze, z którą rozmawiał, osoba nieuprzejma mimo neutralnego tembru głosu, albo nie pamiętała, albo nie uważała za konieczne wspomnieć o tym fakcie, lub też najzwyczajniej w świecie to nie ona odebrała telefon. Może dlatego, że sam mieszkam samotnie, mam skłonność do przypisywania wszystkim, że też żyją samotnie. Z silnego pobudzenia, które spowodowała w nim informacja, że jakiś nieznajomy także poszukiwał Daniela Santa – Clara, zostało mu niepokojące uczucie zmieszania, jak gdyby stanął wobec konieczności rozwiązania równania drugiego stopnia zaraz po tym, jak zapomniał sposobu rozwiązywania równań pierwszego stopnia. Prawdopodobnie był to jakiś dłużnik, pomyślał, to najbardziej prawdopodobne, dłużnik, ci artyści i literaci to ludzie, którzy niemal zawsze wiodą nieregularne życie, pewnie jest winien pieniądze w jednym z tych miejsc, gdzie się grywa, i teraz żądają, by im zapłacił. Tertulian Maksym Alfons czytał w dawniejszych czasach, że długi karciane są najświętsze ze wszystkich, niektórzy ludzie nazywają je nawet długami honorowymi, i chociaż nie rozumiał, cóż takiego bardziej wspólnego może mieć honor z tymi przypadkami niż z innymi, przyjął kodeks i nakaz jako coś, z czym nie ma nic wspólnego, Niech se robią, co chcą, pomyślał. Tymczasem, dzisiaj, wolałby, żeby długi te nie miały wiele wspólnego ze świętością, żeby były zwyczajne, z tych, co to się je odpuszcza i o nich zapomina, tak jak w starym Wierzę w Boga nie tylko się prosiło, ale też obiecywało. Aby poprawić sobie nastrój, poszedł do kuchni zrobić sobie kawę i, popijając ją, dokonał bilansu swoich działań, Muszę jeszcze raz zadzwonić, Mogą wydarzyć się dwie rzeczy, kiedy to zrobię, albo powiedzą mi, że nie znają tego imienia i osoby, i sprawa zostanie załatwiona, albo odpowiedzą mi, że owszem, mieszka tutaj, a wtedy ja się rozłączę. W tym momencie interesuje mnie tylko, gdzie on mieszka.