Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Onanizowałem się. I starałem zrobić to tak zmyślnie, żeby się zapłodnić. Ale ciągle coś się nie udawało. Musiałem bardzo szybko zmieniać płeć, zanim sperma zgnije. A to nie jest łatwe dla elfa, to jest proces instynktowny, nie dzieje się tak po prostu, na zawołanie. Aż nagle, po wieczności, udało się. Urodziłam Drugiego Elfa! Nie masz pojęcia, co to była za radość. Spłodził ze mną całą masę innych elfów. A ja wszystkim mężczyznom urodziłam dzieci i wszystkim kobietom spłodziłem. Bo okazało się, że wśród elfów tylko ja jestem płodną istotą. Tylko ze mną elfy mogły mieć dzieci. Tylko ja mogłem zapłodnić elfkę, tylko ja mogłam urodzić elfowi dziecko. Przez jakiś czas byłem mężem wszystkich kobiet i żoną wszystkich mężczyzn, ale one zaczęły łączyć się w pary między sobą. To było dla mnie bolesne doświadczenie. Ból opuszczonej matki. I ojca. Prawdziwy ból macierzyństwa i ojcostwa. Ale chciałem im pomóc… Może nawet bardziej chciałem, niż chciałam. Dlatego, gdy zrobiłem im ludzi, byłem Mistrzem, nie Mistrzynią.

– Ale zaraz… Przecież mówiłaś mi… Że mój ojciec znał cię jako kobietę… A znał też mistrza…

– Nie wiedział, kim jestem. Moje myśli czuć zupełnie inaczej, kiedy myślę jako kobieta. Czasem nawet myślałam z nim na dwa głosy, jako dziewczyna i jako Mistrz. Nie zorientował się. Póki nie urodziłam mu ciebie.

– Mamo… Skoro wiedziałaś… Gdzie jest Obraz… Dlaczego go nie skonfiskowałaś? Dlaczego nie wysłałaś żołnierzy! Mogłaś zobaczyć obraz, szybko dokonać obrzędu według tego, co tam namalowane, i zmienić ludzi z powrotem w żmije i krety!

– Ale synku… córeczko, przecież ja doskonale wiem, jak dokonać tego obrzędu. Sam go dokonałem. To przecież ja namalowałem Święty Obraz!

– To dlaczego tego nie zrobisz?! Dlaczego mnie wysłałaś po Obraz?! Po co w ogóle jest Obraz?! Po co go namalowałeś?!

– O wszystkim dowiesz się później. Najpierw tortury.

– Witaj, generale Tundu Embroja. Stary druhu. Wiedziałeś, że prędzej czy później tu się spotkamy, co?

– Wie… Wiedziałem. No bo przecież każdy tu w końcu trafi…

– Chyba że wcześniej trafi na szafot. Niestety, ze względów logistycznych okazało się, że część skazańców musi być karana na miejscu. Transport nadal nie rozwija się tak, jak powinien. A poza tym konieczny jest przykład. Przykład, dzięki któremu ludzie nie tylko podporządkują się Błogosławieństwu Moich Planów, ale także zaczną doceniać bardziej własne życie, bardziej się nim cieszyć, bardziej cieszyć się każdą jego sekundą już tylko z tego powodu, że żyją… Co jest podstawą odpowiedniego docenienia Błogosławieństwa Moich Planów. Dlatego z ciężkim sercem pozwoliłem każdemu trybunałowi na skazywanie połowy skazanych na krótkie, góra kilkudniowe egzekucje.

– Co ze mną będzie?

– Raduj się. Zostaniesz poddany Wspaniałej Cesarskiej Procedurze.

– Wybacz mi, Panie… Pani… Panie, wybacz, ale nie będę się radować.

– Dlaczegóż to?

– Bo nie ma z czego. Bo idę na tortury!!! Bo w ogóle są tortury!!! Bo w twoim Cesarstwie jest zło, samo zło, sam ból!!! Dlaczego ten ból?!!! Dlaczego ludzie mają być mordowani?!!! Może mi powiesz, zanim mnie zabijesz?!!!

– O, ja ciebie nie zabiję. Wręcz przeciwnie, zrobię wszystko, żebyś żył wiecznie.

– Co?!

– Mój drogi, mylisz się bardzo, mówiąc, że w Cesarstwie jest sam ból. W Cesarstwie jest nieskończona ilość bólu, i to bardzo dobrze. Człowiek powinien zaznać jak najwięcej bólu. Ale w Cesarstwie jest też nieskończona ilość radości. Czyż nie ma chwały Cesarza? Czyż uśmiechnięte twarze nie wykrzykują na cześć Cesarza radosnych okrzyków? Czyż serc nie przepełnia wtedy nieskończona radość?

– Nie. Na pewno nie.

– Tak. Na pewno tak. Bo nic nie może się równać nieskończonej radości człowieka, który przed chwilą myślał, że zaraz umrze, a teraz widzi, że jednak pożyje. Dlatego kiedy tłum na placu wiwatuje pod grozą łuczników, wtedy każdy w tym tłumie myśli, że to w niego strzelą, że to on może okazać się tym, co wiwatował najmniej głośno. I kiedy się okazuje, że nikogo nie zastrzelono, tłum staje się jedną, wielką, żywą, wrzącą radością… Naprawdę, warto żyć dla tej chwili, w której widzi się ich wszystkich z góry. Jak dobrą, gorącą, gotującą się zupę. Czasem myślę, że dla takiej chwili warto byłoby nawet żyć życiem śmiertelnika, nie-wiecznie…

– A Ty, panie, żyjesz wiecznie?

– Ważne, drogi Embroja, że ty będziesz żył wiecznie. A w każdym razie zrobimy wszystko, abyś wiecznie żył. Czeka cię wielka radość i wielkie cierpienie. Jak już powiedziałem, człowiek powinien doznać jak najwięcej bólu. I powinien zaznać jak najwięcej radości. Tylko w ten sposób będzie w pełni człowiekiem. Rozumiesz?

– Nie.

– Człowiek jest istotą niesamodzielną. Nie jest w stanie przetrwać długo. Nie jest w stanie przetrwać życia z jego wstrząsami. Rozpada się od nich. Na tym polega tak zwana ludzka naturalna śmierć. Trzeba człowieka na te wstrząsy uodpornić. Trzeba wprowadzać w niego stopniowo narastający ból i stopniowo narastającą radość, za każdym razem zatrzymując się na granicy wytrzymałości. W ten sposób za każdym razem ta granica troszeczkę się przesunie, tak jak to jest przy każdym treningu. I w końcu człowiek stanie się tak odporny, tak bardzo odporny… Że aż odporny na śmierć. Oczywiście, przy tej metodzie łatwo jest przesadzić…

– A jakie czekają mnie radości?

– Przede wszystkim ta, którą odczujesz zawsze wtedy, gdy zorientujesz się, że nie przesadziliśmy. Gdy zatrzymamy się tuż przed granicą wytrzymałości i zrozumiesz, że tym razem też nie umarłeś.

– Nie chcę.

– Chcesz uniknąć szansy na życie wieczne? Dla twojego dobra nie mogę ci na to pozwolić. Ale na razie nie masz się czego obawiać. Najpierw czekają cię radości. Jesteś stary, musisz się trochę wzmocnić. Tutaj, w Rombie, natężenie cierpień jest tak wielkie, że dla właściwej równowagi wstrząsów wprowadziłem jeszcze inne, dodatkowe radości. Dodatkowe w stosunku do tej standardowej z uratowania życia, którą mniej więcej raz dziennie czują ludzie poza Rombem. Dlatego zanim sam pójdziesz na tortury, pozwolę ci potorturować.

– Nie chcę.

– Chcesz. Każdy człowiek uwielbia zadawać ból. Ja nie, ale ja nie jestem człowiekiem. Natomiast w każdej ludzkiej istocie jest odruchowe pragnienie zadawania bólu. Ono zostało zatarte przez to, czego nauczyły was elfy. Elfy uczyły was dobra i niektórzy z was dość pojętnie nauczyli się dobro udawać. Nawet przed samymi sobą, tak was wytresowano. Ale wy nie staniecie się dobrzy, dopóki nie staniecie się nieśmiertelni. Świadomość okrutnego losu, na który każdy z was jest skazany, czyni was nieczułymi na innych. Każdy z was chce zadawać ból i śmierć z prostego logicznego powodu. Kiedy zadajesz ból i śmierć, myślisz: „To ja zadaję ból i śmierć, a więc jestem panem bólu i śmierci, a więc one mnie nie dotyczą, nigdy mnie nie dotkną, nigdy nie skierują się przeciwko swojemu panu”. To oczywiście nie jest racjonalne, ale bardzo logiczne i dlatego przekonywające. Zło daje wam złudne poczucie wyzwolenia od zła. Zadawanie bólu i śmierci daje wam złudne poczucie wyzwolenia od bólu i śmierci. Każdy kat w Cesarstwie czuje się Cesarzem.

– Nie chcę.

– Będziesz chciał, jak ci powiem, kogo będziesz mógł storturować aż do granicy śmierci, postraszyć egzekucją i wielokrotnie zgwałcić. To przecież to twoje rude nieszczęście, Jonga, ta złodziejka, wyciągnęła cię z domu, to ona skazała na poniewierkę, to ona sprawiła, że jesteś tutaj, gdzie, jak twierdzisz, być nie chcesz, wreszcie to przez nią twoja żona i synek zostali poddani amputacji języka, a teraz trafili tutaj…

– Nie!!!

– A nie mówiłem, że będziesz chciał?

– Będziesz cierpieć.

– Pierdol się.

– Będziesz cierpieć.

– Pierdol się.

– Będziesz cierpieć.

– Pierdol się, Tundu! I to ty masz mnie torturować! To jest chyba największa zniewaga. Już gorsza od tych tortur.

– Krzyczysz, pyskujesz, a tak naprawdę ząbki dzwonią.

– Akurat.

– Boisz się.

– Ciebie najmniej.

– Będę cię torturować.

– Ciekawe jak.

– Ciekawe? Pewnie. Ciekawe i straszne. Chcesz wiedzieć, choć wiesz, że lepiej nie wiedzieć. Już samo to jest niezłą torturą, co?

– Pierdol się, Tundu.

– Wiesz, co mam w tym garnuszku? To mrówki wodne.

– Pierdol się!!!

– Trochę większe niż zwykłe mrówki. Żyją w wodzie. Najlepiej czują się w wodzie wypełnionej substancjami organicznymi. Dlatego chętnie gnieżdżą się we wnętrznościach topielców. Ale płynami organicznymi żywego człowieka też nie pogardzą. Doskonale czują się w chwoi.

– Pierdol się!!!

– Myślę, że nie muszę ci objaśniać, czym jest chwoja. Kiedy zostaną wprowadzone do twojej pochwy, podrażnią ją na tyle, aby zaczął wydzielać się płyn. Nie wiem, bo nie jestem kobietą, ale to może być nawet przyjemne. Oczywiście, to nie jedyna rzecz, którą ci zrobią. Za pomocą swoich żuwaczek jadowych przerobią ci pochwę na kotlet mielony… Widziałaś kiedyś kotlet mielony? Nie, za młoda jesteś. Poprzez rozmaite płyny organiczne mrówki rozejdą się po całym twoim ciele. Dostaną się do krwiobiegu, do limfy, do śliny, będą w twoich żyłach, płucach, w sercu i w końcu całą cię przerobią od wewnątrz na ten kotlet mielony. Ale nie zabiją cię, o nie. Doprowadzą do granicy śmierci, ale nie zabiją, bo ty będziesz ich żywicielem. A my będziemy twoim żywicielem. Będziemy cię karmić dobrze, może nawet kotletem mielonym. Tak, abyś żyła razem ze swoimi mróweczkami jako żywa papka. Papka papką karmiona.

– Tundu, skurwysynu… Co oni ci zrobili?

– Nie, Jonga. Co ty mi zrobiłaś… Przez ciebie moja żona i synek dostali się tutaj, do Rombu. Gdybyś mnie wtedy nie napadła… Teraz sam dla ciebie wybrałem torturę, ze wszystkich najgorszych rzeczy świata, sam dla ciebie te mróweczki wybrałem, sam je wymyśliłem, sam sobie przypomniałem o nich, sam je kazałem sprowadzić z Półwyspu Południowego, dla ciebie.

– Nie dla niej, Tundu, nie dla niej.

– Jak to? Panie… Pani… Jak to?

– Wszystko, co wymyśliłeś dla Jongi, zostanie zastosowane wobec twojej żony i synka.

4
{"b":"89185","o":1}