Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Adam, dlaczego nie potrafisz mi uwierzyć, tylko wierzysz całemu światu? Sam mnie uczyłeś, że miłość to zawierzenie i zaufanie. Dlaczego nawet nie chcesz mnie wysłuchać?

Nie wiem, jak od wczoraj zmieniła się sytuacja, ale wybacz, już nie jestem zainteresowany.

Adam podnosi się i patrzy na mnie, a ja wiem, że nie mam tu już nic do zrobienia. Nie można rozmawiać z kimś, kto rozmawiać nie chce. Patrzę, jak Adam podnosi swoją ciężką torbę, znowu zarzuca ją na ramię. Nad jego głową zegar, wskazówka przesuwa się nerwowymi ruchami, Adam patrzy mi prosto w oczy, nie odwracam wzroku, widzę cień, wspomnienie tamtego Adama, ale ten teraźniejszy odwraca się i odchodzi, lekko zgarbiony.

Zamykam oczy i chcę sobie przypomnieć tamtego mężczyznę, który mnie kochał, ale widzę tylko pustkę i ciemność.

Strażnik pojawia się za swoim kontuarem, znowu rozkłada przed sobą gazetę, patrzy na mnie i uśmiecha się.

No i co, doczekała się pani w końcu? – Głos ma miły.

Tak – odpowiadam – doczekałam się.

Idę piechotą przez miasto. Chłodny poranek zamienił się w prawie letni dzień. Słońce odbija się w szybach wysokich domów, razi, obie strony ulicy błyszczą słonecznym światłem nierzeczywistego świata. Nie ma cienistej strony ulicy. Pałac Kultury świeci jak wyfroterowany.

Widzę, jak przesuwają się samochody, ludzie, domy, wystawy sklepów, widzę, jak zmieniają się światła, zielone, żółte, czerwone i znowu zielone, żółte, czerwone, i nic mnie to nie obchodzi. Tonę.

Koło dworca wchodzę do sklepu, biorę koszyk, przechodzę koło serów, kasz, cukrów, mięsa i warzyw. Każda decyzja jest dla mnie za trudna. Jest za głośno, za jasno, za dużo. Odstawiam pusty koszyk przy kasie i wychodzę. Schody w dół, w podziemia dworca, tłum wysypał się z kolejki, która właśnie przyjechała. Przyglądam się obojętnie, czekam, aż kolejka opustoszeje i siadam w ostatnim wagonie. Rusza dopiero za dwadzieścia minut, mogłam zrobić te zakupy, mogłam jakoś wykorzystać czas, ale brak mi energii. Muszę pomyśleć, muszę zrozumieć, co się stało. Może mnie nie kochał, przemyka mi przez głowę myśl, i czuję, jak robi mi się słabo. Nie, nie wpadnę w taki kanał. Po prostu coś się skończyło, ale nie mogę wszystkiego przekreślać. Nic mi wtedy nie zostanie. Kochał mnie. Kiedyś mnie na pewno kochał. Mężczyzna kocha kobietę, z którą chce się ożenić.

Nawet nie zauważyłam, kiedy kolejka ruszyła. Za Opaczem wszedł kontroler. Podałam swój bilet.

– Nieskasowany – powiedział z satysfakcją. – Dokumenty proszę.

Spojrzałam na niego. Lekko łysiał, zakola na czole – świeciły. Patrzyłam i nie bardzo rozumiałam, co do mnie mówi.

Pani skasuje – powiedział ugodowo.

Dobrze – odpowiedziałam i dalej siedziałam. Patrzyłam w okno.

Pani się dobrze czuje? – Kontroler nachylił się nade mną.

Tak, chyba tak.

To ja pani skasuję. – Wziął ode mnie bilet i ku zdziwieniu pasażerów, ruszył do kasownika.

Dziękuję – powiedziałam, kiedy oddał mi bilet i odwróciłam się do okna.

Pani na drugi raz kasuje – upomniał mnie kontroler.

Oczywiście – odpowiedziałam.

Patrzył na mnie, jakbym była niespełna rozumu. Nie chcę budzić litości. Poradzę sobie, zawsze sobie radziłam.

Czy można kochać kogoś, kto nas nie kocha? Można. Tak właśnie będzie ze mną. Nie będę się złościć na los, może takie jest moje przeznaczenie? Po co z nim walczyć? Mogę sobie przecież przechowywać te wszystkie wspaniałe rzeczy, które mi się przydarzyły. Niektórym w ogóle nie zdarza się kochać. Mnie się zdarzyło. I tak mnie los obdarował. Będę się umiała jeszcze cieszyć z tego, że spotkałam Adama, kiedyś będę się umiała z tego cieszyć. Wiem to.

Przynajmniej umiem kochać. To nie szkodzi, że bez wzajemności. Za parę lat przestanie to mi przeszkadzać.

Wysiadłam u siebie na stacji i wolno ruszyłam w stronę domu. Zatrzymałam się przed swoją furtką i ruszyłam do Uli. Nie mogę udawać, że nie usłyszałam od Adama, że skłamała. Ula jest bliską mi osobą, ale jak żyć i przyjaźnić się z takim bagażem? Z nią też muszę porozmawiać.

Dzwonię. Otwiera mi Krzyś.

Cześć, Jutka. Co ty tak oficjalnie? Przez bramę?

Muszę porozmawiać z Ula. – Mijam Krzysia i widzę Ule, która obiera ziemniaki.

Zjesz z nami obiad? – Ula krząta się, zgarnia obierki do kosza, przemywa blat.

– Nie, dziękuję, chcę z tobą porozmawiać.

– Co ty tak oficjalnie? – Ula uśmiecha się, nawet nie wie, że powtórzyła zdanie Krzysia. Czy to znak dobrego związku?

Wychodzimy na taras.

57
{"b":"88895","o":1}