Литмир - Электронная Библиотека
A
A

W tej samej chwili usłyszeli zdecydowany, donośny głos osoby wyraźnie nawykłej do wydawania rozkazów. Dźwięk dobiegał z głośnika wiszącego nad wejściem do sali. Głos trzy razy powtórzył uwaga, uwaga, uwaga, po czym nadano komunikat, Rząd ubolewa, że musiał uciec się do środków ostatecznych, ale uważa za swój obowiązek i prawo użyć ich w sytuacji zagrażającej całemu społeczeństwu, Obecny kryzys nosi wszelkie znamiona epidemii ślepoty, nazwanej prowizorycznie białą chorobą, liczymy na współpracę i uczciwość wszystkich obywateli, co uniemożliwi dalsze rozprzestrzenianie się choroby, przyjmując, że jest ona zakaźna i że zanotowane przypadki nie są zwykłym zbiegiem okoliczności, Podjęcie decyzji o zgrupowaniu chorych i podejrzanych o chorobę obywateli w odosobnionym, lecz znajdującym się w pobliżu miasta budynku nie było łatwe, Rząd zdaje sobie sprawę ze swej odpowiedzialności i wierzy w obywatelską postawę wszystkich osób, do których kierowane są te słowa, Ufamy, że wykażą one solidarność, przedkładając dobro narodu nad własny interes. W związku z tym prosimy o skrupulatne wypełnianie rozkazów, po pierwsze, nie należy gasić światła w budynku, przy czym manipulowanie przy przyciskach nic nie da, gdyż są one uszkodzone, po drugie, opuszczenie budynku bez zezwolenia grozi zastrzeleniem, po trzecie, w każdej sali znajduje się telefon, z którego można jedynie składać zamówienia na środki opatrunkowe i środki czystości, po czwarte, internowani mają obowiązek prać ubrania ręcznie, po piąte, radzimy, wybrać przewodniczącego sali, Nie jest to rozkaz, lecz sugestia, by internowani zorganizowali się w celu sumiennego przestrzegania podanych wyżej punktów oraz rozkazów, które sukcesywnie będziemy wydawać, po szóste, trzy razy dziennie przed bramę dostarczane będą kartony z żywnością, które zostaną ustawione po lewej i po prawej stronie, co odpowiada podziałowi budynku na dwie części, dla podejrzanych o kontakt z chorobą i dla niewidomych, po siódme, wszystkie odpadki należy palić, a przez odpadki rozumiemy zarówno resztki jedzenia, jak i opakowania oraz talerze i sztućce wykonane z łatwopalnych materiałów, po ósme, palenie odpadków winno odbywać się na patiach znajdujących się w części centralnej obiektu lub w ogrodzie, po dziewiąte, internowani ponoszą odpowiedzialność za wszelkie nieprzewidziane konsekwencje palenia odpadków, po dziesiąte, zarówno w razie pożaru, jak i umyślnego podpalenia nie należy liczyć na interwencję straży pożarnej, po jedenaste, oraz na jakąkolwiek inną pomoc z zewnątrz w przypadku choroby internowanych, agresji lub nieprawidłowości w organizacji, po dwunaste, w przypadku śmierci, niezależnie od jej przyczyn, internowani zobowiązani są bez zbędnych formalności zakopać ciało w ogrodzie, po trzynaste, komunikowanie się ślepych z podejrzanymi o zarażenie chorobą ma się odbywać poprzez część centralną budynku, gdzie znajduje się główne wejście, po czternaste, internowani podejrzani o kontakt z chorobą, którzy oślepną, zobowiązani są niezwłocznie przejść do skrzydła zamieszkanego przez ślepych, po piętnaste, powyższe obwieszczenie będzie powtarzane codziennie o tej samej porze, by mogli się z nim zapoznać nowo przybyli, Rząd i cały naród oczekują, że internowani spełnią swój obywatelski obowiązek, Dobranoc.

Zapadła cisza, którą przerwał dziecięcy głos chłopca, Chcę do mamusi, lecz jego słowom brakowało uczucia, jakby ktoś przez pomyłkę uruchomił tekst nagrany na automatycznej sekretarce, przerywając długą ciszę. Pierwszy odezwał się lekarz, To, co usłyszeliśmy, nie pozostawia żadnych wątpliwości, jesteśmy całkowicie odcięci od świata i nie wyjdziemy stąd, dopóki nie zostanie wynaleziony lek na naszą chorobę, Pański głos wydaje mi się znajomy, odezwała się dziewczyna w ciemnych okularach, Jestem lekarzem okulistą, No właśnie, byłam wczoraj u pana, Ach tak, co pani dolega, Miałam zapalenie spojówek, pewnie nadal je mam, ale teraz to bez znaczenia, przecież jestem ślepa, A ten malec, który jest z panią, To nie moje dziecko, ja nie mam dzieci, Wczoraj badałem chłopca, który miał zeza, czy to ty, spytał lekarz, Tak, proszę pana, odparł z niechęcią chłopiec, zły, że ktoś głośno mówi o jego przypadłości i miał rację, ponieważ publiczne wytykanie komuś drobnych ułomności zamienia je w kalectwo. Czy są jeszcze wśród państwa moi pacjenci, zwrócił się lekarz do obecnych na sali, Może jest tu pan, który wczoraj nagle oślepł w samochodzie i zjawił się u mnie w towarzystwie żony, To ja, odezwał się pierwszy ślepiec, Ale jest tu jeszcze jedna osoba, proszę się odezwać, nie wiadomo jak długo przyjdzie nam przebywać razem, powinniśmy się poznać. Złodziej samochodów wycedził przez zęby, Jestem, uważając, że to wszystkich zadowoli, ale lekarz nalegał, Sądząc po głosie, jest pan młody, nie jest pan tym starym człowiekiem z kataraktą, Nie, doktorze, nie jestem, W jaki sposób pan oślepł, Na ulicy, To znaczy, To znaczy na ulicy i tyle. Lekarz chciał jeszcze zapytać, czy człowiek ten również widział tylko biel, ale uznał, że to nic nie zmieni, nieważne, czy widzą mrok, czy jasność, i tak stąd nie wyjdą. Niepewnie wyciągnął dłoń w stronę żony, a jej ręka czekała już w powietrzu. Pocałowała go w czoło. Tylko ona widziała jego zatroskaną twarz, zaciśnięte usta, martwe szkliste oczy, w których tlił się strach, oczy, które powinny widzieć, a były ślepe, Na mnie też przyjdzie kolej, pomyślała, może zaraz, za chwilę, zanim zdążę dokończyć tę myśl, oślepnę nagle jak ci wszyscy ludzie, a może obudzę się ślepa jutro rano lub stracę wzrok, myśląc, że się tylko zdrzemnęłam.

Popatrzyła na czwórkę niewidomych. Siedzieli na swoich łóżkach, każdy z zapakowanym naprędce bagażem. Chłopiec miał szkolny plecak, inni małe walizki, jakby wybierali się na sobotnio-niedzielny wypoczynek. Dziewczyna w ciemnych okularach rozmawiała cicho z dzieckiem, po drugiej stronie, oddzieleni pustym łóżkiem, siedzieli naprzeciw siebie całkiem nieświadomi swej obecności złodziej samochodów i pierwszy ślepiec. Wszyscy słyszeliśmy komunikat, odezwał się lekarz, I wiemy, że cokolwiek się wydarzy, nie możemy liczyć na jakąkolwiek pomoc, dlatego musimy się zorganizować, niedługo ta sala i cały budynek zapełnią się, Skąd pan wie, że są jeszcze inne sale, spytała dziewczyna, Zanim zdecydowaliśmy się zostać tutaj, przeszliśmy się korytarzem do końca, wyjaśniła żona lekarza, ściskając męża za ramię, by się nie odzywał, Najlepiej będzie, jeśli wybierzemy na przewodniczącego pana doktora, ponieważ zna się pan na medycynie, Co za pożytek ze ślepego lekarza, Ale wszyscy będą się z panem liczyć. Żona okulisty uśmiechnęła się. Powinieneś się zgodzić, jeśli oczywiście wszyscy są tego samego zdania, Nie uważam, żeby to był dobry pomysł, Dlaczego, Jest nas dopiero sześcioro, jutro pojawią się inni, codziennie będą przybywać nowi ludzie, nie można liczyć, że wszyscy oni zechcą się podporządkować osobie, której sami nie wybrali, nie wspomnę już o okazywaniu jej szacunku, oczywiście, zakładając, że przyjmą reguły gry przedstawione przez władze, Wobec tego trudno będzie tu żyć, Trudno, to za mało powiedziane. Przepraszam, chciałam dobrze, westchnęła dziewczyna w ciemnych okularach, Ale pewnie i tak każdy będzie robił swoje.

Czy to ze złości w obliczu okrutnej prawdy, czy z nadmiaru emocji, jeden z mężczyzn poderwał się z łóżka i wskazując palcem w stronę, gdzie jego zdaniem siedział sąsiad, wykrzyknął, To wszystko przez tego człowieka, gdyby nie on, nadal bym widział, zabiję go własnymi rękami. Niewiele się pomylił, choć jego dramatyczny gest wyglądał komicznie, gdyż wysunięty oskarżycielsko palec wskazywał Bogu ducha winną szafkę obok łóżka. Niech się pan uspokoi, powiedział lekarz, Podczas epidemii nie ma winnych, wszyscy jesteśmy ofiarami, Gdybym nie okazał mu serca i nie odprowadził go do domu, nadal bym widział, Kim pan jest, spytał lekarz, ale człowiek nie odpowiedział, jakby nagle pojął swoją lekkomyślność. Drugi mężczyzna odezwał się spokojnie, Owszem, odwiózł mnie do domu, ale potem wykorzystał sytuację i ukradł mi samochód, Nieprawda, to nie ja, Ależ pan, Nie, ktoś inny rąbnął ten przeklęty samochód, a ja zostałem ukarany za swój dobry uczynek i oślepłem, poza tym nie ma pan świadków, Ta rozmowa niczego nie rozwiąże, przerwała żona lekarza, Samochód został w mieście, a my jesteśmy tutaj, więc lepiej się pogodzić, Nie musimy być razem, róbcie, co chcecie, ale ja przenoszę się do innej sali, nie mogę spać obok drania, który okradł ślepego człowieka, ma pretensje, że przeze mnie stracił wzrok, ale jak widać istnieje jeszcze na tym świecie sprawiedliwość. Pierwszy mężczyzna chwycił walizkę i szurając nogami, żeby się nie przewrócić, z wyciągniętą ręką ruszył przejściem dzielącym dwa rzędy obskurnych łóżek. Gdzie są inne sale, spytał, ale nie dosłyszał odpowiedzi, gdyż nagle poczuł na sobie ciężar czyjegoś ciała. Złodziej samochodów postanowił spełnić groźbę i ukarać sprawcę swego nieszczęścia. Splecione ciała upadły i toczyły się po podłodze, uderzając o metalowe nogi łóżek. Zezowaty chłopiec wystraszył się i znów wybuchnął płaczem, wzywając matkę. Żona lekarza chwyciła swego towarzysza za ramię. Wiedziała, że sama nie zdoła rozdzielić walczących mężczyzn, więc poprowadziła męża między łóżkami do miejsca, gdzie ciężko dysząc mocowali się rozwścieczeni przeciwnicy. Nakierowała ręce lekarza na znajdującego się najbliżej mężczyznę, sama chwyciła drugiego i wspólnymi siłami zdołali ich rozdzielić, Nie można tak się zachowywać, wybuchnął lekarz, Jeśli zamierzacie uczynić z tego zesłania piekło, to jesteście na dobrej drodze, ale pamiętajcie, że możemy liczyć tylko na własne siły, słyszeliście, nikt nam nie pomoże, Ale on ukradł mój samochód, jęknął z wysiłkiem pierwszy ślepiec, który bardziej ucierpiał w tej walce, To nie ma znaczenia, wtrącała żona lekarza, I tak nie może pan prowadzić, Prawda, ale to był mój samochód, a ten złodziej go ukradł i nawet nie wiem, gdzie teraz jest, Prawdopodobnie stoi tam, gdzie go zostawił, kiedy oślepł, zauważył lekarz, Ale z pana mądrala, mruknął z przekąsem złodziej. Pierwszy ślepiec chciał się wyrwać z uścisku i ponownie rzucić na przeciwnika, ale nagle opuściły go siły, jakby zrozumiał, że mimo usprawiedliwionego gniewu nie zdoła odzyskać ani samochodu, ani wzroku. Złodziej zaczął mu wygrażać, Jeśli sądzisz, że jesteś tu bezpieczny, to się grubo mylisz, tak, ukradłem ci samochód, ale ty mi skradłeś wzrok, więc kto z nas jest gorszym złodziejem, Dajcie wreszcie spokój, zdenerwował się lekarz, my też jesteśmy ślepi, a nie uskarżamy się i nie obwiniamy innych, Co mnie obchodzą inni, burknął pogardliwie złodziej, ale lekarz zwrócił się do pierwszego ślepca, Jeśli chce pan przenieść się do innej sali, żona pana zaprowadzi, orientuje się lepiej ode mnie, Rozmyśliłem się, zostanę tutaj. Złodziej zrobił się purpurowy, Boi się biedaczek zostać sam, żeby mu się ktoś nie przyśnił, Dosyć, krzyknął lekarz, tracąc cierpliwość. No, no, doktorku, nie zapominaj, że wszyscy jesteśmy równi, nie będziesz mi tu rozkazywał, Nie rozkazuję, tylko proszę, żeby dał mu pan wreszcie spokój, Dobra, dobra, ale miejcie się na baczności, ze mną żartów nie ma, jeśli kogoś polubię, to do grobowej deski, ale jeśli ktoś mi zajdzie za skórę, to nie popuszczę. Gwałtownie ruszył na swoje miejsce, usiadł, wsunął walizkę pod łóżko i oświadczył, A teraz idę spać, tak jakby chciał wszystkich ostrzec, że będzie się rozbierał. Dziewczyna w ciemnych okularach zwróciła się do zezowatego chłopca, Ty też się połóż, tutaj, obok mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebował, zawołaj mnie, Chce mi się siusiu, powiedział chłopiec, a wszyscy nagle poczuli parcie w pęcherzu i pomyśleli, Co my teraz zrobimy. Pierwszy ślepiec sięgnął pod łóżko, chcąc sprawdzić, czy jest tam nocnik, w skrytości ducha liczył jednak, że go tam nie znajdzie, gdyż nie potrafiłby załatwić się w obecności innych. Nikt by go wprawdzie nie widział, ale odgłos oddawania moczu jest krępujący i jednoznaczny, choć w tym względzie i tak mężczyźni są uprzywilejowani. Złodziej usiadł na łóżku, Cholera, gdzie tu się można wyszczać, Niech pan nie będzie wulgarny, tu jest dziecko, oburzyła się dziewczyna w ciemnych okularach, Dobra, złotko, ale powiedz, gdzie tu się można odlać, bo inaczej twoja dziecinka zerżnie się w gacie, Chyba zapamiętałam, gdzie jest ubikacja, Na korytarzu poczułam intensywny zapach moczu, pójdę sprawdzić, odezwała się żona lekarza, Idę z panią, powiedziała dziewczyna, biorąc chłopca za rękę, Najlepiej będzie, jeśli pójdziemy wszyscy razem, w ten sposób zapamiętamy drogę, Rozumiem, doktorku, pomyślał złodziej samochodów, nie życzysz sobie, żeby twoja pani latała ze mną do łazienki za każdym razem, kiedy powiem, że chce mi się szczać. W tej samej chwili ze zdziwieniem poczuł, że ma erekcję, jakby fakt utraty wzroku wiązał się z zanikiem popędu płciowego. Dobra nasza, pomyślał, nie wszystko stracone, nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej, i nie słuchając rozmów puścił wodze fantazji. Nie na długo jednak, gdyż po chwili usłyszał głos lekarza, Ustawmy się gęsiego, moja żona pójdzie pierwsza, każdy położy rękę na ramieniu osoby przed sobą, w ten sposób nie zgubimy się. Ja z nim nie idę, odezwał się pierwszy ślepiec, mając na myśli złodzieja.

7
{"b":"88121","o":1}