Anioły, tak jak ludzie, miewają swoje legendy, mity, baśnie. To Uriel przekazał współbraciom baśń o Fanuelu. Jeśli każdy Anioł jest piękny, to piękno Fanuela było porażające.
– Bił od niego prawie bolesny, palący Blask – opowiadał Uriel. – Początkowo nikt na Drabinie nie przeczuł, że w Fanuelu tkwił nadmiar Miłości. Nadmiar Miłości obrać się przeciw Aniołom i przeciw ludziom, gdyż coś trzeb z nim zrobić, ku czemuś zwrócić, komuś oddać. Miłość nie jest uczuciem, które się rozprasza, gdy występuje w nadmiarze. Przeciwnie, ono, podobnie jak Mrok, gęstnieje, aż osiąga punkt krytyczny. Niektóre Istoty ludzkie umieją uniknąć punktu krytycznego. Po prostu zwracają ten nadmiar ku sobie: kochają nie tylko innych, lecz i siebie; własne ciało umysł, talenty. Na Ziemi nazywają ich Narcyzami.
– To marnotrawienie Drogi – zauważył któryś z młodych Aniołów.
– Tak, ale miłość do własnego ciała, choć niemądra, jest jednak bezpieczna. Mniej bezpieczna u ludzkich Istot jest Miłość do własnego umysłu. Istoty takie wsłuchują się w swoje myśli i pożądają dla nich uwielbienia. Pięknem wymowy potrafią pociągnąć za sobą zastępy innych ludzkich Istot, wzniecają więc okrutne wojny lub szerzą groźne idee.
– Często tak się zdarza? – spytał jeden z młodych współbraci.
– Zbyt często – przytaknął Uriel. – Jednak najgorszy jest bezmiar anielskiej Miłości. Kogo bowiem może kochać Anioł?
Młode Anioły odparły śpiewnym chórem:
– Światłość…
– Nie tylko – zaprzeczył Archanioł.
– Człowieka – odezwał się Ave, wsłuchany jak inni w opowieść świetlistego hierarchy z najwyższych szczebli Drabiny.
– Człowieka – powtórzył Uriel jak echo. – Fanuel bezmiarem swej Miłości obdarzał ludzkie Istoty. Jak wiecie, każdy Anioł opiekuje się jednym człowiekiem, a gdy zbliży się jego Koniec, przejmuje następnego. Jednak czas pobytu na ziemi ludzkich Istot nie jest jednakowy. Zgodnie z wolą Światłości nie jesteśmy od tego, by zmieniać zapis ludzkich losów, mamy jedynie prawo wybrać jeden z nich. Każdy z nas wie również, że nie ma prawa wtrącać się w przeznaczenie ludzi, będących pod opieką innych Aniołów. Tymczasem Fanuel kochał swoje Istoty tak bardzo, że Miłość go spalała. Współbracia schodzili mu z Niebiańskich Dróg, gdyż Fanuel już nie był Blaskiem, lecz Ogniem. Los jednej z ludzkich Istot, którą Fanuel akurat chronił, był przesądzony…
– Istoty ludzkie są tak kruche, a Koniec często przychodzi szybciej do kochających Światło niż do miłujących Mrok. Mogłoby być na odwrót – zaszemrały młode Anioły, Ave zaś powiedział wyraźnie:
– Powinno być na odwrót.
Uriel spojrzał na niego strofująco:
– My, Anioły, nie jesteśmy od tego, by oceniać, jak być powinno, ani by zmieniać przeznaczenie. A Fanuel, z bezmiaru Miłości, uczynił to.
– Ośmielił się sprzeniewierzyć anielskim prawom? – zdziwiły się młode Anioły.
– Niestety, postanowił zmienić zapis i ratować małego człowieka. Od jego Początku minęło raptem czternaście podróży Ziemi wokół Słońca. Nieszczęsny Fanuel unicestwił więc inną Istotę, dając w zamian długie życie ukochanemu człowiekowi – dokończył Uriel, a młode Anioły aż jęknęły ze zgrozy.
– Czy to już koniec opowieści? – spytał przejęty Ave, który bardzo pragnął poznać dalsze losy Fanuela. – Czy Światłość strąciła go z Drabiny do gromady Czarnych? Czy mogłaby uczynić tak z Aniołem, którego jedyną przewiną był bezmiar Miłości? I co z tym bezmiarem stałoby się pośród Mroku?
– Nie, Światłość nie strąciła Fanuela, aczkolwiek usunęła go z Drabiny. Musiała to zrobić, by inne Anioły nie próbowały go naśladować – powiedział wolno Uriel.
– Więc gdzież on teraz jest? – rozległy się pytania.
– Przydaje blasku Słońcu, ciepła Ziemi i urody Niebu. Jest, już na zawsze, na jednej z asteroid, w pobliżu najgorętszej z gwiazd. Oddalony od niej na tyle, by nie spłonąć, a zarazem jest tak blisko niej, by nie móc do nas wrócić. I tylko czasem, gdy asteroida znajdzie się na jednej linii z Ziemią, widać z oddali tego najpiękniejszego z Aniołów, z rozłożonymi wielkimi skrzydłami i z obliczem wciąż jaśniejącym Miłością. Zwrócony jest ku Ziemi, gdyż Światłość zezwoliła mu spoglądać z oddali na tych, których pokochał: na ludzi.
– Nieszczęsny Fanuel, jakże musi tęsknić – westchnął Ave.
– Nie martw się, to tylko baśń. Jedna z wielu, jakie krążą na szczeblach Drabiny i których nie należy traktować dosłownie. Układają je najstarsi Aniołowie ku nauce najmłodszych – zakończył Uriel.
…lecz Ave nie uwierzył. Chciał dostrzec Fanuela na jednej z najdalszych od Ziemi, a najbliższych Słońcu asteroid – i gdy pilnie wpatrywał się w Niebo, ujrzał go. Tak, Fanuel tam był: rzeczywisty, jaśniejący, urzekający urodą. Patrzył na Ziemię, na mrowiące się na niej ludzkie Istoty, które kochał mimo ich wad. Nie widać było, by płakał, ale to pewnie dlatego, że w pobliżu Słońca było zbyt gorąco i łzy wysychały. Ave nie wątpił w jego łzy.
“Czy umiałbym pokochać ludzką Istotę aż tak, by mieć odwagę zmienić cudzy zapis?”, zamyślił się Ave i nagle zapłakał. Przecież zmienił zapis tego dziecka, lecz nie uczynił tego z Miłości, lecz przez własną próżność. I nie przedłuży jej życia, lecz je skróci. Nie znajdzie się za karę na asteroidzie, w pobliżu palącej gwiazdy, skąd mógłby jednak oglądać Ziemię i żywić się Światłem. On, Ave, rozproszy się w Mroku dokładnie w chwili, gdy nastąpi Koniec małej Istoty. Dlatego nie siebie mu żal, tylko jej.
I Ave znowu zaszlochał, głośno i rozpaczliwie, gdyż już nie miało znaczenia, czy ktoś go usłyszy.
– Ktoś płacze – szepnęła Ewa.
– Ktoś płacze – przytaknęła nerwowo Anna. Jan skierował w tę stronę ostre światło halogenowej latarki. Płacz wydobywał się z pnia dębu. Nachylili się. I zobaczyli go: spośród splątanych, grubych korzeni wynurzała się jasna, kudłata głowa; reszta ciała skryta była w ziemistej jamie.
– To Bezdomny – szepnął Jan i znów ogarnęło go poczucie winy.
– To Anioł – poprawiła go Ewa.
Jana jednak ponownie ogarnęły wątpliwości: zgoda, zachował się obrzydliwie, lecz wobec Bezdomnego, nie wobec Anioła. Wprawdzie pogodził się już z istnieniem Aniołów, lecz nie mógł uwierzyć, by te niezwykłe i doskonałe, znane od tysięcy lat, fruwające Istoty mogły kryć się w tak niechlujnym ciele. “A właściwie czemu wyobrażamy sobie, że Dobro musi być piękne? Przecież ono może tkwić w szpetnej skorupie”, przebiegło mu nagle przez myśl. Bezradnie wpatrywał się w oświetloną latarką postać, nie wiedząc, co robić.
Babcia, choć wcześniej nie miała wątpliwości, że Aniołem jest Bezdomny, teraz, jak Jan, stała nieruchomo, zmieszana i niespokojna. Co innego wymyślić, że Bezdomny jest Aniołem, a co innego uwierzyć, że jest nim ten brudny, rozczochrany, niedorozwinięty człowiek.
Anna też czuła się nieswojo. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby podejść do głuchoniemego włóczęgi, skrytego w ziemistej jamie, i spytać: “Czy jesteś Aniołem Stróżem mojej chorej córki?”
Zanim jednak dorośli wymyślili, co robić, dziewczynka, przykucnęła wśród korzeni, wyciągając ku niemu dłoń. Nie wątpiła w niego ani przez chwilę. Jego wygląd nie miał znaczenia. Nie zdziwiło jej też, że w zaciśniętej ręce wciąż trzyma drewniane paciorki. Tak miało być: ona miała jego pióro, on jej koraliki. Oboje stanowili w końcu całość. Wiedziała, że na nią patrzy, choć oczy, jak zwykle, miał skryte pod strzechą włosów. Wyczuła, że się lęka, że jest słaby i przerażony. Odruchowo pogłaskała skudlone, długie włosy i szepnęła mu do ucha:
– Nie bój się. Wiem, kim jesteś. I wiem, że przedtem mnie chroniłeś, lecz teraz to ty potrzebujesz opieki.
Bezdomny milczał, zaskoczony i pełen winy. Widziała jego zdumienie.
– Nie chcesz mówić? Powiedz tylko, jak masz na imię? Czy Anioły mają imiona?
– Ave. Mam na imię Ave – odparł bezwiednie.
– Ależ jestem głupia, że się nie domyśliłam – powiedziała przejęta Ewa. – Jasne, że Ave! I pewnie zmieniasz imiona, gdy… no wiesz…
– Tak – przytaknął. – Jak się domyśliłaś, kim jestem? Ludzie rozpoznają nas tylko wtedy, gdy jesteśmy piękni i skrzydlaci, złotobiali i pełni Blasku. Nigdy też nie słyszałem, by jakakolwiek ludzka Istota, w dodatku tak mała jak ty, opiekowała się swoim Aniołem. Zawsze jest odwrotnie.
– Wszystko musi się zdarzyć pierwszy raz – odparła z powagą Ewa.
– Anielska Drabina zna nie takie historie – odparł, uszczęśliwiony i zarazem przejęty jej bliskością. – Ale ty nie jesteś w stanie mi pomóc. Bo ty… bo ty i ja… bo my oboje… – urwał spłoszony, a dziewczynka dokończyła:
– Bo wkrótce umrzemy? Wiem o tym. Ale jest coś, co może to zmienić.
– Zmienić nasz zapis? – spytał Ave, zapominając, że zdradza jedną z niebiańskich Tajemnic.
– Skoro tak to nazywasz. Nawet ładnie. Zapis… Czy zapis to mój los?
– Zapis to wiele losów. Niektóre z ludzkich Istot mają przeznaczony tylko jeden los, inne zaś kilka lub nawet kilkanaście. O tym, który się spełni, przesądza człowiek lub jego Anioł, a niekiedy przypadek. Ty już nie masz Anioła, więc spełni się najgorszy z nich.
– Nieprawda! Mam przecież ciebie!
– Nie posiadam Mocy. Jestem już tylko pół aniołem, pół człowiekiem.
– Za to ja mam coś, co należy do ciebie i co odmieni nasz los! – zawołała Ewa.
Ave drgnął. Vea, jego bliźniaczy brat, nie kłamał. “Myślałem, że kłamie, a on zawsze mówi prawdę”, zaniepokoił się. Tu, na Ziemi, nawet Zło miało zaskakujące, nie znane na Drabinie właściwości.
– Co to jest? Czy to coś posiada Blask? – spytał wystraszony, mając w pamięci słowa brata bliźniaka, że przedmiot ten przynależy do Nieba. Cóż ta dziewczynka mogła znaleźć?
– Och, jaki to ma blask! – zawołała z dumą Ewa i zaczęła wyjmować pióro spod dresu. Anioł śledził jej ruchy, a ona czuła jego spojrzenie i domyślała się, dlaczego kryje oczy pod włosami: mogłyby zdradzić, że nie jest ludzką Istotą.
– O czym oni mówią? – spytał półgłosem Jan. – Nic nie słyszę.