Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Większość dnia Ciri spędzała z Yennefer. Wracała do dormitorium późną nocą, padała na łóżko jak kłoda, zasypiała natychmiast. Adeptki narzekały, że strasznie chrapie, próbowały ją budzić. Bezskutecznie.

Ciri spała twardo.

Bez snów.

*****

— O bogowie — Yennefer westchnęła z rezygnacją, oburącz rozburzyła czarne loki, opuściła głowę. - Przecież to takie proste! Jeżeli nie potrafisz opanować tego gestu, to co będzie z trudniejszymi?

Ciri odwróciła się, zaburczała, fuknęła, roztarła zesztywniałą dłoń. Czarodziejka westchnęła ponownie.

— Spójrz jeszcze raz na rycinę, zobacz, jak powinny być rozstawione palce. Zwróć uwagę na objaśniające strzałki i runy określające gest, jaki należy wykonać.

— Patrzyłam już na ten rysunek tysiąc razy! Runy rozumiem! Vort, caelme. Ys, veloe. Od siebie, wolno. W dół, szybko. Dłoń… o, tak?

— A mały palec?

— Nie da się go tak ustawić, nie zginając jednocześnie serdecznego!

— Daj mi rękę.

— Auuu!

— Ciszej, Ciri, bo Nenneke znów tu przybiegnie, myśląc, że obdzieram cię żywcem ze skóry albo smażę w oleju. Nie zmieniaj układu palców. A teraz wykonaj gest. Obrót, obrót nadgarstkiem! Dobrze. Teraz strzepnij dłonią, rozluźnij palce. I powtórz. No, nie! Czy wiesz, co zrobiłaś? Gdybyś w ten sposób rzuciła prawdziwe zaklęcie, przez miesiąc nosiłabyś rękę w łupkach! Czy ty masz dłonie z drewna?

— Mam rękę ćwiczoną do miecza! To przez to!

— Bzdura. Geralt całe życie machał mieczem, a palce ma zręczne i… hmmm… bardzo delikatne. Dalej, brzydulko, spróbuj jeszcze raz. No widzisz? Wystarczy chcieć. Wystarczy się postarać. Jeszcze raz. Dobrze. Strzepnij dłonią. I jeszcze raz. Dobrze. Zmęczyłaś się?

— Trochę…

— Pozwól, rozmasuję ci dłoń i przedramię. Ciri, dlaczego nie używasz maści, którą ci dałam? Łapki masz chropawe jak kormoran… A to co jest? Ślad po pierścionku, tak? Czy mi się zdaje, ale chyba zabroniłam ci nosić biżuterii?

— Ale ja ten pierścionek wygrałam od Myrrhy w baczka! I nosiłam go tylko pół dnia…

— O pół dnia za długo. Nie noś go więcej, proszę.

— Nie rozumiem, dlaczego nie wolno mi…

— Nie musisz rozumieć — ucięła czarodziejka, ale w jej głosie nie było gniewu. - Proszę, byś nie nosiła żadnych ozdób tego typu. Chcesz, to wepnij sobie kwiat we włosy. Upleć wianek. Ale żadnego metalu, żadnego kryształu, żadnego kamyka. To ważne, Ciri. Gdy przyjdzie czas, wyjaśnię ci dlaczego. Na razie zaufaj mi i zastosuj się do mojej prośby.

— Ty nosisz twoją gwiazdę, kolczyki i pierścienie! A mnie nie wolno? Czy to dlatego, że jestem… dziewicą?

— Brzydulko — Yennefer uśmiechnęła się, pogłaskała ją po głowie. - Czy ty masz obsesję na tym punkcie? Tłumaczyłam ci już, to nie ma żadnego znaczenia, jesteś czy nie jesteś. Żadnego. Jutro umyj włosy, bo już czas, widzę.

— Pani Yennefer?

— Słucham.

— Czy mogę… W ramach tej szczerości, którą mi obiecywałaś… Czy mogę cię o coś zapytać?

— Możesz. Ale, na bogów, byle nie o dziewictwo, proszę. Ciri przygryzła wargę i milczała długo.

— Trudno — westchnęła Yennefer. - Niech będzie. Pytaj.

— Bo widzisz… — Ciri zarumieniła się, oblizała wargi. - Dziewczęta w dormitorium ciągle plotkują i opowiadają różne historie… O święcie Belleteyn i inne takie… A na mnie mówią, że smarkata jestem i że jestem dziecko, bo już czas… Pani Yennefer, jak to naprawdę jest? Jak poznać, że już nadszedł czas…

— … by móc pójść z mężczyzną do łóżka?

Ciri oblała się rumieńcem. Milczała chwilę, potem uniosła oczy i kiwnęła głową.

— To łatwo stwierdzić — powiedziała swobodnie Yennefer. - Jeżeli zaczynasz się nad tym zastanawiać, to znak, że ten czas już nadszedł.

— A ja wcale nie chcę!

— To nie jest obowiązkowe. Nie chcesz, nie idziesz.

— Aha — Ciri znów przygryzła wargę. - A ten… No… Mężczyzna… Jak poznać, że to ten właściwy, z którym….

— … można pójść do łóżka?

— Mhm.

— Jeżeli w ogóle ma się wybór — czarodziejka skrzywiła wargi w uśmiechu — a nie ma się dużej wprawy, w pierwszej kolejności ocenia się nie mężczyznę, ale łóżko.

Szmaragdowe oczy Ciri nabrały kształtu i rozmiaru spodków.

— Jak to… łóżko?

— Właśnie tak. Tych, którzy łóżek w ogóle nie mają, eliminujesz z miejsca. Spośród pozostałych eliminujesz posiadaczy łóżek brudnych i niechlujnych. A gdy pozostaną już tylko tacy, którzy mają łóżka czyste i schludne, wybierasz tego, który najbardziej ci się podoba. Niestety, sposób nie jest stuprocentowo pewny. Można się cholernie pomylić.

- Żartujesz?

— Nie. Nie żartuję. Ciri, od jutra będziesz spać tu, ze mną. Przenieś tu twoje rzeczy. W dormitorium adeptek, jak słyszę, marnuje się na paplaninę za dużo czasu, który winien być przeznaczony na odpoczynek i sen.

*****

Po opanowaniu podstawowych układów dłoni, ruchów i gestów Ciri zaczęła się uczyć zaklęć i ich formuł. Formuły były łatwiejsze. Zapisane w Starszej Mowie, którą dziewczynka posługiwała się perfekcyjnie, łatwo zapadały w pamięć. Z konieczną przy ich wypowiadaniu, niekiedy dość skomplikowaną intonacją również nie miała problemów. Yennefer była wyraźnie zadowolona, z dnia na dzień robiła się coraz milsza i sympatyczniejsza. Coraz częściej, robiąc przerwy w nauce, obie plotkowały o byle czym, żartowały, obie nawet zaczęły znajdować rozrywkę w delikatnym podkpiwaniu z Nenneke, która często "wizytowała" wykłady i ćwiczenia, zjeżona i napuszona jak kwoka, gotowa brać Ciri pod opiekuńcze skrzydła, bronić i ratować przed wyimaginowaną surowością czarodziejki i "nieludzkimi torturami" edukacji.

Posłuszna poleceniu, Ciri przeprowadziła się do komnaty Yennefer. Teraz były już razem nie tylko w dzień, ale i w nocy. Niekiedy nauka również odbywała się nocą — niektórych gestów, formuł i zaklęć nie wolno było używać w świetle dnia.

Czarodziejka, zadowolona z postępów dziewczynki, zwolniła tempo edukacji. Miały więcej wolnego czasu. Wieczory spędzały na czytaniu ksiąg, razem lub oddzielnie. Ciri przebrnęła przez Dialogi o naturze magii Stammelforda, Mocarstwa żywiołów Giambattisty, przez Magię naturalną Richerta i Moncka. Wertowała też — bo przeczytać ich w całości nie zdołała — takie dzieła, jak świat niewidzialny Jana Bekkera czy Tajemnica tajemnic Agnes z Glanville. Zaglądała do pradawnego pożółkłego Kodeksu z Mirthe i do Ard Aercane, a nawet do słynnej, strasznej Dhu Dwimmermorc, pełnej budzących grozę grawiur.

Sięgała też po inne, nie dotyczące magii książki. Czytywała Historię świata i Traktat o życiu. Nie omijała i lżejszych pozycji ze świątynnej biblioteki. Z wypiekami na twarzy pochłonęła Igraszki markiza La Creahme i Królewskiej damy Anny Tiller. Czytała Niedole miłowania i Czas księżyca, zbiory poezji słynnego trubadura Jaskra. Popłakała się przy subtelnych, tchnących tajemnicą balladach Essi Daven, zebranych w małym, ślicznie oprawionym tomiku, noszącym tytuł Błękitna perła.

Często korzystała z przywileju i zadawała pytania. I otrzymywała odpowiedzi. Coraz częściej przychodziło jej jednak stawać się samej adresatką pytań. Yennefer początkowo zdawały się w ogóle nie interesować jej losy, ani dzieciństwo w Cintrze, ani późniejsze, wojenne wydarzenia. Ale potem pytania stawały się coraz konkretniejsze. Ciri musiała odpowiadać — czyniła to bardzo niechętnie, bo każde pytanie czarodziejki otwierało w jej pamięci drzwi, których obiecała sobie nigdy nie otwierać, które pragnęła pozostawić zamkniętymi raz na zawsze. Od czasu spotkania z Geraltem w Sodden uważała, że rozpoczęła "inne życie", że tamto, w Cintrze, zostało ostatecznie i nieodwołalnie wymazane. Wiedźmini w Kaer Morhen nigdy o nic nie pytali, a przed przyjazdem do świątyni Geralt wręcz wymógł na niej, by słowem nie zdradziła przed nikim, kim była. Nenneke, która oczywiście wiedziała o wszystkim, zadbała o to, by dla innych kapłanek i adeptek Ciri była najzwyklejszą w świecie nieślubną córką rycerza i wieśniaczki, dzieckiem, dla którego nie było miejsca ani w kasztelu ojca, ani w matczynej chałupinie. Połowa adeptek w świątyni Melitele była właśnie takimi dziećmi.

A Yennefer też znała tajemnicę. Była tą, której "można zaufać". Yennefer pytała. O tamto. O Cintrę.

— Jak wydostałaś się z miasta, Ciri? W jaki sposób udało ci się wymknąć Nilfgaardczykom?

Tego Ciri nie pamiętała. Wszystko urywało się, gubiło w mroku i dymie. Przypominała sobie oblężenie, pożegnanie z królową Calanthe, jej babką, pamiętała baronów i rycerzy, przemocą odciągających ją od łoża, na którym spoczywała ranna, umierająca Lwica z Cintry. Pamiętała szaleńczą ucieczkę przez płonące uliczki, krwawy bój i upadek z konia. Pamiętała czarnego jeźdźca w hełmie ozdobionym skrzydłami drapieżnego ptaka.

I nic więcej.

— Nie pamiętam. Naprawdę nie pamiętam, pani Yennefer.

Yennefer nie nalegała. Zadawała inne pytania. Robiła to delikatnie i taktownie, a Ciri stawała się coraz swobodniejsza. Wreszcie zaczęła mówić sama. Nie czekając na pytania, opowiadała o swych latach dziecięcych w Cintrze i na Wyspach Skellige. O tym, jak dowiedziała się o Prawie Niespodzianki i o tym, że wyrok losu uczynił ją przeznaczeniem Geralta z Rivii, Wiedźmina o białych włosach. Opowiedziała o wojnie. O tułaczce po lasach Zarzecza, o pobycie wśród druidów z Angrenu i o czasie spędzonym na wsi. O tym, jak Geralt ją tam odnalazł i zabrał do Kaer Morhen, do Wiedźmińskiego Siedliszcza, otwierając nowy rozdział w jej krótkim życiu.

Któregoś wieczora, nie pytana, z własnej inicjatywy, swobodnie, wesoło i mocno ubarwiając, opowiedziała czarodziejce o swym pierwszym spotkaniu z wiedźminem, w Lesie Brokilon, wśród driad, które ją porwały i chciały przemocą zatrzymać, przerobić na jedną ze swoich.

— Ha! — powiedziała Yennefer, wysłuchawszy opowieści. - Dałabym wiele, by móc to zobaczyć. Mówię o Geralcie. Staram sobie wyobrazić jego minę, wówczas, w Brokilonie, gdy zobaczył, jaką to Niespodziankę zrobiło mu przeznaczenie! Bo chyba musiał mieć cudowną minę, gdy dowiedział się, kim jesteś?

55
{"b":"88000","o":1}