Fredegard wyprostował się. Yarpen Zigrin nie patrzył na niego. Patrzył na zabitych. Na Regana Dahiberga wciąż klęczącego nad bratem.
— To było konieczne, panie Zigrin — powiedział rycerz. - To jest wojna. Był rozkaz. Musieliśmy mieć pewność…
Yarpen milczał. Rycerz spuścił wzrok.
— Wybaczcie — szepnął.
Krasnolud wolno obrócił głowę, spojrzał na niego. Na Geralta. Na Ciri. Na wszystkich. Ludzi.
— Co wyście z nami zrobili? — spytał z goryczą. - Co wyście zrobili z nami? Co zrobiliście… z nas?
Nikt mu nie odpowiedział.
Oczy długonogiej elfki były zeszklone i matowe. Na jej wykrzywionych wargach zastygł krzyk.
Geralt objął Ciri. Wolnym ruchem odpiął od jej kubraczka białą, upstrzoną ciemnymi plamkami różę, bez słowa rzucił kwiat na ciało Wiewiórki.
- Żegnaj — szepnęła Ciri. - Żegnaj, Różo z Shaerrawedd. Żegnaj i…
— I wybacz nam — dokończył wiedźmin.