— Nie jest to znów aż tak niezwykłe w warunkach rozwiniętej techniki obliczeniowej.
— Już w początkowym okresie rozwoju astronautyki ziemskiej potrafiono przeprowadzać bardzo precyzyjnie wyliczone operacje — dorzucił Jaro.
— Nie to miałem na myśli. Czy nie uważacie za zadziwiające osiągnięcie wyliczenie, kiedy nastąpi i jaki będzie przebieg zmiany cyklu Proximy? Przecież oni musieli to przewidzieć na wiele lat naprzód. Wykluczone, aby od razu zbudowali te ogromne ogniska jądrowe wyrzucające materię planety. I jak obliczyli ostateczną jasność gwiazdy?
— Ja bym jednak nieco dalej ustanowił punkt przygwiezdny Temy — odezwał się Renę. — Nie mogli stworzyć jakiejś bardziej kołowej orbity?
— Czego od nich chcesz? — oburzyła się Zina i wszyscy się roześmieli.
W drugim punkcie obrad przemawiał Igor. Poruszając problemy geologiczne i geofizyczne, zwięźle omówił przeobrażenia, jakie w ciągu ostatnich trzech miliardów lat następowały w skorupie Temy, Urpy, planety X i Nokty oraz zatrzymał się dłużej nad działaniem lodowców na Urpie. Potem zajął się omawianiem wyników- prac Mary Sheeldhorn. Dotyczyły one przede wszystkim Temy i Nokty. Wiele ze szczegółów badań, wniosków i hipotez uszło dotąd uwagi większości uczestników ekspedycji. Jeśli nawet czytali o niektórych pracach w stałych biuletynach wyprawy, nie będąc specjalistami rzadko potrafili zrozumieć istotną treść odkryć, zawartą w suchych zestawieniach faktów, wynikach analiz i wykresach. Teraz, słuchając Igora, zrozumieli, że utracili nie tylko jakże bliską wszystkim koleżankę, ale również jeden z najwybitniejszych umysłów ekspedycji…
Była mistrzem w ocenie i analizie ogromnych materiałów geologicznych, jakie przynosił każdy dzień. Jej wnioski zaskakiwały wnikliwością i trafnością. Przykładem tego — prace dotyczące wzrostu temperatury, jakie przeżyła Nokta tracąc atmosferę. Wnioski Mary, że kataklizm spowodowany był działaniem strumieni energii wysyłanych przez istoty rozumne zamieszkujące układ planetarny Proximy, zostały później w pełni potwierdzone przez badania Nyma i odkrycia w podziemiach Urpy.
Gdy Igor skończył, Hans podniósł się z fotela. Zdawało się, że chciał coś powiedzieć, ale wzruszenie odebrało mu głos.
Stali tak naprzeciw siebie dłuższą chwilę, bez słowa. Naraz Hans zbliżył się szybko do geologa i ująwszy go za ramiona, mocno uściskał.
Jako następny sprawozdawca zabrał głos Allan. Nakreśliwszy w kilku zdaniach główne kierunki życia na trzech planetach Układu Proximy, przeszedł do szczegółowego omówienia zasadniczych różnic w ewolucji podstawowych pni rozwojowych roślin i zwierząt na Ziemi, Urpie i Temie. Po ekranie przesuwały się zdjęcia skamieniałości, odcisków i szkiców rekonstrukcyjnych. Mimo że w materiałach roiło się od luk i niejasności, wywody młodego biologa były tak wnikliwe, hipotezy tak przekonywające, że przed oczami słuchaczy w ciągu niewielu minut przesunął się jakby cały długi łańcuch ewolucji, w którym każde ogniwo było niezbędnym elementem całości.
Najwięcej uwagi Allan poświęcił Temie i Temidom. Poruszał pasjonujące problemy przystosowania się roślin i zwierząt do ogromnych różnic w warunkach klimatycznych, a nawet zmian w składzie atmosfery. Po raz pierwszy została udowodniona na konkretnym przykładzie możliwość rozwinięcia się życia w warunkach planety stale zwróconej jedną stroną do swego słońca.
— Nim spróbuję przedstawić dzieje Temidów — mówił biolog — pragnę spojrzeć w przeszłość najdalszą, sięgnąć do korzeni procesów, które kształtowały zmienne oblicze ich planetarnej kolebki. W porównaniu z Ziemią, historia temiańskiej biosfery jest bardziej złożona, nie mówiąc o dramatycznej zmianie orbity globu i — w konsekwencji — losów jego mieszkańców. Nasze poglądy na ewolucję temiańskiego życia przeszły różne koleje. Teraz obraz ten okrzepł i zapewne utrzyma się w zasadniczym trzonie, gdyż wspiera go obszerny materiał z różnych dziedzin, w którego gromadzeniu uczestniczyli niemal wszyscy z nas.
Biogeneza przebiegała na Temie podobnie jak na Ziemi. Życie powstało w wodzie, w otoczeniu atmosfery prawie beztlenowej, co chyba dotyczy większości biosfer białkowych. Potem dokonała się taka sama rewolucja chlorofilowa o dwóch doniosłych aspektach: powstaniu roślin samożywnych i otwarciu drogi dla rozwoju zwierząt oddychających tlenem. Poprzedzone chemiczną ewolucją związków białkowych, życie na Temie rozwija się z górą trzy miliardy lat. Osiemset milionów lat temu — więc dwukrotnie wcześniej niż na Ziemi — wyszło ono z wody, opanowując najpierw przymorskie trzęsawiska, a później inne lądowe biotopy, nie wyłączając najsuchszych.
Układ Proximy wyglądał wówczas inaczej niż teraz. Przede wszystkim zawierał o jedną planetę więcej. Z rozbitych jej szczątków 1980 lat temu powstały planetoidy, a Tema gruntownie zmieniła orbitę. Dawne jej położenie udało się ustalić, badając roczne przyrosty słojów niektórych morskich zwierząt osiadłych. Rok Temy, czyli jeden jej obieg wokół Proximy, wynosił wtedy 91 dni ziemskich. Ponieważ masa gwiazdy nie zmieniła się w związku z jej przygaśnięciem przed dwudziestoma wiekami, wyliczyć można prostym rachunkiem, że Tema krążyła w odległości 17 milionów kilometrów od swego słońca, po torze zbliżonym do koła.
Z mikroskopowych pomiarów słojów dziennych tych samych skamielin wiemy, że miliard lat temu doba temiańska miała sto szesnaście godzin.[39] Przed sześciuset milionami lat, u progu naszego paleozoiku, wynosiła już prawie dwa miesiące. Potem wydłużała się nadal pod naporem sił przypływowych stosunkowo bliskiej Proximy, aż sto milionów lat temu, czyli w naszej górnej kredzie, zrównał się czas obrotu Temy wokół osi z czasem okrążania Proximy. Doba i rok stały się jednym i tym samym, zniknął podział na pory roku (niegdyś takie jak na Ziemi, wskutek podobnego nachylenia osi obrotu do temiańskiej ekliptyki) i związane z tym strefy planetograficzne.
Wywołało to całkiem nowe stosunki klimatyczne, typowe dla planet zahamowanych, czyli zwróconych stale jedną stroną do swego słońca. Glob podzielił się na półkulę wiecznej nocy i wiecznego dnia, oddzielone linią terminatora, gdzie w teorii Proxima powinna stale znajdować się na horyzoncie. Pewne odstępstwo orbity Temy od kęła sprawiło, że jednak w pasie szerokości paruset kilometrów następowały zmiany pór roku, będącego równocześnie dobą. Proxima w jednym okresie wschodziła tam wolniutko, podnosząc się prostopadle bardzo nisko nad widnokrąg, a później tak samo opadała i następował zmierzch trwający kilka tygodni.
Zrazu ten model tak nas zasugerował, że tę strefę przechodzenia nocy w dzień, poszerzoną o wąski pas stałego oświetlenia, uznaliśmy bezkrytycznie za region pieniącego się życia — w przeciwieństwie do mrozów wiecznej nocy i skwarów nieustającego dnia. Obraz ten zaczął jednak tracić zwolenników. Najpierw Ast, jako geofizyczka-klimatolog, zgłosiła votum separatum, że w tym pasie przejściowym nie tylko nie powstały warunki idylliczne dla życia, lecz musiały być wręcz nieprzyjazne. Jako tereny objęte wegetacją wskazała znaczną część półkuli oświetlonej na zewnątrz zbyt gorącego koła wokół bieguna ciepła, czyli podsłonecznego punktu planety, gdzie Proxima nieprzerwanie świeciła blisko zenitu.
Tę hipotezę najłatwiej było sprawdzić metodami paleontologii, czy m zajął się Renę z Mary, a po jej śmierci z Hengiem. Sporządzona przez nich mapa zasięgu fauny i flory w poszczególnych minionych okresach potwierdziła przewidywania Ast. Kazało to zrewidować nie tylko nasze pojęcia o zasiedlonych i pustych obszarach Temy przed zmianą jej orbity, lecz również o stopniu przekształceń warunków klimatycznych, jakim uległa biosfera po tym kataklizmie. Przedtem wyobrażaliśmy sobie rozwój życia w środowisku znacznie chłodniejszym, niż to się działo rzeczywiście. Zmienił się więc nasz pogląd na rolę Pięciokątów. Wcześniej bowiem nie docenialiśmy zbawczej roli tych oaz ciepła, krytykując stworzenie w nich Temidom rzekomo szkodliwej, rozleniwiającej sielanki.