Oczywiście w badaniach tych — ciągnął Dean — ważne było ustalenie cyklu przemian jądrowych Proximy, a więc i temperatur tej gwiazdy w poszczególnych okresach. Jest to zasługą Nyma. Otóż w okresie najdłuższego z dotychczasowych stadiów promieniowania Proximy świeciła ona niemal tysiąc razy jaśniej niż obecnie. Zrozumiałe jest, że średnica jej była większa od obecnej prawdopodobnie około dwa i pół rażą, a temperatura odpowiadała 11 000 stopni. Dokładne badania są w toku. Ale powróćmy do planet: Tema zwracała się wówczas tylko jedną stroną do Proximy, co — mimo szybkiej cyrkulacji ciepła w atmosferze — powodowało duże różnice temperatur panujących na obszarach przysłonecznych i odsłonecznych — oczywiście nazywając Proximę słońcem. Mimo to na Temie rozwinęło się życie, o czym szczegółowo będzie mówił Allan. Następna w kolejności planeta, Urpa, była właściwie planetą podwójną. Teraz, na podstawie obrazów Urpian, można z całą stanowczością stwierdzić, że tak zwana planeta X była po prostu Urpa B czy — jak kto woli — ogromnym księżycem Urpy o masie niemal dokładnie dwa razy większej od masy Marsa.
— A Sel? — spytała Kora.
— Sel była tak jak i obecnie księżycem krążącym wokół Urpy A. Chciałbym jeszcze wspomnieć o bardzo istotnej sprawie: w tym okresie na Proximę i jej planety spadała znikoma liczba meteorytów. Brakowało większych ciał w rodzaju planetoid; ze zderzeń ich w warunkach Układu Słonecznego powstają roje meteorów i komet. Komety były tu gośćmi niezmiernie rzadkimi, gdyż zjawiały się tylko wówczas, gdy przywędrowały z innego układu planetarnego.
Dean przez dłuższą chwilę przerzucał kartki.
— Wróćmy jednak do promieniowania Proximy — rozpoczął dalsze wywody. — Masa tej gwiazdy jest 7 razy mniejsza od masy Słońca, a widmo dM5a, a więc inne od widma słonecznego. W szczególności występują tu znaczne ilości tlenku tytanu; bardzo słaba jest niebieska część widma. Inny jest przebieg cyklów życiowych Słońca, a inny Proximy Centauri. Przed ośmiuset tysiącami lat Proxima weszła w nowe stadium rozwoju, charakteryzujące się dużymi wahaniami blasku w ciągu setek czy tysięcy lat. Jednocześnie następował powolny spadek ilości wysyłanego przez nią ciepła. Odbiło się to na klimacie planet. Pod koniec tego okresu, mniej więcej 18 tysięcy lat temu, średnia temperatura na Temie odpowiadała temperaturze stref umiarkowanych Ziemi, a na Urpie A i B była nieco niższa od temperatury Marsa. W warunkach urpiań-skich, wobec dużej ilości wody, powodowało to występowanie poważnych zlodowaceń. Te ostatnie 18 tysięcy lat charakteryzuje nieco większa stabilizacja klimatu. Dopiero pod koniec tego okresu zaczynają się nowe, gwałtowniejsze zmiany blasku Proximy w ciągu kilkuset, a nawet kilkudziesięciu lat. Życie temiańskie przenosi się wówczas bliżej środka strony oświetlonej, czyli punktu podgwiezdnego. Na Urpie klimat jest, a raczej powinien być zbliżony do warunków pasa planetoid w Układzie Słonecznym. Istnieją jednak pewne dane przemawiające za tym, że na niektórych obszarach Urpy przed dwoma tysiącami lat panowała temperatura zbliżona do temperatury umiarkowanej strefy Ziemi. Ale o tych zmianach będą mówili Allan i Szu.
— Czy na planecie X było jeszcze wówczas życie? — spytała Ingrid.
— W stanie naturalnym — nie. Może wegetowały tam jakieś polarne porosty, ale jest to wątpliwe — odparł Allan.
— Klimat już przed dwoma tysiącami lat pogorszył się znacznie — podjął Dean. — Katastrofalny spadek promieniowania Proximy nastąpił jednak dopiero około 1980 lat temu. W ciągu zaledwie kilku tygodni przeszła ona do obecnego stanu, to jest stała się czerwonym karłem klasy dM5e. Oczywiście oznaczałoby to ostateczny kres życia w Układzie Proximy, gdyż nawet na Temie temperatura spadłaby wkrótce do temperatury Urana. Stało się jednak inaczej.
Dean zrobił pauzę.
— Życie w Układzie Proximy przetrwało! — powiedział nie ukrywając wzruszenia. — Przetrwało nie tylko w podziemiach Urpy, ale na Temie, na otwartej przestrzeni. Przetrwało na skutek dziwnych faktów, niewytłumaczalnych działaniem prostych praw przyrody. I to była największa zagadka Układu Proximy, której nie potrafiliśmy rozwiązać aż do odkrycia urpiańskich podziemi. Gdyby nie zaginięcie Igora i Suzy, może zasugerowani Temą i planetą X, ograniczylibyśmy prace na Urpie do bardzo powierzchownych badań i zagadka pozostałaby nie rozwiązana. Wypadki potoczyły się jednak inną drogą.
Rysunek 14. Zmiana orbity Temy
Wszyscy wpatrywali się w skupieniu w twarz astronoma. Znali przecież szczegóły ostatnich odkryć, a jednak dopiero w tej chwili w pełni uświadomili sobie ogromną wagę tego, co przed dwoma tysiącami lat rozegrało się w tym ginącym świecie.
— W ciągu owych kilku tygodni gwałtownego spadania jasności Proximy — ciągnął Dean — Tema zmieniła swą orbitę. Zmieniła tak znacznie, że dalszy rozwój tamtejszego życia stał się zupełnie możliwy. Robiło to wrażenie, jakby ktoś celowo przeniósł tę planetę bliżej życiodajnego źródła. I tak właśnie było! Zmiana orbity Temy nie da się wytłumaczyć żadnymi innymi czynnikami, jak tylko świadomą ingerencją istot rozumnych.
— Czy jednak nie można by przyjąć — odezwał się Hans — że właśnie w tym krytycznym momencie przez Układ Proximy przeszło jakieś obce ciało kosmiczne i ono spowodowało zmianę orbity Temy, Urpy i Nokty?
— Taki kataklizm kosmiczny jest możliwy tylko w jednym przypadku: przejścia przez układ planetarny obcego ciała o masie porównywalnej z gwiazdą. Ten domniemany obiekt znajdowałby się dziś, zaledwie po dwudziestu wiekach, na tyle blisko, że bez względu na swój charakter, nawet jako czarny karzeł, zostałby już dawno wykryty w obserwatoriach astronomicznych krążących wokół Ziemi. Ale nawet zakładając przeoczenie go — z rachunku prawdopodobieństwa wolno wykluczyć niewiarygodny przypadek, że tak niezmiernie rzadkie zdarzenie zbiegło się dokładnie w czasie z przygaśnięciem Proximy. A więc nie działały tu ślepe siły przyrody, ”tylko Rozum. Andrzej i Nym szukali zresztą takiego czarnego karła. Bez wyniku. Ciała tego nie ma, bowiem w ogóle go nie było! Była za to planeta X, która w rękach Urpian stała się narzędziem przesuwania globów. Jedyną siłą, zdolną zmienić moment pędu tych planet, mogła być tylko siła wytworzona kosztem przemian jądrowych. Urpianie potrafili zmienić planetę większą od Marsa w gigantyczny silnik rakietowy. Oczywiście nie dosłownie, ale sens fizyczny jest ten sam. Jakby przez jakieś przepotężne wulkany wyrzucane były w przestrzeń kosmiczną strumienie materii z planety X. Można w ogólnym zarysie zrozumieć zasady zmiany orbit, ale wątpię, czy potrafimy sobie to wyobrazić w plastyczny sposób. Jakie takie pojęcie dają nam dopiero malowidła i fbtoplastyczne obrazy Urpian.
Na ekranie ukazał się fragment kompozycji plastycznej odkrytej przez Suzy w mauzoleum miasta pod Ciemną Plamą.
— Stopniowo zwiększając prędkość Urpy B — tłumaczył Dean — Urpianie doprowadzili wreszcie do rozerwania więzi łączącej ją z Urpą A. Podwójna planeta, Urpa A i B, przestała istnieć. Urpa B zaczęła wędrować przez Układ Proximy jako samodzielna planeta X, Urpa A zaś, o ośmiokrotnie większej masie, na skutek tych manewrów przeszła na inną, nieco mniejszą orbitę. Tymczasem planeta X zbliżyła się do Temy, przyciągając ją, a zarazem sama, dzięki działaniu „silnika rakietowego”, nie poddawała się ciążeniu Temy i Proximy. Urpianie osiągnęli to, co przed wiekami na Ziemi uznawano za wyłączną domenę bogów — możliwość dowolnych zmian odwiecznego porządku w systemie planetarnym.
— Trochę przesadziłeś — przerwał Andrzej wywody Deana. — Oczywiście planeta X mogła manewrować podobnie jak pojazd rakietowy, ale swoboda jej ruchów była bardzo ograniczona. Przyśpieszenie, jakie powodowały wyrzuty gazów w przestrzeń kosmiczną, było nieduże w porównaniu z masą planety.
— Przyznasz jednak, że uczeni urpiańscy potrafili bardzo precyzyjnie wybrać moment przeprowadzenia swego dzieła.